Między sercem a rozumem [1/2]
Kiedy stoimy z boku, łatwo myśleć, że gdyby ktoś nas krzywdził,
odeszlibyśmy od niego bez zastanowienia.
Łatwo powiedzieć, że nie moglibyśmy kochać kogoś,
kto nami poniewiera.
To nie my czujemy miłość do tej osoby.
„It ends with us" Colleen Hoover
Czkawka wszedł do sypialni, na początku w ogóle nie zauważając leżącej na łóżku Astrid. Wziął z biurka listy, o których zapomniał rano, kiedy wychodził do pracy. Dopiero, kiedy ponownie skierował się do drzwi, usłyszał przewracające się szybko kartki. Spojrzał w stronę łóżka, dostrzegając nagle swoją żonę.
- Myślałem, że jesteś na zajęciach - zaczął rozmowę, zatrzymując się nagle w pół kroku.
- Są popołudniu. Sam je przełożyłeś - uśmiechnęła się, jednak nie wystawiła nosa ponad książkę. Czkawka westchnął i skinął głową. Miała o wiele lepszą pamięć niż on.
- No tak. A właściwie to, co teraz robisz? - zapytał, chcąc najprawdopodobniej podtrzymać ich krótką i niezbyt ciekawą wymianę zdań. Nie miał ochoty wracać na bezsensowne spotkanie, związane z traktatami, które chciał jak najszybciej zerwać.
- Śledzik poprosił mnie o pomoc. Gothi w zasadzie poprosiła jego, ale ma teraz zajęcia, dlatego zaproponowałam, że się tym zajmę.
- A mianowicie?
- Szukam takiej jednej rośliny. Szanta zwyczajna, może kojarzysz. Gothi poprosiła o znalezienie jej, w którejś z tych książek, ale chyba powoli zaczynam dostawać oczopląsu, bo już kompletnie nic nie widzę - powiedziała i usiadła na łóżku, odkładając na bok książkę.
- Powinnaś odpocząć - odparł cicho Czkawka, siadając obok żony. Ta jednak machnęła jedynie ręką i westchnęła.
- Chciałabym się na coś przydać, coś robić. Zajęcia zajmują mi godzinę dziennie, czasami mogę uczestniczyć w spotkaniach rady, ale jestem tam raczej zbędna odkąd Eret zastąpił mnie na stanowisku generała. Strasznie się nudzę, Czkawka - wyznała, choć nie miała mu niczego za złe. - Przepraszam, miałam nie marudzić.
- Hej, już niedługo będziesz miała mnóstwo pracy - uśmiechnął się lekko. - Oboje będziemy mieli - dodał i położył dłoń na jej zaokrąglonym brzuchu. Astrid odwzajemniła gest, po czym cmoknęła Czkawkę w usta.
- Leć do pracy. Długo już czekają - powiedziała, a szatyn mruknął coś pod nosem. Czasami nie znosił swojej pracy. A odkąd jego żona była w ciąży, czuł, że niechęć do codziennego wstawania jakoś się potęguje. O wiele bardziej wolałby siedzieć z nią cały dzień w domu niż próbować pogodzić skłóconych wikingów, zaplanować nowe podziały pracy czy odwołać traktat handlowy.
Astrid zaśmiała się, widząc jego minę, ale nic nie powiedziała, jedynie odprowadzając go wzrokiem.
⭐️
Astrid weszła do twierdzy, od razu dostrzegając swoją niesforną grupkę dzieciaków, które wyraziły chęć by dowiedzieć się co nieco o smokach. Dzisiaj towarzyszył jej Szczerbatek, ponieważ Czkawka zabrał na lot Wichurę. Blondynka nie latała od tygodnia i czuła się źle z tym, że i smoczyca nie chce wzbijać się w niebo, dlatego dzisiejszego dnia postanowiła zamienić się z mężem. Mężczyzna nie miał nic przeciwko, a nawet pochwalił ten pomysł i od rana latał jedynie na Śmiertniku Zębaczu.
- Astrid! - krzyknęła naraz dzieci i podbiegły do niej, witając się szczerymi uśmiechami. Tylko dwójka z tej niewielkiej gromadki trzymała się bardziej na uboczu. Blondynka usiadła na stołku i przywołała także je: dziewczynkę i chłopca. Czkawka wspomniał jej ostatnio, że będzie miała w swojej grupie nowicjuszy, dlatego chciała, by i one przekonały się do reszty. Musiała je także lepiej poznać. Uciszyła grupę i zapytała chłopca o przyprowadzonego przez nią smoka. Dziecko jednak milczało. Zapytane o gatunek nie odpowiedziało. Astrid usłyszała ciche chichoty. Widziała jak w oczach chłopczyka pojawiają się łzy, dlatego szybko uspokoiła grupkę i zajęła się resztą uczniów. Przez całą godzinę jednak obserwowała nowe dzieci, zauważyła, że uważnie słuchały, chłonąc jej opowieści i informacje. Gdy lekcja się zakończyła chciała je jeszcze na chwilę zatrzymać, porozmawiać, jednak jako pierwsze wybiegły z twierdzy. Astrid nie próbowała nawet ich dogonić, podziękowała jedynie reszcie dzieci i ruszyła w stronę drzwi wolnym krokiem. Nocna Furia podreptała za nią.
- Hej, myślałam, że pobiegłeś do domu - zwróciła się do niedawno poznanego chłopca, który siedział na jednym ze schodów, prowadzących do twierdzy. Dziecko z początku przestraszyło się blondynki, ale zaraz potem odważyło się podejść bliżej.
- Ja nie, tylko moja starsza siostra, Liv. Musiała pomóc mamie. Urządzamy swój dom - powiedział chłopczyk, a Astrid spojrzała na moment na Szczerbatka.
- Jesteście tutaj od niedawna, podoba ci się tutaj? - zapytała miło, nie chcąc wystraszyć malca.
- Bardzo! - powiedział szczerze chłopczyk i uśmiechnął się szeroko. Astrid odwzajemniła ten gest.
- Widziałam, że razem z siostrą byłeś zainteresowany, kiedy opowiadałam na zajęciach o smokach. Na waszej wyspie, gdzie wcześniej mieszkaliście mieliście smoki? - zapytała. Starała się dobierać odpowiednio słowa, byle dowiedzieć się czegoś o tej rodzinie. Czkawka przyjął ich bez większych trudności, dając od razu dach nad głową. Astrid jednak wolała pozostać ostrożna, nawet jeśli dzieci wyglądały na całkowicie niewinne.
- Nieee... to była raczej rzadkość. Tutaj jest ich pełno. A on - tu wskazał na Szczerbatka - jest słodki i kochany. Chciałbym mieć takiego smoka.
- To jest Szczerbatek. Ostatnia znana nam żyjąca Nocna Furia - odpowiedziała Astrid i skierowała się razem z dzieckiem w stronę centrum wioski.
- To pani smok?
- Nie mów tak do mnie - zaśmiała się blondynka. - Wszyscy zwracają się do mnie po imieniu. Jestem Astrid - odparła, a chłopczyk przytaknął. - A odpowiadając na twoje pytanie to nie, Szczerbatek nie jest moim smokiem.
- A czyim? - dopytywało dziecko, ale młoda kobieta nawet nie zdążyła otworzyć ust, kiedy usłyszała głośny krzyk.
- Alrik! Do domu! Natychmiast! - W jednej z chat stał wysoki, postawny mężczyzna. Był ojcem chłopca, to wiedziała na pewno. Przyjrzała mu się uważnie, dostrzegając jakby zagrożenie. Twarz mężczyzny nie wyrażała żadnych uczuć, była zupełnie bez wyrazu. Astrid wzdrygnęła się, kiedy spojrzał na nią lodowatym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Chyba się go bała, przynajmniej takie odniosła wrażenie. Szczerbatek jednak zawarczał ostrzegawczo, więc mężczyzna wraz z chłopcem znikli szybko w chacie. Astrid ruszyła za to do portu, rozmyślając jednak o Czkawce...
⭐️
Sączysmark przywołał Hakokła, chcąc zwinąć się z portu jak najszybciej. Miał dość pracy na dzisiaj i jedyne o czym marzył to długi, spokojny odpoczynek. Chciał jeszcze zabrać swojego smoka na wieczorny lot, nie wpadając przypadkowo na Czkawkę, który pewnie zadałby mu jeszcze jakąś „pilną" robotę na zaraz. Miał już wskakiwać na siodło, kiedy dostrzegł na krawędzi pomostu Astrid. Siedziała do niego tyłem, dlatego uśmiechnął się złośliwie i podszedł bardzo cicho do przyjaciółki. Nie potrafił się jednak skradać, bo gdy ta usłyszała szmer za plecami, od razu wstała i powaliła przeciwnika, przykładając mu do gardła topór.
- Sączysmark?! Kompletnie ci odbiło?! - krzyknęła i odsunęła broń.
- Nie wiedziałem, że w ciąży też jesteś taka waleczna - mruknął pod nosem i wstał. Otrzepał się i poprawił włosy, na co blondynka tylko przewróciła oczami.
- Tym bardziej - uśmiechnęła się zawadiacko. - Myślałam, że się spieszysz.
- A widziałaś tu gdzieś Czkawkę? - zapytał, rozglądając się wokół byle tylko nie wpaść nagle na wodza.
- Na twoje szczęście nie - zaśmiała się, widząc reakcję bruneta. - Pewnie jest już w domu.
- A ty? Co tu tak właściwie robisz? - spytał, patrząc na nią uważnie. Astrid nie wiedziała co odpowiedzieć. Odgarnęła grzywkę i próbowała wytrzymać spojrzenie przyjaciela, jednak tym razem walka była przegrana.
- Myślałam - odparła, wymijająco.
- Nad?
- A coś ty taki nagle ciekawy? - mruknęła pod nosem.
- Tak jakoś. To jak, powiesz?
- Szukam pracy - westchnęła ze zrezygnowaniem. - Jednak ilekroć pytam kogokolwiek to wszyscy nagle się odwracają i odchodzą. Chodzi o coś lekkiego, bezpiecznego, niemęczącego, coś czego Czkawka nie zabroni mi od razu wykonywać. Znasz mnie, Smark. Nie potrafię usiedzieć na miejscu, a zajęcia w akademii trwają tak krótko. Naprawdę potwornie się nudzę.
- Wiesz co? Chyba coś się znajdzie - zaczął, ale dziewczyna szybko mu przerwała.
- Naprawdę? Gdzie? - Sączysmark uśmiechnął się szeroko i stwierdził, że ten dzień jednak nie skończy się tak tragicznie. Będzie to całkiem przyjemny wieczór.
⭐️
Gdy tylko Czkawka przekroczył próg domu, wiedział, że wreszcie czuje się wolny od wszystkiego. To tutaj stawał się zupełnie innym człowiekiem. Rolę wodza zostawiał przed drzwiami i wchodził do środka przede wszystkim jako mąż i ojciec. Zrzucił ciężkie futro, zostawiając je w głównym pomieszczeniu, przy palenisku. W czasie powrotu do domu złapał go drobny deszcz, który przyczynił się do zmoknięcia. Czkawka przez chwilę trzymał dłonie nad ogniem w celu ogrzania ich, jednak już po chwili był w drodze do kuchni, gdzie usłyszał delikatne odkładanie talerzy.
Astrid myła naczynia.
Stała do niego tyłem, dlatego podszedł ostrożnie, nie chcąc jej wystraszyć, a jedynie przywitać się miło. Objął ją w pasie, jednak nawet się nie wzdrygnęła. Na jej twarzy za to pojawił się uśmiech, który Czkawka szybko odwzajemnił. Położył dłonie na jej brzuchu, gładząc go delikatnie. Blondynka wtuliła się w męża, odkładając na bok naczynia, a następnie wytarła ręce. Zamknęła oczy, kiedy zaczął kołysać nią lekko.
- Cześć piękna - wyszeptał jej do ucha, na co zadrżała lekko. - Szukałem cię dzisiaj, ale chyba wyszłaś wcześniej.
- Spacerowałam trochę. I odwiedziłam Valkę - odparła młoda kobieta i odwróciła się, stając twarzą twarz z mężczyzną swojego życia.
- Wiesz co? Wpadłem na Smarka, pędzącego do domu, ale mówił, że byłaś w porcie, kiedy zapytałem czy przypadkiem, gdzieś cię nie widział. Poszłaś zebrać myśli? - zaśmiał się, a Astrid przytaknęła. Znał ją doskonale i wiedział, że morskie fale bardzo ją uspokajają i pomagają w przemyśleniach.
- Smark znalazł mi pracę - powiedziała i cmoknęła go w usta.
- Jaką pracę? - zdziwił się Czkawka, patrząc na nią uważnie. Nie spodobał jej się ten wzrok.
- Obiecuję, że jest całkowicie bezpieczna i lekka.
- Co to za praca? - zapytał, nie do końca przekonany po odpowiedzi jaką usłyszał.
- Rozplątywanie sieci w porcie - odparła, a szatyn jedynie uśmiechnął się pod nosem.
- Już się bałem.
- Czego?
- Że Smark wpadł na jakiś genialny pomysł, byś przejęła część jego obowiązków - powiedział szczerze mężczyzna i pocałował ukochaną. Astrid jedynie roześmiała się, a następnie oddała pocałunek. Położyła dłonie na jego karku i stanęła na palcach, by mieć lepszy dostęp do ust ukochanego. Czkawka dopasował się do niej idealnie i już chwilę później byli w zupełnie innym świecie. W krainie, która nie miała ani początku ani końca, gdzie czas nie istniał, gdzie liczyli się tylko oni i ich nierozerwalnie złączone usta.
⭐️
Blondynka leżała w łóżku, przykryta ciepłym kocem i zaczytana w pożyczoną od Valki książkę o smokach. Czkawka krzątał się jeszcze po sypialni, porządkując dokumenty oraz sprzątając. Postanowił chociaż w tym wyręczyć ukochaną. Gdy w końcu położył się obok niej, wyszczerzył zęby w zadziornym uśmiechu. Z początku oparł się jedynie na łokciu i cmoknął brzuch żony, by następnie zawisnąć nad nią. Przyłożył czoło do jej ciała, by chwilę później poczuć delikatne kopnięcie dziecka.
- Czkawka, przestań się wygłupiać - powiedziała beznamiętnie Astrid, nie zwracając na niego większej uwagi. Nadal skupiona była na lekturze, dlatego postanowił to wykorzystać. Uniósł brew, pojawiając się nagle ponad grubą oprawą. - Co ty zamierzasz? - zapytała ze strachem. Czkawka szybko zareagował łaskocząc ją delikatnie. Pisnęła głośno i skuliła się mimowolnie. - Prze-przestań - zaśmiała się i odłożyła książkę na bok, by ta nie uległa zniszczeniu.
- Jeśli obiecasz, że nie będziesz mnie ignorować - postawił warunek, a Astrid przytaknęła, prawie krztusząc się ze śmiechu.
- Idiota - skomentowała, kiedy usiadła, odpoczywając. Czkawka uśmiechnął się szeroko i pochylił, by złożyć na jej ustach słodki pocałunek. Nie miała nic przeciwko i sama przysunęła się bliżej.
- Nie mogliśmy tak od razu? - zapytał, a kobieta tylko przewróciła oczami.
- Mogliśmy, ale nawet dzidzia cię nie chciała - odparła blondynka i położyła się z powrotem na łóżku. Czkawka przytulił się do jej podbrzusza, całując raz po raz jej skórę. Astrid wplotła palce w jego włosy, masując je delikatnie.
- Jeszcze cztery miesiące. Chciałbym, żeby już z nami było.
- Przecież jest - wyszeptała Astrid.
- Jest w tobie, a ja mam zbyt ograniczony dostęp - powiedział z wyrzutem. Poprawił jej koszulę i położył się zaraz obok, biorąc ją w ramiona. Przymknęła lekko powieki, dając się ukołysać do snu przez ukochanego mężczyznę.
- Oj nie marudź Czkawka - szepnęła sennie.
- Łatwo powiedzieć. - Odezwał się, ale Astrid nie odpowiedziała. Wiedział, że jest zmęczona, ale chciał jeszcze z nią o czymś porozmawiać, dlatego zaczął temat prowadzonych przez nią zajęć w akademii. Na początku mówił o wikingach, którzy chwalili ją za jej naukę i za wiedzę, którą w jak największej ilości chciała przekazać swoim uczniom.
- Ktoś był niezadowolony? - zapytała, otwierając nagle oczy. Nie za bardzo wiedziała, dlaczego Czkawka zaczął tak nagle ten temat, ale postanowiła kontynuować. - Pewnie ta nowa rodzina, tak?
- Nie, nie, nie... Chciałem cię pochwalić. Jesteś wspaniała i cieszę się, że nie przerwałaś nauczania, nawet teraz - powiedział i położył dłoń na jej brzuchu, uśmiechając się przy tym lekko. - Ale skoro jesteśmy przy nowej rodzinie, to jak przebiegały dzisiejsze zajęcia?
- Cóż, nie poznałam tych dzieci zbyt blisko, ale z tego co wiem, to smoki na ich wyspie były czymś rzadko spotykanym. Nie bały się, jednak nie wiedziały o nich zupełnie nic. Mimo to przez cały czas słuchały, jakby chłonąc to, co mówię. Niesamowite. Wreszcie znalazł się ktoś, kto naprawdę jest zainteresowany tym o czym gadam - wyznała, rozbudzając się nagle.
- Ja zawsze jestem zainteresowany - wtrącił Czkawka. Astrid zmierzyła go wzrokiem. - Rozmawiałem dzisiaj z Torinem, wygląda na prawdziwego wikinga, ale wydaje się całkiem miły. Pewnie spotkacie się jutro w porcie, bo zatrudnił się jako rybak u Svena. - Powiedział szatyn, a dziewczyna zamarła na chwilę. Nie potrafiła stwierdzić czy rzeczywiście ten mężczyzna ją przerażał. Przeważnie nie bała się niczego, jednak spojrzenie tych szarych oczu przeszyło ją na wylot i napełniło jej serce chłodem. Mogła się także mylić. Może wcale nie był niebezpieczeństwem, choć nie mogła tego całkowicie wykluczyć.
- Wszystko dobrze? - zapytał Czkawka, kiedy blondynka przez dłuższy czas milczała.
- Tak - odparła szybko. - Jestem po prostu zmęczona.
- Na pewno? - dopytał, widząc jej niewyraźny wzrok. Skinęła głową o niczym więcej nie wspominając i położyła się nie boku, zwrócona w jego stronę.
- Dobranoc - wyszeptała. Czkawka nie odpowiedział, a jedynie cmoknął ją w czoło i zamknął oczy, po chwili zasypiając.
⭐️
- Wychodzę Astrid - krzyknął na odchodnym Czkawka, a blondynka pomachała mu, kończąc wieszać pranie na dworze. Odetchnęła świeżym powietrzem i zamknęła na moment oczy. Poczuła zawroty głowy, ale na szczęście szybko minęły. Gothi powiedziała jej podczas jednej z wizyt, że takowe mogą się zdarzyć. Czasem ciąża bardzo jej przeszkadzała, jednak nie żałowała, że nosi dziecko Czkawki. Kochała je całym sercem i zamierzała podołać w roli matki, tym bardziej, że miała wokół siebie ludzi, którzy szczerze jej kibicowali i wierzyli w nią. Uśmiechnęła się, wieszając na sznurku maleńkie śpioszki, które przysłał Ethan kilka dni temu. Nie widziała brata od ponad trzech miesięcy, jednak każdy list traktowała jak krótką rozmowę, na którą na razie nie mogli sobie pozwolić. Była młodsza o trzy lata, jednak to nigdy nie stanowiło dla nich przeszkody w dogadywaniu się. Byli silnym rodzeństwem, które trzymało się razem i w pojedynkę czuło się dziwnie samotne. Toteż, gdy Ethan opuścił Berk, Astrid poczuła jakby straciła kawałeczek własnego serca, jednak nie zatrzymywała go siłą na wyspie. Miał prawo żyć po swojemu przy boku ukochanej osoby. Każdy z nich dokonał tego samego wyboru.
- Alrik! - usłyszała nagle głośny krzyk i rozejrzała się. Nie zauważyła jednak niczego szczególnego. Kilku wikingów życzyło jej miłego dnia. Odpowiedziała na każde pozdrowienie uśmiechem. Odłożyła kosz i ruszyła przed siebie.
- Liv, wracaj natychmiast do domu - warknął mężczyzna. Dziewczynka jednak tylko popatrzyła na swojego tatę ze smutkiem. Dostrzegła jednak Astrid i uśmiechnęła się do niej. Kobieta odwzajemniła gest, jednak nie wyszła zza budynku, obserwując z daleka rozgrywającą się przed nią scenę. - Zostaw tego brudnego zwierzaka. Twoja matka potrzebuje pomocy przy bachorze - powiedział do niej i podszedł do córki, by następnie siłą poderwać ją z ziemi. Astrid słuchała jego słów z szokiem. Postanowiła dłużej nie chować się, a wyjść i zapoznać się ze sprawą.
- Ten brudny zwierzak to jeden z naszych smoków - powiedziała zamiast „dzień dobry" i zmierzyła wikinga wrogim spojrzeniem.
- Nie wtrącaj się - warknął na nią.
- Na Berk smoki są traktowane jak przyjaciele. Nie robią nikomu krzywdy. Twojej córce też nic się nie stanie - odparła spokojnie, choć jej serce nie do końca była tak opanowane jak głos.
- Nie twoja sprawa i nie twoje dziecko. Aha, i jedna rada - trzymaj język za zębami - powiedział na odchodnym. Pociągnął dziewczynkę, a na jej policzkach Astrid dostrzegła łzy. Nie mogła jednak nic zrobić. Miała już odchodzić, gdy usłyszała kolejny krzyk i jakby uderzenie. W jednej chwili poczuła coś silniejszego od strachu. Otworzyła drzwi, dostrzegając leżącą na ziemi kobietę i stojącego nad nią mężczyznę. Nie miała wątpliwości, co do tego, czego właśnie była świadkiem. Torin zwrócił na nią uwagę, ale ona jedynie zerknęła na siedzące w kącie dzieci. Posłała im pokrzepiający uśmiech. Nie była nawet pewna czy się boi. Chciała coś zrobić, coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle.
Zrobiła dwa kroki w tył.
Torin ruszył w jej stronę. Bała się, że i ją uderzy, kiedy...
- Astrid! Tutaj jesteś! Wszędzie cię szukałem - usłyszała nagle głos Sączysmarka i był to chyba pierwszy raz, kiedy naprawdę cieszyła się, że go widzi. Twarz Torina nagle złagodniała. Blondynka nie mogła uwierzyć, że można aż tak szybko stać się człowiekiem, zostawiając gdzieś w sobie maskę potwora.
- Szukałeś mnie? - zdziwiła się, spoglądając to na Torina, to na przyjaciela.
- No tak, chciałem ci przypomnieć, że zaraz zaczynasz robotę - uśmiechnął się. - Odprowadzić cię?
- Jasne - powiedziała miło Astrid i zaraz opuściła to ponure miejsce, choć nie chciała zostawiać tej rodziny z tym człowiekiem. Musiała porozmawiać z Czkawką jak najszybciej. Teraz jednak nie miała takiej możliwości. Sączysmark był tą przeszkodą. Nie chciała mu na razie mówić. Najważniejsze, by dowiedział się jej mąż.
I jak, Mordki? Gotowi na 2 część? 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro