Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Jestem Nel Steward. Nazwisko amerykańskie bo mój tata tam mieszka. Moja mama i ja jednak zostałyśmy w Polsce. Chodzę do drugiej klasy gimnazjum dwujęzycznego we Wrocławiu. Chodzę do klasy gdzie jest 10 dziewczyn i tyle samo chłopaków. Czemu? Ponieważ do każdej klasy był osobny egzamin dla chłopaków i dziewczyn. Jest po 5 klas pierwszych, drugich i trzecich. Jest też 5 różnych poziomów umiejętności. Ja jestem w tym najwyższym bo muszę jakoś się porozumiewać z moim tatą. Ogólnie to klasy się ze sobą nie trzymają. Jestem wyjątkiem.
Na początku roku Nel przez przypadek wpadła na jakiegoś chłopaka. Od razu przeprosiła i odeszła. Odwróciła się dopiero po chwili i zobaczyła że on również na nią patrzy. Spojrzała na jego twarz i dostrzegła te niebieskie oczy. Nie, nie niebieskie. One były błękitne niczym ocean. Szybko jednak ruszyła przed siebie. Przez cały dzień widziała tylko jego oczy. Potem wróciła do domu i weszła do swojego pokoju. Nie był to pokój typowej dziewczyny. To jest, pełen różu, idoli i plastyki oraz muzyki. Nie była dobra w takich rzeczach. Wokół pełno było różnych potrzebnych rzeczy: scyzoryk, teleskop, kompas, no i przede wszystkim bryczesy. Nel kochała jeździć konno. Bez tego jej życie nie byłoby jak teraz. Za biurkiem był mały schowek. To tam chowała szczotki i kantar dla swojego konia. Jej koń miał na imię Dragon i był ciemnym gniadoszem. Kochała go z całego serca i nigdy bo go nie zamieniła na innego. Do tego w jej pokoju stał długi łuk i 12 strzał w kołczanie. To była jej druga pasja. Musiała przyznać że potrafiła dobrze strzelać. Najgorsze było to, że nikt w klasie nie podzielał jej zainteresowań. Nie miała z kim pogadać bo ludzie się z niej śmiali.
Pewnego dnia postanowiła wyjechać w teren. Dragon był bardzo z tego zadowolony. Jechali sobie galopem poprzez pole rzepaku. Było pięknie, jeszcze bardziej że nie zabrała siodła ani ogłowia. Jechała sobie od razu na grzbiecie konia ze sznurkiem przerzuconym przez szyję. I wtedy to usłyszała. Kiedy powoli zwalniała, w oddali usłyszała tęten kopyt. Stłumiony przez ziemię więc ledwo słyszalny. Ale była pewna że ktoś za nią jedzie. I to cwałem. Zwolniła do kłusa i odwróciła się. Wtedy ją po prostu zamurowało. Nawet Dragon się zatrzymał żeby popatrzeć. W odległości jakiś 100 metrów jechał siwy koń. W szybkim galopie pięknie rozprostowywał swoje nogi. Ale to nic. Na nim siedział ktoś, kogo od razu rozpoznała. Ten błękitnooki chłopak. Pięknie trzymał się w siodle i wcale nie wyglądał na nowicjusza. W końcu zatrzymał się obok niej i uśmiechnął się szeroko.
- Niełatwo cię dogonić.
- Czy my się znamy?
- Jak na razie nie. Pamiętasz jak raz na mnie wpadłaś?
- Taaa. Pamiętam. Ale nie wiedziałam że jeździsz konno?
- Też nie wiedziałem dopóki nie zobaczyłem cię dzisiaj w stajni. To twój koń?
- Tak. Nazywa się Dragon.
- A to Silver. Chyba się znają.
- Pewnie tak. A ty jak masz na imię?
- Jestem Filip Kasprowicz.
- A ja Nel Steward. Jaki masz poziom?
- 4.
- Ja 5.
- To twój tata mieszka w Ameryce?
- Tak. Skąd wiesz?
- Ktoś mi kiedyś powiedział.
- Aha. Może się przejedziemy?
- Jasne!
Ruszyli stępem rozmawiając o koniach i innych sprawach. Nel zaczynał coraz bardziej pasować chłopak który był na mniej więcej takim samym poziomie umiejętności. Nagle on ruszył galopem krzycząc coś o berku. Nel nie musiała się długo zastanawiać i szybko puściła się za nim w pogoń. Po chwili przeszli do cwału. Jechali tak pomiędzy lasem, a polem aż w końcu zdecydowali się zwolnić.
- Wow! Daleko pojechałeś.
- No wiem. Dawno chodzisz do tej stajni?
- 2 lata. 1,5 roku jeżdżenia tak po prostu i w pół roku nauczyłam się skakać.
- Nieźle. Ja jeżdżę od 3 lat, a tutaj od kilku miesięcy. Podoba mi się tu.
- Jest świetnie!
- Noo...może byśmy się gdzieś konkretnie przejechali? Nie znam tych rejonów więc prowadź!
Nel spojrzała na słońce i stwierdziła że zostało pół godziny do zachodu słońca. Wtedy wpadła na genialny pomysł.
- Chodź!
Krzyknęła i odwróciła konia. Potem ruszyła galopem w wybranym kierunku. Kiedy się obejrzała dostrzegła że chłopak jedzie za nią. W oddali dostrzegała już cel ich biegu. Szybko spojrzała na słońce i zostało im jeszcze 20 minut. Przyspieszyła do cwału. Po chwili biały koń się z nią zrównał. Dotarli do dużego stogu balotów stojącego samotnie na polu. Dziewczyna szybko zatrzymała swojego konia i zsunęła się z siodła. Wyjęła grubą linę i przywiązała nią Dragona oraz Silvera. Oboje poluzowali im popręgi. Nel szybko i sprawnie wskoczyła na jeden balot i wspięła się na kolejny. Zobaczyła że jej kolega ma małe trudności ale w końcu się wgramolił. Weszli na sam szczyt. Dziewczyna pozwoliła by jej nogi luźno zwisały. Chłopak zrobił to samo. Siedzieli sobie i patrzyli na piękny zachód słońca. Przed nimi rozciągał się widok na wiele pól, przeciętych w połowie rzeczką. Żółte siano i pomarańczone promienie tworzyły piękną całość. Czuło się ten klimat. W oddali widać było kilka wzniesień. W końcu byli we Wrocławiu. Ale mimo bliskości miasta czuło się zapach pól. Było pięknie.
- To tu chciałaś mnie zabrać? Piękne miejsce.
- Też je lubię. Stanowi miejsce gdzie można się wyciszyć.
- I pomyśleć o swoich pasjach.
- Taaa. Kocham konie. Bez nich nie mogłabym żyć.
- Są jak narkotyki. Uzależniają. Ale tylko cierpliwi mogą naprawdę coś osiągnąć.
- Zgadzam się. Miała wiele okazji by się poddać. Ale nadal tu jestem.
- Ja też. Spadłaś kiedyś?
- Tak. Raz.
- Śmiało! Mów!
- No dobra...ale potem ty opowiesz o swoim upadku!
- Umowa stoi!
- No to był to ewidentnie mój błąd. Nie konia. Jechałam na jakimś koniu, którego nie za bardzo lubiłam. Tu chodzi o prędkość. No i jechałam nim ma przeszkodę. Był już w miarę szybki więc zlekceważyłam szereg ze stacjonat 60 cm. No i przed pierwszą przeszkodą nie było łydek więc ledwo przeszedł. Straciłam równowagę i nie miałam szans przed drugą dodać gazu. Koń skręcił nagle w lewo a ja byłam przygotowana w półsiadzie. No i spadłam na prawo na szyję konia. Nogi mi wypadły ze strzemion ale nadal miałam je na siodle. Rękami złapałam szyję konia ale on przeszedł jeszcze kawałek. No i po prostu zjechałam nogami po szyji obracając się bo rękoma nadal się trzymałam. W końcu zadziałała grawitacja i spadłam na plecy. Nie było źle. Nawet polubiłam spadanie.
- Hahahahaha! Chciałbym to widzieć!
- Teraz ty!
- No dobra...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro