Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

. . . ♡♡♡♡♡♡


   Trzymałem w swych dłoniach kwiaty, całując je z magią na języku.

   To Nana całował mnie, gdy jego drzewo zaczęło się powoli sypać. Naprawdę to robił! A ja, oczarowany, z szaleńczo bijącym sercem oraz zaróżowionymi policzkami, przestałem zwracać uwagę na wszystko dookoła nas, co było wielkim błędem. Gdy odsunął się ode mnie, również z rumieńcami, próbując powstrzymać uśmiech, który mimowolnie wkradał się na jego twarz, myślałem, że z zawstydzenia nie będę w stanie spojrzeć mu w oczy. Jednak, czego sam się nie spodziewałem, zareagowałem całkowicie inaczej. Nie uciekałem wzrokiem, zamiast tego, dokładnie się mu przyglądałem. I to Nana, po raz pierwszy od dziesięciu lat, okazał się być tym nieśmiałym, spoglądając na moje buty oraz dotykając swych warg z lekkim uśmiechem, jakby sam nie dowierzał w to, co zrobił, pomimo, że został o to przeze mnie poproszony. Oglądanie jego reakcji wywołało mój śmiech, chociaż kilka sekund przed pocałunkiem reagowałem jeszcze gorzej, literalnie trzęsąc się ze stresu. Teraz było trochę inaczej — Nana, zamiast być pewnym siebie i rozbawionym, stał zawstydzony, a ja w myślach setki razy odtwarzałem scenę, w której łączy nasze usta w pierwszym i definitywnie najlepszym pocałunku. A gdy wreszcie podniósł swój wzrok, sprawiając, że nasze spojrzenia się spotkały, nie mogłem zrobić nic innego, jak zbliżyć się do niego i przytulić czule. Dopiero wtedy usłyszałem cichy chichot chłopaka, który w jednej chwili ułożył swoją brodę na moim ramieniu, przymykając powieki oraz żyjąc tamtą chwilą. A życia dużo mu wtedy nie zostało...

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro