Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Śmierć zabiera nam uśmiech i życia piękno

- Zakochana para! - usłyszałam krzyk przerywający mój pocałunek z najlepszym chłopakiem pod słońcem. Niedawno skończyła się wymiana uczniów i znów mogłam powrócić do swojej kochanej szkoły wprost z Oslo.
- Matt, serio? Idź stąd - ruszył w naszą obroną Czkawka.
- Wiesz jak ja cię kocham, Czkawka? A ty wybrałeś tę laskę zamiast mnie - żartował, zaśmiałam się głośno. Brunet spojrzał na mnie.
- No co?
- Nic - powiedział z uśmiechem. - Jesteście dziwni...
- I za to nas kochasz - wciął mu się Matt.
- As może i kocham, ale ciebie? Stary... Tylko przyjaźń - rozłożył ręce w geście obrony. Wtuliłam się w niego, a do przytulaska dołączył jeszcze nasz Matt.
- Mam najlepszych przyjaciół na świecie - powiedziałam z uśmiechem. I była to najszczersza prawda.

*

- No, to ja się chyba będę już zbierał - powiedział Matt wstając i ubierając skórzaną, czarną kurtkę. Pokiwałam głową, ze smutnym wyrazem twarzy.
- Ja z tobą - odparł mój chłopak. Popatrzyłam na niego z niedowierzeniem. - No co? Późno się robi - wyjaśnił.
- Myślałam, że zostaniesz do jutra - rzekłam z rozczarowaniem. Wzruszył tylko ramionami i zabrał ze stolika swoje rękawice. Ja natomiast ubrałam sweter i buty, by odprowadzić chłopaków. Wyszliśmy na zewnątrz. Dostrzegłam w szarościach wieczoru ich ścigacze, czerwony Matt'a i czarno-zielonego Czkawki. Mój chłopak podszedł do mnie i pocałował mnie długo oraz namiętnie. Oparłam się o jego maszynę. Po chwili usłyszeliśmy chrząknięcie, popatrzyliśmy na przyjaciela i zaśmialiśmy się w trójkę. Przytuliłam Matt'a, a chwilę później machałam chłopakom na pożegnanie. Weszłam do domu dopiero wtedy, kiedy z moich oczu zniknęły dwa czerwone tylne światła ścigaczy.

Weszłam na górę i ogarnęłam trochę w pokoju. Pozbierałam talerzyki i zniosłam je do kuchni. Rodzice mieli wrócić koło dziesiątej w nocy, miałem więc jeszcze z trzy godzinki samotnego siedzenia. Pomyślałam, że poczekam aż zadzwoni Czkawka, kiedy już dojedzie do domu. Zawsze to robi, to taka nasza rutyna i tradycja. No i bardzo się cieszę, wtedy wiem na sto procent, że dojechał szczęśliwie do domu.

Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki laptopa. Zalogowałam się na Facebook'a i sprawdziłam skrzynkę wiadomości. Miałam kilka nowych zaproszeń oraz wiadomości. Przeglądnęłam je szybko i zauważyłam, że na czacie dostępna jest Heather - moja koleżanka z klasy. Postanowiłam do niej napisać, tym bardziej, że ostatnio byłyśmy kimś więcej niż tylko koleżankami, między nami rodziła się przyjaźń. Otworzyłam okienko czatu i napisałam ''Cześć'', po około minucie dostałam odpowiedź. Rozmowa trwała dobrą godzinę. Pisałyśmy o wszystkim i o niczym, a czas leciał tak szybko. Nie zauważyłam tak naprawdę kiedy minęło te sześćdziesiąt minut, myślałam, że rozmowa trwała tylko pięć. Pożegnałam się z dziewczyną i zamknęłam laptopa.

Czkawka jeszcze nie dzwonił. Do domu nie miał wprawdzie daleko, ale może zatrzymał się gdzieś po drodze. Nie martwiłam się. Zeszłam jedynie do salonu, tak od niechcenia. Włączyłam telewizor. Akurat leciały wiadomości... Nic ważnego, aż do pewnego momentu.

''Na drodze krajowej Røros - Berk doszło do wypadku. Motocyklista zderzył się z ciężarówką. Chłopak około osiemnastu lat jadąc na czarno-zielonym motorze jest w stanie krytycznym. Na razie wiele nie wiadomo.''

Natychmiast wyłączyłam telewizor i niewiele widząc przez łzy wykręciłam numer do Czkawki. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... ''Po usłyszeniu sygnału nagraj wiadomość''. Rozłączyłam się i ponowiłam próbę i znów ''Po usłyszeni...'', rzuciłam telefon na kanapę i pognałam na górę. Jak najszybciej wyciągnęłam z szafy długie spodnie i sweter. Zarzuciłam ubrania na siebie. Zbiegłam na dół, a po drodze założyłam kurtkę, czapkę i szalik. Chwyciłam komórkę, szybko napisałam sms'a do mamy, że muszę jechać do Czkawki i szybko ubierając buty wyszłam z domu. Drżącymi dłońmi przekręciłam klucze w drzwiach, po czym schowałam je do kieszeni i pobiegłam na przystanek. Czekając na autobus wciąż próbowałam połączyć się z Czkawką, niestety to na nic się nie zdało. Pojazd nadal nie przyjeżdżał, a ja nie miałam czasu. Zadzwoniłam do Heather, wiedziałam, że jej brat ma samochód. Koleżanka odebrała już po pierwszym sygnale.
- Heather? - zapytałam z nadzieją, że to ona.
- Astrid? Co się dzieje? Płaczesz? - zadała mi chyba z tysiąc pytań, na żadne nie odpowiedziałam.
- Czy twój brat może zawieść mnie do Berk? - zapytałam wprost.
- Zaraz będziemy - odpowiedziała, a ja rozłączyłam się. Wysłałam jej sms'em gdzie jestem. Dosłownie po kilku minutach dziewczynę zauważyłam w białym audi. Wskoczyłam szybko do samochodu.
- As? O co chodzi? - spytała ponownie.
- Jedźmy do Berk, błagam - wyszeptałam przez łzy. Skinęła głową i przytuliła mnie. Powoli otarłam łzy. Wciągnęłam powietrze i wypuściłam je z trudem. Modliłam się, że to pomyłka...

*

Jak najszybciej wysiadłam z samochodu i pobiegłam przez ulicę wprost pod drzwi domu Czkawki. Heather musiała wracać do siebie więc pożegnałam się już z nią w trakcie jazdy. Stanęłam przy drzwiach budynku i czym prędzej zadzwoniłam do drzwi. Każda sekunda była minutą, czas ciągnął mi się jak jeszcze nigdy. Płatki śniegu powoli opadały na ziemię, a ja patrzyłam przed siebie na drzwi. Wstrzymałam oddech kiedy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Drzwi otworzyły się delikatnie, a na zewnątrz runęła łuna światła. W progu stał wysoki chłopak o zielonych oczach.
- Czkawka? - zapytałam z nadzieją. Głos łamał mi się z każdym słowem coraz bardziej. Łzy spływały po policzkach. Brunet podszedł do mnie i przytulił. Wyrwałam się jednak z jego uścisku i zaczęłam walić chłopaka po klatce piersiowej.
- Dlaczego mi to zrobiłeś?! - krzyczałam. Zacisnęłam ręce w pięści i już miałam poraz kolejny uderzyć kiedy złapał moje ręce. Pociągnął mnie do środka i zamknął drzwi. Nie puścił mnie jednak. Próbowałam się wyrwać z jego żelaznego uścisku. - Puść mnie! Dlaczego mi to zrobiłeś?! Dlaczego?! - wrzasnęłam.
- Astrid, co się stało? - zapytał nic nie rozumiejąc.
- Jak to co się stało? Dlaczego nie zadzwoniłeś?! W telewizji mówili... o wypadku... chłopaka na ścigaczu... identycznym, takim jak ty masz... myślałam, że to ty... myślałam, że cię straciłam... - szkochałam, co chwilę przerywając by złapać powietrze. Czkawka popatrzył na mnie po czym przytulił mnie mocno do siebie. Moim ciałem nadal wstrząsał szloch.
- Nigdy bym cię nie zostawił - wyszeptał mi do ucha. - Nigdy.
Nagle poczułam jak podnosi mnie z ziemi. Przeszdł ze mną kilka kroków, po chwili położył mnie na czymś miękkkim. Mało mnie obchodziło co to było. Zamknęłam oczy i czułam jak chłopak ściąga mi buty, kurtkę, szalik i czapkę. Później poczułam jak przykrywa mnie czymś ciepłym.
- Dziękuję - wyszeptałam, a on tylko położył się obok mnie i przytulił od tyłu, obejmując mnie w tali. - Dziękuję - powtórzyłam i wiedząc, że jestem bezpieczna, zasnęłam.

*

- Ale jak to nie wrócił na noc do domu? - rano, kiedy wstałam usłyszałam rozmowę telefoniczną. Czkawka chodził w tę i spowrotem zdenerwowany i przestraszony. - Dobrze oddzwonię do pani jeśli się o czymś dowiem - powiedział i rozłączył połączenie. Usiadłam, spuszczając nogi z kanapy. Chłopak dopiero wtedy zauważył, że już nie śpię.
- Coś się stało? - zapytałam. Zauważyłam jak myśli by wykręcić się od odpowiedzi.
- Nie, nic. Zupełnie nic się nie stało - odparł i przeszedł do kuchni. Ruszyłam za nim. Był kiepskim aktorem.
- Wiem, że coś jest nie tak. Odpowiesz czy mam się sama tego dowiedzieć? - spytałam i wyrwałam mu telefon z ręki. Już zaczęłam szukać ostatniego połączenia kiedy powiedział:
- Matt nie wrócił do domu. Dzwoniła jego mama - po tym wyjaśnieniach zakręciło mi się w głowie. Popatrzył na mnie ze smutkiem. - Astrid i jest jeszcze coś. - Popatrzyłam na niego z wyczekiwaniem. Minęła chwila póki był w stanie mi powiedzieć. - Zamieniliśmy się ścigaczami.
Wstrzymałam oddech, zakryłam usta dłonią i nie wiem jakim cudem, ale jeszcze stałam.
- A jeśli... - nie dokończyłam, nie byłam w stanie.
- Nawet o tym nie myśl - powiedział i przytulił mnie do siebie. Poczułam na włosach jego łzy. Odsunęłam się od niego delikatnie i przetarłam mu policzki. Popatrzył mi w oczy, lekko się uśmiechając, choć wiedział, że uśmiech jest teraz cholernie nie na miejscu.
- Mam pomysł - odparłam głosem pozbawionym jakiegokolwiek entuzjazmu. - Musimy sprawdzić najnowsze informacje dotyczące tego wypadku.
- Nie wiem czy mam na to ochotę, no bo jeśli... okaże się...
- Czkawka, on miał przy sobie jakieś dokumenty? - spytałam rzeczowo. Popatrzył na mnie.
- Tak, chyba tak. Ale to znaczy, że... gdyby... no wiesz... zadzwoniliby do jego rodziców, a tak się na razie nie stało, więc może po prostu się gdzieś zatrzymał, rozładował mu się telefon... - jego radość mnie rozśmieszyła. To prawda, musimy wierzyć, że któryś z tych pomysłów to prawda. Przecież to, że ścigacz z wypadku był zielono-czarny, akurat taki na jakim jechał nasz przyjaciel jest zwykłym przypadkiem. Wielu ludzi może na takowych jeździć.
- Więc skoro już tu jestem... - zaczęłam.
- Więc skoro już tu jesteś to możemy to wykorzystać - powiedział po czym złapał mnie za nogi i przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczęłam się śmiać jak głupia. Uderzałam go pięściami po plecach, ale on pozostał niewruszony na moje działania. Dopiero gdy dotarł na górę, do swojego pokoju położył mnie na łóżku. - Na co masz ochotę?
- Obejrzyjmy jakąś komedię, co? - spytałam wstając by poszukać jakiś filmów.
- No dobra, a jaką? Mam ich tylko kilka - wyjaśnił. Wzruszyłam ramionami. Chcłopak podszedł do jednej z szafek i ściągnął pudełko z płytami. - Wybierz coś.
- "Zakochana księżniczka"? Skąd ty w ogóle masz takie filmy? - zapytałam ze śmiechem.
- Ma się taką kuzynkę, która celowo zostawia u ciebie swoje płyty - uśmiechnął się, po czym wziął ode mnie płytę i wsadził do odtwarzacza.
- Czkawuś?
- Hmm?
- Przytul mnie - chłopak jak na zawołanie, tak w sumie na zawołanie, położył się obok i objął mnie swoim ramieniem. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zamiast oglądać film wsłuchiwałam się w bicie jego serca, chcąc uwierzyć, że on żyje, że tamten motocyklista to nie on.

*

Czułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg. Ciężko było złapać mi oddech. Walczyłam o tlen i próbowałam zachować równowagę, nie było to jednak takie proste.
- Oni są pewni? - zapytałam z nadzieją.
- Tak. Matt leży w szpitalu, jego stan jest krytyczny. Lekarze nie dają mu nadziei - kobieta, matka moje przyjaciela miała załamany głos. - Proszę przyjedźcie razem z Czkawką - błagała.
- Zaraz będziemy - odparłam i rozłączyłam się. Znajdowałam się na korytarzu, przed zamkniętymi drzwiami do pokoju Czkawki. Chłopak siedział u siebie. Próbując z całych sił powstrzymać łzy nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi do przodu. Popatrzyłam na uśmiechniętego chłopaka - moje zupełnie przeciwieństwo.
- Musimy jechać do Matta - wyszeptałam. Wyłączył natychmiast telewizor i spojrzał na mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Co się dzieje?
- Matt jest w szpitalu. To był on - powiedziałam cicho. Spojrzałam na chłopaka, w jego oczach dostrzegłam srebrzyste łzy. - Jego matka prosiła byśmy przyjechali. Czkawka?
- Weźmiemy samochód moich rodziców - odparł krótko.
- Nie wiem czy to jest najlepszy pomysł byś prowadził w tym stanie - rzuciłam zbiegając za nim ze schodów.
- Po pierwsze dlaczego nie? A po drugie, masz lepszy pomysł? - zapytał ze zdenerwowaniem. - Jeśli tak, to słucham.
- Przestań! - wrzasnęłam. Popatrzył na mnie zdezorientowany. - Posłuchaj, nie chcę ciebie też stracić.
- A, czyli mam rozumieć, że już spisujesz Matta na straty? - zapytał z drwiną.
- Nie o to chodzi. Czkawka! - krzyknęłam gdy wyminął mnie i wziął kluczyki do ręki. - Jedziesz? - nie odpowiedziałam tylko poszłam za nim.

*

Do szpitala jechaliśmy tylko kilka minut. Cisza trwała nawet kiedy przeszliśmy już przez drzwi frontowe szpitala. Pierwsze zdanie Czkawki jakie wtedy usłyszałam od kłótni było skierowane do pielęgniarki. Pytał o drogę do pokoju Matta. Odpowiedziała, że pokój numer 21. Podążyliśmy we wskazanym kierunku...

W pokoju trwała cisza. Od czasu do czasu można było usłyszeć jedynie ciche pikanie maszyny utrzymującej Matta przy życiu. Zauważyłam, że miał podpięte klikanaście rurek. Jego stan był krytyczny co dało się zauważyć już od jednego spojrzenia. Oboje podeszliśmy do jego łóżka. Poczułam jak po policzkach spływały mi łzy.

- Strasznie cię przepraszam - szepta Czkawka. Nie wiem czy te słowa kieruje do mnie czy do Matta. Spogląda mi w oczy, podchodzę do niego i przytulam. Odwzajemnia uścisk i trawamy tak w ciszy kilka minut. Odrywamy się od siebie i siadamy na dwóch stołkach przystawionych obok łożka. Oboje patrzymy na przyjaciela. Nie daje żadnych znaków życia, nawet samodzielnie nie oddycha.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć - słyszę szept Czkawki. Szukam jego dłoni. Ściskam ją, dodając mu otuchy. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Zawsze nim byłeś. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - Widzę jak po policzkach chłopaka płyną łzy. Chcę je otrzeć, ale nie pozwala mi na to. Czkawka opiera głowę o dłoń Matta i zamyka oczy. Patrzę raz na niego, raz na przyjaciela. Nagle na jednym z ekranów pojawia się długa, nieprzerwana niczym kreska i przerażający pisk. Czkawka momentalnie spogląda dookoła co się dzieje. Do sali wpada lekarz wraz z orszakiem pielęgniarek. Próbują nas wyprowadzić, ja wychodzę grzecznie, Czkawka szarpie się się lekarzem. W końcu jednak odpuszcza i staje przy szybie po drugiej stronie drzwi pokoju. Patrzę na niego ze smutkiem, z niewyobrażalnym bólem.

Po kilku minutach, które ciągnęły się jak godziny na korytarz wychodzi lekarz. Ma spuszczoną głowę. Patrzymy na niego w skupieniu. Kiwa przecząco głową:
- Przykro mi - mówi.
- Nie, nie, nie, nie... To nie prawda - słyszę płaczliwy głos Czkawki. W jednej chwili widzę jak krzyczy i bije pięściami o ścianę, w drugiej upada na podłogę zupełnie załamany. Nie wiem co mam robić. Po prostu podchodzę do niego i przytulam z całej siły. Jego ciałem wstrząsa szloch, na ramieniu czuję mokre łzy.
- Dlaczego on? - pyta. Nie odpowiadam, całą siłę wkładam w to by się nie złamać, by mu pomóc. - Dlaczego on?! - krzyczy. Nie potrafię nic powiedzieć. Chłopak wyrywa się z mojego uścisku i biegnie na zewnątrz. Zostaję sama.

*

- Dlaczego mi to zrobiłeś?! - krzyczę patrząc w niebo. - Dlaczego odebrałeś mi najlepszego przyjaciela?!
Nie potrafię tego zrozumieć. Od wewnątrz rozpycha mnie ogromny ból. Mam ochotę się na czymś wyżyć. Chcę pozbyć się wszechogarniającego mnie cierpienia. Nie potrafię jednak zapomnieć. Jeszcze wczoraj wszystko było dobrze, śmialiśmy się i wygłupialiśmy, a dzisiaj zostajemy sami z rozpaczą.
- Matt - szlocham - wróć do mnie.
Moje słowa znaczą tak wiele, lecz wiem, że nic już nie zdoła go uratować. On nie żyje. Nie mogę tego zruzumieć. Nie mogę!!! Chcę żeby tu był, żeby mnie pocieszył.
- Proszę.
On nie żyje. Nie żyje.

*

Cmentarz powoli pustoszeje. Brązowa trumna leży pod górą ziemi. Na niej stosy kwiatów. Stoję ze spuszczoną głową. Łzy spływają mi po policzkach, nie potrafię ich powstrzymać. Na ramieniu czuję dłoń Sue.
- Zaczekam na ciebie w samochodzie - mówi i odchodzi. Zostaję sam. Sam z moim przyjacielem. Stoję wpatrując się w przestrzeń. Nie wiem od czego zacząć. Chciałbym mu podziękować lecz słowa nie potrafią wypłynąć z moich zmarzniętych ust.
- Cześć Matt - udaje mi się wymówić jego imię. - Mam nadzieję, że mnie słyszysz i patrzysz teraz na mnie. Jeśli tak, to pewnie widzisz jak ciężko mi po twojej śmierci. Nie potrafię nazwać słowami bólu jaki dopadł mnie zaraz po twoim odejściu. Myślę jednak, że tam, w górze jest ci lepiej. Kiedyś się tam spotkamy. Czekaj tam na mnie - uśmiechnąłem się lekko do siebie. - Kiedy nadejdzie mój czas znów będziemy razem. Nigdy o tobie nie zapomnę, nie zapomina się najlepszych kumpli. Jest mi przykro, że nie zdążyliśmy się pożegnać. Mam jednak nadzieję, że myślisz o mnie tyle, co ja o tobie. Dla mnie nie umarłeś. Żyjesz nadal w moim sercu, nigdy o tobie nie zapomnę.

''Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz prze to, kim jest; nie przez to co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi''

~*~
Polecam posłuchać:
Yiruma - A river flows in you
K.M.S - Do brata
GroNeX - Ryzyko
KuKa - R.I.P
A Great Big World, Christina Aguilera - Say something

Myślę, że mogą zdarzyć się błędy, za co bardzo przepraszam :) Co myślicie? Opowiadanie było już publikowane, dlatego może ktoś czytał, jednak nie tutaj ;)
Podoba się?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro