Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miłość we wszystkim pokłada nadzieję

h o p e
Is seeing
l i g h t
in spite
of being
surrounded
by
darkness.

Astrid przewertowała dość grubą księgę w poszukiwaniu jednego z klanów. Kiedy odnalazła go na pożółkłych stronach, nachyliła się, by dokładniej przyjrzeć się informacjom na jego temat. Sączysmark w tym samym czasie wczytany był w zupełnie inną księgę. Chciał pomóc przyjaciółce i odpocząć trochę od rutyny, w którą wpadł nie tak dawno. Odkąd rok temu powitał na świecie swojego synka tak wiele się działo. Czasami pragnął spokoju, tak jak dziś. Postanowił więc odpocząć w towarzystwie dobrej przyjaciółki.
— Widziałyście wodza? — zapytała jedna z kobiet siedząca dwa stoły dalej razem ze swoimi przyjaciółkami. Wszystkie popatrzyły na swoją towarzyszkę ze zdziwieniem, nie rozumiejąc o co jej chodzi. — Moim zdaniem on nam się marnuje. Wziął sobie za żonę Astrid i został bez następcy. Ta dziewczyna nie umie nawet dziecka urodzić. I jeszcze ten jej charakter! Naprawdę nie rozumiem tego wyboru. Gdzie on miał oczy?
— Muszę się z tobą zgodzić Greto. Szanuję Hoffersonów, ale Berk przecież nie może zostać bez następcy. Mają po dwadzieścia osiem lat, już dawno powinni mieć przynajmniej dwójkę — odparł wojowniczka, siedząca naprzeciw swojej przedmówczyni. Reszta przytaknęła jej, zgadzając się z każdym słowem. Astrid, słysząc uwagi na jej temat, wzdrygnęła się lekko, co zauważył natychmiast Sączysmark. Doskonale pamiętał tę Astrid sprzed ponad roku. Tę Astrid, która nie potrafiła wyjść z domu, nie chciała z nikim rozmawiać, odtrącała nawet Czkawkę. Nie chciał by sytuacja się powtórzyła, dlatego wstał powoli z zamiarem wypowiedzenia się w obronie przyjaciółki. Astrid jednak widząc jego zamierzenia, pociągnęła go z powrotem na miejsce, nic nie mówiąc.
— Nie słuchaj ich — powiedział tylko i zajął poprzednie miejsce. Blondynka spojrzała na niego krótko i wróciła do czytania księgi. Nie mogła się jednak skupić na tym zadaniu, więc po chwili zamknęła ją i odsunęła od siebie.
— Ciężko nie słuchać kogoś, kto ma całkowitą rację — odparła i odłożyła także spis towarów, o którą poprosił ją Czkawka. Uśmiechnęła się smutno, z zamiarem wstania, a następnie wyjścia z twierdzy. — On już dawno powinien był mnie zostawić. Powinien mieć kogoś, kto da mu i następcę i szczęście. Powinien mieć kogoś innego, nie mnie.
— Głupie gadanie — skomentował brunet i wyprowadził blondynkę z tego toksycznego miejsca. Tak naprawdę cały czas powracała do dawnego życia... po wydarzeniach, które mocno nią wstrząsnęły. Utrata pierwszego dziecka zostawiła w niej ranę, ale nie tak wielką jak ta, która choć minął przeszło rok, nie chciała dać o sobie zapomnieć.

Sączysmark doskonale pamiętał tamte dni. To wtedy poznał ból od zupełnie innej strony – ogromny ból, perfekcyjnie wyniszczający wszystko dookoła...

***

Od czasu, kiedy Czkawka i Astrid dowiedzieli się, że niemal pół roku po tym jak stracili dziecko, spodziewają się kolejnego, uśmiech nie schodził im z twarzy. Oczywiście nadal nie mogli poradzić sobie z tęsknotą za tym maluszkiem, który miał niespełna dwa miesiące, nawet jeszcze się nie urodził i miał już nigdy tego nie doczekać. Jednak radość wypełniła część tej pustki, którą po sobie zostawił i dała nadzieję na lepsze jutro. Nikt jednak nie spodziewał się, że i drugie dziecko okaże się tak słabiutkie. Do dzisiaj wszyscy pamiętali panikę Astrid, kiedy w szóstym miesiącu nadal nie czuła ruchów dziecka. Próbowali ją pocieszać, że to jeszcze nic nie oznacza, że być może wszystko jest w porządku. Jednak nie było. Gothi po jednym z badań przekazała wodzowi złe wieści. Czkawka wiedział co to oznacza i miał pewność, że musi powiedzieć o nich Astrid. Blondynka na skraju rozpaczy nie wierzyła, nie była w stanie. Myśl, że jej kolejne dziecko nie żyje była dla niej nie do przyjęcia, dlatego dalej robiła to, co wcześniej. Mówiła do swojego maleństwa, głaskała zaokrąglony brzuch i nie odzywała się do nikogo innego. Nawet do Czkawki. Dla niej dziecko żyło.

Problemy zaczęły się w połowie siódmego miesiąca ciąży, kiedy nastąpił niespodziewany poród. Czkawka obawiał się go najbardziej. Choć sam czuł w sobie ogromną rozpacz i tęsknotę, za kimś, kogo nie będzie miał okazji poznać, nie mógł zostawić z tym wszystkim Astrid. Był za nią odpowiedzialny. Dlatego gdy zaczęła się akcja porodowa nie stał bezczynnie, pomagał to Gothi, to Valce. Siedział przy Astrid, choć ona starała się go unikać, a raz kazała mu wyjść za drzwi. Nie posłuchał.

Dziecko przyszło na świat po kilku godzinach. Czkawka zamarł, nie słysząc nawet słabiutkiego kwilenia. Astrid niemal natychmiast wyciągnęła ramiona w stronę kobiet, które przejęły jej maleństwo.
— Czkawka, chcę je potrzymać — wyszeptała, słabym głosem. Wódz popatrzył na nią, nie wiedząc co ma powiedzieć, co zrobić. — Daj mi je. — Rozkazała, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Choć ostatnie godziny wyssały całą jej energię, nadal potrafiła zawalczyć o swoje i Czkawka chcąc, nie chcąc musiał to przyznać.
— Ale, Astrid... ja — chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. W takiej chwili ciężko cokolwiek z siebie wydusić. Nawet głupie „nie mogę".
— Dajcie mi moje dziecko! — krzyknęła. Valka popatrzyła na nią ze smutkiem, ale nie podeszła w stronę synowej. Astrid nie wytrzymała tego dłużej i powoli usiadła na łóżku, zrzucając najpierw nogi, by następnie stanąć prosto.
— Nie powinnaś wstawać. Jesteś bardzo słaba, straciłaś dużo krwi — powiedział Czkawka i chwycił Astrid za ramię.
— Nie dotykaj mnie! — wrzasnęła, czując jak nagle traci wszystkie siły. — Chcę tylko zobaczyć moje dziecko — wyszeptała słabo, czując nagły gorąc. Następnie osunęła się powoli, wpadając wprost w opiekuńcze ramiona szatyna.

Obudziła się trzy godziny później. Był już wieczór, co poznała po szarzejącym się niebie. Na początku nie mogła odnaleźć się w sytuacji. Musiała minąć chwila, by zdała sobie sprawę z ostatnich wydarzeń, które ze zdwojoną siłą nagle w nią uderzyły. Skuliła się na łóżku, obejmując wypukły brzuch i zapłakała głośno. Łzy popłynęły nagle, a z gardła wydarł się szloch.

Czkawka wszedł ostrożnie do pokoju, niosąc w dłoni kubek z ciepłymi ziółkami. Gothi obiecała, że lekarstwo pomoże odzyskać Astrid siły, lecz wódz nie był tego taki pewien. Kiedy znalazł się w sypialni nie wiedział jak się zachować, co powiedzieć. Nie znał żadnych słów, które mogłyby pomóc teraz dziewczynie. Nie potrafił jej pocieszyć tak jak zwykle. Dlatego postawił kubek na szafce nocnej i kucnął przy łóżku, opierając głowę na jednej dłoni. Drugą odgarnął włosy z twarzy dziewczyny.
— Zostaw mnie samą — wyszeptała. Czkawka jednak nie zamierzał spełniać jej prośby i jedynie cofnął dłoń, którą głaskał jej delikatny policzek, ścierając przy tym łzy. — Czkawka, proszę wyjdź z pokoju — odparła nieco bardziej stanowczo, ale tom jej głosu nie spłoszył chłopaka. Nie ruszył się z miejsca. — Wyjdź stąd! Nie chcę cię widzieć! Ani dzisiaj! Ani nigdy! Mogłeś coś zrobić, mogłeś uratować to dziecko! Moje dziecko! — krzyczała, siedząc na łóżku i patrząc na niego z nienawiścią. — Mogłeś je uratować — dodała nieco ciszej, czując ogromny ciężar na sercu. — Mogłeś... uratować — powtórzyła, ale już na niego nie patrząc. Czkawka wstał i skierował się w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak przed wyjściem, wahając się przez chwilę.
— To był chłopczyk — powiedział tylko i wyszedł. Nie chciał dłużej denerwować blondynki, w końcu nie życzyła sobie jego towarzystwa. Zszedł na dół. Przy palenisku leżał Szczerbatek. Kiedy Czkawka znalazł się w pobliżu uniósł na niego swoje smutne spojrzenie. Szatyn jednak nie zwrócił na to uwagi. Usiadł tylko przy stole, opierając łokcie na blacie. Do oczu napłynęły mu łzy, które wolno stoczyły się po policzkach.
— Ona ma rację. Powinienem był coś zrobić... cokolwiek — wyszeptał cicho. — Nawet nie wiem, co mam teraz zrobić. Jak mam to naprawić? Chcę żeby było szczęśliwa. Tak bardzo mi jej brakuje. Mojej Astrid — dodał, spoglądając w stronę smoka. Szczerbatek zamruczał cicho i podszedł do jeźdźca, trącając go delikatnie. Wódz uśmiechnął się słabo, po chwili tuląc się do głowy Nocnej Furii. — Zostanę przy niej. Zrobię wszystko, wszystko, by nasza Astrid do nas wróciła. Wszystko.

***

Sączysmark popatrzył na wioskę, uśmiechając się lekko. Astrid stanęła zaraz obok wzdychając cicho i spoglądając w stronę horyzontu. Często bowiem latała na samotne loty. Nikt tak naprawdę nie wiedział dokąd, ale kiedy wracała, była o wiele bardziej szczęśliwa. Dla tego też nikt nigdy nie pytał, nie chcąc zepsuć dziewczynie humoru. Nadal co prawda istniały tematy tabu, których nie poruszali, ale z biegiem czasu wszyscy przyzwyczaili się do sytuacji i zaczęli dogadywać z Astrid. Tego właśnie potrzebowała – ogromu wsparcia.
— Wiesz co, Ast? Może wpadniecie z Czkawką do nas, na kolację. Nasz kochany wódz oderwie się trochę od pracy, ty też odpoczniesz. Do tego Thork pobawi się z ulubioną ciocią — zaproponował, patrząc na przyjaciółkę. Blondynka skinęła wolno głową.
— Nie najgorszy pomysł. Może przyjdę wcześniej i pomogę Szpadce, co? Mam nadzieję, że dobrze się czuje, dawno z nią nie rozmawiałam.
— Ciąża trochę daję nam w kość, ale wszystko jest w porządku — odparł, uśmiechając się na myśl o żonie. Wiedział, że do wieczora zostało jeszcze kilka godzin, a on zamiast wrócić do domu musiał lecieć na patrol, ale wspólna kolacja razem z przyjaciółmi napawała go radością. — Jeśli chcesz wpaść wcześniej to nie ma problemu. Myślę, że Szpadka też nie będzie miała nic przeciwko temu. Nawet jeśli miałabyś jedynie zająć się małym.
— Sugerujesz, że nadal nie potrafię gotować? — zapytała ze śmiechem.
— Ja nic nie sugeruję. Stwierdzam fakt — powiedział ze śmiertelną powagą, ale po chwili zdradził go delikatny uśmiech. Astrid uderzyła go w ramię, tak jak za dawnych czasów, als roześmiała się szczerze. Dla Sączysmark to był jeden z najpiękniejszych cudów, jakie spotykały go każdego dnia. Jej śmiech był zbiorowiskiem czegoś ogromnie pozytywnego. Jeszcze pół roku temu nie mógł liczyć nawet na zwykłe „cześć" z jej strony, a teraz z nią żartował. Rozmawiali o ciąży Szpadki, a blondynka nie zamykała się nagle w sobie. „Czkawka odwalił kawał dobrej roboty" – przeszło przez myśl brunetowi.

***

Astrid weszła cicho do domu, jednak nie umknęło to uwadze Szczerbatka, który na dźwięk zamykanych drzwi, podniósł głowę, patrząc w jej stronę. Czkawka także przerwał pracę i spojrzał na ukochaną, naraz uśmiechając się szeroko. Podeszła do niego wolno, nie kryjąc zmęczenia. Szatyn objął ją w pasie i posadził na kolanach.
— I jak było? — zapytał z ciekawością Czkawka. — Sączysmark coś robił, czy tylko na ciebie patrzył.
— Nie doceniasz go, Czkawka — zachichotała i wyciągnęła w jego stronę kartkę, o którą prosił. — Pan do towarzystwa, stał się panem pracusiem. Naprawdę mi pomagał — powiedziała z uśmiechem, po czym ułożyła się wygodnie na torsie swojego mężczyzny. Czkawka przytulił do siebie dziewczynę i pocałował ją delikatnie.
— Ja też nie próżnowałem. Zrobiłem, co miałem zrobić, więc mamy wolny wieczór — odparł z uśmiechem. Liczył, że może wybiorą się na lot lub po prostu odpoczną, tuląc się i rozmawiając. Tak zwykle spędzali wolne wieczory. Czkawce nic więcej nie było do szczęścia potrzebne. Czuł ogromną radość z samego faktu, że osoba, która była całym jego światem nie poddała się, a co więcej została u jego boku.
— Sączysmark zaprosił nas na kolację. Wiesz, miło by było pójść.
— Więc chodźmy.
— Nie jesteś zły? Możemy zostać w domu, jeśli nie masz ochoty — Astrid popatrzyła na Czkawkę. Ten jednak uśmiechnął się szeroko.
— Coś ty. Pewnie, że nie jestem. Idziemy — podjął decyzję i chcąc nie chcąc wypuścił blondynkę z objęć. Dziewczyna chciała jeszcze się odświeżyć przed wyjściem, a wódz postanowił zrobić porządek na biurku i wokół niego. Szczerbatek z chęcią mu pomógł, przez co praca poszła bardzo szybko.

***

Sączysmark po raz kolejny wybuchnął śmiechem, a Czkawka po chwili mu zawtórował. Mieczyk już szykował kolejną śmieszną historyjkę, kiedy to Astrid postawiła na stole ciepłą, parującą rybę. Blondynka zaproponowała, że pomoże pani domu, a Szpadka nie miała nic przeciwko. Chwilę później sama weszła do głównego pomieszczenia chaty, przynosząc na stół chleb oraz mięso.
— Kotek, wygląda przepysznie — skomentował Sączysmark, po czym wziął na kolana swojego synka. Thork nie był tym pomysłem specjalnie zachwycony.
— Chcę Astrid — mruknął, krzyżując ramionka. Pięciolatek był uparty i wiedział o tym każdy na Berk, a szczególnie jego rodzice, toteż brunet nie czekał długo i wypuścił dziecko. Chłopczyk podszedł do ulubionej cioci i uśmiechnął się szeroko. Dziewczyna odwzajemniła gest i posadziła Thorka na swoich kolanach.
— Zapamiętam to sobie — powiedział Sączysmark i wskazał widelcem na synka. Ten zaśmiał się jednak, puszczając tę uwagę mimo uszu. Reszta przyjaciół zaśmiała się na ten widok, a po chwili zajęła jedzeniem.

Po kolacji przy stole zostali tylko mężczyźni. Szpadka poznosiła wszystko do kuchni i wzięła się za sprzątanie. Astrid chciała jej pomóc, ale blondynka odmówiła. Poprosiła jednak wojowniczkę o zajęcie się Thorkiem. Oczywiście nie było z tym najmniejszego problemu. Astrid siedziała właśnie z pięciolatkiem na podłodze, układając wieżę z klocków. Blondynka raz po raz wybuchała śmiechem, sprawiając, że Czkawka uśmiechał się za każdym razem i spoglądał w jej stronę. Mimo że znajdowała się kilka metrów od niego, czuł pochodzące od niej szczęście, które teraz wypełniało także jego.
— Pracowałem dzisiaj z Astrid w twierdzy i znowu to słyszałem — odezwał się Sączysmark, bawiąc się trzymaną w dłoni zabawką. Był to mały, drewnianą zabawkę, którą dostał Thork od wodza i jego żony. Czkawka popatrzył na przyjaciela, nie rozumiejąc o czym mówi.
— Te same baby? — zapytał Mieczyk, zainteresowany tematem.
— O co wam chodzi?
— O Astrid. A raczej o te komentarze kierowane w jej stronę. — Wyjaśnij pobieżnie Sączysmark. — Jesteś wodzem Czkawka i jesteś dorosły. Nie chcę cię pouczać, ale mam już tego dosyć. Wszyscy doskonale wiemy ile ona przeszła, ile oboje przeszliście, a tu siedzą takie baby i obgadują Astrid. Słyszała wszystko i mimo że to zignorowała widziałem ile ją to kosztuje. — Dodał cicho, tak by blondynka go nie usłyszała. Czkawka wypuścił powietrze ze świstem i skrzywił się. Spojrzał na Astrid, ale widząc, że dziewczyna nie zwraca na nich uwagi odwrócił się do współtowarzyszy.
— Nie wiem tylko jak temu zaradzić. Wiecie, że próbowałem ją od tego chronić, ale ludzie są jacy są. Nic do nich nie dociera — powiedział na swoje usprawiedliwienie, chociaż miał wrażenie, że robi o wiele za mało. Nieraz słyszał komentarze na temat Astrid, że jest za słaba, by utrzymać ciążę i urodzić zdrowe dziecko, dlatego powinien znaleźć sobie inną żonę. Tylko, że on nie chciał nikogo innego. Chciał tylko Astrid.
— W ogóle planujecie jeszcze dziecko? Pytam tak czysto z ciekawości — odezwał się Mieczyk.
— Nie planujemy. Myślę, że na razie jest na to jeszcze za wcześnie, ale ja postanowiłem się nie narzucać. Będzie co będzie. Astrid jest szczęśliwa, a jeśli będzie chciała znów, kiedyś spróbować to będę ją w tym wspierać. — Zakończył Czkawka i sięgnął po kubek. Wypił kilka łyków wody i popatrzył na przyjaciół. Oboje przytaknęli, rozumiejąc.
— Tata? — usłyszeli nagle cichy głosik Thorka, który pojawił się przy Sączysmarku, wyciągając w jego stronę rączki. Mężczyzna wziął go na ręce. Pięciolatek ziewnął głośno i przetarł oczy małymi piąstkami.
— No, to chyba koniec imprezy mały. Idziemy spać. — Powiedział brunet, a dziecko skinęło główką, opierając ją na ramieniu taty.
— Też będziemy się zbierać, co kotek? — Czkawka zwrócił się do Astrid, która nagle pojawiła się za nim i położyła dłonie na jego ramionach. Przechylił głowę w tył, spoglądając jej w oczy. Blondynka wplątała palce w jego włosy i uśmiechnęła się, zgadzając tym samym.

***

Czkawka zamknął cicho drzwi sypialni, niosąc w dłoni kubek parujących ziół, o które poprosiła Astrid. Wojowniczka leżała już w łóżku, czytając książkę, którą pożyczył jej Śledzik ze swojej sporawej kolekcji. Głaskała przy tym Szczerbatka, który opierał głowę na nogach blondynki. Szatyn zgonił go, przez co Furia popatrzyła na niego groźnie. Czkawka zachichotał tylko cicho i położył się obok Astrid. Dziewczyna odłożyła książkę na półkę i podziękowała za ciepły napój. Usiadła na łóżku i upiła kilka niewielkich łyków. Szatyn patrzył na nią przez cały czas, jakby oczarowany.
— No co? — zapytała w końcu, chichocząc.
— Nic, patrzę tylko na swoją bardzo piękną żonę — odparł śmiertelnie poważnie, ale już po chwili na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Astrid zaśmiała się i odłożyła kubek na bok. Czkawka tylko na to czekał. Popchnął ją delikatnie w tył i kiedy przymknęła oczy, czekając na pocałunek zaczął łaskotać ją delikatnie. Blondynka wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
— Przestań! — krzyknęła głośno i odepchnęła go stanowczo od siebie. Uśmiech nie schodził jej z twarzy przez dobre kilka chwil. Dopiero, kiedy uspokoiła oddech, oparła się o tors Czkawki i przykryła ich oboje ciepłym futrem.

Przez chwilę po prostu siedzieli w ciszy, próbując uspokoić się po krótkiej zabawie. Czkawka uwielbiał właśnie tak rozśmieszać ukochaną. Wiedział, że to najlepszy sposób, by usłyszeć jej śmiech, który tak uwielbiał. Teraz patrzył na nią, uśmiechając się szeroko, ze świadomością, że może trzymać ją w ramionach tylko on, nikt inny.
— Rozmawiałem z Sączysmarkiem — odparł cicho Czkawka, nie chcąc przerywać miłej chwili. Musiał jednak poruszyć ten temat z dziewczyną. Nie zamierzał dłużej dowiadywać się od przyjaciół o wrogiej postawie innych kobiet w stosunku do Astrid. — O tej sytuacji w twierdzy. Dzisiaj. — Poczuł jak blondynka lekko się spina. Nie wiedział jej twarzy, ale miał przeczucie, że uśmiech momentalnie z niej znikł. — Chcesz żebym coś z tym zrobił?
— Nie, nie musisz. Naprawdę jest w porządku — wyszeptała, ale Czkawka miał dziwne wrażenie, że dziewczyna kłamie.
— Astrid, to poważna sprawa. Nie chcę żebyś czuła się źle po... po tym co przeszłaś. Nie chcę żebyś płakała. Nie chcę żebyś przejmowała się takimi komentarzami. Bardzo cię kocham Astrid i nie chcę po raz kolejny cię stracić. — Powiedział poważnie. Blondynka wyplątała się z jego objęć i usiadła naprzeciwko, patrząc wprost w jego oczy.
— Wszystko dobrze, Czkawka. Wiem, że się martwisz i doceniam to, naprawdę. Gdyby... gdyby nie ty... ja nigdy sama bym sobie nie poradziła — wyznała cicho. Wódz popatrzył na ukochaną, widząc pod powiekami drobne łzy. Otarł je kciukiem, kiedy spłynęły wolno po jej policzkach. — Zostałeś ze mną, kiedy ja cię nie chciałam, kiedy cię odrzucałam. Nawet się nie odzywałam, a ty... ty przy mnie byłeś. Mówiłeś do mnie, kiedy leżałam wieczorami i patrzyłam na kołyskę. Cały czas byłeś przy mnie — szepnęła, nie patrząc mu w oczy. Nie potrafiła. Czkawka uniósł jej podbródek w górę, uśmiechając się szeroko. Astrid chcąc nie chcąc spojrzała na niego.
— Kocham cię Astrid Haddock — zdradził sekret i zbliżył się do niej. Złączył ich usta razem w delikatnym, spokojnym pocałunku. Blondynka oddała pieszczotę, a przerwała ją dopiero, gdy zabrakło jej tchu.
— Chcesz zostać ojcem, prawda? — zapytała.
— Tak, ale jeśli się nie uda to... ty mi wystarczysz. Jeśli zostaniesz... Astrid ja... potrzebuję tylko ciebie — wyszeptał. — Nie musimy się spieszyć. Mamy jeszcze czas. Dużo czasu.
— Miło to słyszeć — odparła, po czym uśmiechnęła się. — Kocham cię Czkawka i dziękuję, że dałeś mi drugą szansę.
— Czkawka i Astrid. Na zawsze razem. Po kres naszego życia— szepnął jak najciszej umiał, jakby jedynie do siebie.

Poszli spać chwilę później, wtuleni w siebie. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że kilka miesięcy później powitają na świecie długowyczekiwane dziecko. Miało być ono jedynie dopełnieniem tego, co razem stworzyli. Miało przynieść nadzieję, która cały czas trwała przy nich. I tak jak miłość wypełniała ich serca.

Dość długo mnie tu nie było, ale jestem 😂 Zostawiam wam do oceny to opowiadanie (liczę na kilka komentarzy 😊) i zapraszam na instagram (astrid_hofferson21) 😘 Trzymajcie się cieplutko,
Gab

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro