Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

〄〄〄〄〄

   Dziewiątego roku, gdy mieliśmy już po 16 lat oraz 18 wspólnie spędzonych miesięcy, zacząłem bać się, że naprawdę mogłem go skrzywdzić, więc postanowiłem (musiałem) odsunąć się i usiąść po drugiej stronie drzewa, znacznie dalej. Chłopak nawet nie wzdrygnął się, pomimo że trochę poruszyło go to, co poźniej sam przyznał. Zdawał sobie sprawę z tego, że zrobiłem to, co powinienem. Na dobrą sprawę, to oboje w głębi serc wiedzieliśmy, że za nic w świecie nie powinniśmy się do siebie zbliżać już te kilka lat temu pod drzewem, jednak nie mogliśmy się powstrzymać. A z roku na rok było coraz gorzej...

  To, co stworzyliśmy było zbyt wyjątkowe, by to kończyć, nawet jeżeli koniec musiał nadejść prędzej czy poźniej. Nana uciekał przed nim nieustannie, odciągał od niego swoje myśli i udawał, że znajomość ze mną jest dla niego dobra. Z jednej strony była, gdyż białowłosy nigdy dotąd nie był tak szczęśliwy, a jego serce nigdy nie biło tak szybko, jednak była także druga strona medalu, o której mi nie mówił.

   Bycie kimś tak wyjątkowym wcale nie było piękne ani łatwe. Nana miał ochotę uciec, zrzucić maskę i przytulić kogokolwiek, aby w końcu poczuć ludzkie ciepło. W dzieciństwie chciał przepychać się z kimś, kopiąc piłkę; chciał być łaskotany oraz brany na barana. Na przełomie lat pragnienia w większości zostały takie same, jedynie doszło kilka nowych, tych bezpośrednio dotyczących mnie. Czasami przyłapywałem go na spoglądaniu na moją dłoń, zapewne myśląc, jakie to uczucie trzymać ją. A wtedy po drugiej stronie drzewa? Chyba po prostu chciał, żebym był obok i mógł przytulić go bez skrzywdzenia. Siedziałem trochę dalej niż zazwyczaj, ale nawet przez korę słyszałem, że płakał. Był to pierwszy raz w ciągu ostatnich 9 lat w wakacje, kiedy do moich uszu nie dochodził jego donośny śmiech i niski, melodyjny głos, a cichy płacz. Był to także pierwszy raz, kiedy w jego towarzystwie czułem smutek, a nie wszechogarniającą radość. Naprawdę mi na nim zależało — na jego zdrowiu, na jego szczęściu, na nim całym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro