Po prostu
Dedykacja dla moich Wariatek 😘😘😘
Jeźdźcy mieszkali już na Berk cztery miesiące, odkąd na dobre wynieśli się z Końca Świata. Właśnie zaczął się jeden z najbardziej upalnych tygodni, a słońce z dnia na dzień świeciło coraz mocniej, nie oszczędzając wikingów.
Czkawka otarł pot z twarzy i podniósł ciężki kosz z warzywami, który właśnie wyładowano ze statku jednego z handlarzy. Westchnął, patrząc na Szczerbatka, który wraz z innymi smokami drzemał w cieniu. Pozazdrościł smokowi odpoczynku i pomyślał ze współczuciem o Astrid, która miała pomóc na polach, gdzie nie było ani krzty cienia. On mógł chociażby przechodzić jego skrawkami. Ponadto w wiosce odczuwalny był nadmorski wiaterek, wgłąb lądu niestety słabł. Rano chciał zamienić się z dziewczyną, ale zaprotestowała. Niedbale cmoknęła go w policzek i wskoczyła na Wichurkę, po czym odleciała.
Dziewiętnastolatek zaniósł kosz pod spichlerz, z ulgą zauważając że był on ostatni. Nagle usłyszał głośny skrzek, a zaraz potem dostrzegł błękitnego Śmiertnika Zębacza, lądującego wraz z jeźdźcem. Czkawka uśmiechnął się na widok dziewczyny, która jednym, sprawnym ruchem zeskoczyła ze smoczycy. Astrid miała na sobie koszulkę z krótkim rękawkiem i spodenki. Z włosów stworzyła dwa warkocze – nie tak jak codzień – które ze swobodą opadały jej na ramiona. Na widok chłopaka uśmiechnęła się i podeszła do niego. Cmoknęła go w policzek i złączyła jego dłoń ze swoją. Ruszyli w stronę domu dziewczyny.
— Jak ci minął dzień? — zapytała po chwili milczenia.
— Aaaa... Całkiem dobrze. A tobie?
— Mimo całego dnia pracy, też nieźle. Wieczorem muszę przeprowadzić jeszcze zajęcia — westchnęła i popatrzyła na grupkę nastolatków , prowadzących rozmowę, przy jednym z domów.
— Musisz być taka brutalna? — spytał szatyn, spoglądając w tę samą stronę.
— Co masz na myśli?
— No... brutalna... w stosunku do tych dzieciaków i siebie samej. Odpuść — zatrzymał ją i przyciągnął do siebie. Spojrzał jej głęboko w oczy i zbliżył się, by ją pocałować, kiedy poczuł szturchniecie i jakąś siłę, która odciągnęła go od ukochanej.
— Dosyć tego dobrego, Hiccstrid — śmiech Sączysmarka rozniósł się wokół, a gdy Czkawka otworzył oczy od razu zobaczył jego twarz. Wzdrygnął się i odsunął na bezpieczną odległość.
— Weźcie namioty i koce i jedzenie. Zrobimy sobie biwak! — krzyknęły bliźniaki. Cała paczka popatrzyła po sobie, a następnie wzrok przyjaciół padł na Czkawkę i Astrid, którzy nie czekając długo skinęli głowami.
— Będzie Heather i może Dagur. Przyjdźcie do Akademii o zachodzie słońca — powiedział na odchodnym Smark i odszedł wraz z resztą.
— Teraz muszę odwołać te zajęcia. Masz co chciałeś — dźgnęła go palcem między żebra, przez co zaśmiał się i zgiął w pół. Popędziła w stronę domu z uśmiechem na ustach, a chłopak czym prędzej pognał za nią. Wpadła do domu, lecz nie zdążyła zamknąć drzwi kiedy Czkawka przygwoździł ją do ściany i zagradzając jej ucieczkę, pocałował ją mocno w usta. Na początku zaskoczył ją ten gest, ale szybko odnalazła się w sytuacji, ale już po chwili oddawała się czułemu dotykowi. Nagle stanęli jak wryci, słysząc za sobą chrząknięcie. Czkawka odwrócił się momentalnie.
— Czy oby nie przeszkadzam? — Ethan zapytał z powagą i popatrzył na młodych. Astrid westchnęła i podeszła do niego bliżej.
— TYLKO się całowaliśmy, daj spokój — sprostowała jego siostra i popchnęła go delikatnie w tył.
— Taaa... Jasne, a niedługo zostanę wujkiem — zaśmiał się, przez co zakochani oblali się rumieńcem.
— Chciałbyś — opanowała się szybko Astrid i chwyciwszy Czkawkę za rękę, pociągnęła go w stronę schodów, a następnie sypialni dziewczyny. Zamknęła za nimi drzwi i dopiero wtedy go puściła. Szatyn usiadł na łóżku, patrząc na chodzącą po pokoju dziewczynie. Rzuciła torbę na ziemię i wpakowała do niej bluzkę i ulubione legginsy. Wzięła też koc i płachtę, która miała posłużyć jako namiot.
— Muszę się wykąpać. Spotkamy się w Akademii, tak? — zapytała, a chłopak wstał i skinął twierdząco głową. — Nie spóźnij się, bo znowu coś sobie pomyślą — rzuciła jeszcze i zniknęła za drzwiami łazienki. Czkawka westchnął i zszedł na dół. Wyszedł frontowymi drzwiami, a wieczorne powietrze uderzyło go w twarz. Skierował się w stronę domu i zniknął szybko za jego drzwiami.
— Pójdziemy po chrust — zadecydowała Astrid i wzięła Heather pod rękę, zauważając roztargnienie na twarzy przyjaciółki, przez co bardzo chciała dowiedzieć się co lub kto chodzi jej po głowie. — Sączysmark, Czkawka, Dagur – zajmie się kolacją. A Szpadka i Śledzik – namiotami i rozłożeniem naszego ekwipunku.
— A ja? A ja? — podniósł rękę Mieczyk, wyrywając się jak do odpowiedzi.
— A ty... — zastanowiła się chwilę — ...niech stracę, będziesz ich nadzorował — uśmiechnęła się złośliwie w stronę Czkawki, który zaśmiał się, wstając z miejsca.
— I to rozumiem! Do roboty! — krzyknął bliźniak i pogonił całe towarzystwo.
— Tylko ich tam nie oszczędzaj! — powiedziała na odchodnym Astrid i razem z Heather zniknęły w lesie.
— Możesz wreszcie powiedzieć o co chodzi? — zapytała niemal od razu Astrid i sięgnęła po kolejny patyk , leżący tuż po jej stopami. Heather wzruszyła tylko ramionami i spojrzała przed siebie. Blondynka przewróciła oczami. Czego ona wymagała? Przecież to Heather, jasne, że jej nie powie.
— To tajemnica.
— Nawet dla najlepszej przyjaciółki? Ja ci powiedziałam o Czkawce — wyrzuciła czarnowłosej Astrid i uśmiechnęła się triumfalnie, kiedy Heather skapitulowała i wyznała, że chodzi o pewnego chłopaka.
— Znam go? — zapytała wojowniczka i popatrzyła na jeźdźczynię Szpicruty, która przytaknęła i uśmiechnęła się delikatnie, co nie umknęło uwadze drugiej dziewczyny.
— Dosyć dobrze.
— Mogę zgadnąć? — pytanie rozniosło się po okolicy, w której się znalazły. — Śledzik! — niemal krzyknęła.
— Coś ty... sprawa już dawno zakończona.
— No, ale przecież ci się podobał, sama mówiłaś...
— Astrid... — zatrzymała przyjaciółkę Heather, więc blondynka próbowała dalej.
— Mieczyk? — zapytała ostrożnie. Czarnowłosa niemal natychmiast zaprzeczyła. — Nie... nie... serio? Sączysmark?
— Oszalałaś? — zaśmiała się Heather, przypominając sobie chłopaka. Astrid dołączyła do niej i już po chwili obie się chichrały.
— Ale zaraz... Chyba nie mówisz o... Czkawce...
— Nigdy bym ci tego nie zrobiła, spokojnie — uspokoiła serce Astrid, które w sekundzie przyspieszyło.
— Więc, skoro to nikt z naszej paczki... Cóż, znam wiele chłopaków, może jeszcze jakaś podpowiedź? — jeźdźczyni Śmiertnka Zębacza poprawiła gałęzie w ramionach i ruszyła wraz z przyjaciółkę w stronę obozowiska.
— Jest z Berk i znasz go chyba najlepiej — podpowiedziała, czując, że to i tak za dużo.
— Eee... imię? Wiesz, że to może być każ-
— Ethan — odpowiedziała szybko i przyspieszyła. Gdy znalazła się wśród przyjaciół poczuła się nagle wolna, jak gdyby Astrid jej tę wolność odebrała ciągłymi pytaniami. Blondynka wyszła chwilę później i z szokiem popatrzyła na najlepszą przyjaciółkę.
— Ale ty tak na poważnie?
— Daj spokój, As. To tajemnica, więc cicho.
— Ale-
— Ast! — nagle usłyszały krzyk Czkawki, który ruszył w och stronę z rybą w ręce. Dziewczyny podeszły do niego bliżej.
— Pewnie czekacie na to — zaśmiała się blondynka i przekazała chłopakowi swoją część chrustu. Chłopak bez gadania wziął od niej drewno, a w zamian podał jej rybę. Dziewczyna wzdrygnęła się i rzuciła śledzia Szczerbatkowi, który wylegiwał się na piasku nieopodal. Następnie usiadła na drewnianej, prowizorycznej ławce, którą ustawił Sączysmark. Chwilę później dołączyli do niej przyjaciele i zajęli miejsca obok. Czkawka usiadł obok dziewczyny i podał jej patyk z nabitą na niego rybą. Blondynka uśmiechnęła się w jego stronę i wyciągnęła rękę, by dorsz zarumienił się nad ogniem. To samo zrobili wszyscy pozostali.
— Dobra, ma ktoś ochotę? — zapytał pół godziny później Sączysmark i wyciągnął zza pleców całkiem dużą beczkę miodu. Mieczyk niemal natychmiast doskoczył do niego, siadając obok. Szpadka posłała mu mordercze spojrzenie jednak uspokoiła się, kiedy dostała kubek ze słodkim alkoholem. Astrid oparła się ramię Czkawki, czując ogarniające ją zmęczenie. Upiła łyk napoju dla rozbudzenia i usiadła prostu ku niezadowoleniu szatyna.
— I pomyśleć, że spędziliśmy tutaj ponad dwa lata... — zaczął Śledzik rozglądając się dookoła. Byli na Końcu Świata, na wyspie, która pozwoli im na zbliżenie się do siebie, poznanie nawzajem, przyprawiła nieraz o szybkie bicie serca i uspokajała.
— Szybko minęło — dodał Sączysmark. — Jeszcze wczoraj byliśmy dzieciakami, które walczyły z Łowcami, a dzisiaj...
— A dzisiaj mamy własne sprawy, dorosłe sprawy — westchnął Czkawka i odwrócił wzrok.
— Stało się coś? — zapytała cichutko Astrid, na chwilę porzucając główną rozmowę i całą swą uwagę skierowała ku chłopakowi.
— Nieee... Kiedyś o tym pogadamy, ale nie dzisiaj... — uciął temat i uśmiechnął się, słysząc jak Sączysmark wraca wspomnieniami do dnia, w którym wszystkim zaczął doskwierać brak snu.
— ...gdybyście tylko widzieli Astrid — roześmiał się, wskazując na przyjaciółkę. Blondynka posłała mu mordercze spojrzenie, a,e uśmiechnęła się mimowolnie. Wtedy nikt nie był sobą.
— Wcale nie byłeś lepszy. Czekaj, jak to szło? „Będziesz moim przyjacielem?"... — obroniła dziewczynę Szpadka, która nagle wtrąciła się do rozmowy.
— Przynajmniej nie czyściłem czystych skał tak jak Heather — rzucił Sączysmark i wskazał na czarnowłosą, która uśmiechnęła się krzywo, przypominając sobie tamten dzień.
— Chyba się cieszę, że mnie tam nie było — zakończył Czkawka i objął ramieniem Astrid, która oparła się o niego. Zadrżała delikatnie, kiedy przesunął palce po jej talii i uśmiechnęła się.
— Mogę cię porwać na krótki spacer? — zapytał szeptem, a dziewczyna od razu przytaknęła i odłożywszy kubek wstała. Oboje ruszyli w stronę lasu, zostawiając w tyle przyjaciół i obozowisko za sobą.
Czkawka ścisnął mocniej dłoń ukochanej, zmierzając w stronę jednej z polan w ogromnym lesie. Oboje doskonale znali tę okolicę, a szczególnie Astrid, która uwielbiała tam ćwiczyć. Dotarli tam niespełna w dziesięć minut i położyli się obok siebie na trawie.
— Dałabym wszystko by móc jeszcze tu wrócić — wyszeptała blondynka, patrząc w dalekie niebo pełne gwiazd. Czkawka westchnął i w duchu przyznał jej rację. — Dalej być... po prostu wolna, nie przywiązana do obowiązków na Berk.
— Mamy smoki i w każdej chwili nadal możesz polecieć, uciec, skraść wolne chwile — zaśmiał się.
— Gdyby to było takie proste — westchnęła i posmutniała. Szatyn popatrzył na nią i przybliżył się do niej.
— Stało się coś? — zapytał.
— Nie będziesz się śmiał? — chciała się upewnić przed zadaniem – jej zdaniem – głupiego pytania.
— Nie, nie będę — obiecał i popatrzył na nią w wyczekiwaniu.
— Boję się — wyznała i wstała, siadając na trawie. Czkawka również się podniósł i zrównał z nią. Nie chciał naciskać, a równocześnie przejął się tymi dwoma słowami, które wypowiedziała. Nie często przyznawała się do swoich słabości, a raczej nigdy, co tylko wprowadziło go w zmartwienie.
— Czego się boisz? — spytał ostrożnie. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.
— Tego wszystkiego co nadejdzie. Większej ilości obowiązków. Boję się przyszłości, dorosłości, tego, że będę uziemiona na Berk...
— Astrid, posłuchaj mnie — wyciągnął dłoń w jej stronę i chwycił jej podbródek, przekręcając w swoją stronę, by spojrzała mu w oczy. — Twoje obawy nie są słuszne. Nigdy nie pozwolę na to, byś była nieszczęśliwa. Tylko mi o tym mów, zgoda?
— Zgoda. — Odparła z uśmiechem i przybliżyła się jeszcze odrobinę, chcąc go pocałować. Złączyli usta i zatonęli w czułej chwili. Nagle oboje poczuli ciężkie krople spadające na nich z coraz większą częstotliwością. Szybko zerwali się z miejsca i pobiegli w stronę obozowiska. Będąc już pośród namiotów, spostrzegli, że jeźdźcy najprawdopodobniej pochowali się pod płachtami i nie przejęli się zbytnio zakochanymi. Czkawka złapał Astrid za rękę i pociągnął w stronę swojego namiotu. Oboje opadli na suchą ziemię z ulgą. Blondynka zadrżała, co nie uszło uwadze szatyna, który otulił ją kocem.
— Nie będzie ci zimno? — zapytała.
— Niee... spokojnie. — Odparł i usiadł obok. Astrid niewiele myśląc przysunęła się bliżej i przykryła również jego. Następnie wtuliła się w niego i zamknęła oczy.
— Dziękuję za wszystko — wyszeptała w jego koszulę. Wplątał palce w jej włosy, a następnie je delikatnie ucałował.
— To ja powinienem dziękować ci codziennie, za to, że tu po prostu jesteś. — odszepnął i również przymknął oczy. — Moja najjaśniejsza gwiazdko.
Bez-na-dzie-ja! Ale czytojcie, może się Wam podoba 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro