Poszukiwacz
Dedykacja dla Smilee_e ❤️❤️❤️
Niech wiatr poniesie nas,
szybko do chmur, w porządku.
Możemy podróżować tak daleko,
jak sięga nasz wzrok.
— Zgadnij kto to — Czkawka zaśmiał się, czując na powiekach delikatne palce Astrid. Nie odpowiedział jednak, a odwrócił się w stronę dziewczyny i zdjął z twarzy jej dłonie. UśmiechaŁa się szeroko, ukazując białe, proste zęby. Zbliżył się do niej i złożył na jej ustach krótki pocałunek.
— Wszędzie rozpoznam twój głos — wyszeptał jej do ucha i objął w pasie, przyciągając do siebie. Zaśmiała się i wyciągnęła ręce w stronę jego włosów. Złapała kilka pasm, z którym zaczęła zaplatać maleńkiego warkoczyka. Szatyn przewrócił oczami. — Przeczuwałem, że tak będzie.
— A jednak podjąłeś ryzyko...
— Skończenia w twoich ramionach? Zawsze — popatrzyła na niego, a powietrze ponownie wypełnił jej śmiech. Nagle wyrwała się z jego uścisku i podbiegła do Szczerbatka, który drzemał nieopodal. Usiadła w siodle, rzucając chłopakowi krótkie spojrzenie.
— Lecisz czy nie? — zapytała, ale chłopak nie zastanawiał się zbyt długo. Co prawda miał skończyć kilka spraw, jednak nie potrafił odmówić Astrid, tym bardziej, że cieszył się jak dziecko z jej dzisiejszego towarzystwa. Zbliżał się zachód słońca, który oboje uwielbiali, bowiem to właśnie on połączył ich za pomocą swojego czaru. Czkawka usiadł przed dziewczyną, która odruchowo objęła go w pasie i wystartowali.
Wieczorny wiatr smagał ich po twarzach, kiedy mknęli przed siebie, dotykając chmur. Astrid odchyliła się do tyłu, wyciągając ręce w górę, muskając palcami zaróżowionych obłoczków. Czkawka uśmiechał się, czując się w pełni szczęśliwym. Jego uśmiech nagle jednak zgasł. Na jego nieszczęście zauważyła to dziewczyna, która będąc teraz opartą o jego plecy, bawiła się jego włosami. Uniosła wyżej głowę i ułożyła ją na ramieniu zamyślonego chłopaka.
— Stało się coś? — zapytała cicho. Jej głos dotarł do niego, jednak chłopak nie odpowiedział, nawet na nią nie popatrzył, udając, że zajęty jest lotem, choć mógł latać z zamkniętymi oczami. Astrid znała tylko jeden sposób, by przekonać go do mówienia. Odkleiła się od zdezorientowanego szatyna i zepchnęła go tak po prostu z siodła. Czkawka nie wiedząc jak się zachować, krzyknął z przerażenia. Od razu w myśli skarcił się za brak stroju do latania, który zostawił u siebie.
— Astrid! — Szczerbatek przyspieszył ku chłopakowi, jednak dziewczyna podjęła się próby powstrzymania gada i oddaliła się na taką odległość od spadającego chłopaka, by nie mógł dosięgnąć siodła.
— Mam kilka pytań... — zaczęła i popatrzyła na chłopaka, który gorączkowo zerkał w kierunku szybko zbliżającego się oceanu.
— Mogłabyś się pospieszyć?! — krzyknął i spojrzał na nią.
— Możliwe...
— Astrid! — krzyknął ponownie, czując coraz większe przyciąganie w kierunku wody. Już niemal czuł ten chłód na skórze, tę temperaturę północnych wód.
— Nic nie słyszę... — podleciała trochę bliżej, jakby faktycznie nie dosłyszała jego głosu.
— Dobra, wygrałaś. Złap mnie, błagam! Astrid!!! — krzyknął, będąc jedynie dziesięć metrów nad lodowatą taflą. Nagle poczuł jak wokół jego ramion zaciskają się mocne łapy Nocnej Furii i odczuł wielką ulgę. Jego rozszalałe serce zwolniło do normalnych uderzeń. Czkawka odetchnął z ulgą, a patrząca na niebo uśmiechnięta Astrid, wyprostowała się w siodle i wyciągnęła splecione ręce przed siebie wzdychając:
— To zawsze działa.
Wylądowali na małej wyspie, nieznanej im dotąd. Czkawka jako pierwszy postawił nogi, a raczej nogę na ziemi i przeciągnął się, rozmasowywując obolałe ramiona. Lot w łapach smoka nie należał w końcu do najwygodniejszych. Astrid zeszła ze Szczerbatka i podeszła do jednego z drzew, siadając obok i opierając się o jego pień. Szatyn dołączył do niej chwilę później, obserwując Nocną Furię, która zrobiwszy sobie miejsce na drzemkę, ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy.
— Nie pozwoliłabyś mi spaść — wyszeptał cicho Czkawka, spoglądając wprost na horyzont i obejmując dziewczynę, której głowa opadła na jego ramię.
— Nie kuś — odparła ze śmiechem i przytuliła się do ukochanego. — Czasami mnie za bardzo denerwujesz.
— Ohh... A ty mnie niby nie? Tylko z tą różnicą, że ja nie spycham nikogo ze smoka. — Wyrzucił.
— Mogłeś zabrać strój.
— Nie moglem, bo ktoś, nie powiem kto, wczoraj go zepsuł — spojrzał na dziewczynę, próbując nie wybuchnąć śmiechem, jednak kiedy napotkał jej głupkowaty uśmiech, nie potrafił się powstrzymać.
— Nie wiem o czym mówisz — zgrywała niewiniątko, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu.
— Ahh... nie wiesz — westchnął i wstał szybko, ciągnąć ją za sobą. Jej śmiech odbijał się od niego, kiedy spostrzegła co chce zrobić i przywarła do niego. Wziął ją na ręce i podszedł na kraniec klifu, na którym się znajdowali. Uczepiła się go jeszcze mocniej, wciąż się uśmiechając. Doskonale wiedziała, że Czkawka chciał ją tylko nastraszyć, co niestety mu się nie udało. Nigdy nie pozwolił by coś jej się stało, a tym bardziej za jego przyczyną. Nie przewidział jednak jednego.
— Szczerbatek! — krzyknęła ze śmiechem dziewczyna, czym zbudziła drzemiącego smoka, który zerwał się i powalił na ziemię, zmierzającego ku krańcowi, chłopaka. Astrid upadła na szatyna i przygwoździła go do ziemi. — Twój smok chyba bardziej mnie kocha — powiedziała, wcale nie zamierzając schodzić z ukochanego. Przyjemnie leżało jej się na jego torsie i brzuchu.
— Tak sądzisz? — uniósł jedną brew w górę i zagwizdał na smoka, przywołując go. Smok jednak po kilku metrach zrezygnował, usiadł, a następnie położył się i owinął ogon, zasłaniając widok swojego jeźdźca. Astrid zaśmiała się w geście triumfu.
— Dobra, może teraz powiesz o co chodzi. Od kilku dni jesteś jakiś zamyślony. Co się dzieje? — zapytała i usiadła na ziemi, łącząc swoje palce z palcami chłopaka. Szatyn również się z nią zrównał i westchnął ciężko.
— Nic — odparł ze smutkiem, czując jak palą go oczy.
— Wiesz, że nie potrafisz kłamać? — zapytała, chcąc go poinformować. Czkawka westchnął i potwierdził skinięciem głowy. Szczególnie przy niej. — Więc...?
— Myślę nad tym jak się stąd wyrwać...
— Co masz na myśli? — nie zrozumiała.
— Nooo... Polecieć na poszukiwania — powiedział i szybko dodał — Nocnej Furii... Mogę już nie mieć okazji, a chcę wszystko sprawdzić raz jeszcze. Może w końcu nam się uda — podrapał Szczerbatka po łuskach, kiedy ten położył głowę na jego kolanach. Ze smutkiem spojrzał w dal.
— Co na to Stoick? — zapytała. — Bo mu powiedziałeś, tak? — Czkawka odwrócił wzrok, co tylko potwierdziło przypuszczenia Astrid. — Ojciec nic nie wie, okay. A zamierzasz mu powiedzieć?
— Może... Dobra skończmy ten temat, na razie nigdzie nie lecę, z resztą bez ciebie to żadna przyjemność — zaśmiał się i wstał, podając dziewczynie rękę. Usiedli na smoku tak jak przedtem i wzbili się w powietrze. Było już chłodno, nic zapadła nad wyspą, dlatego gdy tylko wylądowali na Berk zeskoczyli ze smoka i stanęli naprzeciw by się pożegnać. Astrid przylgnęła do Czkawki i pocałowała go krótko w usta.
— Jutro wielki dzień — przypomniała mu.
— No tak. Wyścigi Smoków — westchnął z uśmiechem i musnął jej policzek ciepłymi ustami.
— Szykuj się na przegraną — krzyknęła jeszcze na pożegnanie, biegnąc już w stronę domu. Czkawka zaśmiał się jeszcze pod nosem i ruszył wolno w swoim kierunku.
Astrid weszła do ciepłego budynku i zamknęła za sobą drzwi. Spostrzegła, że rodzice siedzieli jeszcze przy stole i rozmawiali przy ciepłych naparach z ziół. Uśmiechnięta pożegnała ich zwykłym „dobranoc" i ruszyła na górę, chcąc wziąć jeszcze ciepłą kąpiel, a następnie położyć się spać. Zasnęła pół godziny później, wciąż myśląc o tajemniczej wyprawie, którą planował szatyn.
Czkawka zaglądnął jak najciszej do domu i wszedł pewny, że nikogo nie ma. Ojciec pewnie nie wrócił jeszcze z twierdzy, w której odbywało się zebranie. Wszedł do środka i wyciągnąwszy kosz z osobnego, małego pomieszczenia, rzucił kolację Szczerbatkowi. Chwilę później ruszyli na górę, do sypialni chłopaka. Szatyn zdął z siebie koszulę i niemal od razu zasnął na łóżku. Chwilę wcześniej myślał jeszcze o ukochanej, z którą planował spędzić resztę życia...
***
Blondynka wstała następnego dnia o świcie. Z uśmiechem zrzuciła z siebie koszulę nocną i ubrała się w codzienny, wygodny strój. Podeszła do małej miski z wodą i przemyła twarz. Następnie usiadła na brzegu łóżka i zaczęła zaplatać warkocza, opuszczonego na lewe ramię. Na szafce w rogu, stały dwie miseczki: jedna z niebieską farbą, druga z pomarańczową. Dwudziestolatka wzięła obie i opadła na krzesło przy lustrze by pomalować twarz na umówiony już wzór. Za każdym razem ten sam. Później zeszła na dół jak najciszej, by nie obudzić śpiących jeszcze rodziców. Zrobiła sobie śniadanie i nakarmiła smoczycę, którą też czekało malowanie. Poszły razem do Akademii, gdzie Astrid spotkała już przyjaciół, przygotowujących się do wyścigu. Brakowało tylko Czkawki.
— Widzieliście go? — zapytała, jednak wszyscy wzruszyli tylko ramionami i zajęli się malowaniem smoków. Blondynka też nie zastanawiała się nad tym długo i już chwilę później moczyła palce w farbie.
Około godzinę później na arenę weszła pięcioletnia dziewczynka, która podbiegła do Astrid i pociągnęła ją za spódniczkę. Wojowniczka spojrzała za siebie i dostrzegła niską brunetkę z hełmem na głowie. Uśmiechnęła się do dziewczynki, która była również dalszą kuzynką Czkawki.
— Cześć Emm, coś się stało? — zapytała blondynka i kucnęła przy dziewczynce.
— Chciałam ci życzyć powodzenia. Mam nadzieję, że mój kuzyn przegra, ty jesteś najlepsza! — powiedziała w stronę wojowniczki. — Kiedyś też będę taka jak ty. — Astrid uśmiechnęła się na te słowa i namoczyła palce w farbie i nakreśliła po dwie kreski na każdym policzku młodej brunetki. Dziewczynka zaśmiała się i podziękowała. Później odbiegła zostawiając w osłupieniu wszystkich jeźdźców i uśmiechniętą wojowniczkę, która z nadzieją patrzyła na końcowy wynik wyścigu.
Czkawka obudził się przy pierwszych promieniach słońca. Straszliwce Straszliwe właśnie zaczynały swój koncert na dachu domu wodza, witając wstający nowy dzień. Szatyn usiadł na łóżku i przetarł zaspaną twarz. Założył na siebie czystą koszulę i kostium do latania, który naprawił już wcześniej, czego nie powiedział Astrid, podsyłając jej kolejne kłamstwo. Obudził Szczerbatka i razem zeszli na dół. Już w połowie drogi Czkawka usłyszał kroki ojca i westchnął cicho, nie mając ochoty na spotkanie z nim.
— Dobrze, że jesteś. Musimy pogadać — postawił sprawę jasno i popatrzył mu prosto w oczy. Szatyn aż się wzdrygnął.
— Wiesz, bo trochę mi się spieszy.
— Jesteś chlubą Berk synu i jestem z ciebie dumny. Jesteś już dorosły. Każdy wódz życzyłby sobie takiego następcy, więc postanowiłem, byś w jak najszybszym czasie przejął moje obowiązki oraz został nowym wodzem Berk — odparł poważnie i odwrócił się tylko na moment, który Czkawka szybko wykorzystał. Wybiegł z domu, trzaskając drzwiami i po tym wskoczył na smoka. Musiał znaleźć się teraz jak najdalej od domu. Nie miał ochoty na pogawędkę z ojcem. Miał zostać... Wodzem? Jak to niedorzecznie brzmi! Był jeźdźcem, najlepszym jeźdźcem, do tego wolnym duchem. Nie potrafił, a raczej nie chciał rzucać tego wszystkiego, by stać się kim ś takim jak ojciec. Wiecznie zapracowanym, wiecznie uziemionym wikingiem. Nie chciał tego i nie zamierzał wkrótce przygotowywać się do tej właśnie roli. Tylko jak dużo czasu jeszcze mu zostało?
***
— Zrobić cię wodzem? O bogowie, Czkawka! To cudownie! I co mu powiedziałeś?
— Jeszcze nic, jak tylko się odwrócił – wybyłem.
— No, to wielka odpowiedzialność. Mapa pójdzie w kąt, ja będę latać na Szczerbatku, bo ty będziesz zajęty, ale...
— Nie widzę się w tym, Astrid. Wygłaszanie mów, planowanie, zarządzanie osadą - to jego działka!
— Chyba czegoś nie rozumiesz. Zostać wodzem? To wielki zaszczyt! Ja tam bym się cieszyła.
— Ale ja nie jestem taki jak ty. Ty dokładnie wiesz kim jesteś, zawsze wiedziałaś. A ja... ja wciąż szukam. Nie jestem taki jak mój ojciec, a matki nigdy nie poznałem, więc... Jak to ze mną jest?
— Tego, czego szukasz, nie znajdziesz tam, Czkawka. To jest tutaj. Tylko jeszcze tego nie widzisz.
Położyła mu dłoń w sercu i przez chwilę jej uwierzył. Musiał się odnaleźć. Gdzieś tak, daleko, być może w górze, miał znaleźć odpowiedź na pytanie, które najczęściej sobie zadawał — kim jestem?
Nie wiem jak Was, ale mnie ciekawiło co mogłoby się wydarzyć pomiędzy scenami z filmu. Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro