Nauka latania [3/4]
Nie potrzebuję skrzydeł,
by latać.
Potrzebuję... l u d z i,
dzięki, którym nie upadnę
Dochodziło południe, gdy oboje przesiadywali w twierdzy, słuchając jakże ciekawych opowiastek niejakiego Garvena, który po raz setny wracał do tego samego wątku, rozpatrując wszystkie wydarzenia z nim związane. Czkawka czuł, że powieki powoli mu opadają, choć naprawdę próbował zrozumieć sens wypowiadanych przez wikinga słów. Astrid siedziała na ziemi, nieopodal bawiących się dzieci. Sączysmark rzucał nożami w tarczę, Śledzik próbował przekonać bliźniaki co do swoich racji.
Wódz Berk tak naprawdę wolałby znaleźć się czasami na bezludnej wyspie, choćby na chwilę, by móc przemyśleć niektóre kwestie. Cały czas poświęcał jednak swoim ludziom lub Astrid, choć co do tej drogiej osoby to nie miał żadnych pretensji.
— Wódz mnie wcale nie słucha — zauważył nagle Garven i popatrzył na Czkawkę z wyrzutem. Mężczyzna jednak nie zwrócił na niego uwagi. Patrzył na Astrid, która od kilku minut nic nie mówiła a przyglądała się wciąż temu samemu punktowi. Wstał wolno ze swojego stałego miejsca i podszedł do niej, ignorując wszystkich wokół. Kucnął przed dziewczyną i uniósł wolno jej podbródek w górę.
— Co jest, mała? — zapytał cicho. Nie odpowiedziała. Nie spostrzegł jednak, że wyciągnęła z jednej z jego kieszeni niewielki nóż. Skinął jedynie głową ze zrezygnowaniem, po czym wstał i odwrócił się, by odejść. Wtedy właśnie krzyknęła, zwracając na siebie uwagę wikingów.
— Wszystko jest w porządku! — Czkawka momentalnie popatrzył na nią. Natychmiast dostrzegł ostrze wymierzone w jej klatkę piersiową. — Wszystko jest tak, jak powinno być! Jestem po prostu przeszczęśliwa. — Warknęła, przybliżając nóż bliżej skóry.
— Astrid... proszę cię, oddaj mi to — poprosił cicho Czkawka, stawiając małe kroki w jej stronę. Patrzył ze smutkiem na to jak jej oczy naraz wypełniały się łzami. Chciał je zetrzeć, zapewnić ją, że sobie poradzą, jednak wiedział, że to nic nie da. Nie teraz.
— Przestań! — krzyknęła i wymierzyła teraz broń w jego stronę. — Mówiłam ci, ja już nie chcę tak żyć! Nie chcę już udawać! Nie chcę dłużej cię okłamywać! Nie chcę być dla ciebie ciężarem! — Jej słowa wstrząsnęły nim dogłębnie. Jak w ogóle mogła o tym pomyśleć w ten sposób.
— Astrid, uspokój się — odezwał się tym razem Sączysmark.
— Zostawcie mnie w spokoju! Odsuńcie się — poleciła i przybliżyła nóż w stronę swojego serca. Wikingowie patrzyli na tę scenę z przerażeniem, jednak nikt nie wykonał żadnego kroku. Czkawka bardzo powoli zniżył się do jej poziomu. Wyciągnął w jej stronę dłonie, choć wiedział, że jeśli się do niej nie zbliży, nie ocali jej. Patrzył jak po policzkach płyną potoki łez i nagle jego oczy wypełniły się tą samą cieczą.
— Posłuchaj mnie Astrid — zwrócił się w jej stronę. Blondynka jednak zamknęła oczy, czując jak gardło blokuje jej szloch.
— Nic nie mów — wykrztusiła z siebie.
— Proszę, odłóż to. Pokażę ci coś innego. Wrócimy do domu, porozmawiamy... razem. Nie pozwolę ci tutaj, dzisiaj umrzeć, rozumiesz? Nie godzę się na życie bez ciebie. Obiecałem ci dawno temu, że zawsze będziemy razem i nie zamierzam łamać tego słowa, mała. Nie zamierzam cię porzucać. Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham. Nie potrafię bez ciebie żyć — szeptał, zbliżając się do niej. Widział jak dziewczyna bije się z myślami, jak walczy sama ze sobą. — Wokół siebie masz przyjaciół, rodzinę, masz mnie. Nie pozwolimy ci odejść. Nie poddasz się, nie z nami — powiedział, będąc na wyciągnięcie ręki. Astrid wybuchnęła płaczem, a Czkawka wyciągnął nóż, patrząc jej cały czas w oczy. Kiedy wiedział, że zagrożenie minęło, przytulił ją bardzo mocno do siebie, głaszcząc spokojnie po głowie.
— Ciii... już wszystko w porządku — zapewnił szeptem.
— Przepraszam — wychlipała.
— Ciii... — starał się ją uspokoić, choć nie było to zbyt proste. Cmoknął ją we włosy, po czym popatrzył na stojących nieopodal przyjaciół. Sączysmark natychmiast wyłapał to spojrzenie i podszedł jako pierwszy do małżeństwa. Usiadł po drugiej stronie Astrid i również przytulił się do niej mocno. Nie musieli długo czekać, by i reszta jeźdźców zjawiła się przy nich.
— Nigdy więcej tego nie rób — wyszeptał w jej stronę Sączysmark.
— Nawet nie próbuj — dorzuciła Szpadka.
— Bez nas — dopowiedział Mieczyk, a jeźdźcy roześmiali się szczerze.
⭐️
Czkawka przymknął drzwi sypialni i usiadł na fotelu obok paleniska. Ostatnie wydarzenia dały mu wiele do myślenia i choć do tej pory wiedział, że z Astrid nie jest najlepiej, tak teraz bał się następnych minut. Co prawda dziewczynie nic się nie stało, ale na wszelki wypadek pochował wszelkie przedmioty z zasięgu jej dłoni. Oparł łokcie na kolanach i spojrzał na Sączysmarka, siedzącego naprzeciwko.
— Ona naprawdę chciała to zrobić? — zapytał cicho brunet, patrząc na wodza ze zdziwieniem. Zielonooki nie odpowiedział, a jedynie skinął wolno głową. — Ale dlaczego? Przecież nie jest wcale tak źle.
— Męczy się — powiedział wprost Czkawka. — Widzę to każdego dnia, kiedy budzi się z grymasem z chęcią zakopania się pod kocem i pozostania w łóżku. Sam byś nie wytrzymał, uwierz. Nie potrafię jednak do niej dotrzeć. Cały czas jakby zamyka się przede mną na nowo. Każda kolejna kłótnia i przegrana z nią nie motywuje do dalszej walki. Tam w twierdzy, myślałem, że nie dam rady. Nie wiem w jaki sposób dalej o nią walczyć, choć wiem, że tego chcę. Straciłem już ojca, nie zamierzam stracić także jej.
— Musi zacząć żyć jak dawniej — odparł po chwili Sączysmark.
— W jaki sposób?
— Musi znów poczuć się potrzebna. — Wyjaśnił ogólnikowo brunet, jakby sam nie był do końca przekonany co do tego pomysłu.
— Próbuję jej to zapewnić, ale uwierz mi, że ona sama odpycha od siebie tak wiele możliwości. Już dawno przestała wierzyć w to, że jest szansa na lepsze życie — powiedział smutno Czkawka i oparł podbródek na dłoniach.
— Musimy jej ją pokazać. Wyluzuj Czkawka ta sytuacja z dzisiaj już się nie powtórzy — zapewnił przyjaciela mężczyzna i uśmiechnął się ciepło.
— Gdybym nie miał przy sobie tego noża...
— Astrid i tak znalazłaby sposób, by prędzej czy później zrobić coś podobnego. Teraz przynajmniej wszyscy wiemy jak bardzo źle jest. Ale jakoś wszyscy z tego wybrniemy. Musimy dać jej trochę więcej czasu.
⭐️
Czkawka wszedł ostrożnie do sypialni, trzymając w dłoni świeczkę. Postawił ja na szafce, stojącej obok łóżka i usiadł ciężko na futrze, po którym spokojnie spała Astrid. Nie chciał jej budzić, ten dzień był dla nich obojga bardzo ciężki i długi. Szczerbatek ułożył się już na swoim miejscu i szybko zapadał w sen. Czkawka jednak nie potrafił zmrużyć oka nawet na moment. Ilekroć razy przymykał powieki, tak nie czuł w ogóle zmęczenia.
Leżał więc patrząc na sufit. Swoją dłonią odnalazł nogę dziewczyny, wiedząc, że ona i tak nie poczuje tego dotyku. Do oczu napłynęły mu łzy, nie potrafił sobie wyobrazić siebie na jej miejscu. Z pewnością pragnąłby tego samego co ona. Śmierć w takim przypadku nie wydawała mu się niczym złym. Nie wiedział jaka walka toczyła się w jej wnętrzu, ale wiedział, że chce oddać za nią wszystko.
Złączył palce ich dłoni. Nie obudziła się, nawet nie drgnęła. To było takie znajome uczucie, a równocześnie tak bardzo obce. Uśmiechnął się przez łzy. Oddałby naprawdę wszystko, byle ją odzyskać, byle sprawić, żeby była szczęśliwa.
— Będę o ciebie walczyć, Ast. Strasznie cię kocham — wyszeptał.
— Wiem — usłyszał cichutką odpowiedź, której zupełnie się nie spodziewał. Do tej pory myślał, że dziewczyna śpi, jednak, kiedy przyjrzał się jej dokładniej zauważył, że patrzy na niego swoim błękitnym spojrzeniem. — Przepraszam Czkawka — powiedziała cicho, jednak jej głos naraz przekształcił się w szloch. Szatyn przez moment nie wiedział kompletnie co zrobić. Przytulił ją jednak mocno, chcąc zebrać ją do kupy. Kiedyś nigdy nie pomyślałby, że Astrid Hofferson potrafi użalać się nad sobą, przyznawać się do błędu oraz płakać. Teraz jednak nic nie było już takie jak kiedyś. Żyli w przykrej rzeczywistości, którą oboje musieli nauczyć się akceptować.
— Już jest wszystko w porządku — wyszeptał po chwili. Astrid pociągnęła tylko nosem, a później mocniej wtuliła się w ciało ukochanego.
— Nie jest w porządku. Ja nie jestem w porządku w stosunku do ciebie. Robisz dla mnie tak wiele, a ja nie potrafię nawet tego docenić. — Odparła smutno, przyznając się do winy. Te słowa głęboko dotknęły Czkawkę. Nie spodziewał się ich z ust blondynki, która do tej pory nie potrafiła nawet z nim rozmawiać, a teraz nagle otworzyła się przed nim. Może nie bardzo, ale jednak był to jakiś krok w przyszłość.
— Hej, od tego jestem. Żeby trwać przy tobie. Na tym polega związek dwojga, zakochanych w sobie ludzi. Na tym polega małżeństwo — powiedział, patrząc na nią z uśmiechem.
— Nie, Czkawka. Małżeństwo polega na wzajemnym okazywaniu sobie wsparcie. Ty je okazujesz, a ja... ja nie potrafię. — Wyszeptała, a głos nagle się załamał. — Kocham cię, ale nie potrafię funkcjonować tak, jak kiedyś. Nie umiem cieszyć się z kolejnego dnia, jakbym widziała w nim tylko same przeciwności. Nie chcę tego czuć. Chcę się uwolnić, ale to wszystko za bardzo mnie przygniata. Za dużo tego. — Wypowiedziała te słowa bardzo nerwowo, jakby faktycznie była spętana przez jakąś niewidzialną siłę.
— Ciiii... — Czkawka objął ją i pozwolił jej się wypłakać. Wiedział, że nie może na razie nic więcej zrobić, a żadne słowa nie potrafiły opisać tego co czuł w sobie. Gdyby tylko mógł przejąłby na siebie te wszystkie demony, z którymi skrycie walczyła. Uniósł by wszystko, byle tylko ona miała za jedyne zmartwienie to, w co ma się ubrać, jak się uczesać, czy co zjeść na śniadanie. Jednak wiedział, że nie może. Miał jednak oczywisty wybór: oddalić się z jej życia, bądź pozostać i patrzeć na to jak wyczerpuje się fizycznie i psychicznie, jak miewa lepsze i gorsze dni, jak upada, nie chcąc więcej wstać. I został. Akceptując prawdziwą ją, a nie idealną Astrid, której nie potrafiłby pewnie pokochać.
⭐️
Astrid usłyszała kroki, dochodzące z zewnątrz i kiedy już zaprosiła gościa do środka uśmiechnęła się szeroko. Sączysmark, który dopiero co przekroczył próg domu był w lekkim szoku, widząc ją szczęśliwą, jednak postanowił tego nie niszczyć i nie pytał, skąd u dziewczyny tyle entuzjazmu.
Czkawka wyszedł z samego rana do pracy, upewniwszy się, że dziewczyna ma wszystko czego potrzebuje. Z uśmiechem przyjął dziwny spokój, który panował na twarzy dziewczyny od początku dnia. Jakby wczorajsza rozmowa trochę pomogła. Być może był to maleńki kroczek, jednak dla wodza znaczył bardzo wiele.
— Cześć. Jak się czujesz? — zapytał chłopak, siadając naprzeciwko niej, jednak nie spoglądając w jej stronę.
— Dużo lepiej. Rozmawiałam wczoraj z Czkawką. No wiesz... o tym wszystkim. — Powiedziała nieśmiało, jakby wstydziła się swojego zachowania. Dla Sączysmarka był to jednak dość dziwny ton. — Zaprosiłam cię tutaj, bo chciałam cię przeprosić. Za to wszystko. Chyba cię nawet trochę za to wszystko obwiniałam, że nie zdążyłeś. Nie docierało do mnie, że jedyną osobę, którą mogę winić za swoje kalectwo, jestem ja sama. To ty okazałeś się tym mądrzejszym, to nie była twoja wina. — Odparła spokojnie, czując jak do oczu napływają jej łzy.
— Oj nie płacz Astrid. To do ciebie nie pasuje — zaśmiał się, a blondynka dołączyła do niego. — Też powinienem cię przeprosić. Trochę cię unikałem.
— Też bym się unikała. Byłam okropna. I być może nadal taka będę, ale dzisiaj nie chcę. Wiem, że być może wiele od ciebie wymagam, ale mam do ciebie ogromną prośbę, i tak naprawdę tylko ty możesz mi pomóc.
— Dla ciebie wszystko, mała. Tylko już nigdy nie bądź taka zimna. Bądź taka jak kiedyś. — Uśmiechnął się brunet i popatrzył jej w oczy. Mógłby przysiąść, że one również się śmiało. Ona cała promieniała dziwnym, niespotykanym dotąd entuzjazmem.
— Myślę, że mogę na to przystać. Jednak to, co chcę zrobić musi pozostać między nami.
— To nie jest jakaś arcyważna sprawa, która wymaga najwyższych środków ostrożności i pełnego skupienia, prawda? — zapytał pół żartem-pół serio.
— Jest. Czkawce ani słowa.
— Właśnie bałem się, że to powiesz. Ehh... Wracamy do gry! — powiedział z wesołością w głosie, a Astrid już wiedziała, że tej misji nie zawali. Tak jak nigdy nie zawalił w roli przyjaciela...
⭐️
— Dobra, więc co my tu robimy? — zapytał Sączysmark, rozglądając się wokół siebie. Doskonale znał to miejsce. Byli w Kruczym Urwisku. To tutaj wszystko się zaczęło. Nie tylko przyjaźń człowieka ze smokiem, ale i poznanie samego siebie. W oczach Astrid zabłyszczały łzy. Tyle wspomnień wiązało się z tym miejscem, tyle cudownych chwil.
— Pomogę ci zejść — usłyszała nagle głos przyjaciela i otarła mokre policzki. Następnie pozwoliła wypiąć się z siodła, które specjalnie zaprojektował dla niej Czkawka. — Wszystko dobrze?
— Tak. Przepraszam, po prostu coś sobie przypomniałam. — Powiedziała, kiedy Sączysmark posadził ją na jednym z kamieni.
— Okej, więc co to za tajemnica, której mam strzec? — zapytał, a Astrid dostrzegła jego podekscytowanie całą tą sytuacją. W końcu była to bardzo ważna misja.
— To mała niespodzianka dla Czkawki — odparła tajemniczo blondynka i uśmiechnęła się lekko.
— Czyli?
— Chcę nauczyć się chodzić — wypaliła w końcu, ale Sączysmark zamiast się cieszyć, czego się po nim spodziewała, stanął jak wryty, patrząc na nią z powagą. Astrid również straciła nagle całą radość. — To głupie. Wiedziałam. To był beznadziejny pomysł — westchnęła, a jej oczy naraz wypełniły się łzami.
— Nie, zaczekaj. Ja... ja po prostu nie sądziłem, że to od ciebie usłyszę. Jestem w szoku, przepraszam, że cię przestraszyłem — wytłumaczył się szybko i podszedł do niej bliżej. Otarł łzy z jej policzków i uśmiechnął się lekko. — Jaki masz plan?
— Mamy cztery miesiące. To niezbyt dużo czasu, ale musimy chociaż spróbować. Przez ostatni rok nie było dnia, kiedy Czkawka odsunąłby się od mnie choć na moment, by przestał o mnie walczyć. Myślę, że nie jest jeszcze za późno, by mu za to podziękować. Starał się dosyć często ze mną ćwiczyć. Uważałam to za bezsens. Mam uszkodzony kręgosłup, już nigdy nie będę żyła tak, jak dawniej. Będę potrzebowała nadal mnóstwo pomocy i wsparcia, ale teraz chcę przede wszystkim podziękować wam wszystkim. Bez was nie dotarłabym nawet do tego dnia. A bez Czkawki... — przerwała nagle Astrid, czując jak do oczu napływają jej świeże łzy. Sączysmark uśmiechnął się jedynie i objął ją na kilka chwil.
— Rozumiem. Bierzmy się do pracy, mała. Damy radę!
Astrid wytłumaczyła przyjacielowi jak ma wyglądać ich praca. Z początku szło dosyć opornie, a samo udźwignięcie było nie lada wyzwaniem, nawet dla kogoś postury Sączysmarka. Dziewczyna mogła wyglądać na lekką, jednak w rzeczywistości połowa jej ciała była sparaliżowana, przez co Astrid nie mogła nawet trochę pomóc przyjacielowi. Musiał on trzymać ją mocno i iść naprzód. Skończyli niedługo przed zmrokiem.
Gdy wracali do wioski, każdy na swoim smoku, zauważyli Czkawkę, patrolującego okolicę. Uśmiechnął się na ich widok i przywitał krótko, kiedy podlecieli bliżej.
— Myślałem, że nic mnie już dzisiaj nie zaskoczy — powiedział wódz i puścił oczko żonie, która zaczerwieniła się delikatnie.
— To ja was już zostawiam, kochasie — powiedział Sączysmark i po pożegnaniu się z małżeństwem odleciał w sobie tylko wiadomym kierunku. Astrid popatrzyła na Czkawkę, właściwie nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciała jednak, by wisieli nadal tak wśród chmur, patrząc jedynie na siebie.
— Masz ochotę na wspólny lot, Milady? — zapytał jednak Czkawka, zanim ona zdążyła się zastanowić jak zacząć rozmowę. Blondynka uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Z tobą zawsze — odparła szybko. — Trochę ckliwie? — dodała, jednak szatyn zaprzeczył ruchem głowy i roześmiał się. Następnie popędził Szczerbatka.
Astrid poczuła się zupełnie wolna, kiedy znaleźli się na otwartej przestrzeni. Bardzo dawno nie latała tak daleko, o ile w ogóle. Na samym początku nie chciała odrywać się od ziemi, zbyt przerażona. Nigdy nie przyznała się do tego strachu, jednak Czkawka doskonale o tym wiedział. Dostrzegał to w jej oczach, jednak nigdy nie poruszał tego tematu. Teraz ze łzami w oczach obserwował lecącą przy nim Astrid, która nawet odważyła się wyciągnąć ramiona w górę. Zamknęła oczy, jakby chciała poczuć wolność głębiej i bardziej, a szatyn nic nie mówił, dając jej chwilę dla siebie. Tęskniła za tym uczuciem, doskonale to w niej widział.
— Zakochałam się, Czkawka — powiedziała na tyle głośno, żeby ją usłyszał. Patrzyła teraz na niego, lecąc wolno.
— Mam czuć się zazdrosny? — zaśmiał się, podlatując do niej bliżej.
— Masz do tego prawo. Wybacz, ale wolność będzie teraz chyba na moim pierwszym miejscu.
— Chyba? Czy to znaczy, że mam jeszcze szansę?
— Tak. — Odpowiedziała, a Czkawka podleciał do niej na tyle blisko, by musnąć jej policzek swoimi ustami, a ona nagle zapragnęła o wiele więcej. Skierowała Wichurę w stronę niewielkiej wysepki, znajdującej się nieopodal nich.
Wylądowali na suchym lądzie. Czkawka zeskoczył szybko ze Szczerbatka, a następnie pomógł zejść Astrid. Dziewczyna podziękowała miło, kiedy oboje usiedli na ziemi. Dziewczyna oparła się o Nocną Furię, a w tym czasie szatyn rozpalił niewielkie ognisko. Następnie popatrzył na Astrid, która szeptała coś do Szczerbatka. Odwrócił wzrok dopiero, kiedy skrzyżował spojrzenie z żoną, przez co zaczerwienił się lekko.
— Nie sądziłam, że ten dzień będzie taki piękny — zaczęła tym razem rozmowę Astrid i popatrzyła w górę, obserwując przez moment gwiazdy.
— Cuda czasem się zdarzają — odparł Czkawka, uśmiechając się do niej. Zapatrzył się przez moment na jej usta. Astrid roześmiała się, przyłapując go na tym.
— Dlaczego po prostu mnie nie pocałujesz? — zapytała prosto z mostu, widząc jak mężczyzna bije się z myślami. Uśmiechnął się do niej szeroko i przybliżył na tyle, że ich usta dzieliły zaledwie milimetry. Nie potrzebowali jednak dużo czasu, by odnaleźć się. Pragnienie, które skrywali przez ostatnie miesiące nagle wypełniło ich po same czubki palców, przez co niemal natychmiast zmniejszyli dzielącą ich odległość, łącząc spragnione pocałunku usta. Astrid mruknęła cichutko, przygryzając delikatnie wargę męża. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jej tego brakowało. Nagle wszystkie uczucie uderzyły w nią jakby ze zdwojoną siłą. Objęła dłońmi kark ukochanego, przyciągając go do siebie śmiało. Czkawka, z początku zaskoczony tym gestem, szybko odnalazł się w sytuacji i podparł ramionami na ziemi. Całował ją powoli, odrywając, a następnie łącząc ich usta. Chciał mieć ją dla siebie jak najdłużej, a za nic na świecie nie chciał przerywać tych cudownych chwil, które razem przeżywali. Czuli się od oderwani od życia. Mieli znów tylko siebie i tylko to się liczyło.
— Bardzo mi tego brakowało — wyszeptała Astrid, patrząc w oczy męża. Ten uśmiechnął się jedynie, nic nie mówiąc. Mógłby całować ją dłużej, ale jak na początek nie było wcale tak źle. Czkawka usiadł obok niej, obejmując ją śmiało ramieniem. Dziewczyna nie czekając długo wtuliła się w jego ciało i przymknęła oczy, odprężając się.
— Mi brakowało ciebie. Prawdziwej ciebie. I cieszę się, że gdziekolwiek byłaś, udało ci się wrócić — odparł, spoglądając na nią. Astrid nie odpowiedziała, a jedynie uśmiechnęła się lekko, przytulając do mężczyzny. Przez chwilę siedzieli w niemal zupełnej ciszy, słysząc tylko trzaski drewna w ognisku i ciche pochrapywanie smoków.
— Spędziłam dzisiaj mnóstwo czasu z Sączysmarkiem — powiedziała w końcu blondynka, unosząc wzrok z górę, by móc zobaczyć reakcję na twarzy Czkawki.
— Już wiem, dlaczego cię nie znalazłem. I jak było? — zapytał ze śmiechem.
— Chyba całkiem nieźle. Powiedziałam mu o wszystkim, nie chcę dłużej go obwiniać o coś, czego tak naprawdę nie zrobił. Jeśli kogokolwiek mogę winić za tamtą akcję to właśnie siebie. I choć bardzo chciałabym cofnąć czas i nie dopuścić do tamtych wydarzeń, to wciąż pozostaję bezsilna, tak jak wszyscy wokół mnie. — Odparła cicho. — A co do Sączysmarka to on naprawdę bardzo się zmienił, choć odnalazłam w nim tego osiemnastolatka, któremu w głowie było tylko lenistwo i wygłupy. Właściwie to bardzo mi go brakowało. Was wszystkich.
— To co, może małe przyjęcie w twierdzy? — uniósł brew Czkawka, a blondynka roześmiała się, widząc ten gest.
— Chętnie, ale już nie dzisiaj. Jestem zmęczona. Wracamy?
— Pewnie. To był długi dzień — zgodził się z żoną mężczyzna i podniósł się z ziemi. — Może chcesz lecieć ze mną?
— Przez grzeczność i ochotę nie odmówię — uśmiechnęła się Astrid, a Czkawka poczuł jak jego serce topnieje. Jeszcze kilka dni temu nie potrafił do niej dotrzeć, a teraz normalnie rozmawiali. Był szczęśliwy i miał ogromną nadzieję, że tamte dni już nigdy nie powrócą. Jednak w sercu, gdzieś na dnie, nadal skrywał się strach.
⭐️
Wrócili do domu późną nocą. Czkawka wniósł Astrid do domu od razu kierując się w stronę sypialni. Widział po dziewczynie, że jest już naprawdę zmęczona, on również nie czuł się zbyt dobrze, jednak niczego nie żałował. Uśmiechnął się nawet, kiedy przechodził obok łóżka w stronę niewielkiej łazienki. Blondynka nie miała siły na kąpiel, dlatego obiecał, że jutro z samego rana pomoże jej się umyć. Przebrał ją tylko w nocną koszulę i sam poszedł przygotować się do snu. Po kilkunastu minutach był już gotowy, dlatego powrócił do sypialni. Miał nadzieję, że Astrid już zasnęła, jednak zastał ją wpatrującą się w jeden punkt. Czkawka obszedł ich łoże i położył się po swojej stronie, przykrywając ciepłym futrem. Wiedział, że coś jest nie tak i nie zamierzał ot tak tego zostawić.
— Wszystko dobrze? — zapytał, spoglądając na żonę. Ta jedynie rzuciła mu krótkie spojrzenie. W jej oczach nie dostrzegł tych iskierek radości, które dostrzegał wcześniej. Od razu dotarł do niego suchy fakt - nic nie trwa wiecznie. Nawet jeśli łudził się, że wszystko tak diametralnie ulegnie zmianie to znów potwornie się pomylił.
— Czuję się tak, jakby ktoś odebrał mi nagle wszystko. Tak jakbym znów uległa wypadkowi. — Wyznała cicho, co dla Czkawki było dziwnym zaskoczeniem.
— Co masz na myśli? — spytał, nie do końca rozumiejąc.
— Sam wiesz, kiedy latam czuję się tak jak kiedyś, nie widzę ograniczeń. Wystarczy nawet, że jestem poza domem, tym co widzę na co dzień, a mój świat nagle staje się pełniejszy. To jest tak trudno wytłumaczyć, Czkawka — odparła i popatrzyła w zielone oczy ukochanego.
— Myślę, że rozumiem. Wiesz co, może powinniśmy gdzieś polecieć na kilka dni. Na przykład na Koniec Świata, albo do Heather. Jeśli to miałoby ci pomóc-
— Obawiam się, że już nigdzie nie poczuję się lepiej. Będą dobre dni i złe chwile, które mnie złamią. Złamią nasze małżeństwo. Jesteś na to gotowy? Ja... ja nie potrafię ci obiecać, że będę taka jak dzisiaj. Choć naprawdę było wspaniale, ale... to coś jest w mojej głowie. Nie umiem z tym walczyć — powiedziała cicho, a Czkawka otarł samotną łzę, która wypłynęła niespodziewanie spod powieki. Jego dłoń znalazła się nagle na jej policzku.
— Nigdy nie zamierzam cię zostawić — powiedział pewnie i przysunął się bliżej, by móc dosięgnąć jej ust. Ten pocałunek był niezwykle delikatny, ale to wystarczyło, by złożyć obietnicę. Obietnicę, której nie zamierzał łamać.
Moje misiaczki!
Przepraszam, że dopiero teraz wlatuje kolejna część, ale zaczynam naprawdę nie wyrabiać :) Pewnie już zauważyliście, że zmieniłam liczbę części, po prostu uznałam, że ta 3 byłaby stosunkowo za długa (ma obecnie ponad 3700 słów). Myślę, że ostatnia pojawi się w przeciągu tygodnia, jednak nie zamierzam niczego obiecywać. Myślę też nam świątecznym os'em (jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to dostaniecie od Cioci Gab świąteczny prezent pod choinkę) 🤭😍 Trzymajcie się cieplutko!
Jestem bardzo ciekawa Waszych przemyśleń na temat tego os'a, dlatego czekam na komentarze z niecierpliwością. A i pytanko: spodziewaliście się takich zmian w akcji?
Gab
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro