Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{Rodział trzeci}

Kapitol,
rok 2190,
pierwszy dzień treningów.

_______________

Rachel mocno pchnęła drzwi, które otworzyły się na oścież. Zignorowała spojrzenia skierowane w jej stronę i podeszła do kącika z oszczepami.

— Co powiesz na małą rywalizację? — odezwał się głos za nią. Gdy odwróciła się, zobaczyła szczupłą dziewczynę z ogniście pomarańczowymi włosami i jasno zielonymi oczami. Jej długie, chude palce trzymały oszczep, który był wycelowany w nią, a ona sama uśmiechała się.

— Co powiesz na brak odpowiedzi na twoje głupie pytanie z mojej strony? — fuknęła dziewczyna i odeszła od stanowiska z oszczepami.

Kiedy zdecydowała się podejść do instruktora samoobrony, poczuła czyjąś rękę na jej ramieniu. Była pewna, że to ta sama dziewczyna, co wcześniej, więc odwróciła się wkurzona.

— Weź się odczep. — warknęła, złapała rękę i wygięła ją. Jednak zamiast ręki rudowłosej, trzymała zdecydowanie większą rękę, która należała do szatyna.

— Damie tak nie przystoi się odzywać. — powiedział spokojnym głosem, próbując wyswobodzić swoją rękę z uścisku. Z tego, co dziewczyna pamiętała, to to był chyba chłopak z jedynki.

— Nie mów mi, jak przystoi, więc się odwal. — zaczęła, wyginając jego dłoń jeszcze bardziej — A poza tym, myślałam, że jesteś tamtą dziewczyną. — wskazała głową miejsce, gdzie zostawiła rudowłosą. — Czekaj... Gdzie ona zniknęła... Przysięgam, dopiero co tutaj była... — rozejrzała się zdezorientowana po sali treningowej, aż się nie poddała, bo nie mogła jej znaleźć. — Nieważne, po prostu się... — nie dokończyła, ponieważ trybut zniknął. Shellar cicho zaklnęła.

W pewnym momencie obok niej zmaterializowała się poszukiwana dziewczyna. Chwilę jeszcze przyglądała się jej, aż w końcu uznała, że jest z drugiego Dystrystktu i, o ile się nie myliła, miała na imię Alice.

— Formuję mini sojusz i chcę byś dołączyła do mnie. — uśmiechnęła się, wyciągając rękę. Rachel nie sądziła, że sojusz by się uformował tak po prostu, więc skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na nią niepewnie. — No dobra, chciałabym żebyśmy chwilę powalczyły, ale potem, z przyjemnością chciałabym ciebie przyjąć do sojuszu.

Dziewczyna prychnęła. Nie miała zamiaru tworzyć sojuszu, bo jeszcze ją zdradzą jednej nocy, i co wtedy? Znaczy, sama by to pewnie też zrobiła... Po chwili, kiedy się zastanowiła, uścisnęła szybko rękę i sięgnęła po oszczep. Odsunęła się od Alice i przygotowała do małej walki.

— Wolałabym wręcz. — dziewczyna wzruszyła ramionami i rzuciła na bok broń.

Alice uderzyła pięścią jej ramię, na co Rachel po prostu uniknęła ciosu, po czym złapała jej rękę i ją wykręciła. Walczyły dość długo, przez co kilka osób się zebrało dookoła, przyglądając się dziewczynom.

W pewnym momencie Rachel nie wytrzymała tej neutralności w walce, więc walnęła pięścią twarz Monvinsty. Z jej nosa zaczęła lecieć krew.

— Teraz bijemy się po twarzach? Oh, jak świetnie... — mruknęła i skoczyła na drugą, przyszpilając ją do ziemi. Oddała cios, tym razem w oko, po czym przycisnęła lekko łokieć do jej gardła. — Uznaję to coś, za skończone.

Nastolatka nie chciała się pogodzić z przegraną, więc uniosła kolano i uderzyła plecy przeciwniczki. Nie wiedziała, że to coś by pomogło, ale najwyraźniej dało jej szansę na wyswobodzenie się z uścisku. Przeturlała się po podłodze i wstała. Już nie miała ochoty dalej rywalizować, ale chciała wygrać.

Sięgnęła po oszczep i drewnianym końcem uderzyła ponownie plecy dziewczyny. Gdy ta upadła, ona kopnęła ją.

— Rachel! Rachel, weź przestań! — zawołał Xander, trybut z jej dystryktu. Długo się przyglądał walce, ale dopiero pod koniec postanowił się odezwać. — Zachowujesz się teraz głupio!

— Odwal się, Zetro. — wystarczyła chwila, żeby Alice się podniosła i kopnięciem zmusiła dziewczynę, do uklęknięcia. Wyrwała oszczep z jej ręki i go uniosła.

— Dobra, nie wytrzymam. — warknął inny głos — Wypad z sali. Teraz. — wszyscy się odwrócili do mężczyzny za nimi. Nikt go nie kojarzył. — Takie walki oszczędzajcie na arenę, a nie tutaj. Alice, Rachel, idźcie do swoich apartamentów. Wróćcie tu jutro. — żadna z dziewczyn się nie ruszyła — Teraz! — zawołał ostrzejszym tonem.

Rachel zacisnęła wargi.

Oczywiście, że chodzi o igrzyska. — zignorowała wyciągniętą dłoń mężczyzny. Po chwili przyglądania się jemu, dotarło do niej, że to przecież jest główny organizator igrzysk, Rae Corrigan.

— A pan nie był przypadkiem martwy? — zapytała, nie oczekując odpowiedzi i odeszła od tłumu.

Szybkim krokiem dogoniła ją Alice.

— Było było ciebie poznać. — zaśmiała się sucho, trzymając się za nos — To co, sojusz?

— Weź się odwal. — powtórzyła po raz kolejny.

* * *

Był to już trzeci dzień treningów i nic ciekawego się nie stało.

Przynajmniej nie, dla Thomasa.

Od początku treningów siedział niedaleko stołu organizatorów, obserwując wszystkich na sali. Kiedy ktoś się odwracał w jego stronę, udawał, że sprawdza, czy roślina była jadalna.

W końcu zdecydował, że powinien wybrać coś, czym mógłby się pochwalić jutro, na pokazach dla organizatorów.

Zanim zauważył, do stanowiska z roślinami podeszła brąz włosa dziewczynka. Nie zwracała na niego uwagi, więc postanowił, że ją zignoruje.

Jednak nie mógł się pozbyć myśli, że coś jest nie tak z nią. Bardzo dużo mrugała, a do tego cały czas co mamrotała pod nosem. W końcu dziewczynka się do niego odwróciła, a on zobaczył, że jej źrenice zakrywały prawie całą tęczówkę.

— Nie chcesz się sprawdzić? — to pytanie wytrąciło go z jego zamyśleń.

Kim ona jest? — zapytał siebie. Nie kojarzył żeby była na paradzie trybutów, ani na wcześniejszych dniach treningu. Na pewno nie była jedną z awoksą, bo właśnie się odezwała.

Kiedy odeszła, przez chwilę pomyślał, że mógłby za nią iść i się dowiedzieć kim jest, ale z drugiej strony, pomyślał, że to nie jego sprawa.

— Przepraszam, Thomas, ale kim była ta dziewczyna? — zapytał Henry, jego mentor. — Nie przedstawiła się, czy coś przypadkiem?

— A co ciebie to obchodzi? Przecież pewnie już nie zobaczysz jej nigdy w życiu.

— Ta mała dwunastolatka jest poszukiwana od ostatnich czterech dni. — odparł mężczyzna — Ona i Jason Broflovski z jedenastego Dystryktu zniknęli po dożynkach. Z tego, co słyszałem, to ich opiekun i mentor zostaną skazani za jakąś karę, za to, że próbowali z nimi uciec od igrzysk. Jeżeli się zjawią oboje na pokazie, to chyba będzie dobrze.. Jednak z drugiej strony, co mnie to obchodzi, pewnie już nie zobaczę ich nigdy w życiu. — wzruszył ramionami, jakby się tym nie przejmował.

— Czekaj... Uciekli... Co... Ale jak... Przecież to niemożliwe... Skazani...? — chłopak potrzebował chwili, żeby to przetrawić. Sam chciałby uciec od tego koszmaru igrzysk, ależ drugiej strony nie chciałby, żeby Henry na tym ucierpiał. — Czemu nie mówiłeś wcześniej?

— Dobra, nieważne, może to nie była ona, uspokój się...

Thomas szybkim krokiem odszedł, szukając młodszej dziewczynki. Zdecydowanie nie była już w sali treningowej, więc wyszedł na korytarz. Błądził przez długi czas między korytarzami budynku, aż stwierdził, że się zgubił. Cicho zaklnął i otworzył pierwsze, lepsze drzwi, po swojej lewej stronie. Myślał, że wszedł jakimś cudem na salę treningową, jednak zamiast rozstawionych stanowisk z bronią, na środku pomieszczenia stał ogromny stół, na którym wyświetlał się hologram. Całe pomieszczenie miało odurzający zapach róż i krwi.

Chciał już zawrócić i zamknąć drzwi, ale jego uwagę przykuło jego własne imię.

Ale czy warto sprawdzać o co chodzi?

Nie wiedział nawet, o co chodzi w tym pliku. Może chodzi o nic ważnego? Przez długą chwilę przyglądał się temu, co tam było napisane. Były tam tylko nic niewarte informacje o nim. Już miał odejść, kiedy na hologramie wyświetliło imię jego siostry.

Plik, sam z siebie wyświetlił nagle inny obraz. W kącie było podpisane jako "arena70". Na mapie znowu znalazł swoje imię, więc wcisnął je. Nie było napisane nic konkretnie ("zmiechy, głoskółki, tunele"). Znowu pojawiło się imię jego siostry.

Chciał czytać dalej, ale usłyszał dźwięk spłukiwanej wody w łazience, dobiegający z pokoju obok. Nie zauważył wcześniej drzwi, które zaczęły się powoli otwierać. Szybko skoczył pod stół i próbował się przeczołgać w stronę drzwi. Usłyszał kroki, które się zbliżały w stronę wyjścia, po czym ten ktoś wyszedł. Chłopak wyszedł spod stołu i opuścił pokój. Rozejrzał się i zobaczył, że korytarzem szedł główny organizator igrzysk. Z jednej strony zdziwił się, jakim cudem był on tu, a nie w sali treningowej, ale z drugiej tylko mruknął:

— Parszywiec nie umył rąk!

* * *

— Dobra, powodzenia — życzył chłopak z dziesiątego Dystryktu, Li.

Selena zignorowała jego słowa i weszła bez słowa do pomieszczenia.

Dzisiaj trybuci pokazywali organizatorom swoje umiejętności, których się wyuczyli w ciągu ostatnich trzech dni. Selena przez ten cały czas próbowała się skupić na tym, żeby nauczyć czegoś nowego, ale niestety dużo czasu spędziła na popisywaniu się przed zawodowcami (a bardziej tylko przed trybutami z jedynki, bo reszta była gdzie indziej).

Pokaz minął bardzo szybko. Jak wyszła z pomieszczenia, skierowała się szybko do windy i odeszła do swojego pokoju. Nie wiedziała, jak bardzo te kilka dni ją wymęczyły, a jak położyła się na łóżku, to od razu zasnęła. Obudziło ją głośne pukanie do drzwi.

— Seleeena! — zawołała jej mentorka, przedłużając samogłoskę — Wyyyjdź z tamtąd...!... — jej głos brzmiał głupio. — Sami chyba utknął na suficie... A nie, czekaj, to moja poduszka! — zaśmiała się głupio.

Sfrustrowana szatynka otworzyła drzwi i zobaczyła kieliszek wina w ręce mentorki.

— Czy ty pijesz? — zapytała z niedowierzaniem

— Nie. — psiknęła — Tak. — poprawiła się opuszczając kieliszek, który upadł na ziemię, rozbijając się.

Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić, więc zostawiła tam kobietę i poszła do kuchni. Zauważyła, że Samuel jadł płatki, oglądając telewizję.

— Widać, że księżyc od dzisiaj symbolizuje poranek. — mruknęła, wyjmując jogurt z lodówki.

— Płatki można jeść o każdej porze. — odparł, przełączając kanał.

Za chwilę mieli ogłosić ile punktów każdy dostał za swoje pokazy wcześniej, tego dnia. Dzięki punktom, Selena mogła zdobyć sponsorów. Tyle tylko wiedziała na temat tego.

Do kuchni znowu weszła mentorka, Ilaria.

— Semi! — krzyknęła potykają się o własne nogi — Semieln, pomóż staruszce wstać.... — chłopak nawet nie spojrzał na nią, wyczekując momentu, w którym ogłoszą punktację. — Samiulle! — warknęła znowu — Selenija, powiedz mu coooś — zaczęła jeszcze raz, udając głos niezadowolonego dziecka.

—  Jesteś jakimś rozpieszczonym dzieckiem, czy jak? — warknęła w odpowiedzi szatynka — Skoro mamusia ciebie u nas zostawiła, to może idź spać, co? — rzuciła jej srogie spojrzenie, na które mentorka wstała z ziemi

— Przestań się wymądrzaaać...Chodź, napijemy się winka, obejrzymy jakieś shooow... — sięgnęła po butelkę, ale Selena była szybsza. Złapała butelkę i pobiegła do wielkich drzwi na balkon. Otworzyła je i wyrzuciła butelkę w dal. — Co ty...

— Zamknijcie się, zaczyna się. — odezwał się znowu chłopak. Nalał sobie więcej mleka do miski i usiadł na kanapie, w salonie.

Selena zignorowała mentorkę i pobiegła w stronę Samuela. Usiadła, jak najdalej od niego, po drugiej stronie kanapy.

Prawdę mówiąc, nie słuchała, co mówiono w telewizji, ani nie słuchała ile punktów mają inni zawodnicy. Kiedy ogłoszono ilość punktów dla dziewczyny z ósemki, przed telewizorem stanęła Ilaria.

— Nie ma oglądania... Beze mnie! — wyłączyła telewizor i odłączyła wszystkie możliwe kable. Potem zaczęła szperać przy gniazdkach, aż nie kopnął ją prąd (ale tylko trochę). Krzyknęła, po czym zmarszczyła brwi i szybko pobiegła w stronę łazienki.

Trybuci westchnęli ciężko.

Najwyraźniej nie dowiedzą się, jak im poszło.

____________

....
....
....
Przepraszam?
[edit: słaby mam tutaj internet, więc nie mogłam wcześniej]

Ale tak serio, to przepraszam was bardzo, że tak późno... ALE PRZYNAJMNIEJ JEST!
Źle wyszedł, ale jest...

P Y T A N K A ——>

Uwagi ——>

Marudzenie ——>

A w tym miejscu napiszę za jakiś czas kiedy wyjdzie nowy rozdział ——>

Czy odzwierciedliłam postacie na tyle, że jest OK? ———>

Napiszcie, co chcecie by było w rozdziałach [dokładnie] ———>

Jeszcze raz strasznie przepraszam!

Panienka perfekcyjna-, wiem, że obiecałam Elinor, ale pomyliły mi się kolejności wydarzeń i jednak wywiady są po treningach [głupia, czemu myślałam tak?]

Wszyscy, napiszcie jak z rozdziałem?
Tak, może być lekko chaotyczny i źle napisany, ale no...

SZYBKIE PYTANIE JESZCZE:

Do Elinor Ealdyn Colins, Xander Zetro, oraz Jennifer Steel:
~Jakie pytania ciebie krępują?
~Czy myślisz, że dobrze ci ocenili za pokaz?

[Elinor - 8pkt
Xander - 7pkt
Jennifer - 9pkt
Możecie wymyślić za co]
[napiszcie całą wypowiedź, pls]

Jak chcecie wiedzieć, co wasze ludu dostało, to pisać.

Przepraszam najmocniej jeszcze raz i życzę miłej nocy^^

~Lia🌸

Ps: tu można mnie zabić, za przedłużanie i opóźnianie xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro