Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23 - Pseudointeligenci

            Nie jedna dziewczyna chciałby, żeby jej życie wyglądało jak komedia romantyczna albo dobra książka. Można by rzec „Życie to nie film”, ale nie w moim przypadku. Moje życie było pasmem niewyjaśnionych, niedorzecznych zbiegów okoliczności i wydarzeń, które swoim brakiem prawdopodobieństwa biły na łopatki wszelkie scenariusze filmowe. Moje życie to była jakaś totalna kpina, zbiór absurdów i w dużej mierze składało się z rzeczy, o które ani trochę się nie prosiłam. A już na pewno nie o to, co miało miejsce dzień przed sylwestrem dwutysięcznego dwunastego roku i nie mówię tu o niespodziance, jaką zastałam w swoim kubku z herbatą, a o czymś znacznie gorszym, do przeżycia czego potrzebowałam zgromadzić w sobie całe pokłady cierpliwości, jakie schowałam na czarną godzinę.
            - Ustaliliśmy jak będziemy dziś spać. - Dotarło do moich uszu, gdy późnym wieczorem wróciłyśmy z Minnie ze spaceru. Fletcher nigdy wcześniej nie była w Londynie na własną rękę, jedynie na wycieczkach szkolnych, dlatego koniecznie chciała przejść się po okolicy i poznać uroki stolicy. Tym bardziej skoro znajdowaliśmy się w – nie da się ukryć – najlepszej części miasta. Znałam nieco ten rejon, ponieważ, gdy ostatnim razem byłam w odwiedzinach u Harry'ego, miałam okazję przejść się po pobliskim parku i poznać kilka ulic na tyle dobrze, by móc nimi w miarę swobodnie poruszać się wraz z Mins. Dziewczyna była zauroczona małymi uliczkami, które sprawiały wrażenie jeszcze bardziej przytulnych dzięki śniegowi przykrywającemu wszystko dokoła i niewysokim, czarnym latarniom dającym nikłe, żółte światło padające na wąskie chodniki. Ponadto domy stojące w tej dzielnicy także miały swój urok, co prawda odbiegały odrobinę od klasycznego wyglądu angielskich domków jednorodzinnych zważywszy na fakt, że była to strefa nieco bogatszych obywateli, ale wciąż miały w sobie tę magiczną iskrę. Choć z drugiej strony mogło mi się tak wydawać za sprawą śniegu i ogólnej atmosfery panującej wówczas na zewnątrz. Jednak ta krótka chwila rozmarzenia, która swoją drogą przyczyniła się do zutylizowania mojej złości na Louisa za jego „drobny” występek, niestety nie trwała długo.
            Co miało niby znaczyć „ustaliliśmy jak będziemy spać”? Samce alfa zabrały głos, a kobiety nie miały nic do powiedzenia w tej kwestii?
            - I co ciekawego wynikło z tych ustaleń? - Pozwoliłam sobie zapytać nieco pobłażliwie, czując się urażona ich postanowieniem. Co jak co, ale sądziłam, że tego typu rzeczy należałoby uzgadniać razem. Normalnie nie miałabym większego problemu z zaakceptowaniem takiej decyzji, ale biorąc pod uwagę ryzyko, na jakie zostałam narażona w tym wypadku musiałam się jakoś podratować.
            - Żeby było sprawiedliwie najpierw będziemy losować kto z kim, a potem gdzie – odparł Harry beznamiętnie, a ja aż otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Doskonale wiedziałam, że się nie przesłyszałam, więc nie poprosiłam go o powtórzenie.
            Który punkt w ich wersji był sprawiedliwy? Bo z całą pewnością nie to kto z kim miał dzielić łóżko tej feralnej nocy! Chociaż z jednej strony losowanie miejsca było całkiem racjonalnym wyjściem, ale mimo wszystko... Pierwsza część tej ich dziecinnej zabawy wcale nie była sprawiedliwa nawet wobec Chinnie. Ba, szczególnie wobec Chinnie! Dziwne, że Charlie się na to zgodził. Albo i nie. Nie. Po błyskawicznej analizie, stwierdziłam, że to nie było ani trochę dziwne z jego strony. Jak się dobrali z Harrym to byli zdolni dosłownie do wszystkiego, zatem taki pomysł był zaledwie ziarenkiem w całej górze piasku, jaką mieli w zanadrzu.
            - Jak to kto z kim? - oburzyła się natychmiast Minnie, ściągając z siebie mokry od śniegu płaszcz. - Wiadomo, że ja z Charliem.
            - A my to co?! - dołączyłam swoje trzy grosze do zażaleń, rzucając swoim pytaniem w przyjaciółkę, jednocześnie wskazując ręką na stojących nieopodal właścicieli mieszkania. - Wesoły trójkącik? - dodałam zbulwersowana, a moja uwaga wywołała u reszty stłumiony śmiech. Po chwili sama zorientowałam się co pod wpływem emocji powiedziałam na głos i również cicho się zaśmiałam. O dziwo Louis nie pokusił się o żaden komentarz, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna, bo po powrocie z zimnego dworu marzyłam o ciepłej i przede wszystkim NORMALNEJ herbacie, a nie o sileniu się na riposty albo tłamszeniu w sobie kolejnej porażki.
            System opracowany przez chłopaków był doprawdy niezawodny. Raczej nie spędzili ogromu czasu nad głowieniem się nad nim, mimo to, gdy Harry tłumaczył nam działanie ów losowania, momentami brzmiał jakby był dumny, że udało im się wpaść na coś podobnego. Otóż na samym początku każdy z nas miał rzucić kostką w celu przypasowania do siebie jednego z sześciu możliwych numerów, które zarazem stanowiły kolejność, w jakiej w „następnej kolejce” losowaliśmy sobie parę. Mnie przypadła dwójka, Milesowi jedynka, Minnie trójka, Harry'emu piątka, a Louisowi szóstka. Oznaczało to jedno: Albo miałam spać z Milesem, albo miałam losować spośród dwójki pozostałych. W chwili, gdy jeszcze nic nie było wiadomo, zaczęłam rozważać za i przeciw każdej opcji. Logiczne, że najbardziej pragnęłam, aby po moim rzucie na maleńkim sześcianie widniała trójka, a miejsce, gdzie miałabym leżakować z Minnie nie miałoby już żadnego znaczenia, mogłaby to być nawet podłoga w łazience. Poza tym, gdyby Styles miał odpowiednią ilość pościeli w domu bez żadnych ceregieli poszłabym spać na podłogę gdziekolwiek. Ale nie. Kołder miał tyle, co niegdyś łóżek, czyli trzy.
            Charlie zabrał kostkę ze stołu i uprzednio prosząc Mins, aby na nią chuchnęła na szczęście, potrząsnął nią w dłoni nader długo, budując napięcie i niezwykle się przy tym koncentrując, rzucił ją z powrotem na blat. Przedmiot poturlał się aż do samej krawędzi, przy ostatnich obrotach przyprawiając nas o szybsze bicie serc i wystawiając nasze nerwy na próbę, ostatecznie ukazując pięć ciemnych kropek.
            - Tak jest! - krzyknął triumfalnie Miles i w tym samym czasie przybili z Harrym najgłośniejszą piątkę, jaką kiedykolwiek słyszałam, zaś obrażona Fletcher dała swojemu chłopakowi kuksańca w ramię za to, że cieszył się z takiego trafienia, zamiast chociażby udać smutnego, że nie wylosował jej.
            Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że Harry został skreślony z listy, a Minnie wciąż była dla mnie dostępna, z drugiej zaś dotarło do mnie w jak ogromnym byłam niebezpieczeństwie, pojąwszy fakt, że Louis był drugim kandydatem. Nie da się ukryć, że denerwowałabym się w znacznie mniejszym stopniu, gdyby to Tomlinson odpadł na samym początku, choć wizja leżenia pod jedną kołdrą z Harrym także nie dodawała mi otuchy. Znając moje skłonności podczas snu w oby przypadkach wspólna noc mogła zakończyć się tym samym. Obślinioną poduszką albo, nie daj Boże, obślinioną koszulką jednego z nich...
            Serce podeszło mi do samego gardła, gdy kanciasty przedmiot spoczął w mojej dłoni, lecz wolałam mieć to jak najszybciej za sobą i ewentualnie lamentować później na balkonie, tym samym katując się zimnym powietrzem za karę.
            Wypadło jeden.
            - Przykro mi, Nancy, ale jestem już zajęty – powiedział Miles, robiąc zawiedzioną minę, po czym złapali się ze Stylsem za ręce i pogładzili czule swoje policzki. Gdyby nie niepokój, który zżerał mnie od środka zapewne zaśmiałabym się na tę drobną scenkę.
            Ponownie wzięłam do ręki kostkę i znów bez zbędnego droczenia się, pozwoliłam, żeby zatańczyła na stole po raz kolejny, zdając mnie na straty albo ratując mi tyłek.
            Sześć czarnych kropek odbiło się od moich równie czarnych źrenic, które ze stresu rozszerzyły się tak bardzo, że niemalże przysłoniły całe tęczówki.
            Ciche prychnięcie Louisa przeszyło przeze mnie, jak kilka strzał przebijających moje biedne ciało na wylot, zostawiając po sobie tak samo silny ból, z tym że psychiczny. W pierwszych sekundach, nie chciałam dopuścić do siebie informacji, że najbliższą noc spędzę w towarzystwie osoby, która na każdym kroku wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że za mną nie przepada; co więcej nie znosiła mnie i nie była w stanie normalnie ze mną rozmawiać.
            Paradoks mojego bytu potwierdzony irracjonalnym zbiegiem okoliczności. Tyle, że w moim życiu było zbyt wiele takowych. Zdecydowanie zbyt wiele. Mogłam pisać takie rzeczy, mogłam kreślić na kartach swoich wyimaginowanych historii takie niestworzone i nieprawdopodobne przypadki, ale pod żadnym pozorem nie spodziewałabym się, że przytrafi mi się coś tak idiotycznie niemożliwego!
            Jedno jednak zastanawiało mnie mocniej niż realność tego zrządzenia losu. Skoro Louis tak bardzo mnie nie lubił, dlaczego po ujrzeniu werdyktu nie zaproponował, że odda swoje miejsce Minnie i sam pójdzie spać na kanapę? Był zbyt dumny, by to zrobić? Wolał męczyć się ze mną całą noc? A może stało za tym coś innego? Cóż... Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
            - Mam nadzieję, że nie kopiesz – odezwałam się dla niepoznaki, choć i tak zabrzmiałam sztuczniej niż planowałam. Na szczęście nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
            Miles był wyraźnie rozbawiony takim, nie innym obrotem spraw, bo od razu zaczął sobie z nas żartować, a Harry tylko mu wtórował. Louis zapewne chcąc zachować pozory, nie był im dłużny i też dołączył do dowcipkowania. A ja? Zerknęłam zrezygnowana na Minnie i po posłaniu jej wymownego spojrzenia, sięgnęłam po paczkę chipsów leżącą na stole i gapiąc się tępo w telewizor, zaczęłam opychać się chrupkami, uznając to za jedyne dobre rozwiązanie.

~*~

            Stojąc bosymi stopami na niesamowicie mięciutkim dywaniku leżącym na środku niewielkiej łazienki, wyprostowałam się, zarzucając mokre włosy do tyłu, a pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam było moje niewyraźne odbicie w zaparowanym lustrze. Przetarłam dłonią część szklanej powierzchni, aby lepiej widzieć niezadowolenie wymalowane na swojej twarzy, po czym orientując się, jak fatalnie wyglądałam po wyjściu z prysznica, skrzywiłam się nieznacznie, robiąc z siebie jeszcze większą ofiarę. Czułam się jak największy męczennik świata, jakby całe zło i niefortunne przypadki jakimś feralnym cudem chybiły i zamiast rozdzielić to całe nieszczęście na kilka osób, spadły wyłącznie na mnie.
            Westchnęłam głęboko, opuszczając bezwiednie ramiona w geście rezygnacji. Po naprawdę wnikliwych i żmudnych przemyśleniach pod prysznicem, doszłam do wniosku, że nie miałam ani jednego koła ratunkowego, za które mogłam złapać, żeby sobie jakoś dopomóc. Znów musiałam zacisnąć zęby i dzielnie przetrwać szturm wroga, odeprzeć wszelki atak, a hełm ściągnąć dopiero po zejściu z pola bitwy. Kapitulacja nie wchodziła w grę, tak samo jak agresywna ofensywa. Nie brałam pod uwagę żadnej skrajności, ulokowałam się gdzieś pomiędzy, żeby wyjść cało z tej pechowej sytuacji. Spójrzmy prawdzie w oczy, wspólna noc z gardzącym mną Tomlinsonem zapowiadała się istną katastrofą. Chcąc, nie chcąc wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic pozytywnego, choćbym ignorowała jego zaczepki czy pomruki i siedziała z zamkniętą buzią aż do zaśnięcia. Niewerbalnie też potrafił nieźle namieszać, co udowodnił nie raz, nie dwa, a kilkukrotnie.
            Podczas nader intensywnego dryfowania wśród swoich rozważań, przemknęło mi przez myśl, aby skorzystać z okazji i otwarcie porozmawiać z Louisem na temat tej nieokreślonej anomalii panującej między nami. Ta noc była jedną z niewielu szans, gdy miałam sposobność bycia z nim sam na sam, zatem dlaczego by nie spytać prosto z mostu dlaczego zachowywał się tak, nie inaczej, przy okazji nie kryjąc swojego rozdrażnienia obecnym stanem rzeczy. Jednak przypuszczenie, że moje pytanie najprawdopodobniej spotkałoby się z głuchą ciszą albo udawaną konsternacją, odrobinę mnie zniechęciło. Koniec końców wyszło na to, że jak zwykle przed konfrontacją z tym oto „wyjątkowym” chłopakiem, którego za żadne skarby nie byłam w stanie jednoznacznie rozgryźć, nie miałam zielonego pojęcia co zrobić, nie umiałam podjąć konkretnej decyzji i stać przy niej nieugiętą.

            Po wysuszeniu włosów mój wygląd podskoczył o kilka stopni w górę, dodając mi nieco otuchy. Zebrałam z podłogi wszystkie swoje rzeczy, ostatni raz zerknęłam przelotem w lustro i wzdychając ciężko, wyszłam z łazienki. Zważywszy na późną godzinę - bowiem dochodziła pierwsza w nocy - w salonie została już tylko Minnie, leżąc na kanapie pod cieplutką kołdrą i powoli zasypiając, co poznałam po tym jak głośno oddychała. Zawsze, gdy była mocno zmęczona sapała jak stary dziad.
            Mijając pokój Harry'ego usłyszałam maniakalne śmiechy jego i Milesa, chichrali się jak obłąkani, aż zaciekawiłam się o co chodziło, więc wstąpiłam do nich na moment. Okazało się, że zebrało im się na wspomnienia i oglądali jakieś stare zdjęcia z Junior High, nabijając się z siebie nawzajem i innych osób, które wyszły na niektórych fotografiach niezbyt korzystnie. W tym ze mnie. Lecz wbrew pozorom poprawili mi humor swoimi głupkowatymi komentarzami i szydząc z mojej fryzury z pierwszej klasy. Była to dla mnie idealna odskocznia od tymczasowych zmartwień.
            Opuszczając sypialnię Stylesa na mojej twarzy widniał lekki uśmiech, ponieważ nadal miałam przed oczami swój wizerunek sprzed lat, w dodatku po głowie krążyły mi słowa chłopaków, na które nie sposób było się nie zaśmiać. Rozkojarzona tą krótką chwilą rozrywki, obojętnym ruchem otworzyłam drzwi do pokoju Louisa i z początku śledząc swoje kroki, weszłam do środka jak gdyby nigdy nic. Dopiero, kiedy podniosłam głowę i natrafiłam wzrokiem na jego tyłek odziany jedynie w obcisłe, czarne bokserki i prezentujący się niemalże tak wyśmienicie jak tyłek modela w reklamie bielizny męskiej, wróciłam na ziemię z hukiem. Przynajmniej był na tyle łaskawy, by zakryć swoje górne partie, bo miał na sobie koszulkę, ale nie zmieniało to faktu, że tak czy inaczej miałam nieprzyjemność zobaczyć jego gołe nogi i okrąglutkie pośladki. Nie jedna z fanek One Direction skasowałaby permanentnie konto na twitterze, żeby być na moim miejscu. A ja? Otworzyłam szerzej oczy i ściągnęłam brwi ze zdumienia, zastanawiając się skąd w nim tyle swobody. W sumie nie powinno mnie to dziwić, skoro to ja byłam intruzem na jego doszczętnie prywatnym terenie.

            Speszona takim widokiem, czym prędzej przeniosłam wzrok na pierwszą lepszą rzecz znajdującą się w pobliżu, czyli szafę zajmującą prawie całą boczną ścianę. Tymczasem chłopak zarejestrował moje przybycie i nie kończąc poprzedniej czynności, czyli układania wypranych ubrań, zlustrował mnie, przybierając na usta złośliwy uśmiech. Czując na sobie przeszywający mnie wzrok bruneta, przemierzyłam bezszelestnie kilka metrów pomieszczenia, docierając do swojego plecaka, który leżał na podłodze pomiędzy wcześniej wspomnianą szafą a łóżkiem.
            - Ładna piżamka – powiedział nagle Louis, naturalnie w zgryźliwy sposób. Odwróciłam się w jego stronę i zaciskając usta w cienką linię odparłam z przekąsem krótkie „Dziękuję”, po czym zajęłam się porządkowaniem swoich ciuchów. W pokoju zapadła grobowa cisza, a mój dobry nastrój błyskawicznie uleciał ku górze i wyparował na stałe. Oboje, odwróceni do siebie plecami, zajmowaliśmy się własnymi sprawami, zachowując się jakby to drugie nie istniało, choć doskonale zdawaliśmy sobie sprawę ze swojej obecności. Mogłabym się założyć o ucięcie palców i niemożność dalszego pisania, że tak samo, jak ja nie mógł znieść myśli, że lada moment będziemy dzielić przestrzeń mniejszą niż pięć metrów kwadratowych*. Nikt przecież nie kazał nam ze sobą rozmawiać, równie dobrze mogliśmy przejść przez ten dramat w milczeniu, ale... Chyba oboje nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy zebrali się na aż tak ogromną powściągliwość, co w pełni zrozumiałam, gdy chłopak „skomplementował” moje spodnie od piżamy w choinki i gwiazdorki.

            To oczywiste, że nadal miałam mu za złe jego wybryk z herbatą. Ta akcja zakorzeniła się we mnie bardzo głęboko z racji, że była jego najpodlejszym „dziełem”. Miałam straszną ochotę powiedzieć mu co o tym myślałam, lecz bałam się, że dodam mu tym jeszcze więcej satysfakcji zamiast nakierować go na to, że ewidentnie przesadził.
            Zamknęłam plecak na zatrzask i kładąc swój telefon na nocnej szafce, nieśmiałym ruchem wsunęłam się pod kołdrę. Położyłam się powoli na plecach, podciągając nakrycie prawie że pod samą szyję i zestresowana od stóp do głów, zaczęłam gapić się na kąt, gdzie ściana spotyka się z sufitem. Niespełna minutę później, po zakończeniu wieczornych porządków, Louis zgasił światło, a cały pokój zalał się czernią. Minęło trochę czasu zanim moje oczy przystosowały się do panującej wokół ciemności i dzięki nikłemu światłu ulicznej latarni, wpadającemu do środka przez okno znów mogłam oddać się w pełni podziwianiu sufitu.
            Materac zapadł się minimalnie pod ciężarem ciała chłopaka, a moje ramiona dotknął powiew chłodnego wiatru powstałego na skutek gwałtownego uniesienia kołdry. Tomlinson położył się na lewym boku, rzecz jasna plecami do mnie, lecz zanim odnalazł idealną pozę, kręcił się po swojej części łóżka jakby miał w dupie owsiki, robiąc przy tym jeszcze więcej wiatru. Kompletnie się niczym nie krępował, kiedy ja na jego miejscu - nawet jeśli byłby to mój pokój - nie potrafiłabym się tak wyluzować w jego towarzystwie.
            Nagle brunet pociągnął mocniej za kołdrę, choć w gruncie rzeczy nie wyglądało to na zamierzony zabieg, nie mniej jednak odkrył mnie w jednej czwartej, a ja nie odczekując ani chwili, zrobiłam to samo, żeby z powrotem zakryć wystawioną na pastwę losu część swojego ciała. A on dalej swoje, tym razem ewidentnie z premedytacją. I ja też. I on. I znów ja.
            - Przysuń się to przykryjesz się cała – wycedził nagle niezadowolony, a mi serce mocniej zabiło. Gdybym nie wiedziała jak bardzo mnie nie lubił, potraktowałabym to jako niemoralną propozycję, natomiast w świetle aktualnych okoliczności przymrużyłam oczy gotowa do boju.
            - Sam się przysuń – odburknęłam równie zaczepnie i dobitnie, co on. Nie odpowiedział nic, ale zaskakując mnie, przestał walczyć o przykrycie.
            Przez kolejne kilka długich minut, ponownie wpatrywałam się w sufit, nie mając nic lepszego do roboty. Sen nie chciał przyjść ze względu na to, że wewnątrz biłam się z myślami, które w końcu zaczęły się mnożyć w tak zaskakującym tempie, że ostatecznie straciłam nad nimi panowanie i przerywając martwą ciszę, powiedziałam oskarżycielsko:
            - W czym tkwi twój problem?
            Wiedziałam, że nie śpi. Pamiętałam z ostatniej wizyty tutaj, że bardzo głośno chrapał, a teraz był cichutko jak myszka.
            - Nie mam żadnych problemów, a nawet jeśli bym miał, na pewno nie podzieliłbym się nimi z osobą, którą widzę po raz trzeci na oczy – odparł jednym ciągiem, a głos nie załamał mu się ani na ułamek sekundy. Na wszystko miał odpowiedź, a w wypadku, gdy od razu nie otwierał buzi, żeby się odgryźć, błyskotliwa riposta przychodziła mu w mgnieniu oka. Momentami mnie to frustrowało, ale jeśli miałam być szczera, musiałam przyznać, że podziwiałam go za to i jednocześnie zazdrościłam mu tej zdolności. W głębi duszy byłam świadoma, że właśnie dzięki temu zawsze był kilka kroków przede mną.
            - Zastanawia mnie zatem fakt, dlaczego wkładasz tak wiele starań w uprzykrzanie życia osobie, którą widzisz po raz trzeci na oczy – wypaliłam bez zastanowienia, akcentując mocniej końcówkę zdania, ale na tyle ostrożnie, żeby nie zabrzmieć zbyt zawistnie.

            Louis prychnął, przez co poczułam się zlekceważona i lekko upokorzona.
            - Uprzykrzanie życia? - powtórzył jakby rozbawiony, choć śmiało mogłam orzec, że udawał ów rozbawienie, aby podkreślić swoją protekcjonalną postawę i wyższość intelektualną.
            - Możliwe, że powinnam była użyć innego określenia do opisania wlania mi octu do herbaty – przyznałam bez ogródek, zarazem zaczynając temat, który po prostu musiałam poruszyć.
            - Myślę, że powinnaś się głowić nad swoją książką, a nie nad takimi bzdurami – odpowiedział po niedługiej przerwie równie pewny siebie, co wcześniej. Nie miałam pojęcia do czego zmierzał określając ten incydent mianem „bzdury”. Skoro było to dla niego głupstwo, dlaczego sam się go dopuścił, co więcej dlaczego czerpał z tego rozrywkę i jakieś nieokreślone zadowolenie? To było co najmniej nielogiczne.
            - Próbuję tylko zrozumieć czemu zachowujesz się wobec mnie w taki sposób od samego początku, skoro nawet się nie znamy. - Zdobyłam się na odwagę i szczerze powiedziałam co leżało mi na sercu od tak dawna, przy czym denerwowałam się prawie tak mocno, jak przed pamiętnym obiadem u Harry'ego. Ponadto zabrzmiałam nieco łagodniej niż na początku, co mnie na chwilę zgubiło.
            - Czasami nie jesteśmy w stanie zrozumieć wszystkiego, co byśmy chcieli – skwitował mnie czysto filozoficznym zdaniem, rodem z książek Paulo Coelho, a moja irytacja powróciła jak za pstryknięciem palcami.

            - Aha – oburzyłam się i w przypływie emocji podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym spoglądając na okryte pościelą plecy Tomlinsona i jego rozczochraną czuprynę, kontynuowałam - W takim razie mam dalej tolerować twoje bezczelne zagrywki i już nigdy więcej nie próbować wyjaśniać z tobą czegokolwiek? Wybacz, ale to najzwyczajniej śmieszne. Jeśli z jakichś nieznanych mi powodów za mną nie przepadasz, nie możesz po prostu mnie ignorować? Nie wchodźmy sobie w drogę, przestańmy podnosić sobie nawzajem ciśnienie i wszystko jakoś się ułoży. Czy to takie trudne? – zapytałam, wątpiąc w to, że do niego trafię, mimo to wydawało mi się, że moja propozycja była całkiem roztropna.
            - A kto powiedział, że podnosisz mi ciśnienie? - zapytał ze stoickim spokojem w głosie i ani drgnął, zapewne domyślając się, że skoro się podniosłam, patrzę na niego z wyrzutem.
            Zagotowało się we mnie jak nigdy wcześniej podczas starcia z nim. Wciągnęłam powietrze, wypełniając nim płuca aż po same brzegi i z trudem je opróżniłam, próbując się uspokoić. Trafił we mnie z impetem, wyprowadził z równowagi w mistrzowski sposób.
            - Wiesz co? - sarknęłam podjudzona do granic możliwości. Na usta cisnęła mi się masa przekleństw, ale do samego końca zachowałam zimną krew i nie pozwoliłam ani jednemu wpleść się zgrabnie między moje słowa, by dodać dosadności moim wypowiedziom. - Masz dwadzieścia dwa lata i nie dość, że bawisz się w takie infantylne rzeczy, to na domiar złego nie potrafisz być na tyle dojrzały, żeby uczciwie ze mną porozmawiać o tym, co się między nami dzieje, kiedy to JA zdobywam się na odwagę, aby mimo tego niezrozumiałego dystansu i niedorzecznej sytuacji rozwiązać problem, który notabene powstał przez ciebie. Gratuluję, Louis, osiągnąłeś szczyt ambicji śpiewając w tym wieku w boysbandzie piosenki o rzeczach, w które ani trochę nie wierzysz, otwarcie i bezpodstawnie traktując w lekceważący sposób ludzi, których nie znasz i de facto zniżając się do poziomu ludzi, którymi gardzisz. I nie mówię tutaj o sobie, bo śmiem twierdzić, że twoja postawa wobec mnie nie przeszła JESZCZE w pogardę. Nie mam zielonego pojęcia co stoi za twoim podejściem do większości ludzi, dlaczego oceniasz ich tak pochopnie, nie starając się ich poznać, ale szczerze ci współczuję i przestrzegam, że jeśli nie zmienisz swojego nastawienia do świata, to zrazisz do siebie nie tylko znajomych, ale też fanów i swoich bliskich. - zakończyłam swój niewielki monolog, czując jak uchodzi ze mnie cała frustracja, jaką w sobie stłumiłam tamtego dnia. Oddychałam ciężej niż przedtem i czułam jak krew pulsuje mi w żyłach od nagłego skoku adrenaliny i nerwów. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co miałam mu do zarzucenia, najskrytsze myśli dotyczące jego osoby, którymi nie podzieliłam się z nikim, nawet z Minnie. Nie często miałam w sobie tyle siły, aby odważyć się na takie uzewnętrznianie i dawanie upustu swoim emocjom. Ostatnim razem zdarzyło mi się to podczas kłótni z Harrym, kiedy wyjaśnialiśmy sobie nieporozumienie sprzed lat, choć w tamtym przypadku dla odmiany oboje mieliśmy dobre intencje i oboje chcieliśmy rozwikłać problem, tutaj natomiast chęci były najwyraźniej jednostronne i to także bolało. Louis nie był dla mnie nie wiadomo jak ważny, abym się tym mocno przejmowała, mimo to traktowałam ten moment szczerości w stu procentach poważnie i zależało mi na tym, aby chłopak docenił to ile sprzeczności w sobie zwalczyłam, aby ośmielić się do takiego czynu. Niestety. Moje posunięcie w istocie było ogromnym ryzykiem bowiem kiedy wydusiłam z siebie absolutnie wszystko, co do joty i nie miałam już niczego w zanadrzu, spadło na mnie równie ostre gradobicie, jakie ja zrzuciłam na chłopaka.
            Louis podciągnął się na swoich umięśnionych ramionach i usiadł bokiem na skraju łóżka tak, aby być ze mną twarzą w twarz. Cyniczny uśmiech zniknął z jego twarzy, zaś na jego miejsce wskoczyło niebywałe skupienie i potężna determinacja.
            - Z całym szacunkiem, moja droga, ale nie wydaje mi się, żebyś była odpowiednią osobą do definiowania moich zachowań i określania mojego charakteru. To, że jesteś marnym substytutem pisarki nie oznacza, że posiadasz świetne zdolności do tworzenia profilów psychologicznych innych ludzi, a już z całą pewnością nie potrafisz poprawnie odczytać moich postępowań, więc twoja jakże dogłębna analiza, która zapewne wydała ci się być strzałem w dziesiątkę jest niczym innym, jak stratą twojego – jak mniemam – cennego czasu. Pozwolę sobie BEZCZELNIE kontynuować – agresywnie zaakcentował przedostatnie słowo, a ja zapadłam się w materac i zastygłam w bezruchu, wystraszona jego kontratakiem. Ani mi się śniło przerwać w trakcie. Zarówno ze strachu, jak i z powodu kompletnej pustki, jaka wypełniła wówczas mój umysł. - Sądzisz, że używanie wysublimowanego słownictwa od czasu do czasu i fakt, że jesteś w trakcie pracy nad swoją pierwszą powieścią czyni z ciebie nie wiadomo jak elokwentną i inteligentną osobę? Przykro mi, że muszę cię rozczarować, ale te dwa czynniki nie składają się na IQ powyżej przeciętnej, a fakt, że czasem uda ci się, prawdopodobnie przypadkiem wpaść na coś błyskotliwego także nie potwierdza twojej inteligencji, w którą osobiście, OTWARCIE I RÓWNIE BEZCZELNIE wątpię. Pewnych przyzwyczajeń nie da się zamaskować wyszukanymi wypowiedziami wtrącanymi od święta, bo nawet one nie pomogą zatrzeć śladów po żenujących zdaniach wypowiedzianych w przeszłości i czynach gorszych niż te moje, całe „infantylne zagrywki”, o których raczyłaś wspomnieć. Lepiej skup się w pełni na swojej książce, a nie na rzeczach, których nie jesteś w stanie rozwiązać, bo jak głosi stara legenda, lepiej jedną rzecz zrobić od początku do końca skrupulatnie i rzetelnie, odnosząc sukces, niż rozbabrać kilka naraz i nic z tego nie mieć. I faktycznie, nie podejmuj już nigdy więcej prób rozmawiania ze mną na temat mojego zachowania wobec ciebie, bo donikąd cię to nie doprowadzi, zupełnie jak ta dyskusja, którą mam zamiar teraz zakończyć i „chowając honor do kieszeni i płaszcząc się przed tobą”, poprosić, abyś się już więcej nie odezwała.
            Brunet spojrzał na mnie gniewnie, a jego oczy błyszczały wrogością i odbitym światłem latarni. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko i równie szybko opadała, dając mi tym do zrozumienia, że i jego nerwy zostały zszargane tak samo mocno, co moje i jednak ja też podnosiłam mu ciśnienie. Ten chłopak naprawdę mnie nienawidził, a najlepszym tego elementem było to, że wciąż nie wiedziałam dlaczego. Sam zaznaczył, że widzieliśmy się dopiero po raz trzeci w życiu, skąd wziął jakiekolwiek podstawy do tej wygórowanej nienawiści?!
            - A co ty możesz wiedzieć o mojej przeszłości, skoro znamy się zaledwie dwa miesiące, widzieliśmy się trzy raz w życiu i nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy? - wybuchłam niemalże natychmiastowo, ignorując jego jakże łagodną „prośbę” o nie drążenie tematu. - Tak samo, jak twoim zdaniem ja nie mam prawa do charakteryzowania twojej osoby, tak samo ty nie masz prawa ani do nazywania mnie głupią, ani do nieuzasadnionego wątpienia w moje zdolności pisarskie bez zaznajamiania się z choćby jednym z moich tekstów autorskich, ani sugerowania mi co mam obrać aktualnie za priorytet i na czym się skupiać, a już tym bardziej do zakazania mi w niekonwencjonalnie grzeczny sposób odniesienia się do twojej poprzedniej wypowiedzi. Musiałbyś mi zaszyć usta, aby mnie powstrzymać od skomentowania twojego pseudo inteligentnego wywodu na mój temat.
            Oboje z całych sił pragnęliśmy udowodnić sobie nawzajem swój wysoki poziom intelektualny, przez co wyszliśmy na wymądrzających się ignorantów. Nie byłam tak zarozumiałą osobą, na jaką się wykreowałam podczas tej dyskusji, nie miałam w sobie także tyle pewności siebie, ile ze mnie emanowało podczas wypluwania napastliwie tych wszystkich prowokujących słów. Kierowały mną gniew, irytacja i wiele innych negatywnych emocji wzbudzonych we mnie wskutek wysłuchania tylu oszczerstw rzuconych pod moim adresem.
            - Przypuszczałem, że nie pozostawisz tego bez komentarza, mimo to łudziłem się, że przynajmniej powiesz nieco mniej i oszczędzisz moje biedne uszy. - Louis wyraźnie powrócił na starą drogę walki, znów przybierając swoją ulubioną postawę i wyniszczając moje nerwy wyjątkowo irytującą mimiką twarzy. - A co do twojej przeszłości to wiem więcej niż ci się może wydawać.
            - W takim razie gratuluję świetnej metody i źródła budowania sobie portretu nieznajomej ci osoby. Sugerowanie się przeszłością człowieka i budowanie na jej podstawie swojego stosunku do niego jest doprawdy znakomitym wyjściem. Sprawdzonym i skutecznym – zauważyłam trafnie, nie chcąc schodzić z tonu, a nawet i nie potrafiąc tego zrobić ze względu na burzę emocjonalną rozgrywającą się wewnątrz mnie.
            Tomlinson pokręcił głową jakby z niedowierzaniem, zaśmiewając się delikatnie pod nosem, zbijając mnie tym gestem z pantałyku. Czyżbym nie dostrzegła między wierszami jego wypowiedzi ukrytych aluzji, przez co teraz dałam mu pretekst do swobodnego wyśmiania mnie?
            Nagle drzwi do sypialni się otworzyły, światło gwałtownie rozjaśniło pomieszczenie, drażniąc nasze oczy, dlatego też oboje mimochodem je przymknęliśmy, aby chronić się od raptownego ataku jasnej poświaty. W drzwiach dostrzegłam lekko zmartwionego Harry'ego, a za nim Milesa, którego wyraz twarzy w dużej mierze przypominał twarz Stylesa.
            - Co tu się dzieje? - zapytał niepewnie chłopak, a ja zaskoczona jego nagłym pojawieniem się, nie potrafiłam dobrać słów, aby wyjaśnić mu jak zrodziły się te krzyki, które go do nas zwabiły.
            Louis na pierwszy rzut oka wyglądał jakby stracił cierpliwość. Zirytowany zaistniałą sytuacją, zacisnął usta tak mocno, że omal nie było ich wcale widać zważywszy na to, że jego wargi i tak były cienkie, a usta same w sobie małe. Podniósł głowę i po raz pierwszy w mojej obecności obdarzył Harry'ego ironicznym spojrzeniem ociekającym w fałsz, jakby chciał mu niewerbalnie przekazać, żeby się od niego odczepił, tyle że to słowo było zdecydowanie zbyt łagodne, aby opisać żądanie Tomlinsona.
            Uniósł w końcu brwi ku górze, przybierając pobłażliwą minę i powiedział:
            - Rozmawiamy sobie z Nancy.
            Zarówno po mojej reakcji na jego odpowiedź, jak i po krzykach mających miejsce w tym pokoju jeszcze przed minutą, Harry od razu pojął, że coś jest nie tak.
            - Stary, darliście się głośniej niż najbardziej wyuzdane aktorki w pornosach – skrzywił się, jasno widząc, że przyjaciel skłamał mu prosto w oczy, a zarazem domyślając się, że zanim zawitał w pokoju współlokatora działo się tu źle, mimo to starał się zachować w miarę normalną atmosferę, stosując niewybredny żart, na który tylko Miles się zaśmiał.
            - Nancy po prostu zbyt ochoczo broniła swoich racji – drążył Louis, powoli odzyskując swoje opanowanie.
            - Przestań sobie pogrywać – warknęłam w jego stronę całkiem poważnie, lecz niezbyt głośno. Odrzuciłam kołdrę na bok zamaszystym ruchem, wstałam, złapałam swój telefon, plecak i ruszyłam w stronę wyjścia z tej toksycznej komory przesączonej cynizmem.
            - I na co te nerwy, kochana? - rzucił do mnie na odchodne, a ja zatrzymałam się w połowie drogi, aby zwrócić się w jego stronę po raz ostatni tamtej nocy i wydusiłam z siebie napęczniałe od złości:
            - Pierdol się, Louis.
            Wyminęłam w drzwiach zszokowanego Harry'ego i równie osłupiałego Charliego, kierując się do jedynego pomieszczenia w tym domu, które byłam pewna, że będzie puste – do pokoju gościnnego.

„(...) przestrzeń mniejszą niż pięć metrów kwadratowych”* - Tyle mniej więcej miało łóżko Louisa. Mogłoby się wydawać, że to dużo, ale w istocie to naprawdę niewiele :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro