Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 - Coś niewytłumaczalnego

 wrzesień 2007

            Siedziałam w ławce tuż przy oknie z jakąś niesamowicie chudziutką blondynką, która dosiadła się do mnie zaraz po wejściu do sali. Zupełnie jakby mnie sobie upatrzyła i wybrała spośród całej reszty. Zanim zajęła miejsce obok mnie, powiedziała jedynie cichutkie „cześć” i skromnie się uśmiechnęła, potem nie odezwała się ani słowem. Co jakiś czas zerkała tylko w moją stronę. Na pierwszy rzut oka była raczej nieśmiała i grzeczna. Ja też nie należałam do odważnych, ale nie aż tak jak ona. Byłam gdzieś pomiędzy tymi fajnymi a niedorajdami, nie zaliczałam się do żadnych z nich, a już na pewno nie do tych fajnych. W końcu czytałam książki zamiast grać w komputer i chodzić po sklepach z ciuchami. Co ze mnie za dziewczyna, jeśli mam tylko dwie spódniczki, których i tak nie noszę.

            Pierwszy dzień w nowej szkole nie zapowiadał się jakoś nadzwyczajnie. Kilka godzin spędzonych nie zbyt owocnie z ludźmi, z których większość widziałam po raz pierwszy na oczy. Było to całkiem dziwne, ponieważ w naszym mieście liczba mieszkańców nie przekracza nawet sześciu tysięcy.

            W mojej grupie było około trzydziestu osób, w tym zdecydowanie przeważały dziewczyny. Parę z nich kojarzyłam z podstawówki i szczerze mówiąc nie zapadły mi w pamięć pozytywnie. Szczególnie Carla. Podobno obgadywała wszystkich za plecami, a w oczy mówiła im przemiłe rzeczy. Jedno wiedziałam, nie zamierzałam się do niej zbliżać. Nie zależało mi na znajomości z takimi ludźmi.

            Standardowo, podczas pierwszego spotkania w nowej szkole uczniowie muszą się jakoś poznać. Nauczyciele znają szereg najróżniejszych sposobów na to, lecz zdaje się, że pani Dawson stroniła od wymyślnych zabaw i stawiała na tradycyjne przedstawienie się w kilku zdaniach.

            Nie miałam zbyt wiele czasu na przygotowanie się, zważywszy na fakt, iż siedziałam w trzeciej ławce. Im bliżej mnie była pałeczka, tym bardziej się denerwowałam. Nie miałam zielonego pojęcia co mogłabym o sobie powiedzieć oprócz tego, że mam na imię Nancy. Wsłuchiwałam się uważnie w to, co mówili moi poprzednicy z nadzieją, że mnie na coś naprowadzą. Niestety nie należeli oni raczej do osób kreatywnych. Dowiedziałam się za to co nieco o mojej cnotliwej sąsiadce z ławki. Co prawda niewiele, ale zawsze coś. Nazywała się Minnie Fletcher i miała talent do malowania. No tak, wszystko jasne, introwertyczna artystka.

            Gdy nadeszła moja kolej wszystkie pary oczu skierowane były w moją stronę, co rzecz jasna jeszcze dłużej podtrzymało moje zakłopotanie i stres. Wstałam powoli, tak jak moi przedmówcy i uśmiechnęłam się nerwowo.

- Cześć, jestem Nancy Fritton - powiedziałam niepewnie i powędrowałam wzrokiem po klasie, badając reakcję moich przyszłych kolegów. Jedni byli niesamowicie znudzeni, inni natomiast czekali na rozwój akcji. Zatrzymałam się na chwilę na chłopaku z burzą ciemnych włosów na głowie. Kiedy nasze spojrzenia spotkały się, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Te piękne oczy jakby złapały mnie w swoje sidła i nie miały zamiaru wypuścić. To spojrzenie przewiercało mnie na wylot. Było to kompletnie nowe uczucie, jakiego nigdy dotąd nie doświadczyłam. Z tego jakże pięknego amoku wyrwały mnie słowa nauczycielki.

- To wszystko, kochana? - spytała takim tonem, jakby chciała wycisnąć ze mnie jeszcze więcej. Przytaknęłam głową. - Och, no coś ty! Może powiedz nam co lubisz robić w wolnym czasie? - Pani Dawson zdecydowanie nie dawała za wygraną.

- Lubię pisać.

- Tak dosłownie czy jakieś historyjki?

- Historyjki.

            I znów nastała niezręczna cisza. Do kobiety chyba w końcu dotarło, że nie planuję wygłaszać żadnego dłuższego monologu, ani nawet dodawać kolejnego zdania, dała mi zatem spokój. Czym prędzej usiadłam i zaszyłam się gdzieś za Minnie, aby jak najmniej osób zobaczyło mojego soczystego buraczka na twarzy. Pomyślałam wtedy o chłopaku, który zahipnotyzował mnie przed kilkoma chwilami. Co też musiał sobie o mnie pomyśleć po tym dziwacznym zachowaniu. Zgaduję, że na pewno nie miał ochoty do mnie zagadać, widząc jak się krępowałam przed klasą. Jeszcze przed sekundą wydawało mi się, że nie ma na świecie bardziej nieśmiałej dziewczyny niż moja sąsiadka Minnie, a jednak swoim występem pobiłam ją na łopatki. Co jakiś czas patrzyłam ukradkiem w stronę, jeszcze wtedy nieznanego mi chłopaka. Było w nim coś wyjątkowego, coś co mnie intrygowało, ale nie byłam w stanie zgadnąć cóż to takiego. Jego wygląd, ciepło, które biło od niego na kilometr, czy też może to w jaki sposób spoglądał na innych. Z wielką uwagą wysłuchiwał każdego pojedynczego słowa i analizował, a może i nawet nadinterpretował? Ostatecznie przyszła i kolej na niego. Ochoczo podniósł się z krzesła i z wielkim entuzjazmem rzekł:

- Jestem Harry Styles, kocham śpiewać i nie wyobrażam sobie życia bez tego. I także lubię pisać.

            Obrócił się w moją stronę z niezwykle szczerym uśmiechem. Trwało to co najwyżej kilka sekund, lecz dla mnie mogłoby trwać i całą wieczność. Nie był to zwykły uśmiech, a coś znaczącego, innego, jakiś dobry znak. Ponadto jego głos również był nietuzinkowy. Taki głęboki, w dodatku ta lekka chrypka i akcent. Niewiele chłopców w naszym miasteczku miało taki. Trafiłam na unikat.

            Dłuższe przerwy najczęściej spędzałam siedząc pod salą, bądź na zewnątrz w cieniu i czytając jakąś dobrą książkę. Jeśli sama miałam zamiar wydać coś w przyszłości, zdecydowanie musiałam dużo czytać, bo cóż to za pisarz, który ma niewielkie pojęcie o książkach, metodach i stylach? Choć niekiedy zdarzało mi się przebywać z Minnie, która najwyraźniej uważała mnie za jedyną normalną osobę w naszej grupie, co wynikało z tego, co próbowała mi przekazać między wierszami. Podobnie jak ja nie przepadała za Carlą i jej przyjaciółkami, więc miałyśmy przynajmniej jeden wspólny temat do rozmów. Z czasem na jaw wychodziło ich coraz więcej, na przykład nie chęć do wystąpień publicznych, ulubione dania, czy też muzyka w związku z czym zaczęłyśmy spotykać się częściej, w dodatku nie tylko w szkole. W gruncie rzeczy Minnie była całkiem interesującą osobą, a już na pewno miłą i sympatyczną. W jej przypadku wyraźnie potwierdzało się przysłowie "Nie oceniaj książki po okładce". Z wierzchu była cichutka i skromna, ale gdzieś tam głęboko ukrywała prawdziwą siebie. Im więcej czasu spędzałyśmy razem, tym bardziej się otwierała i zdawała się zmieniać na lepsze. Po kilku miesiącach spędzonych razem jej przemiana została dostrzeżona nie tylko przez ludzi z klasy, a także i przez panią Dawson, która prawdopodobnie była mi wdzięczna za otwarcie Minnie na innych. Mnie też bardzo to cieszyło tak, jak sam fakt, że znalazłam sobie koleżankę, której mogłam zaufać. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Minnie była wyjątkowym wróblem, ale gdzieś tam, całkiem blisko kręcił się już gołąb.

           

            Wierciłam się co jakiś czas na jednej z drewnianych ławek na boisku. Odstępy między belkami były za duże i uwierały mnie w tyłek, niestety było to jedyne wolne miejsce w pobliżu, a zanim doszłabym pod salę dzwonek zdążyłby już zadzwonić. Zatem znosiłam te katorgi, jednocześnie czytając książkę, którą ostatnio podrzuciła mi Minnie. Byłam już po połowie, a nadal niewiele się w niej wydarzyło. Z nadzieją na konkretny punkt kulminacyjny badałam kolejne strony.

- Co czytasz? - usłyszałam nagle z lewej strony. Omal nie podskoczyłam z zaskoczenia. Momentalnie odwróciłam się ku niespodziewanemu gościowi i wręcz oniemiałam ze zdziwienia. Harry siedział obok mnie z lekkim uśmiechem i zapewne czekał na moją odpowiedź. Nie miałam pojęcia dlaczego się przysiadł, dlaczego postanowił ze mną porozmawiać. Było to dla mnie tak dziwne i niezrozumiałe. Czemu ja.

- Sparksa - odparłam w miarę normalnym tonem, pokazując mu okładkę. O dziwo nie denerwowałam się aż tak bardzo, jak przypuszczałam.

- Ach, totalnie dziewczyńska rzecz - powiedział, potakując głową.

- To mój pierwszy raz, kiedy go czytam. Póki co próbuję się przekonać. - Chciałam się jakoś wybronić, żeby nie myślał, że należę do tych brzydkich dziewczyn bujających w obłokach i zadręczających się książkami i filmami romantycznymi. Nie zabrzmiałam jednak zbyt przekonująco, chociaż mówiłam prawdę.

- I jak idzie?

- Nie najlepiej. Chyba jednak wolę Kinga - odparłam z lekkim zrezygnowaniem w głosie. Podczas tej jakże krótkiej rozmowy, Harry wciąż bacznie mi się przyglądał. Strasznie mi się to podobało, nie mniej jednak również krępowało. Mimo to, im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej rozluźniona się czułam. W końcu nadszedł punkt kulminacyjny, którego niestety nie doczekałam się w książce Sparksa.

- Zdaje się, że jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać oficjalnie. Jestem Harry - rzekł, wyciągając w moją stronę rękę.

- Nancy.

            Uścisnęłam jego dłoń i poczułam, że to początek czegoś szczególnego.

           

            Od tamtej chwili byliśmy niczym papużki nierozłączki. Mijały dnie, tygodnie, miesiące, a więź między nami coraz bardziej się zacieśniała. Ten, kto nie wierzy w przyjaźń damsko-męską jest w wielkim błędzie bowiem wszystko jest możliwe. Chociaż ludzie zaczęli plotkować o nas, staraliśmy się patrzeć na to przychylnie i puszczać mimo uszu, szczególnie Harry. Najwyraźniej niektórym przeszkadzała nasza relacja. Dość często zastanawiałam się nad tym dlaczego Harry zainteresował się akurat mną, co takiego ciekawego we mnie dostrzegł, że wolał spędzać wolny czas ze mną, a nie z dziewczynami pokroju Carli, to jest z tymi ładnymi i popularnymi. Szybko otrzymałam odpowiedź na to pytanie, a mianowicie połączyło nas zamiłowanie do pisania własnych tekstów. Dzieliliśmy się ze sobą wszystkim, co stworzyliśmy, każdą najmniejszą rzeczą. Czasem wyglądało to prawie jakbyśmy pisali do siebie nawzajem. Z tym że ja przeważnie pisałam prozę, a on wiersze i piosenki. Mieliśmy wtedy jedynie po czternaście lat, ale jak na tak młody wiek niektóre z tekstów były naprawdę dobre. Dawaliśmy sobie rady, robiliśmy korekty, ćwiczyliśmy i kształciliśmy się w każdy możliwy sposób. W szkole byliśmy rywalami, lecz tylko dla samej zabawy i motywacji. Prześcigaliśmy się w tym, kto jest lepszy, kto dostanie więcej punktów z wypracowań. Najczęściej to ja wygrywałam, choć Harry'emu niewiele brakowało do moich wyników. Inspiracje czerpaliśmy głównie z filmów. Bardzo często oglądaliśmy razem dramaty i nie tylko. Od czasu do czasu siadaliśmy na ławce przy głównej ulicy w Holmes Chapel i obserwowaliśmy ludźmi. Na zmianę wybieraliśmy sobie jakąś osobę i wymyślaliśmy na szybko jej historię. Na ogół prowadziło to do ataków niepohamowanego śmiechu i zgryźliwych uwag ze strony osób starszych, co jeszcze bardziej nas rozbawiało.

           

            Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jesteśmy jeszcze zbyt młodzi, aby czegokolwiek spróbować. Od razu zarzuciliby nam brak doświadczenia i gotowości do wkroczenia na nową, dość trudną drogę życia. Zostało nam jedynie szlifować swoje talenty i pokornie czekać na odpowiedni moment, a miało nim być liceum.

           

            Pamiętam każdy szczegół z większości naszych spotkań. Co robiliśmy po szkole, gdzie chodziliśmy, gdzie najbardziej lubiliśmy spędzać czas. Było jedno takie specjalne miejsce, innymi słowy Cotton Hill. Wzgórze na obrzeżach Holmes Chapel, z którego doskonale widać było całe miasteczko. Mój dom, jego dom, szkołę, absolutnie wszystko. To Harry mnie tam zaprowadził, mówiąc, że kiedy był dużo, dużo młodszy jego dziadek pokazał mu to miejsce. Na samej górze rosło ogromne drzewo, piękne i okazałe. Siedzenie pod nim było najprzyjemniejszą rzeczą na świecie. To właśnie tam po raz pierwszy razem zasmakowaliśmy alkoholu. Harry ukradł mamie z barku szampana i jakieś wino, myśląc, że wcale się nie zorientuje. Tak, czternastoletni umysł. Anne na szczęście udała, że nic nie wie o naszym „drobnym” występku, ufała nam. Właściwie to nie wypiliśmy nawet wszystkiego, już po samym szampanie było nam niezmiernie wesoło, zważywszy na tempo w jakim go w siebie wlaliśmy. Jak to się zwykle dzieje po alkoholu, najpierw jesteś niesamowicie wesoły i radosny, zaraz potem czujesz się smutny z jakiegoś kompletnie nie znanego ci powodu, czasem też zbierasz się na odwagę, aby o czymś powiedzieć, a może po prostu wypuszczasz z siebie, co ci ślina na język przyniesie. Jest tyle wariantów, do dziś nie mam pojęcia jak było w tym przypadku.

- Lubię cię, Nancy.

            Trzy krótkie słowa, ale jakże wielką miały dla mnie wagę. Na te kilka sekund całkowicie wyparłam z siebie cały ten stan upojenia, mój umysł wytrzeźwiał, a serce zabiło mocniej. Mimo to, nie wiedziałam w jakim znaczeniu wypowiedział te słowa, choć w głębi duszy miałam nadzieję, że właśnie w takim, w jakim chciałabym je usłyszeć.

           

            Między nami wytworzyło się coś niewytłumaczalnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro