Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15 - TRA-DYC-JA! cz. 1

            - Ale jak to?! - wypaliłam niemało zdziwiona wprost do słuchawki i aż poczułam jak mnie rozsadza z radości.
            - Tak jakoś wyszło – odparł Charlie, jak nigdy w dość nieśmiały sposób.
            Kto by pomyślał, że coś takiego się kiedykolwiek wydarzy? Charlie i Minnie, Minnie i Charlie? To brzmiało co najmniej jak jakiś żart! Tyle lat razem i nic się nie działo, a tu nagle taka diametralna zmiana. Miałam wrażenie jakby ktoś przywalił mi w twarz zdechłą rybą i powiedział, że Bush znowu wygrał wybory. Mniej więcej właśnie tak bardzo szokujące było to wyznanie telefoniczne. Byłam okrutnie ciekawa jak do tego doszło, ale wiedziałam, że Miles opowiedziałby mi to zwięźle albo w ogóle, za to mogłam być pewna, że buzia Mins się nie zamknie, a relacja, jaką mi zda będzie czymś więcej niż relacją szczegółową. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę ich razem i przekonam się, że ten związek to najprawdziwsza prawda, bo póki co wydawało mi się to być czymś doprawdy niemożliwym; czymś, w co uwierzę w pełni dopiero, gdy ujrzę to na własne oczy. Tak czy siak nie mogłam też wyczekać chwili, w której powiadomię o tym Harry'ego, a także jego reakcji. Podejrzewałam, że zrobi jakąś durną minę i zacznie mi wmawiać, że robię sobie z niego jaja.
            Wróciłam do domu przyjaciela z pustym notatnikiem, bo zdanie, które miałam zapisać zaraz przed przyjściem wiadomości od Charliego najzwyczajniej w świecie mi umknęło i za żadne skarby nie byłam w stanie go sobie przypomnieć. Próbowałam je jakoś odtworzyć na najróżniejsze sposoby, ale nic z tego nie wyszło, więc tymczasowo się poddałam i stwierdziłam, że zajmę się tym na spokojnie po powrocie do Holmes Chapel.
            Drzwi frontowe otworzyłam jak najciszej, ponieważ trochę się krępowałam, a po części też bałam się, że Louis wrócił przede mną i zrzuci na mnie jedno ze swoich piorunujących i groźnych spojrzeń. Nie myliłam się, Tomlinson był już w mieszkaniu i leżał jak ostatni obibok na kanapie, grając w Xboxa i zajadając się chrupkami. Nie potrzebowałam podchodzić bliżej, żeby zauważyć masę okruszków na jego brudnej od soku koszulce z napisem „Sexy Beast”. Gdybym tylko mogła zrobić mu zdjęcie i wrzucić je do internetu... To byłby istny hit. Widok pierwsza klasa. Zazwyczaj elegancki, schludny Louis z One Direction, na co dzień prosiak i cham. Rzecz jasna nie zwrócił na mnie uwagi. I dobrze, bo kto wie jakby się to skończyło. Po ostatniej sprzeczce byłam na niego trochę cięta i przygotowywałam sobie w zapasie jakieś riposty, żeby w przyszłości nie dać się zmieść z powierzchni ziemi.
            Wszystko wskazywało na to, że Harry'ego wciąż nie ma, więc skierowałam się do pokoju, w którym spałam, żeby nieco odsapnąć. Rzuciłam się bezwładnie na niewiarygodnie wygodne łóżko, ale nie mogłam zasnąć. Do wyjścia na wieczorną imprezę zostało jeszcze trochę czasu, a kto pogardziłby drzemką? Niestety coś zaprzątało mi głowę, a moje skupienie owinęło się właśnie wokół tej jednej myśli. „Jeśli będziesz cały czas ze mną...”, co to miało znaczyć? Nie potrafiłam postawić jasno choćby jednej, konkretnej odpowiedzi na to pytanie. Powtarzałam sobie w kółko jego słowa w takiej samej intonacji, w jakiej zostały przez niego wypowiedziane, próbując coś z nich wyczytać, lecz szło mi nadzwyczaj słabo. Chodziło mu o to, że mam z nim być cały czas jako przyjaciółka, czy...? Nie, nie, nie. Niemożliwe. Nie może być. W życiu by tak o mnie nie pomyślał. Totalny absurd. Chociaż skoro Charlie i Mins... Ach!, cuda zdarzają się raz na ruski rok. Daj spokój, Nance.
            Nadinterpretacja to moja specjalność, która w większości przypadków doprowadzała mnie albo do nieporozumień, albo do niepotrzebnego zadręczania się nieprawdziwą konkluzją. W związku z tym chciałam jak najprędzej odrzucić myśli odnośnie tego, co stało się tego dnia w sypialni Harry'ego, aby przypadkowo nie zrobić czegoś dwuznacznego, co mogłoby zostać przez niego źle odebrane. Ledwo co zaczęliśmy odbudowę naszej relacji i faktycznie póki co szło nam fantastycznie, mimo to odnosiłam wrażenie, że najmniejsza rzecz mogłaby to zmieść. Nasza przyjaźń wydawała mi się nad wyraz delikatna, ale i wyjątkowa.




            Dochodziła jedenasta wieczorem, a my siedzieliśmy już od jakichś dobrych dwóch godzin w jednym z vip roomów w klubie Funky Buddah, jednym z ulubionych miejsc Harry'ego i jego znajomych. Poza członkami zespołu było z nami parę innych osób, rozpoznałam wśród nich jednego z chłopaków towarzyszących nam dzień wcześniej w restauracji, bodajże Nicka. Zresztą nie miało to większego znaczenia, bo nie zanosiło się, abym miała zamienić z nim choćby kilka słów, a to dlatego, że od samego początku imprezy był doszczętnie pochłonięty rozmową z filigranową blondyneczką o imieniu Amy.
            Na dość pokaźnych rozmiarów białym stoliku walały się zarówno puste szklanki po drinkach, jak i półmiski, na których przed sekundą leżały różne przekąski. Cóż, to drugie akurat nie było elementem często pojawiającym się na imprezach, na jakich bywałam z Minnie i Milesem. Po pierwsze żal nam było pieniędzy na jedzenie, jeśli dobrze wiedzieliśmy, że po powrocie do domu czekają na nas lodówki pełne maminego, tradycyjnego jedzonka, poza tym woleliśmy roztrwonić kasę na piwa albo fast foody niż na jakieś koreczki z oliwkami, za którymi notabene żadne z nas nie przepadało. Kiedyś i Harry tak robił, ale teraz, będąc sławnym, nie wypadało mu włóczyć się nocą po pijaku po mieście w poszukiwaniu najlepszego kebaba. Niby był to tylko szczegół, lecz chyba jeden z wielu, które uległy zmianie. Pytanie brzmiało ile ich było i jak bardzo wpłynęły na jego osobowość i styl bycia? Co prawda nie zauważyłam żadnych dramatycznych przewrotów, ale na drobnostki byłam poniekąd wyczulona.
            Znów skłoniłam się w stronę swojej okrutnej nadinterpretacji, co było jak najbardziej niewskazane podczas imprezy, która zdawała się rozkręcać w dobre albowiem w pomieszczeniu robiło się coraz głośniej, a kuso odziana pracownica klubu właśnie niosła ze sobą kolejne dwie butelki szampana zamówione przez Nialla. Chłopak narzucił takie tempo, że ledwo co był w stanie odnaleźć wśród nas kompana, który by za nim nadążył. Zayn starał się jak mógł, ale najwyraźniej nie miał aż tak silnej głowy jak Irlandczyk, bo widać było po nim, że alkohol zaczął z nim konkretną zabawę, zaś Horan trzymał się świetnie i do tego miał szampański humor. Harry dyskutował o czymś zacięcie z Louisem i co rusz zapijał każdą swoją wypowiedź łykiem piwa, zaś jego towarzysz wreszcie odpuścił sobie bycie nadąsanym frajerem i żartował nawet na forum, a co najważniejsze nie rzucał w moją stronę złośliwymi tekstami jak shurikenami. Natomiast ja wysłuchiwałam imprezowych opowieści Liama. Dowiedziałam się między innymi o tym, jak kiedyś Harry i Louis postanowili odegrać w swoim mieszkaniu scenkę z Dirty Dancing i podczas skoku Lou zarył głową w ścianę, a oboje runęli z hukiem na podłogę. Zważywszy, że twarde z nich chłopaki śmiali się z tego i spróbowali jeszcze raz. Druga próba nie dość, że zakończyła się powodzeniem, to została udokumentowana, a Payne obiecał mi, że pewnego dnia to zobaczę.
            - Wnieśmy jakiś toast! - zawołał nagle Niall bardzo, ale to bardzo donośnie, aż się lekko skrzywiłam, ponieważ chłopak siedział zaraz obok mnie.

            - Ja mam jeden w zanadrzu – powiedział Harry, po czym podniósł się z miejsca, a ja spodziewałam się czegoś głupkowatego. Chłopak odchrząknął dwa razy, przybrał elegancką postawę i w niezwykle wyrafinowany sposób rozpoczął swój toast. - Otóż, dowiedziałem się dzisiaj, że moich serdecznych przyjaciół złapały sidła miłości.
            Na te słowa wszyscy zgromadzeni zaczęli bić brawo i wydawać z siebie okrzyki zadowolenia, a mnie do głowy przyszli Charlie i Minnie, przez co na moich ustach mimochodem pojawił się szczery uśmiech.
            - W związku z tym chciałbym wypić zarówno za ich szczęście, jak i za całą resztę nieszczęśników, którzy wciąż stąpają po tym złudnym świecie sami.
            Naraz podnieśliśmy się, aby przybić się kieliszkami, a ja mimo to, że nie byłam ani trochę pijana (w przeciwieństwie do niektórych) nie spuszczałam wzroku z Harry'ego, a to dlatego, że i on wpatrywał się we mnie w dość nietypowy sposób. To spojrzenie było tak głębokie i przeszywające jak nigdy wcześniej, zdawało mi się, że nie tylko się w nim zatopiłam, ale i utknęłam niczym w ruchomych piaskach i jakkolwiek usilnie bym się nie starała, nie mogłam się z niego uwolnić, bo każda próba spuszczenia wzroku kończyła się tym, że pragnęłam patrzeć na niego jeszcze dłużej. Te tęczówki to istna poezja, a delikatny uśmiech, w jakim ułożyły się jego cudowne, lekko malinowe usta, zwalał z nóg. W tamtej chwili nic nie mogłam na to poradzić, myśli same napływały, a ja nie chciałam ich odpędzić. Było mi dobrze, choć z perspektywy osób trzecich mogło wyglądać to nieco dziwnie. Nie mam pojęcia jak długo to trwało, ale gdyby nie Niall mogłoby trwać dłużej. Blondyn był już w błogim stanie i wszystko wkoło go bawiło.
            - Chodź, Nancy, ja ci pokażę jak się One Direction bawi! - zawołał wesoło, obejmując mnie ramieniem, a także wyswobadzając z czeluści spojrzenia Harry'ego. Nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie za sobą, po drodze łapiąc Zayna i podążał w nieznanym mi kierunku. Jak się potem okazało, przedzierając się przez tłum spoconych i śmierdzących ludzi, dotarliśmy nigdzie indziej, jak do baru. Niall nie szczypał się ani przez sekundę i od razu zamówił kolejkę dla naszej trójki, a mnie i Malikowi pozostało jedynie pokornie wypić. Wzięłam kieliszek z intensywnie niebieskim płynem do ręki i już podnosiłam go do ust, kiedy Niall dynamicznie zaprotestował.
            - Nie pijemy bez toastu!
            - To za co pijemy? - spytałam, oczekując, że to on coś wymyśli.
            - Nie wiem, moja kreatywność się wypaliła – mruknął, marszcząc przy tym śmiesznie brwi. - Zayn?
            - Przekazuję pałeczkę, Nancy – odparł brunet, unosząc ręce na znak poddania się.
            Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad czymś porządnym, ale mózg najwyraźniej nie chciał podjąć ze mną współpracy. Widząc, że moi towarzysze trochę się niecierpliwią, nagle mnie olśniło.
            - Za seksownych Irlandczyków! - zawołałam radośnie, unosząc kieliszek do góry, a Niall błyskawicznie wydał z siebie okrzyk zadowolenia i znów objął mnie ramieniem, patrząc na mnie i symulując łzy wzruszenia.
            - Uwielbiam tę kobietę, Zayn, uwielbiam – powiedział, kręcąc głową i ocierając niewidzialne łzy. - Kocham cię, Nancy, bądź moją irlandzką żoną – wyznał, łapiąc mnie za rękę i przykładając ją sobie do serca, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Niall sam w sobie był zabawny i sam jego widok przyprawiał mnie o dobry humor, a co dopiero jak otwierał buzię i zaczynał mówić. Ten chłopak zdecydowanie zaliczał się do grona pozytywnych ludzi, z którymi z przyjemnością mogłabym spędzać czas.
            - Najpierw wypijmy, a potem przedyskutujemy przyjęcie zaręczynowe – odpowiedziałam rozbawiona, po czym stuknęliśmy się kieliszkami, a ich zawartość momentalnie znalazła się w naszych brzuchach. Razem z Zaynem modliliśmy się, żeby blondyn nie ma w planach następnych kolejek. Złudne nasze nadzieje bowiem nie zdążyliśmy dobrze przełknąć pierwszych shotów, a na barze stały trzy kolejne. Zerknęliśmy tylko na siebie z Malikiem i zaśmialiśmy się, po czym nie mając innego wyjścia, poszliśmy w ślady Horana. Po czwartym razie w końcu przystopował i stwierdził, że natychmiast musi iść z nami tańczyć. Tak, jak cały czas boki zrywał ze śmiechu, tak nagle stanął nieruchomo, spojrzał najpierw na bruneta, potem na mnie i jak w amoku powiedział:
            - Musimy zatańczyć. Teraz.
            Z tego, co wiedziałam Zayn nigdy za tańcem nie przepadał, pamiętałam między innymi jego problemy z x factora, nic zatem dziwnego, że odmówił pójścia na parkiet. Ja także odmówiłam jak najgrzeczniej potrafiłam. Niall nie wyglądał raczej na zasmuconego. Położył ręce na naszych ramionach i patrząc przed siebie w pełnym skupieniu wypowiedział ostatnie słowa:
            - Niech moc będzie z wami.
            Po czym ruszył przed siebie, znikając pośród tłumu wirujących ciał. Malik był dość nieśmiałym chłopakiem i wydawało mi się, że sam bardziej krępował się mnie, niż ja jego. Gdy tylko Irlandczyk wyparował, uśmiechnęliśmy się do siebie skromnie i zapadła odrobinę niezręczna cisza. Wtem znów pomyślałam o Harrym, którego zgubiłam i nie miałam zielonego pojęcia gdzie się znajduje. Jeszcze zanim Niall nas opuścił wypatrywałam Stylesa, ale na nic zdały się moje próby. Teraz, gdy byłam już oswobodzona, mogłam śmiało oddać się poszukiwaniom.
            - Idę poszukać Harry'ego – zakomunikowałam Zaynowi, bo wydawało mi się, że nie wypada ot tak sobie od niego odejść. Chłopak jedynie skinął głową na znak zrozumienia i został sam przy barze, ja zaś nie zwlekając, zeszłam po kilku schodkach i zatopiłam się w tańczącym tłumie zupełnie, jak Niall przed chwilą. Przeciskałam się między ludźmi jak najmniej brutalnie, chociaż niektórzy mi to uniemożliwiali. Jakiś czas temu wybiła północ, zatem większość była już na tyle pijana by nie do końca panować nad swoimi ruchami. Rozglądałam się na wszystkie strony, jednak nigdzie nie dostrzegłam Harry'ego, powoli więc zaczęłam wątpić czy w ogóle było nam dane spędzić choć odrobinę czasu dzisiejszej nocy. W pewnym momencie wydawało mi się, że jego bujna, brąz czupryna mignęła mi gdzieś w oddali, niedaleko schodów do vip roomów, przystanęłam więc, aby lepiej się przyjrzeć, wtedy poczułam w okolicach swojej talii czyjąś ciepłą rękę, nie minęło kilka sekund, a ja zostałam okręcona wokół własnej osi i ostatecznie wylądowałam niczym zawodowa tancerka w zjawiskowej pozie w ramionach nikogo innego, jak... Liama? Chłopak posłał mi szeroki, ale jakże zniewalający uśmiech, po czym chwycił moją dłoń i nie wyczekując mojej reakcji porwał mnie do tańca. Od tego szaleństwa aż zawirowało mi w głowie, a alkohol wreszcie dał o sobie znać. W dodatku tak miło poczułam się w towarzystwie Payna, że zapomniałam o tym, co miałam w planach i w pełni oddałam się dzikim pląsom na parkiecie. Śmiało mogłam powiedzieć, że byliśmy najlepszym duetem w klubie i gdyby był organizowany konkurs, zajęlibyśmy pierwsze miejsce z tymi typowo weselnymi krokami i pozami godnymi mistrzów świata w tańcu towarzyskim. Nie wiem jak długo przygniataliśmy innych blaskiem naszego talentu, choć wydawało mi się, że nie mniej niż przez pięć piosenek. Podczas kolejnej siły mnie nie opuszczały, wręcz przeciwnie, dostałam takiego kopa jak nigdy, aż sama się sobie dziwiłam. Kiedy przymierzałam się do kolejnego obrotu czyjaś ręka wylądowała, tym razem dla odmiany, na moim ramieniu.
            - Chce ci coś pokazać – krzyknęła mi wprost do ucha, niezidentyfikowana osoba, która okazał się być Harrym. Spojrzałam na niego nieco zdezorientowana, w końcu pojawił się ni stąd, ni zowąd, a kiedy go szukałam ślad po nim zaginął.
            - Teraz? - odparłam równie głośno, starając się przekrzyczeć muzykę, jednocześnie nadal trzymając Liama za jedną rękę i podrygując w rytm muzyki.
            - Tak, teraz – rzekł Styles nader stanowczym tonem i jak gdyby nigdy nic, złapał mnie za lewą rękę, która była akurat wolna i pociągnął za sobą. Nie miałam nawet czasu, żeby jakoś zaprotestować. W ogóle wydawało mi się, że tamtego wieczora nikt nie zważał na to, co mam do powiedzenia bowiem zarówno Niall, jak i Liam, czy teraz Harry robili po prostu co im się żywnie podobało, mając gdzieś moje zdanie, czy to jak bym zareagowała. W dwóch poprzednich przypadkach, aż tak bardzo mi to nie przeszkadzało, ale jak to się mówi „Do trzech razy sztuka” i tym razem nieco się oburzyłam, lecz mimo to pokornie stąpałam krok po kroku za Harrym, który nie tylko trzymał mnie wtedy za rękę, ale też delikatnie smyrał mnie po niej kciukiem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro