Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{Prolog}

Panem,
rok 2190,
pół roku przed dożynkami.

_____________

— Czyli co pan proponuje, panie Corrigan? — zapytał prezydent Snow opierając się o tył fotelu w swoim gabinecie.

— Proszę, niech pan mi mówi Rae. — wtrącił mężczyzna

— Corrigan. — kontynuował prezydent — Jaki jest twój pomysł na tegoroczne igrzyska?

— Duże zmiany. — zaczął — Niech igrzyska będą całkowicie zaplanowane aż po ostatnie drzewo. Nic nie będzie przypadkiem, nawet wybór trybutów. Niech pan sobie wyobrazi, panie prezydencie arenę idealnie przeznaczoną dla każdego członka z osobna. — wcisnął guzik na swoim zegarku i na biurku pojawił się hologram. — Przecież tyle lat robimy te igrzyska, że praktycznie wiemy co zrobią trybuci. Dwóch trybutów z jedynki, jeden z dwójki i czwórki wszyscy w sojuszu. Pięćdziesiąt procent szans, że jeden z nich wygra, czterdzieści, że będzie to trybut z trójki, piątki, siódemki, czy ósemki. Dziesięć procent, że to ktoś z innych Dystryktów.

— Nie da się tego tak wyliczyć. — powiedział znowu Snow — Każdy człowiek jest inny z osobna, a mnie szczerze nie obchodzi jeżeli będą w tym roku trudniejsze igrzyska. Byleby były ciekawe, a przez siedemdziesiąt lat zasady gry się nie zmieniły. Po co miałbym się zgodzić na takie zmiany teraz?

— Ponieważ ludzie zaczynają się buntować! Panie Snow..

— Prezydencie. — poprawił go

— Panie prezydencie, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat temu prawie wszystkie dystrykty trzymały się igrzysk, bo myśleli, że to jedyny sposób, a teraz... Teraz to już..

— Wystarczy. — znowu mu przerwał — Twój pomysł nie ma sensu. Nie potrzeba mi więcej problemów. Wynoś się.

— Niech mi tylko pan pozwoli pokazać coś jeszcze... — odezwał się po chwili Rae, który znów wcisnął coś na swoim zegarku.

Na hologramie ukazały się pliki, które były podpisane jako dystrykty. Mężczyzna wcisnął plik Dystryktu Ósmego i pojawiły się twarze różnych dzieci z tamtego dystryktu. Prezydent przybliżył się do tego i wybrał chłopca.

— Rubén Camilo Ramirez? — Corrigan pokiwał głową oznajmująco. Prezydent zaczął czytać jego plik z zainteresowaniem po czym stwierdził — Twój pomysł jest beznadziejny. Na co to by się przydało na arenie?

— Ale...

— Nie. Wynoś się i wróć z normalnym pomysłem jak ma wyglądać arena.

***

Miesiąc po tym spotkaniu Rae Corrigan znowu spotkał się z prezydentem mając wizję areny na siedemdziesiąte igrzyska.

Strażnicy, którzy stali przy drzwiach słyszeli z pomieszczenia podniesiony głos Corrigana i śmiech prezydenta. Wydawało się, że spotkanie szło w miarę dobrze aż drzwi się otwarły z hukiem i organizator igrzysk wyszedł zadowolony.

— Miłego dnia, panowie — uśmiechnął się do nich i odszedł w głąb korytarza.

Po chwili wyszedł prezydent, który się zwrócił do strażników:  "Łapcie go."

Słuch po panie Rae Corriganie zaginął.

_________

Ziup^^
Doberek zebranym! Jest rozdział/prolog obiecany, więc no...

Nie wiem czy to jest dobry start tej książki, więc popiszcie coś bym wiedziałaaaa... Mówcie o błędach, przecież idealna nie jestem.

Byłam w połowie pisania innego prologu, ale nagle ogarnęłam, że to brzmi jak rozdział, więc prolog skupia się tylko i wyłącznie na prezydencie. *przynajmniej mam już połowę pierwszego rozdziału, yay*

Komentujcie, komentujcie! Piszcie co myślicie!
Potrzebuję komentarzy xD
Jestem zdesperowana xD

Miłego wieczoru, w następnym rozdziale już pojawią się wasze oc c;

~Lia🌸

Ps: Jak skomentujecie to jest szansa, że wcisnę waszego ludka do pierwszego rozdziału 😏
*tak, jestem zdesperowana xD*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro