Kraina łez jest pełna tajemnic [1/3]
Dedykacja: Smilee_e i Snutka 😍
,,Jeżeli ktoś kocha kwiat, który jest jeden jedyny wśród milionów i milionów gwiazd, to wystarczy mu do szczęścia, że patrzy w gwiazdy. I mówi sobie: ,,Gdzieś tam jest mój kwiat...''. Lecz jeśli baranek zjadłby kwiat, to byłoby tak, jak gdyby wszystkie gwiazdy zgasły! I to nie jest ważne?" *
Astrid dotarła do portu pod wieczór, będąc zaproszona przez Sączysmarka. Chłopak przekazał jej wiadomość od wodza, że wszyscy jeźdźcy mają stawić się, by powitać gości z daleka. Blondynka nie była przekonana co do tego klanu. Mieli ciekawą propozycję, jednak nauka obcowania ze smokami mogła ich przerosnąć. Byli prostymi ludźmi z głębokimi tradycjami, lecz dla dobrych stosunków musieli przystosować się do warunków Berk. Czkawka stał już na pomoście. Dziewczyna podeszła do niego cicho i popatrzyła z uwagą na horyzont, dostrzegając nadpływające statki.
— Klan Torrenów. Mamy nauczyć ich obchodzić się ze smokami. — Szatyn popatrzył na nią wzdychając. — Chcą nauczyć się latać, chcą opanować przestworza tak jak my... Przystałem na ich warunki, teraz oni spełnią nasze. Do tego będę potrzebował waszej pomocy. Dlatego was tu wszystkich zebrałem. — Powiedział i popatrzył po jeźdźcach. — I dlatego poprosiłem byś przyszła.
— A już myślałam, że chciałeś mnie zobaczyć, bo się stęskniłeś — wyszeptała do niego. Zaśmiał się cicho.
— To też...
— Akurat. Wca-
— Wodzu! — zawołał jeden z Wandali znajdujących się w porcie i wyczekujących przybyszy. — Łodzie są już blisko.
— A... tak... już idę — odparł szybko Czkawka i ruszył przed siebie. Łodzie dobiły do brzegu chwilę później, a ludzie z Berk pomogli je zacumować. Z pierwszego pokładu zszedł wysoki mężczyzna, postawą przedstawiający prawdziwego wikinga. Jego futro łopotało na wietrze, a długie włosy dodawały mu urody. Na pierwszy rzut wyglądał jak zwierzę, lecz Czkawka dość dobrze go znał i wiedział, że wygląd bardzo różnił się od natury wodza.
— Jak dobrze być znów na lądzie — zaśmiał się, zmierzając w stronę szatyna. Młody mężczyzna uśmiechnął się, sam wspominając swoje pierwsze wyprawy, które nie zakończyły się zbyt dobrze. O wiele bardziej wolał loty w chmurach. — I jak miło cię znów spotkać, Czkawko Haddocku. — Wyciągnął dłoń w stronę wodza Berk. Szatyn syknął w duchu, nie chcąc okazywać bólu. Cóż, Swen, którego mieli od dzisiaj gościć uścisk miał silny, tak jak osobowość.
— Wzajemnie. — Odparł Czkawka i spojrzał na jeźdźców, którymi zainteresował się także wódz Torrenów.
— To są, ci słynni jeźdźcy, o których tak wiele się słyszy? — zapytał.
— Owszem. Jeśli pozwolisz, przedstawię ich oraz moje wybory co do uczniów. Ale może załatwmy to w jakimś milszym miejscu. W twierdzy jest bardzo przyjemnie. Zapraszam — razem z wodzem Swenem ruszył na przodzie, za nim ruszyli uczniowie, w tym dwie córki wodza, a na końcu jeźdźcy. Reszta została, by wypakować towary i ugościć przybyłych w domkach gościnnych.
Jorun, starsza córka wodza Torrenów podeszła bliżej Czkawki i uśmiechnęła się do niego zalotnie, jednak zignorował to i szedł dalej, rozmawiając z jej ojcem. Widząca to z daleka dziewczyna szatyna poczuła nagłe uczucie w sercu. Mimo iż widziała, jak chłopak zignorował flirt nowo przybyłej, jej oczy zapłonęły ze złości.
— Ktoś ci próbuje odbić chłopaka, Astrid — zaśmiał się Sączysmark.
— No co ty, nie zauważyłam — warknęła blondynka i skrzyżowała ramiona na piersi. — Niech tylko spróbuje.
— Wystawiasz pazurki? — zapytał czarnowłosy, jednak jedno spojrzenie Astrid wystarczyło by skupił się bardziej na drodze niż na jej życiu. — Dobra, nic nie mówiłem.
— I prawidłowo — odezwała się Szpadka i uśmiechnęła w stronę przyjaciółki. — Ty się w ogóle już zamknij.
— I ty przeciwko mnie? — zdziwił się czarnowłosy, patrząc z wyrzutem na ukochaną. Blondynka rzuciła mu poirytowane spojrzenie i zrównała się krokiem z Astrid.
— Mnie też się ta cała Jorun nie podoba. Nie przejmuj się. Czkawka cię kocha.
— Przeżyję, ona chyba też... ale dzięki — uśmiechnęła się dziewczyna wodza z wdzięcznością. — Wszyscy będziemy musieli przetrwać. W końcu ich nie znamy, a musimy się zachowywać przyzwoicie.
— Ale, że my? Przyzwo-co? — zadał pytanie Mieczyk, na co pozostali zaśmiali się i zauważyli, że na szczęście są daleko od przybyłych wikingów przez co mogą swobodnie rozmawiać na ich temat.
— Brat, ty jak zawsze niczego nie rozumiesz — podsumowała Szpadka, ty samym kończąc rozmowę.
Gdy znaleźli się w twierdzy Czkawka poprosił by jeźdźcy stanęli naprzeciw nowych uczniów Akademii z klanu Torrenów. Ustawili się więc w ten sposób, chcąc usłyszeć propozycje wodza. Szatyn wskazał początkowo na Åke, najmłodszego chłopaka, szesnastolatka, bardzo nieśmiałego.
— Śledzik, myślę, że się dogadacie — powiedział do przyjaciela, na co blondyn uśmiechnął się i stanął obok nowego kolegi. Chłopak podał mu dłoń z lekkim strachem, lecz Czkawka był niemal pewny, że towarzystwo Śledzika wyjdzie mu na dobre.
— Eret, byłby niezwykle rad gdybyś zajął się Arlie. Jest młodszą córką wodza, lat siedemnaście. Mam nadzieję, że nauczysz ją tego wszystkiego czego nauczyli cię jeźdźcy.
— Możesz na mnie liczyć — uśmiechnął się były łowca i przywitał z nową towarzyszką.
— Szpadka, Mieczyk postanowiłem dać wam szansę i powierzyć nowego kolegą Rolfa. — Bliźniaki przybiły coś w rodzaju piątki i podeszły do czarnowłosego chłopaka, lat siedemnaście, stojącego nieco z boku z głupim uśmieszkiem. Astrid rzuciła szybkie spojrzenie na Czkawkę i Jorun, która niemal się o niego opierała. Miała głęboką nadzieję, że chłopak wyłapie w jej spojrzeniu sprzeciw jednak tak się nie stało.
— Sączysmark. Håkon czekał by cię poznać, więc myślę, że się dogadacie. — „Świetnie" – pomyślała blondynka i popatrzyła na Jorun.
— Astrid Hofferson, drugi najlepszy jeździec na Berk. Zna się bardzo dobrze na smokach i na walce. Jorun, to tobie przypadnie nauka pod jej okiem — powiedział z dumą Czkawka, spoglądając na swoją dziewczynę, która zasłaniała się sztucznym uśmiechem, byle nie okazać prawdziwych emocji.
— Myślałam, że to ty będziesz mnie uczył — odezwała się dziewczyna i popatrzyła na niego maślanymi oczkami. — A nie ona.
— Ona jest naprawdę dobra, a ja będę was obserwował. W razie problemów pomogę — odparł z uśmiechem Czkawki i podszedł do Swena omówić kilka spraw.
— Z nią będę miała ich sporo — wyszeptała Jorun i rzuciła wrogie spojrzenie Astrid. Blondynka już miała coś powiedzieć, kiedy uprzedził ją Eret, kładąc dłonie na jej ramionach.
— Nie warto — powiedział jej cicho na ucho. Wypuściła głośno powietrze z ust i spojrzała mu w oczy. Skinęła głową na znak zgody. Nie chciała być kością niezgody pomiędzy klanami, więc odpuściła.
— Idę do domu. Gdyby Czkawka pytał to...
— Powiem mu — odparł jeździec Czaszkochrupa i uśmiechnął się w stronę przyjaciółki, która chwilę później zniknęła za drzwiami twierdzy.
Astrid weszła do domu, czując jak ogarnia ją nagłe zmęczenie. Wydarzenia dzisiejszego dnia znów uderzyły ze zdwojoną siłą, a złość wypełniła jej myśli. Usiadła przy stole w kuchni i zagryzła wargę. Miała niemal pewność, że nie wytrzyma długo z tą całą Jorun. Jeszcze Czkawka musiał wybrać ją.
— Drugi najlepszy jeździec na Berk — przedrzeźniała go. — Ja mu dam najlepszego jeźdźca... — dodała ciszej i wstała, by przygotować sobie kolację. W międzyczasie skrzypnęły drzwi, jednak nie przejęła się. Usłyszała za sobą stukot metalowej protezy, nie odwróciła się jednak, krojąc dalej warzywa. Szatyn westchnął cicho i podszedł do dziewczyny. Objął ją w pasie, kładąc brodę na jej ramieniu.
— Fatalnie się skradasz — powiedziała, nie przerywając czynności.
— Wiem — odpowiedziała i wyciągnął rękę w stronę pokrojonej marchewki. Wziął kawałek i wsadził sobie do ust, po czym zaczął chrupać.
— Możesz przestać? Denerwujesz mnie jeszcze bardziej — warknęła i odkleiła się od niego.
— Co się dzieje? — zapytał, nie rozumiejąc jej. Nigdy nie przeszkadzało jej, kiedy jadł. Nie odpowiedziała. Wzięła tylko herbatę i poszła na górę. Ruszył za nią i zamknął drzwi, gdy wszedł do jej pokoju. Usiadła na łóżku. Czkawka nadal stał, patrząc na nią z góry. Kucnął jednak przed nią i wziął jej dłonie w swoje.
— Chodzi o Jorun? — zapytał. Nie potrzebował wielu wyjaśnień. Jedno spojrzenie blondynki wystarczyło by poznał odpowiedź. — Doskonale wiesz, dlaczego ci ją przypisałem. Jest następczynią tronu Torreonu, a tobie ufam najbardziej. Musimy podpisać ten sojusz. Jeśli coś pójdzie nie tak... stracimy dobrego sprzymierzeńca. Uznałem, że poradzisz sobie najlepiej. Przewyższasz mnie w walce, której też chciałbym byś ją nauczyła. Chociażby podstaw.
— Ale ja... — zaczęła. — Ty... tu chodzi o ciebie — wyznała.
— O mnie? — podniósł brwi w geście niezrozumienia.
— Flirtuje z tobą. Na każdym kroku jest jak najbliżej. Wkurza mnie. Nie dogadamy się i-
— Chwila. Jesteś zazdrosna?
— A nie powinnam?
— Astrid — pokręcił głową ze śmiechem. — Nie. Nie masz żadnych powodów, bo jedyna kobieta, którą kocham siedzi obok nadąsana i zmęczona. I potrzebuje teraz swojego faceta.
— Udowodnij — powiedziała poważnie, lecz uśmiech ją zdradził.
— Że cię kocham najbardziej na świecie? — spytał, a ona przytaknęła. Podszedł do okna i otworzył okiennice. — ASTRID HOF-!
— Zamknij się idioto, wszyscy śpią — zatkała mu usta dłonią i popatrzyła głęboko w jego zielone, radosne oczy. Zdjęła palce z jego twarzy, by zetknąć ich wargi razem. Przywarł do niej mocniej, wplątując dłonie w jej włosy. Mruknęła cicho i objęła go w pasie. Uwielbiał kochać się z nią u niej w pokoju. Na ścianach zawsze wisiały jego rysunki, a samo pomieszczenie kojarzyło mu się z nią. Potknął się o jakąś, leżącą na ziemi, książkę, w drodze do łóżka, ale nie przewrócił. Posadził ukochaną na biurku i powrócił do jej ust, domagając się więcej pieszczot z jej strony. Dosięgła krańca jego koszuli i jednym, sprawnym ruchem pozbawiła go górnej części ubioru. Popatrzył na nią pociemniałymi oczami. Odepchnęła go delikatnie od siebie i zeskoczyła z mebla. Ściągnęła swoją koszulkę, zostając w bieliźnie i pociągnęła chłopaka na łóżko. Kiedy położył się na plecach weszła na niego i usiadła okrakiem. Ciepłymi rękami zaczął kreślić na jej plecach wzory, ona natomiast obsypywała go pocałunkami poczynając od czoła, a kończąc na brodzie. Nawet nie zauważyła jak zaczął ściągać jej spódniczkę, by pozbyć się kolejnego z niepotrzebnych ubrań. Jednak po chwili sama nie pozostała mu dłużna. Kilka minut później leżeli już wpleceni w siebie, niczym jedna osoba.
Czkawka obudził się jako pierwszy. Otworzył zaspane oczy i spojrzał na ukochaną, leżącą w jego ramionach. Pocałował ją delikatnie w czoło i uśmiechnął się, ciesząc się z takiego skarbu. To ona była przy nim, to ona za nim stała. Była jego oparciem w każdej sytuacji i to ją kochał najbardziej. Była całym jego światem, całym jego życiem.
Przebudziła się po chwili, dmuchając jeszcze z przymkniętymi powiekami w grzywkę, która najwidoczniej jej przeszkadzała. Szatyn wyciągnął dłoń spod ciepłego futra i odgarnął włosy z jej czoła. Chwilę później ujrzał błękitne tęczówki, które tak dobrze znał. Uśmiechnęła się w jego stronę.
— Trzeba wstawać... — wyszeptał i odrzucił delikatnie ciepłe futro.
— Ale musimy? — zapytała tonem małego dziecka, które nie ma na coś ochoty. Czkawka zaśmiał się, słysząc jej głos.
— Zrobię ci śniadanie — próbował ją przekupić.
— Dobra, to wstajemy — cmoknęła go w policzek i popchnęła w stronę krańca łóżka. Szatyn wstał ze śmiechem i ubrał spodnie, które wczoraj z niego zrzuciła. Następnie założył na siebie koszulkę i przewrócił oczami, kiedy Astrid ponownie okryła się futrem i zamknęła oczy. — O nie, na pewno, nie, ty mała oszustko — wrócił do łóżka i zanim dziewczyna zdążyła uciec zaczął ją łaskotać.
— Czkawka! Prze-przestań! Proszę! — krzyczała przez śmiech.
— Będziesz grzeczna? — zapytał wódz, a Astrid szybko przytaknęła ruchem głowy. Wstał i stanął, patrząc na nią.
— No, idź już — wypędziła go. Wyszedł powoli, cały czas się odwracając. Zignorowała go i zrzuciła z siebie futro. Na krześle leżało jej codziennie odzienie, które w trybie natychmiastowym znalazło się na jej ciele. Blondynka już miała wychodzić z pokoju, kiedy jej oczom ukazał się jeden z rysunków, wiszących na ścianie. Uśmiechnęła się do podobizny ukochanego chłopaka i podziękowała po raz kolejny bogom, że mogła go poznać, że mogła mieć go przy sobie... zawsze.
Spotkała Jorun w umówionym wczoraj miejscu i uśmiechnęła się przyjaźnie, nie chcąc zepsuć relacji pomiędzy klanami. Wichurka stanęła obok Astrid i zaskrzeczała. Wojowniczka zaśmiała się widząc wyraz twarzy dziewczyny. W ręce dzierżyła ulubiony topór. Brunetka, widząc broń prychnęła, nie mogąc uwierzyć, że trzyma ją kobieta. Bowiem na Torrenie tylko mężczyźni bronili wyspy i tylko oni byli uzbrojeni.
— Astrid Hofferson, wojowniczka i drugi najlepszy jeździec na Berk — przedstawiła się ponownie z naciskiem na słowo „drugi".
— Ten smok tak koniecznie musi z nami iść? — zapytała Jorun wskazując palcem na smoczycę.
— Ten smok to Śmiertnik Zębacz. Na imię ma Wichura. Chcesz nauczyć się latać na smoku bez smoka? — Astrid podrapała smoczycę po łuskach, a ta przeciągnęła się z zadowoleniem.
— Myślę, że taka Nocna Furia byłaby o wiele przydatniejsza od... tego... no... smoka. — Powiedziała brunetka i weszła na arenę. Blondynka poszła w jej ślady, kipiąc ze złości. Co ta Jorun sobie wyobrażała? Powinna na kolanach dziękować teraz dziewczynie wodza, że jeszcze żyje, a nie strzelać fochy. Owszem, Szczerbatek byłby może lepszym materiałem na trenera, ale mimo niechęci do córki Swena wolała się nią zajmować, niż gdyby robić miał to Czkawka.
— Zacznijmy od podstaw. Jesteśmy wikingami, którzy jako pierwsi zaczęli zajmować się lataniem na smokach i ich opieką. Więź ze smokiem to nie tylko przyjaźń, ale i bezwzględne zaufanie. — Powiedziała Astrid i położyła na głowie jabłko. Robiła tę sztuczkę kilkakrotnie, ćwicząc w ten sposób z Wichurką. Kolec śmietnika przebił owoc, ani trochę nie uszkadzając swojej jeźdźczyni. Blondynka popatrzyła na zafascynowaną Jorun, która z podziwem jej się przyglądała. — Można przećwiczyć to również na klifie, ale myślę, że na razie sobie odpuścimy. Przejdźmy do wiedzy. Księga Smoków, którą obecnie posiada najprawdopodobniej Śledzik zawiera wszystkie gatunki smoków, jakie udało nam się odkryć i opisać. Niemalże wszystkie wpisy należą do Czkawki, kilka do Śledzika i kilka do mnie — przerwała, widząc roztargnienie na twarzy dziewczyny. Zauroczenie w wodzu zdążyła już zauważyć co nie pozwalało do końca na przyjaźń z brunetką. Astrid nie czuła się bardzo zagrożona jednak myśl o innej dziewczynie przy jej ukochanym była dobijająca. — Wracając, przestudiujesz tę księgę po południu. Czkawka musiał zapomnieć, że patroluję dzisiaj północne krańce — rzuciła jakby do siebie.
— To wszystko? — zapytała ze zdziwieniem brunetka.
— Raczej tak. Każdego dnia, krok po kroczku będziemy zbliżać się do ujeżdżania, byś w końcu mogła któregoś wytresować. Pierwszy krok – nauka ras, gatunków i nazw, powinna wystarczyć. — Uśmiechnęła się Astrid, wiedząc, że wiedza ta jest konieczna, ale można przyswajać ją stopniowo. Podeszła do kosza z rybami i rzuciła jedną Wichurce. Smok za kratami, w jednej jedynej zamkniętej celi poruszył się niespokojnie. Blondynka cofnęła się kilka kroków, ale nie nakarmiła gada.
— Co to za smok? I czemu jest zamknięty? Myślałam, że wszystkie smoki na Berk żyją pośród ludzi.
— Koszmar Ponocnik. Nie możemy go rozgryźć. Pracuje z nim Czkawka i trochę Valka. Nie przepada za mną. — wyjaśniła Astrid, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości.
— Aha — usłyszała tylko jako odpowiedź. Później w powietrzu dojrzała lądującego Szczerbatka. Czkawka zeskoczył ze smoka, napotykając na sobie spojrzenia dziewczyn. Jorun natychmiast do niego podeszła, uśmiechając się od ucha do ucha.
— Cześć, jak idzie nauka? — zapytał i również się uśmiechnął.
— Astrid kazała mi nauczyć się Księgi Smoków — odparła brunetka i popatrzyła na wodza. Blondynka dołączyła do nich, rzucając ostrzegawcze spojrzenie w stronę ukochanego.
— Całości? Myślę, że klasa ostra będzie odpowiednia jak na początek, prawda Astrid? — zapytał spoglądając na dziewczynę,
— Wszystko mi jedno. Lecę. Północne krańce same się nie sprawdzą — odparła tylko i wskoczyła czym prędzej na Wichurkę. Smoczyca poderwała się w górę zabierając przyjaciółkę do świata, który obie uwielbiały i którego obie potrzebowały, by poczuć się szczęśliwe.
Czkawka wszedł do twierdzy razem z Jorun, śmiejąc się z sytuacji, o której mu opowiedziała. Zauważył przy stole swoich jeźdźców, którzy żywo o czymś rozmawiali. Spojrzał na towarzyszkę i zaproponował, by dosiedli się do przyjaciół. Z uśmiechem zgodziła się i spoczęła między wodzem, a Eretem. Czkawka po kolei zaczął pytać jeźdźców jak idzie nauka przybyłych na Berk wikingów. Śledzik stwierdził, że Åke po upływie jednego dnia bardzo wiele rozumie, jest pojętny i lubi się uczyć. Sączysmark rozpoczął już z Håkonem ciężki trening, bliźniaki na razie starały się jak najlepiej poznać nowego kolegę, a Eret zaczął szkolenie tak jak Astrid – od zaufania.
— A ty Jorun, jak było z As? — zapytał Sączysmark na złość dziewczynie, która siedziała nieopodal, jednak w takiej, bezpiecznej odległości.
— Nie najgorzej. Przedstawiła mi dwa smoki i-
— Jak to dwa smoki? — zapytał Czkawka i popatrzył na dziewczynę, a następnie na ukochaną.
— To znaczy nie do końca dwa... była Wichura i ten Koszmar... Ponocnik w celi — odpowiedziała.
— Burza. — Westchnął i zwrócił zatroskany wzrok w stronę Astrid. — Siedzi dalej tam gdzie go zostawiłem?
— Uważasz, że byłabym na tyle głupia by go wypuścić — popatrzyła na niego sponad kubka, którym do tej pory się bawiła.
— Tylko pytam. Wiesz jak niebezpieczny jest.
— Chwila, czy my rozmawiamy o tym przerośniętym Koszmarze, który siedzi sobie uwięziony i wściekły w Akademii, z urazą do Astrid za uśpienie go? — zapytał ze strachem Sączysmark.
— O tym samym. — Rzucił Eret. — Ale skoro stwarza zagrożenie to czemu jeszcze jest na Berk?
— Bo nasz szanowny wódz uwielbia tresować smoki, zamiast wypuścić go na jakiejś odległej wyspie — prawie krzyknął Smark.
— No ale Czkawka nie mógłby przepuścić takiej okazji — odezwała się po raz pierwszy Szpadka, siedząca obok Astrid.
— Wy wiecie, że ja nadal tutaj jestem? — zapytał szatyn, do końca nie wiedząc, czy to rzeczywiście prawda. Kątem oka zauważył pusty wzrok ukochanej, której lewa dłoń nagle znalazła się na prawym przedramieniu, zasłaniając niewielką, prawie niewidoczną bliznę – pozostałość po Ponocniku. — Zmieńmy temat. — Rzucił miękko, czując że to nie jest dobry moment na tę rozmowę.
— Ja się będę już zbierać. Muszę sobie jeszcze poczytać, przed jutrzejszym dniem. — Jorun wstała z miejsca i przeprosiła Czkawkę. Ten również podniósł się z miejsca i zaproponował, że ją odprowadzi. Gdy tylko wyszli na zewnątrz, Astrid zerwała się z miejsca i bez słowa ruszyła w kierunku domu. Był już późny wieczór kiedy weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Ogień w palenisku słabł, dlatego dorzuciła drewna, chcąc go wzmocnić. Wichurka już dawno spała w swoim domku, który dobudował do jej chaty Czkawka. Przeszła przez jedne drzwi od razu znajdując się w pomieszczeniu ze smoczycą. Oparła się o najlepszą przyjaciółkę.
— Dziękuję, że tutaj jesteś — wyszeptała i zamknęła oczy, czując ciepło w sercu, mając tak wspaniałego smoka przy sobie. Wichura przytuliła się mocniej do jeźdźczyni i mruknęła cicho, jakby była wdzięczna za te słowa. Prawda była jedna.
Smoki nigdy nie zapominają.
Czkawka podszedł pod drzwi domku, w którym zamieszkała Jorun wraz z siostrą. Martwił się o Astrid jednak z grzeczności postanowił odprowadzić Jorun. Brunetka przez całą drogę przyglądała mu się dziwnym, lecz znanym mu już spojrzeniem. Wiele kobiet patrzyło na niego w ten sposób. Zignorował jednak jej wzrok i uśmiechnął się tylko.
— Słuchaj, jeśli chodzi o Astrid... ona nie jest taka... tylko po prostu... ma ciężkie dni — próbował wytłumaczyć dziwne zachowanie dziewczyny.
— Rozumiem, nie musisz jej tłumaczyć. Po prostu mnie nie znosi.
— Nieee... to nie, to nie jest takie proste — westchnął i uciekł wzrokiem.
— Jest twoją dziewczyną, kocha cię i broni, to chyba normalne — odparła dotykając jego podbródka i delikatnie go podnosząc. Zdziwił się, że ją rozgryzła. Razem z Astrid starał się ukrywać przed Torrenami ten fakt. Jorun zbliżyła się do niego zaledwie kilka centymetrów, kiedy nagle poczuł jej wargi na swoich. Jej miękkie usta wpiły się w niego. Oderwał się od niej dopiero po chwili, wciąż zszokowany co zaskoczony.
— Tak się składa, że ja też cię kocham — wyszeptała i zniknęła za drzwiami domu.
Szatyn stał przed drzwiami jeszcze krótką chwilę, dopóki nie dotarło do niego to, co przed chwilą się wydarzyło. Chcąc nie chcąc musiał przyznać swojej dziewczynie rację... Jorun naprawdę się w nim zakochała, a on nie wiedział co o tym myśleć. Jedyna kobieta jaką kiedykolwiek darzył uczuciem najprawdopodobniej właśnie w tej chwili spała w ciepłym łóżku, w ulubionej koszuli nocnej. Naraz wyobraził sobie ją bez zbędnego ubrania, ale natychmiast odgonił te myśli. Teraz musiał rozwiązać jakąś tę sytuację, która do prostych nie należała. Jorun nie wyglądała na dziewczynę, która z łatwością odpuszcza. Tym bardziej, że była bardzo rozpieszczonym przez ojca dzieckiem, co też nie poprawiało jego sytuacji... Westchnął tylko i skierował się w stronę domu, chcąc spróbować uporządkować myśli.
Astrid wstała z samego rana, czując, że nie ma na nic sił. Znacznie wolniej niż zwykle zebrała się by stawić czoło kolejnemu szkoleniu wkurzającej dziewczyny. Miała jej już dość, szczególnie po wczorajszej rozmowie. Nakarmiła Wichurkę, w której znalazła krztę pocieszenia i zabierając z domu topór ruszyła w stronę areny. Dzień wydawał się być ciepły i przyjemny, jednak nie dla zmęczonej, niewyspanej wojowniczki. Mimo to szła przed siebie z uśmiechem i witała się z każdym napotkanym wikingiem. Będąc już zaledwie kilka metrów przed Akademią usłyszała dziwny ryk i spostrzegła, że kraty nad areną zostały spuszczone. Domyśliła się szybko, że Czkawka pewnie próbował znów tresować Burzę. Weszła do środka i stanęła w miejscu. Wściekły Koszmar Ponocnik został wypuszczony przez tę głupią Jorun, która stała przygwożdżona do ściany.
— Astrid, pomóż! — krzyknęła w stronę blondynki, która nie myśląc długo stanęła na środku, zwracając tym samym uwagę smoka i odciągając go od brunetki. Ciemnozielony smok podszedł do niej. Kątem oka zauważyła Jorun, której udało się wydostać. Nie spostrzegła jednak jej złowieszczego uśmiechu, ani tego, że zamknęła jedyne wyjście i stała po drugiej stronie patrząc na roztrzęsioną wojowniczkę.
— No, zobaczymy jaka jesteś odważna, mała, tchórzliwa Astrid. Miło cię było poznać — szepnęła pod nosem, patrząc wciąż na rozgrywającą się scenę.
Blondynka popatrzyła w pełne zemsty oczy smoka, płonęły nienawiścią. Nie zdążyła nic powiedzieć, czując jak przerażenie wypełnia ją od środka.
Smoki nigdy nie zapominają.
* ,,Mały Książe" - Antoine De Saint-Exupéry
Za napisanie tego chcę bardzo podziękować moim Wariatkom za wszystko co piszą, o czym rozmawiają, i że po prostu są 😍 Moje kochane 😍
Opowiadanie byłoby szybciej, ale usunął mi się na początku fragment [ok. 500 słów] i nie miałam chęci pisać...
Jeśli chodzi o 2 część to będzie jakoś w tym tygodniu, musicie mi wybaczyć, ale sprawy prywatne [w postaci 600 krzaków czarnej porzeczki] mnie jeszcze czekają, więc szczerze staram się jak mogę byście coś tutaj czytali. Mam nadzieję, że będziecie cierpliwie czekać.
Miłych wakacji, jeszcze ich trochę zostało 😍🌆
PS. Zdjęcie mojego autorstwa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro