Zauroczona
DEDYKACJA DLA Snutka
Cały czas mnie męczy z tym osem 😻
— Kochanie? — wymruczał przeciągle Czkawka, rozciągając się i siadając na łóżku. Poczuł nagłe ukłucie w czaszce i odruchowo zmrużył powieki. Spojrzał następnie w prawo, zauważając pogrążoną we śnie Astrid. Uśmiechnął się lekko i dotknął je odsłoniętego ramienia. Kciukiem pogładził jej delikatną skórę, nie budząc jej przy tym. Dmuchnęła lekko przez sen, unosząc tym samym grzywkę w górę. Szatyn zachichotał na ten widok i położył się na boku, podpierając na łokciu, by mieć dobry widok na narzeczoną. Patrzył na nią oczarowany, nie chcąc jej jednak budzić. Przyglądał się jej ustom, powoli otwierającym się i zamykającym, w czasie, kiedy oddychała i nagle zapragnął ją pocałować. Była taka piękna, taka delikatna. Cała jego. Nawet jeśli jej włosy wystawały na wszystkie strony, miała podkrążone oczy, czy w kącikach jej ust nagromadziła się ślina – była cudowna.
Astrid mruknęła coś cicho pod nosem, a na jej twarzy wystąpił grymas. Po chwili uniosła powieki, probując przyzwyczaić się do światła. Dopiero po chwili zauważyła, że jest obserwowana, ale uśmiechnęła się lekko w stronę podglądacza.
— Cześć — powiedziała cicho, z lekką chrypką.
— Cześć piękna — szepnął i wyciągnął się w jej stronę, chcąc ją pocałować. Ułatwiła mu to zadanie, kładąc się na jego brzuchu. Bez problemu dosięgnął jej ust. Jego dłonie wsunęły się pod jej nocną koszulkę, błądząc po nagich plecach. Zamruczała z zadowoleniem i przygryzła delikatnie jego dolną wargę. Czkawka zadrżał nieznacznie, a Astrid wykorzystała jego chwilową dezorientację i usiadła okrakiem na jego brzuchu. Następnie pochyliła się i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Wódz oddał się jej czułościom bez zająknięcia, akceptując każdy - nawet najdrobniejszy pocałunek. Mimo że nigdy nie posunęli się zbyt daleko, to nie starał się sobie tego nie wyobrażać. Kiedy go całowała, czuł się jak w Valhalli. Co gdyby miał się z nią kochać? Jest coś o wiele wspanialszego niż Valhalla? Chyba nie. Ona była ponad wszystko.
Podciągnął delikatnie jej koszulę w górę, nie odsłaniając jednak wiele jej ciała. Astrid nie przerwała pocałunku, a sama wplątała swoje palce w jego włosy. Ani ona, ani tym bardziej Czkawka nie usłyszeli jednak, otwierających się drzwi sypialni.
— Astr... Ja chyba wpadnę później — przerwał natychmiast Ethan, który bez pukania wtargnął do pokoju młodszej siostry. Blondynka natychmiast oderwała się od ust Czkawki i odskoczyła. Szybkim krokiem pokonała kilka metrów i wypchnęła, chichoczącego Ethana za drzwi. Zamknęła je na klucz, czując, że policzki całe ma zarumienione.
— Idiota — skomentowała i wróciła do łóżka. Usiadła na kraju, zakładając na siebie koszulkę.
— Już idziesz? — zapytał ze smutkiem Czkawka, ale w przeciwieństwie do niej nie zamierzał jeszcze wstawać. Opadł na poduszki i zasłonił dłonią oczy, by nie raziło ich słońce.
— Zaraz mam zajęcia, a znając Ethana pewnie wróci — powiedziała, przewracając oczami. Ubrała już buty i kaptur oraz naramienniki. Stała przed nim w swoim codziennym stroju. Jedynie włosy nie były zaplecione w ciasny warkocz. Czkawka spojrzał na nią i sam usiadł.
— Pójdę z tobą. Poczekasz? — zapytał, wygrzebując się spod ciepłego koca. W pośpiechu założył swoją koszulę i przeszedł do łazienki.
— Poczekam, tylko się pospiesz — rzuciła, rozczesując włosy, a następnie związując je w ciasnego kucyka.
— Wiesz co, Astrid? Czasami myślę, że twoja praca jest ważniejsza ode mnie — usłyszała z wnętrza małego pomieszczenia.
— I kto to mówi — odpowiedziała mu z zadziornym uśmiechem, którego niestety nie widział.
⭐️⭐️⭐️
Cassandra wyszła z domu razem ze swoją najlepszą przyjaciółką Lovisą. Obie skierowały się w stronę Akademii, gdzie codziennie od kilku dni uczęszczały na zajęcia. Nie mieszkały jednak na stałe na Berk, a jedynie przypłynęły, by nauczyć się nieco o smokach, a także o ich tresurze i zwyczajach. Cass była bardzo ciekawą świata młodą siedemnastolatką, marzycielką, która chciała wiele zobaczyć. Jej ojciec nie był jednak typem podróżnika i wolał pracować jako kowal na wyspie Wildness, gdzie dziewczyna mieszkała. Jej matka także była typową kobietą, króra z sercem zajmowała się własnymi obowiązkami. Cassandra nigdy nie miała im tego za złe, choć jej dusza należała do pędzącego wiatru, do świata, który chciała odkrywać na wszelkie sposoby. Dlatego też, kiedy dowiedziała się o lekcjach na Berk, nie zastanawiała się ani minuty i zgłosiła na ochotniczkę. Jest przyjaciółka Lovisa, córka bogatego kupca, dołączyła do niej. I tak z kilkoma jeszcze znajomymi i nieznajomymi popłynęła na malowniczą wyspę, znaną przede wszystkim z barwnych opowieści o smokach...
— Nie mogę się doczekać! — pisnęła Cass, rozwierając szeroko ramiona, jakby chciała złapać coś dużego. Jej przyjaciółka zachichotała pod nosem, czując całą sobą entuzjazm ciemnowłosej towarzyszki. Jej szare oczy uważnie obserwowały życie ludzi na Berk.
— Tak, to będzie niesamowite przeżycie — odparła.
— Kto wie, może same będziemy mieć własne smoki — zagaiła Cassandra i na moment zamknęła oczy. Był to dość głupi pomysł, ponieważ nie minęła nawet sekunda, kiedy na kogoś wpadła. Odruchowo uniosła powieki, czując jak się czerwieni. Przed nią stał młody mężczyzna, którego zdążyła już poznać. Wódz Berk.
— Prze-przepraszam — wydukała, spuszczając wzrok.
— Nic się nie stało. Pewnie idziecie na zajęcia — odparł miło, patrząc prosto w brązowe oczy dziewczyny. Lovisa skinęła głową, odciągając przyjaciółkę od szatyna. Widziała już kiedyś ten wzrok. — Cóż, powodzenia! — krzyknął do nich na odchodnym.
— Widziałaś jego oczy? Thorze... jest cudowny — powiedziała Cass, idąc skocznym krokiem.
— Tylko nie mów, że się zakochałaś.
— Nawet jeśli, to co? — zapytała niewinnie brunetka.
— Na pewno ma dziewczynę. A poza tym: jest wodzem, jest sześć lat starszy i mieszka tutaj, a ty na Wildness — odpowiedziała Lovisa i weszła jako pierwsza na Arenę.
— Dziewczyna to nie problem, na Berk nie zwracają uwagi na pochodzenie, wiek nie gra roli, a na Berk zawsze mogę się przeprowadzić.
— I zostawić mnie w tej dziurze? No dzięki.
— Możesz mieszkać z nami — zaśmiała się Cass.
— Może jeszcze we wspólnym łóżku, z nim, tobą i jego dziewczyną — odparła rownież ze śmiechem Lovisa
— Nie ustaliłyśmy czy ma dziewczynę — zauważyła brunetka.
— To raczej pewne. Tylko pasowałoby ustalić, która to.
— Weźmy pod uwagę wygląd, charakter i może jeszcze... pozycję społeczną?
— Cass...
— No co? — zapytała brunetka i naraz spoważniała, widząc przed sobą samą Astrid Hofferson, która wpatrywała się w nią z niemałym zdziwieniem. Naraz wyprostowała się przed wojowniczką. Wszelkie rozmowy w mig ucichły, jakby wszyscy wyczekiwali reakcji blondynki, jednak ona jedynie kazała wykonywać jej polecenia. Nikt nie skomentował zachowania Cass i Lovisy, patrząc na nie jedynie jak na wariatki.
⭐️⭐️⭐️
Zajęcia trwały już trzecią godzinę, a Cass czuła każdy mięsień. Oparła topór o ziemię, podtrzymując się na nim. Jej oddech stał się naraz płytki, z trudem łapała powietrze. Została jednak do samego końca lekcji. Lovisa opuściła ją pół godziny temu, gdyż gorzej się poczuła. Inni także odeszli, zostawiając brunetkę sam na sam z wojowniczką. Astrid widziała w uczennicy potencjał, dlatego po jeszcze jednej krótkiej walce zaprosiła ją do siebie.
Cass weszła niepewnie do chaty blondynki, odruchowo oglądając wnętrze. Tak naprawdę nie spodziewała się takiego wystroju. Na ścianach zamiast toporów i noży wisiały piękne rysunki, w kącie stał mały regał z książkami, w tym z grubą Księgą Smoków. Astrid odstawiła ulubioną broń pod ścianę i zaproponowała ciepłe ziółka. Cassandra miło podziękowała i usiadła na jednym z dwóch foteli przy palenisku. Ponownie przyjrzała się pomieszczeniu, w którym się znalazła. Blondynka wróciła dopiero chwilę później, niosąc dwa kubki z parującym naparem oraz pokrojone ciasto.
— Nie wiedziałam, że mieszkasz sama — powiedziała Cass, odbierając od dziewczyny ciepłą herbatę. — W ogóle dziękuję za zaproszenie.
— Nie ma za co. Po prostu jestem ciekawa jak podoba ci się na Berk. Zawsze przychodzisz na zajęcia z radością, nawet jeśli wiesz, że znowu dam wam wycisk — zaśmiała się Astrid.
— Od zawsze marzyłam o wyrwaniu się z Wildness, nie widzę tam mojej przyszłości. Rodzice cały czas wymyślają coraz to nowsze sposoby, by mnie zatrzymać, ale w głębi serca wiem, że nie chcę tam mieszkać. Wolę podróżować, odkrywać świat. Na Berk czuję się wolna — odparła, patrząc na napój, który otrzymała. Następnie upiła łyk, czując jak po jej organizmie rozchodzi się przyjemne ciepło. — Czasami chciałabym po prostu uciec. Znaleźć się gdzieś poza krawędzią świata.
— Bardzo mi to zalatuje Czkawką — zaśmiała się Astrid. — On również zawsze o tym marzył, ale jego rola jako wodza bardzo ograniczyła to marzenie. — Cassandra uśmiechnęła się na samą myśl, że mężczyzna, w którym się zadurzyła czuł się podobnie.
— Życie wodza jest nudne — odparła brunetka bez zastanowienia.
— Zależy od wodza — Astrid ponownie wybuchnęła śmiechem. Czkawka zdecydowanie nie miał nudnego życia, nawet jeśli pełnił tak ważną rolę. Starał się znajdywać czas na nią i ich przyjaciół. Razem z Valką raz na dwa tygodnie latał na jednodniowe wyprawy. Musieli w końcu nadrobić stracone dwadzieścia lat. Czkawka spędzał także z Astrid całkiem dużo czasu. Często spali razem, rozmawiali po późna, wspominając stare czasy. Wspólne loty także weszły im w nawyk i nocne spacery, kiedy Berk pogrążona była we śnie.
Nagle obie dziewczyny usłyszały cichy stukot na schodach. Popatrzyły w stronę odgłosu, widząc wodza Berk, schodzącego w dół i wycierając włosy ręcznikiem. Nietrudno było zauważyć, że nie miał on na sobie koszuli, przez co na policzkach Cass pojawiły się rumieńce.
— Mam nadzieję kotek, że masz dla mnie dzisiaj wolną noc — powiedział, nie zauważając początkowo brunetki, patrzącej na niego z szokiem. Dopiero, gdy zszedł na dół dostrzegł jej sylwetkę i zarumienił się delikatnie.
— Wybacz. Nie miałem pojęcia, że Astrid cię zaprosiła. — Powiedział szybko zakładając koszulkę, leżącą na oparciu fotela wojowniczki. Blondynka zaśmiała się i podwinęła nogi, by wygodniej usiąść.
— Musiałam rozwiązać problem dotyczący ciebie, kochanie — tu zwróciła się do Czkawki. — I jak już zdążyłeś napomknąć, mnie.
— Czekaj Astrid, zwolnij, jest wieczór, a ja naprawdę nie mam ochoty domyślać się o co ci chodzi — powiedział, opierając się o oparcie fotela Astrid. Dziewczyna roześmiała się szczerze, co jeszcze bardziej zbiło Czkawkę z tropu. Cassandra nagle zrozumiała o co chodzi w tej dziwnej wymianie zdań i poczuła się niezwykle głupio.
— Mieliśmy dzisiaj na Berk sensację — odparła Astrid, bynajmniej nie złośliwie. — Znalazły się osoby, które nie wiedziały o naszym związku. Nie pomyślałabym, że plotki na nasz temat już nie rozchodzą się tak szybko.
— Naprawdę nie wiedziałyśmy. Przepraszam za to, co wtedy powiedziałam — odezwała się dotąd milcząca Cassandra. Czkawka nadal nie wiedział o co chodzi, ale nie próbował nawet tłumaczyć kobiecego języka.
— Jesteśmy razem od czterech lat — wyjaśniła blondynka, posyłając towarzyszce lekki uśmiech.
— I przyjaciółmi od ośmiu — dodał Czkawka.
— Nie wiesz o co chodzi — bardziej stwierdziła niż zapytała blondynka. Wódz wyciągnął ramiona w geście obrony i wycofał się na zewnątrz, tłumacząc się obowiązkiem nakarmienia smoków.
— Bardzo cię przepraszam, Astrid. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że jesteście razem. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Czkawka, znaczy wódz, jest bardzo miły i nie da się ukryć... no... przystojny. Czułaś się zazdrosna?
— O Czkawkę? — dopytała ze śmiechem. — Chyba nie. Bardziej ta sytuacja wydała mi się komiczna. Nie zrozum mnie źle, nie chcę cię urazić.
— Spokojnie. Moja natura niezbyt pozwala mi na przejmowanie się obraźliwymi uwagami wojowniczki, która jest narzeczoną przystojnego jednonogiego wodza Berk o jakże wdzięcznym imieniu — zaśmiała się Cassandra, czując jedynie radość i ulgę, że sytuacja ta zakończyła się w taki a nie inny sposób.
— Dobrze, że owy wódz wyszedł — zawtórowała jej blondynka, widząc w siedemnastolatce nową, dobrą koleżankę.
⭐️⭐️⭐️
— Naprawdę tak mówiła? — nie dowierzał Czkawka, kiedy razem z Astrid leżeli w jej łóżku, wtuleni w siebie. Blondynka skinęła głową, a na jej twarz pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili usiadła jednak i wpakowała sobie do buzi kawałek owsianego ciastka. Czkawka przyniósł te smakołyki od Valki.
— Też myślałam, że się przesłyszałam, ale nie — powiedziała dziewczyna.
— I nie byłaś zazdrosna? — zapytał szatyn, nie mogąc w to uwierzyć.
— A o co tu być zazdrosną? O jednonogiego mężczyznę z zarostem? — zakpiła, bynajmniej nie chcąc go urazić.
— Toś ty taka — mruknął i przewrócił ją na plecy, wisząc teraz nad nią. Astrid wybuchnęła śmiechem, kiedy zaczął ją delikatnie łaskotać. Następnie zbliżył swoje usta do jej warg i złączył je w namiętnym pocałunku. Jej dłonie naraz zaplotły się na jego karku, przyciągając go bliżej do siebie. Jęknęła mu cicho w usta.
— Chyba towarzystwo jednonogiego wodza ci odpowiada, co? — zapytał z zadziornym uśmiechem, odrywając się od niej.
— Nigdy nie zaprzeczałam, szanowny wodzu.
— To dobrze, bardzo dobrze moja najlepsza wojowniczko — wyszeptał i ponownie wrócił do pocałunku.
😽😽😽
Długo mnie tu nie było za co przepraszam, ale koniec roku to jakaś masakra (jeszcze jutro piszę sprawdzian z historii...). Mam nadzieję, że wam się podobało :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro