Kraina łez jest pełna tajemnic [3/3]
UWAGA! Opowiadanie zawiera niecenzuralne słowa!
,,Ale jeśli mnie oswoisz moje życie się rozjaśni. Poznam odgłos kroków różnych od wszystkich innych. Inne kroki sprawiają, że kryję się pod ziemią. Twoje kroki wywołają mnie z nory, jak muzyka." *
Gothi po raz kolejny zamieszała tajemniczą miksturę w małej miseczce i dosypała kolejne zioła. Czkawka patrzył na nią przez cały czas, z dokładnością obserwując co robi i co podaje jego dziewczynie. W pewnym momencie starsza kobieta stwierdziła, że lek jest już gotowy i podeszła bliżej blondynki. Podniosła delikatnie głowę dziewczyny i wlała jej do ust zawartość miseczki. Astrid zakaszlała głośno, wybudzając Czkawkę z rozmyśleń. Rzucił zdenerwowane spojrzenie w stronę Gothi, kobieta jednak je zignorowała i usiadła w kącie pokoju, oglądając runy. Szatyn zbliżył się do nieprzytomnej dziewczyny, zauważając jej ból. Skrzywiła się i ponownie zakaszlała. Nie otworzyła jednak oczu, by ukazać ich piękny blask Czkawce.
Minęło już pięć dni odkąd się nie obudziła. Pięć dni, które dla Czkawki były czasem ciągłego niepokoju. Próbowali już wszystkiego. Organizm Astrid się nie poddawał, chłopak bał się jednak jednego – że w razie czego nie zdąży się z nią pożegnać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego ukochana może tak po prostu odejść. Dlatego prawie w ogóle nie wychodził z domu. Przekazał obowiązki i tymczasową władzę Valce, która doskonale się w tym zajęciu odnajdywała. Porzucił również szkolenie Jorun, która była z tego powodu bardzo niezadowolona. Eret obiecał, że zajmie się jej nauczaniem, ale nie była zainteresowana i wycofała się. Dla Czkawki była to ciężka próba, jednak został przy swoim i zignorował nachalną dziewczynę.
— Astrid to główny generał Berk, jest drugą z najważniejszych osób na wyspie, ale czy to jedyny powód by zrywać umowę z Torrenami? — zapytał jeden z radnych Rady Berk.
— Przecież ja niczego nie zrywam. Przypisałem jej Ereta, ale zrezygnowała. Nie mogę jej zmusić, by chodziła na zajęcia. To jej wybór — sprostował na spokojnie Czkawka, mając nadzieję, że to koniec głupich pytań. Był to jednak dopiero początek.
— Trzeci nauczyciel w ciągu tygodnia? To nie jest lekka przesada? — zadał pytanie tym razem Ivar. — Skoro ją, wodzu, przejąłeś, może powinna skończyć szkolenie pod twoim nadzorem?
— Zdaję sobie sprawę z tego co robię, co chwilę zmieniając jej nauczyciela, jednak na razie najważniejsze dla mnie jest zdrowie Astrid i pragnę dla niej tego co najlepsze. Moje miejsce zajmie moja mama, która do pewnego czasu będzie podejmować wszystkie decyzje. — Powiedział.
— Ta twoja dziwka zawsze będziesz ważniejsza od całej Berk? — zapytał Ivar. Czkawka zacisnął dłonie w pięści, tak, że aż kostki mu zbielały. Wstał gwałtownie i dopadł wikinga. Pociągnął go w górę i uderzył pięścią w twarz. Trzydziestolatek zawył z bólu i niemal natychmiast oddał cios. Nie trafił jednak, gdyż szatyn zrobił unik i kopnął chłopaka w brzuch.
— Czkawka! — krzyknęła Valka, chcąc uspokoić syna, jednak jej nie słuchał. Był jak w transie. Jeśli chodziło o jego rodzinę nie widział nic poza jej ochroną i dobrem. Nagle poczuł jak obejmują go czyjeś silne ramiona i odciągają od leżącego na ziemi Ivara.
— Uspokójcie się obydwoje — usłyszeli głos Ereta. Czarnowłosy odwrócił Czkawkę w swoją stronę i popatrzył na niego z powagą. — Idź do Astrid, wszystkiego dopilnujemy.
— Taa... Idź, uciekaj do tej swojej suki! — krzyknął Ivar, wstając powoli. Szatyn był już gotowy na powrót go zaatakować, ale przytrzymała go tym razem Valka.
— Zamknąć go w więzieniu — wydała polecenie, a dwóch wikingów, przyglądających się całej scenie złapała mężczyznę i wyprowadziło.
— Jesteś strasznie słaby, Czkawka! Stoick był o niebo lepszy. Co to za wódz, który nie potrafi zadbać o swoich ludzi?! Mamusia nie zawsze będzie ci mogła pomoc! — krzyczął jeszcze po drodze. Czkawka zamknął oczy, czując jak opada z sił.
— Nie daj się prowokować. Idź do Astrid i opiekuj się nią — wyszeptała mu na ucho Valka i pocałowała delikatnie w głowę. — Jak tylko się wybudzi wszystko się poukłada.
— A co jeśli nie? Co jeśli ona po prostu ma umrzeć? — zapytał i popatrzył z powagą na matkę. Po policzkach ciekły mu łzy.
— Nie mów tak i nie wierz w to. Ona przeżyje — powiedziała cicho.
— Obiecujesz? — zapytał. Nie odpowiedziała jednak. Spuściła tylko wzrok. — No właśnie.
Od tego feralnego dnia minęło kilkanaście godzin, które przemknęły dziwnie szybko. Czkawka wciąż słyszał głos Ivara, który oczerniał jego ukochaną. Szatyn oparł się o łóżko i zamknął oczy, chcąc zapomnieć to wszystko, nie potrafił jednak co dobiło go jeszcze bardziej. Szczerbatek położył swoją głowę na kolanach przyjaciela i zaskomlał żałośnie.
— Zrobię wszystko, żebyś do nas wróciła — wyszeptał Czkawka i spojrzał na ukochaną. — Bardzo cię kocham, Astriś. Nie potrafię bez ciebie żyć — zaszlochał. — Nie zostawiaj mnie, błagam.
— Czkawka? — usłyszał nagle i spojrzał w stronę, z której pochodził głos. W progu stała Heather. Wstał szybko i otarł łzy z policzków, po czym podszedł do dziewczyny i przytulił ją mocno do siebie. Czuł jak czarnowłosa obejmuje go ciaśniej. Nie odrywali się od siebie przez kilka minut, oboje potrzebowali bliskości.
— Dobrze, że jesteś — wyszeptał i usiadł na krańcu łóżka, ustępując jej miejsca na krześle.
— Śledzik napisał do mnie, przedstawiając całą sytuację. Przyleciałam od razu jak tylko dostałam wiadomość. Tak strasznie mi przykro, Czkawka — powiedziała cicho i spuściła wzrok, patrząc na swoje buty, jak gdyby były najciekawszym widokiem na świecie. Zamknął oczy i westchnął, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko spotkało właśnie jego. Jego usta zadrżały. Wstał pospiesznie i uderzył pięściami w ścianę. Poczuł jak przez ciało przechodzi ból i nagle zaszlochał.
— Nie mogę jej stracić, Heath! Nie mogę! Nie potrafię bez niej żyć! — krzyknął.
— Nie stracisz. Nigdy cię nie zostawi. Zawsze będzie tutaj — wstała, podeszła do niego i położyła mu dłoń na sercu. Uśmiechnęła się lekko przez łzy i pozwoliła mu odejść. Wyszedł z domu razem ze Szczerbatkiem. Niemal od razu wskoczył na jego grzbiet i wzniósł się w niebo. Do świata, w którym poczuł dziwną pustkę. To już nie było to samo. Już nigdy takie nie będzie.
— Obudziła się! — krzyk Heather rozniósł się po wiosce. — Astrid otworzyła oczy! — zaśmiała się przez łzy. Czkawka zmierzający wolnym krokiem w stronę domu, natychmiast przyspieszył do biegu i wpadł do chaty. Wbiegł na górę i zaglądnął do sypialni. Dziewczyna faktycznie otworzyła oczy i podparła się nawet delikatnie, chcąc najprawdopodobniej wstać.
— Hej, hej, spokojnie — powiedział i usiadł przy niej. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
— Cz-czkawka — wyszeptała z ulgą. Ponownie delikatnie się podniosła, jednak niemal natychmiast opadła z powrotem na łóżko.
— Poczekaj, pomogę ci. — Powiedział z radością i włożył kilka poduszek pod jej plecy i głowę, by mogła więcej zobaczyć. Jej wzrok nagle przygasł. Uniosła powoli dłonie i podniosła pytające spojrzenie na Czkawkę. Nadal pozostawały zawinięte w bandaże.
— Pamiętasz co się stało? — zapytał delikatnie. Astrid spuściła wzrok, jakby wiedziała o wiele więcej od chłopaka, który patrzył na nią wyczekująco. Nagle zaczęła odwijać materiał z dłoni. Czkawka nawet nie próbował jej zatrzymywać. Blondynka zamarła i nic nie powiedziała, oglądając gojącą się po poparzeniach skórę.
— Kto ci to zrobił? — zapytał szeptem. Dziewczyna nie odpowiedziała, a pod powiekami zebrały jej się łzy. — Astrid? — Odwróciła się od niego i cichutko zapłakała. — Kochanie, kto cię skrzywdził?
— Proszę wyjdź stąd — wyszeptała, jakby wciąż nie mogła mówić.
— Ale Astrid-
— Wyjdź! — jej głos nie brzmiał naturalnie, a co więcej przeraził go. Czkawka nachylił się i pocałował ją w policzek, po czym wstał i skierował się w stronę wyjścia. Zamknął za sobą drzwi i zszedł na dół, gdzie zastał zmartwionych przyjaciół.
— I co, co z nią? — zapytała Szpadka, patrząc na wodza w wyczekiwaniu.
— W porządku — odparł tylko i usiadł. Jeźdźcy popatrzyli po sobie, ale nic nie powiedzieli. Valka wstała i ruszyła na górę, zostawiając resztę przy palenisku. Nagle ktoś zapukał do chaty. Czkawka, będąc u siebie, był zmuszony wstać i otworzyć, choć naprawdę nie miał na to ochoty. W progu stała Jorun. Była chyba ostatnią osobą, jaką chciał tutaj widzieć, ale wpuścił ją do środka.
— Słyszałam, że z Astrid jest już lepiej. Przyszłam ją odwiedzić, mogę? — zapytała miło. Szatyn skinął głową i zaprowadził na górę. Wszedł wolno do pokoju, zastanawiając się czy Astrid ma pod ręką coś czym mogłaby rzucić w jego stronę. Dziewczyna rozmawiała jednak z Valką i nawet się uśmiechała. No, do czasu aż nie ujrzała rozpromienionej w sztucznym uśmiechu Jorun, która niepostrzeżenie wdarła się do jej maleńkiego świata, zamkniętego w czterech ścianach. Matka wodza wstała i uśmiechnęła się w stronę syna, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi.
— Cieszę się, że nic ci jednak nie jest, Astrid — powiedziała dziewczyna i usiadła. Blondynka nie odpowiedziała, nawet nie popatrzyła na dziewczynę, co dało trochę Czkawce do myślenia. Co prawda wypadek zmienił jego dziewczynę, co zdążył już doskonale zauważyć, jednak nie spodziewał się aż takiej reakcji z jej strony. Zacisnęła jedną z dłoni w pięść, a w oczach wyczytał strach. — To musiało być straszne. Naprawdę nie wiem kto mógłby zrobić coś takiego. — Astrid odsunęła się od Jorun, jak gdyby po prostu się jej bała. Czkawka od razu to zauważył.
— Słuchaj Jorun, myślę, że Astrid powinna odpocząć. To był ciężki tydzień — powiedział szatyn, delikatnie mówiąc dziewczynie by zostawiła ich samych.
— Tak, tak. Trzymaj się, As — rzekła na pożegnanie i wyszła.
— Chciałabym się wykąpać. Przygotujesz mi wodę? — zapytała Astrid kilka godzin później, czując jak powoli ogarnia ją zmęczenie. Chciała jednak trochę się odświeżyć, by poczuć się lepiej. Czkawka skinął tylko głową i ruszył do łazienki. Na piecyku w kącie pomieszczenia podgrzał wodę, a następnie wypełnił nią balę. Wrócił do dziewczyny spostrzegając, że już zaczęła się rozbierać. Podszedł do niej i pomógł jej. Ściągnął jej koszulę przeciągając przez głowę i popatrzył na jej brzuch. Był zabandażowany tak jak wcześniej. Czkawka wiedział, że blondynka nie jest na tyle silna, by samodzielnie dostać się do łazienki, dlatego wziął ją na ręce i zaniósł do pomieszczenia. Sprawdził jeszcze raz temperaturę wody i zamoczył ukochaną. Astrid sięgnęła po szmatkę i zaczęła powoli obmywać się. Chłopak kucnął przy bali, chcąc cały czas mieć pewność, że z dziewczyną wszystko jest w porządku i nie zamierzał ruszyć się na krok. Podwinął rękawy i zanurzył dłoń, kładąc ją na brzuchu wojowniczki. Ta popatrzyła na niego. Chciał ściągnąć jej bandaże i pomóc jej się umyć, ale odepchnęła delikatnie jego rękę, nie zgadzając się. Uszanował jej decyzję i usiadł po turecku naprzeciw.
— Słuchaj, przepraszam za tę wcześniejszą rozmowę. Nie chciałem być nachalny, ale strasznie się, martwiłem przez te dni. Jeszcze nigdy tak się o ciebie nie bałem.
— Nie potrzebnie, jestem, cała i zdrowa — powiedziała i uśmiechnęła się sztucznie. Nie odwzajemnił gestu a popatrzył ze zmartwieniem w kierunku ukochanej.
— Jak się wykąpiesz to pójdę jeszcze do Gothi po jakąś maść na rany, powinny się szybko zagoić — rzucił i zbliżył się do niej. Zamoczył delikatnie jej włosy w wodzie. Następnie namydlił je i zmył pianę. Pocałował je krótko i wziął w dłoń ręcznik, którym owinął dziewczynę, gdy tylko znalazła się poza balą. Wycierał ją powoli i delikatnie, by nie przysporzyć jej więcej bólu. Siedziała grzecznie na krześle, zdana na jego łaskę i niełaskę. Zamknęła oczy, odprężając się pod wpływem jego dotyku. Popatrzył na nią i zaczął odwijać bandaż, którym owinięty był jej brzuch. Była tak zmęczona, że nawet tego nie zauważyła i pozwoliła mu na wszystko. Materiał odrzucił i popatrzył na rany. Nie wyglądały najgorzej i powoli się zabliźniały. Czkawka skończył wycierać dziewczynę i ubrał ją jak małe, bezradne dziecko. Później zabrał z powrotem do łóżka. Zasnęła po drodze i wtuliła się w niego.
— Nie idź — szepnęła i wczepiła się mocniej. Szatyn położył się przy niej i przytulił ją do siebie.
— Nie idę. Nigdzie się nie wybieram — ucałował ją i zamknął oczy, czując jak ogarnia go zmęczenie.
Czkawka otworzył oczy jako pierwszy i z ulgą przysłuchiwał się spokojnemu oddechowi wojowniczki. Podparł się prawym łokciem, unosząc delikatnie i spojrzał na pogrążoną we śnie Astrid. Była taka krucha. Włosy leżały rozrzucone na poduszce, powieki drgały delikatnie, a usta otwierały się i zamykały powoli, wymieniając powietrze w płucach. Wódz uśmiechnął się na myśl, że ta wspaniała kobieta była jego dziewczyną. Mial nadzieję, że kiedyś zostanie jego żoną, a po domu roznosić będzie się śmiech dzieci. Było to jedno z jego wielkich marzeń, które gdzieś snuły mu się po głowie. Nagle poczuł jak materac powoli ugina się pod ciężarem dziewczyny, a po chwili napotkał na swej drodze jej błękitne spojrzenie. Wysłał jej pogodny uśmiech, który odwzajemniła.
— Hej — wyszeptał o ponownie ułożył się na poduszce, obejmując ją i przyciągając bliżej siebie. — Dobrze jest cię widzieć całą.
— Ciebie też — odpowiedziała słabo i ułożyła się wygodnie na jego torsie. Nie miał nic przeciwko.
— Słuchaj Astrid, wiem, że to dla ciebie bardzo drażliwy temat, ale nie wierzę w to, że sama wypuściłaś Burzę na arenę i weszłaś do środka. Nie wierzę — popatrzył na nią, ale spuściła wzrok i mocniej uścisnęła jego dłoń. — Spiełaś się, kiedy przyprowadziłem Jorun. To ona, tak?
— Sojusz Berk z Torrenami jest bardzo ważny, a ja... ja nie chcę być powodem, dla którego będziesz chciał go zerwać — wyszeptała bardzo cicho, tak, że prawie jej nie usłyszał.
— O co ci chodzi? To ktoś od Torrenów, tak? — zapytał i usiadł, patrząc na nią uważnie.
— Czkawka ja...
— O sojusz się nie martw, najważniejsze jest byśmy poznali prawdę.
— Ale on jest ważny! Te wszystkie szlaki handlowe, pomoc w czasie wojny... jest ważniejsze od... ważniejsze ode mnie — wyjaśniła.
— Nie, najważniejsza zawsze będziesz dla mnie ty. — Przytulił ją i zaczął delikatnie kołysać w ramionach, kiedy zaniosła się płaczem. Widząc jej reakcję postanowił na razie aż tak nie naciskać z nadzieją, że sama wyjawi prawdę. Nie myślał jednak, że stanie się to tak szybko.
— To była Jorun — wyszeptała powoli. — Wypuściła Burzę i kiedy mnie zobaczyła, poprosiła o pomoc. Smok trzymał ją w zasięgu splunięcia dlatego tam weszłam. — Opowiadała, a Czkawka słuchał jej z uwagą, czując jak jego serca wypełnia się gniewem. — Wtedy zainteresował się mną, Jorun była wolna, zamknęła klatkę, zostawiła mnie, błagałam, żeby mi pomogła, ale ona nie słuchała! — Jej głos stawał si z każdym słowem coraz głośniejszy, aż na końcu wykrzyknęła i zaszlochała. Czkawka przytulił ją mocniej do siebie.
— Już spokojnie — szeptał. — Już cię nie skrzywdzi. Spokojnie, kochanie. Wszystko będzie dobrze. — Zapewnił ją choć bardzo się bał, że ją okłamuje. Bo to coś, co kiedyś było – nie istniało. Tak po prostu. Tak po prostu stracił kogoś kogo nauczył się kochać, przez kogoś kto zakochał się w nim. Chciał walczyć, ale czuł na plecach o wiele za dużo, niż był w stanie udźwignąć.
— Nie mam już siły — wyszeptała. — Nie chcę już tak żyć. Z obawą, że kiedyś ktoś mi ciebie odbierze — jej głos był pusty, spojrzenie również. To już nie była ta sama Astrid, to nie była JEGO Astrid.
— Hej, ja cię nigdy przenigdy nie opuszczę — starł łzy płynące po jej rumianych policzkach i popatrzył na nią z powagą. Zbliżył się do jej ust i pocałował je delikatnie. Zaskoczona, oddała jednak pocałunek z czułością wpijając się w usta chłopaka. Trzymał ją mocno w ramionach, nie zamierzając jej wypuścić.
— Czkawka i Astrid, zawsze razem, jasne? Zawsze.
Wódz wraz z pozostałymi jeźdźcami wyłączając oczywiście Astrid zmierzali w stronę chaty, w której pomieszkiwała Jorun. Kiedy przyjaciele Czkawki dowiedzieli się o całym zajściu od razu zadeklarowali swoją pomoc, byle wesprzeć kompana i pilnować go by nie zrobił czegoś głupiego. Stanęli pod drzwiami. Eret podszedł bliżej i zapukał mocno, wyręczając rozgniewanego wodza, który nawet się nie odezwał. Jorun zajęła jedynie chwila, kiedy stanęła w progu i popatrzyła niewinnie na jeźdźców. Szatyn niemal się na nią rzucił, jednak powstrzymał go Sączysmark, pojawiając się pomiędzy przyjacielem a brunetką.
— Wspaniałe zagranie, Jorun, naprawdę — wrzucił wściekle w jej stronę. — Wspaniała robota!
— Ale o czym tu mówisz, Czkawka? I dlaczego wszyscy tu są? — zapytała zdezorientowana, stojąc naprzeciw wodza i patrząc na niego.
— O czym mówi? Pfff... Wiemy, że to ty upozorowałaś „wypadek" Astrid, by pozbyć się jej raz na zawsze — odezwała się Szpadka i rzuciła złowrogie spojrzenie dziewczynie. — I wszyscy wiemy, że zakochałaś się w naszym Czkawce.
— Wiemy? Ja nie wiedziałem... Ej, czemu on zawsze trafia na fajne laski? — wtrącił się Mieczyk, jednak zignorowano go i zajęto się sprawą dziewczyny.
— Że co?! Nigdy nie słyszałam większej bzdury! Po co miałabym się jej pozbywać?
— Żeby odbić Czkawkę? — rzucił Smark. Czkawka poczuł się nagle niepotrzebny. Jego przyjaciele doskonale sobie radzili.
— Poza tym Ivar przyznał się, że pracował dla ciebie. Mieliście oboje jeden cel – eliminacje Astrid. Dla ciebie była przeszkodą w miłości, chociaż co to za miłość, której się nie odwzajemnia, a Ivar pragnął zemsty, za to, że As została generałem, przejmując tym samym jego fuchę. — Wyjaśnił zawsze trzeźwo myślący Eret. Już wcześniej wspólnie do tego doszli, teraz trzeba było tylko skazać i ukarać dziewczynę.
— Jakie macie dowody na swoje przypuszczenia? — zapytała wścibsko. Czkawka postanowił wreszcie wziąć sprawę w swoje ręce.
— Słowa Astrid.
— Słowa tej głupiej suki, która się ciebie tak strasznie trzyma? To nie jest żaden dowód! Równie dobrze mogła to wszystko wymyśleć i mścić się za to, że próbowałam z tobą flirtować, ale widać jesteś tak głupi jak i ona! — krzyknęła. Szatyn zacisnął mocno dłonie w pięści gotowy, by uderzyć dziewczynę. Jednak pewne zasady moralności mu na to nie pozwoliły, dlatego powstrzymał się i nie dał się prowokować.
— Za to co próbowałaś zrobić grozi kara śmierci, ale zastąpimy ją czymś o wiele gorszym.
— Mój ojciec wam nie odpuści! Nie będzie żadnego sojuszu, żadnego pieprzonego porozumienia!!! — wykrzyknęła. Eret związał jej ręce z tyłu i podprowadził bliżej Czkawki. Wódz spojrzał z powagą na dziewczynę, ale nie potrafił jej nawet współczuć. Za to co starała się zrobić mógłby skazać ją na jakąkolwiek karę, jednak wybrał jedną z okrutniejszych. Sam nie chciał być świadkiem wykonywania wyroku, dlatego poprosił starego, poczciwego przyjaciela o pomoc.
— Dagur przypłynie o zmierzchu, by zabrać cię do siebie. Jego ludzie już nie takimi się zajmowali. Czeka cię publiczna chłosta i wieloletnie więzienie. Może wreszcie dotrze do ciebie co probowałaś uczynić — powiedział twardo i odszedł, całkowicie ignorując jej krzyki i błagania o litość. Nie miał jej teraz, tak jak ona nie potrafiła okazać jej Astrid. Podszedł do niego Szczerbatek. Czkawka wskoczył na przyjaciela i razem pognali w stronę nieba. Do krainy, w której czuli się wolni od tego wszystkiego. Choć gdzieś tam, głęboko w sercu szatyn nie czuł już tej wolności. Przecież wszystko się... zmieniło.
Minął tydzień od tamtych wydarzeń. Astrid obudziła się, zauważając, że jest sama w sypialni, którą dzieliła teraz z Czkawką. Mimo, że nie byli ani narzeczeństwem, a tym bardziej małżeństwem pomieszkiwali razem i było im z tym dobrze. Przynajmniej żadne się nie skarżyło. Blondynka odrzuciła ciepły koc na bok i usiadła na krawędzi łóżka. Z uśmiechem przyjęła fakt, że mogła samodzielnie się poruszać i robić to na co miała ochotę. Czkawka dał jej wolne do czasu, aż w pełni wyzdrowieje, więc mogła korzystać z niego w jakikolwiek sposób. Wstała i podeszła do lustra. Ściągnęła pospiesznie koszulę nocną. Patrzyła naga na swoje odbicie, a po policzkach płynęły jej łzy. Słone kropelki skapywały na podłogę, wsiąkając w drewniane deski. Nienawidziła samej siebie. Jak mogła być aż tak głupia? Jak mogła tam tak po prostu wejść? Dlaczego po kogoś nie pobiegła? Położyła dłoń na swoim brzuchu i przejechała po szramach. Chciała zedrzeć z siebie blizny, ale tak jak codzień – nie potrafiła. Zaszlochała jeszcze i sięgnęła po codzienne ubranie. Pospiesznie narzuciła je na siebie i ściągnęła lustro ze ściany. Popatrzyła jeszcze na swoją twarz, która przypominała jej kim teraz tak naprawdę była i cisnęła nim o ziemię. Rozbiło się na tysiące kawałków, tak jak Jorun rozbiła ją...
Zeszła na dół i usiadła przy stole w kuchni. Na blacie leżała kartka zostawiona przez Czkawkę:
„Przygotowałem ci śniadanie. Spróbuj wyjść dzisiaj na zewnątrz, jest tak pięknie.
Kocham Cię bardzo,
Czkawka"
Nie zamierzała spełnić jego prośby, nie wychodziła już na dwór tak jak kiedyś. Nie należała już do Straży Berk, bo sama odeszła i tymczasowo jej stopień generała zyskał Eret, z resztą sama się na to zgodziła. Teraz całe dnie przesiadywała w domu to sprzątając, czytając czy uzupełniając Księgę Smoków. Nie wychodziła do Wichurki, a jedynemu smokowi jakiemu w ogóle ufała był Szczerbatek. Po wypadku, od którego minęły dopiero dwa tygodnie nie doszła do siebie. Straciła zaufanie do każdego smoka na wsypie. Szczerbatek był wyjątkiem, mieszkał z nimi, choć do niego też za bardzo się nie zbliżała. Wypadek nie tylko skaleczył jej ciało, ale i duszę, a ona nie potrafiła sobie z tym wszystkim poradzić. Czkawka mnóstwo razy namawiał ją by spróbowała choć dotknął Wichurkę, ale dziewczyna za każdym razem cofała się i krzyczała, że nie ma do tego siły, dlatego zrezygnował. Valka pocieszała go jednak, że wszystko wróci do normy, tylko potrzebują czasu. Szatyn zaczął w to wierzyć i już nie naciskał, choć przykro mu było z powodu biednego Śmiertnika, który zrezygnował nawet z lotów.
Czkawka wrócił do domu po wieczór z uśmiechem wchodząc do środka. Astrid siedziała na futrze przy palenisku, pogrążona w lekturze. Nawet się nie poruszyła, słysząc jego kroki. Kucnął przy niej, a następnie usiadł. Cmoknął jej policzek delikatnie i oparł się o kamienne palenisko.
— Słuchaj, chciałbym ci coś pokazać — zaczął i wyjrzał przez okno, obserwując jak słońce powoli chowa się za horyzont.
— Nie mam ochoty — mruknęła, nadal na niego nie patrząc.
— Masz, masz tylko jeszcze o tym nie wiesz. — Powiedział z uśmiechem i mimo niechęci blondynki wziął ją siłą na ręce i wyniósł z domu. Astrid krzyknęła żeby ją puścił, ale pozostawał głuchy na jej błagania. Wskoczył na Szczerbatka i usadził ją przed sobą. — Dalej mordko.
— Nie, nie, nie rób tego. Błagam — poprosiła szeptem, ale smok posłuchał własnego jeźdźca i wystartował bardzo łagodnie. Znaleźli się wysoko na ziemią, ale byli bezpieczni. Astrid trochę się rozluźniła i wyciągnęła ręce w górę chcąc dotknąć delikatnych, puszystych chmurek. Zaśmiała się krótko ku uciesze Czkawki. Wiedział, że to zawsze pomagało, dlatego siłą ją zaciągnął i nie żałował. Oparła się o jego tors i zamknęła oczy odprężona.
— Przepraszam — wyszeptała. — To nadal jest... niesamowite.
— Nie przepraszaj, chyba jasne, że cieszę się, że cię mam. I nigdy cię nie opuszczę. Nigdy — odszepnął i pocałował ją w głowę. — Zawsze będziemy razem, wszystko przetrwamy. Czkawka i Astrid...
— ...zawsze razem.
~*~*~
• „Mały Książę" – Antoine De Saint-Exupéry
Boże, nawet nie wiecie jak strasznie się cieszę, że skończyłam. Ciężko było, szczególnie ten koniec, ehhh... Na razie chyba dość smutasów...
Uwielbiam niedopowiedzenia na końcu, to jest takie małe... Zostawiam to Wam...
WAŻNA INFORMACJA: Nie wiem kiedy pojawi się kolejny os:
Po pierwsze – nie mam Internetu i nie wiadomo kiedy powróci (publikuję z biblioteki u cioci 😍)
Po drugie – w przyszłym tygodniu prawdopodobnie mnie nie ma
Po trzecie – jakoś od początku sierpnia do 19.08 mnie nie ma na pewno – cóż każdy ma wakacje, tzn. Pisać będę ale nie publikować...
PS. Zdjęcie mojego autorstwa
PSS. Piosenka – „Never too far gone" – Jordan Feliz (serdecznie polecam, świetne do os'a)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro