Friends never say goodbye [1/2]
— Zephyr, weź czapkę — powiedziała Astrid, podając córeczce nakrycie głowy. Dziewczynka przewróciła tylko oczami, a Czkawka zachichotał pod nosem, za co został trzepnięty w ramię przez żonę. Wódz miał zaprowadzić córkę do Ereta, a samemu ruszyć na zebranie w twierdzy oraz doglądnąć wycinki drzew. Jego żona obiecała za to zostać w domu z Nuffinkiem, który od rana nie czuł się najlepiej. Czterolatek skarżył się na ból głowy, dlatego Astrid od kilku godzin była już na nogach, doglądając dziecka.
— Bawcie się dobrze!
— Ty też — odparł Czkawka i cmoknął Astrid w policzek, na co Zephyr skrzywiła się lekko, choć już przywykła do czułości, okazywanych sobie przez rodziców.
***
— Bądź grzeczna i słuchaj wujka Ereta. — Czkawka uśmiechnął się i kucnął przy córeczce, która przytuliła się do niego. Wykorzystał moment i pożegnał ją, jak wcześniej żonę, krótkim pocałunkiem w policzek.
— Tak, tak, tato — odpowiedziała, po czym odkleiła się od niego i mijając Ereta w drzwiach, wbiegła do domu wojownika. Czkawka wstał i popatrzył chwilę za nią.
— Dzięki, że zechciałeś się nią zająć. Może w zamian zabiorę te papiery, z którymi miałeś mi pomóc. Wiem, że ona wejdzie ci na głowę — dodał, mając na myśli córkę. Brunet jednak machnął tylko ręką, nie zgadzając się z wodzem.
— Przesadzasz, Czkawka. Wszystko będzie dobrze, a ja w wolnej chwili wypełnię te dokumenty. — Obiecał, po czym pożegnali się krótko i każdy ruszył w swoją stronę. Czkawka przez chwilę myślał czy nie zawrócić i zabrać Zephyr do twierdzy, jednak wiedział, że będzie tam jedynie siedzieć i się nudzić. Z Eretem mogła wybrać się na spacer, a że wojownik uwielbiał towarzystwo dziewczynki, często razem się bawili lub nawzajem opowiadali sobie bajki. Był świetną niańką, szczególnie, kiedy ani Czkawka ani Astrid nie mieli czasu, by zająć się dziećmi. Valka czasami również nie dawała rady lub tak jak teraz, jednak dzisiejszego dnia miała zbyt dużo na głowie, by dodatkowo nadążać za ruchliwą sześciolatką.
***
— To co, Zephyr, może przejdziemy się gdzieś, co? — zapytał Eret, kiedy dziewczynka zaczęła się nudzić. Mężczyzna siedział za to przy biurku od dobrej godziny, podpisując potrzebne Czkawce dokumenty. Zostało ich już niewiele, jednak brunet miał dość, a spacer z dzieckiem pozwoliłby mu nieco odświeżyć umysł. Dziewczynka szybko podbiegła do niego z futerkiem oraz bucikami, które szybko pomógł jej założyć. Następnie chwycił jej drobną rączkę i oboje wyszli z domu, kierując się w stronę lasu.
— Zephyr, uważaj! — krzyknął Eret, kiedy dziewczynka pobiegła w stronę niewielkiej polany w celu zebrania kilkunastu kwiatków, by następnie utworzyć z nich bukiet dla mamy. Często robiła takie podarunki Astrid, która za każdym razem cieszyła się. I tym razem brunet wiedział, że dziecko jedynie dobrze się bawi, więc nie chcąc przeszkadzać, usiadł w cieniu jednego z drzew i wyciągnął z torby notes, w którym wszystko rozpisywał. Od czasu do czasu zerkał na dziecko, równocześnie zajmując się również swoimi sprawami.
Zephyr uśmiechnęła się, kiedy na jej palcu usiadł mały motylek. Następnie jej wzrok powędrował w głąb lasu, który zapraszał ją w swoje progi. Dziewczynka jeszcze obejrzała się na Ereta, ten jednak zajęty był swoimi sprawami, by dodatkowo patrzeć na dziecko. Sześciolatka z uśmiechem zrobiła kilka niepewnych kroków, oddalając się nieco. Była grzecznym dzieckiem i przeważnie się słuchała, jednak dzisiaj, w tym lesie, było coś, co niezwykle ją do siebie przyciągało.
Usłyszała nagle jakiś szelest i rozejrzała się dookoła, gotowa, by w każdym momencie uciec. Miała jednak w sobie coś z Astrid oraz z Czkawki, głównie ten ich nieposkromiony opór oraz odwagę. Te dwie cechy wystarczyły, by zrobiła kolejne kilka kroków i odchyliła kępę krzaków. Na ziemi po drugiej stronie gałęzi ujrzała małe stworzenie. Nigdy na żywo nie spotkała czegoś podobnego. Do tej pory znała coś takiego jedynie z książek. Z książek, które tata czytał jej na dobranoc. Nigdy w życiu nie spotkała prawdziwego smoka.
— Cześć mały — powiedziała cicho i wyciągnęła rękę w stronę gada. Ten wykonał w powietrzu ruch, jakby chciał ją ugryźć, jednak powstrzymał się, kiedy zamknęła oczy. Zbliżył pyszczek w jej stronę, przykładając go do jej palców. Sześciolatka cicho pisnęła, po czym popatrzyła na miłe stworzonko, które teraz położyło się przy jej stopach. — Zgubiłeś się? — zapytała. Smoczek zaskomlał cicho i zrobił kroczek w tył, jakby płosząc się przy każdym, nawet najmniejszym szeleście. To wtedy dziewczynka zauważyła, że coś jest nie tak. — Jesteś ranny — bardziej stwierdziła niż zapytała. Stworzonko przytuliło się do jej kostek, kładąc następnie główkę na małych stopach dziewczynki.
— Zephyr! — usłyszała nagle krzyk Ereta, który zbliżał się do niej, co wyczuła po jego coraz to głośniejszych krokach. Smoczek z pewnym trudem, ale jednak ukrył się, zanim mężczyzna zdążył go zauważyć.
— Tutaj jestem — odpowiedziała tylko niewinnie.
— Wracamy, co? — spytał, a dziewczynka jedynie skinęła główką. Brunet puścił ją przodem, by mieć ją na oku. Niebieskooka w podskokach ruszyła w stronę domu, ani razu nie oglądając się za siebie, jednak w jednej dłoni trzymając bukiet kwiatów dla mamy, natomiast w drugiej zacisnęła maleńką smoczą łuskę...
***
— Jak było na spacerku Zephyr? — zapytała Valka, która razem z rodziną spożywała dzisiaj kolację. Czkawka również zainteresował się nowym tematem i zwrócił uwagę na córeczkę, która nie tknęła nawet posiłku.
— Fajnie, tak jak zawsze — odparła bez przekonania i po raz kolejny jedynie przegrzebała danie widelcem.
— Nie jesteś głodna? — zapytała Astrid, sama zajadając się pyszną kolacją, przygotowaną przez jej męża. Dziewczynka spojrzała na nią jedynie przelotnie i pokręciła przecząco główką. — A zrobić ci coś innego?
— Niee... Ja tylko... — przerwała jakby nie mogła znaleźć odpowiedniej wymówki — ...jestem trochę zmęczona. Mogę iść na górę? — zapytała, a Astrid skinęła głową, patrząc następnie jak dziewczynka wdrapuje się po schodach. Drzwi jej pokoju zamknęły się cicho, pozostawiając resztę rodziny we własnych przemyśleniach.
— Coś się stało? — odezwała się Valka, kierując to pytanie do młodych rodziców, którzy jednak nie potrafili odpowiedzieć. Po raz pierwszy spotkali się z taką sytuacją.
— Sam nie wiem, ale może jutro zaprowadzę dzieciaki do ciebie. Nie będzie ci to przeszkadzać? — spytał mężczyzna, a starsza kobieta uśmiechnęła się jedynie, zgadzając. Uwielbiała w końcu spędzać czas z wnukami, a i ich rodzice mogli trochę odpocząć od swoich, dwóch, małych urwisów. Czkawka zerknął w kierunku schodów, mając nadzieję, że sześciolatka jeszcze zejdzie, jednak nic tego nie zapowiadało. Astrid wychwyciła jego wzrok i wzięła na ręce Nuffinka, gdy ten zaczął ziewać. Wstała od stołu i po pożegnaniu z Valką udała się na górę, obiecując wcześniej mężczyźnie, że zajrzy do ich córki. Czkawka natomiast zaraz po wyjściu matki zaczął sprzątać.
Astrid weszła do pokoiku córeczki, zauważając ją leżącą na łóżku. Dziewczynka obracała jakiś maleńki kamyczek w dłoni, jednak kiedy usłyszała kroki za sobą, natychmiast go schowała. Jej mama usiadła zaraz obok niej i położyła dłoń na jej ramieniu.
— Co się stało, kochanie? — zapytała blondynka, odgarniając włosy z czoła sześciolatki.
— Nic — odparła ta, dalej upierając się przy swoim.
— Słoneczko martwię się o ciebie tylko. Możesz mi powiedzieć, zachowam to w tajemnicy — obiecała, a dziecko popatrzyło na nią uważnie.
— Nawet tacie? — dopytała, a Astrid skinęła głową. Nieco zdziwiła się tym pytaniem, w końcu Zephyr była typową córeczką tatusia, to z nim miała najlepszy kontakt. Widocznie jednak istniały sprawy, o którym mogła rozmawiać tylko z nią.
— Czemu na Berk nie mogą żyć smoki? — zapytała, patrząc mamie głęboko w oczy.
—Oh Zephyr... to bardzo trudne pytanie, ale odpowiem ci najlepiej jak będę umiała, dobrze? — Zephyr skinęła główką i przesunęła się, by Astrid zmieściła się na jej niewielkim łóżku. Blondynka oparła się o wezgłowie łóżka i przytuliła córeczkę, po czym cmoknęła ją w główkę. — Kilka lat temu, jeszcze przed twoim narodzeniem twój tata podjął decyzję, by smoki na czele ze Szczerbatkiem zamieszkały w Ukrytym Świecie, gdzie mogłyby żyć bezpiecznie, w zgodzie ze sobą nawzajem. Nasz świat jest dla nich zbyt niebezpieczny, a źli ludzie tylko czekają na to, by wykorzystać smoki w swoim osobistych, nierzadko złych celach — powiedziała, a Zephyr jedynie przytaknęła, jakby na taką odpowiedź czekała.
— A co jeśli by wróciły? — zapytała.
— Ja... nie wiem skarbie... nie wiem czy to możliwe — odparła cicho Astrid, przygryzając delikatnie wargę.
— A chciałabyś?
— Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale nawet jeśli nie, to zawsze mam was. Ciebie, Nuffinka, tatę... wy jesteście dla mnie wystarczającym szczęściem. Moim całym światem — uśmiechnęła się kobieta i podała dziewczynce maskotkę przedstawiającą koszmara ponocnika. Dziewczynka miała całkiem niezłą kolekcję, uszytą przez Valką.
— Idź już spać słońce — wyszeptała Astrid i wstała, po czym przykryła córeczkę ciepłym kocykiem. Nachyliła się jedynie po to, by po raz ostatni tego dnia pocałować ją w główkę.
— Dobranoc myszko — powiedziała, będąc już w drzwiach.
— Dobranoc mamusiu — wyszeptała ledwo słyszalnie Zephyr i zamknęła oczka, odpływając niemal natychmiast do krainy kolorowych marzeń.
***
Czkawka siedział przy biurku, pisząc coś w notesie, kiedy Astrid weszła do sypialni. Następnie usiadła na łóżku i spojrzała na męża. Przez chwilę zastanawiała się nad pytaniem Zephyr. Czy naprawdę chciałaby by smoki wróciły? Kiedyś bez żadnych wątpliwości jej odpowiedź byłaby natychmiastowa. Teraz jednak wiedziała, że Ukryty Świat był dla nich domem, tak jak Nowe Berk stało się domem Wandali. Czasami śniła o przeszłości, o odległym starym domu, w którym dorastała, o Smoczym Skraju i Wichurce. Nigdy nie żałowała, że tyle przeżyła, nawet jeśli ta przeszłość miała już nigdy nie nadejść po raz drugi.
— Dzieci śpią? — zapytał Czkawka, przerywając jej przemyślenia. Popatrzył na nią, a Astrid skinęła głową. — A co z Zephyr?
— W porządku — powiedziała, a szatyn wstał od biurka i podszedł do niej. Uniósł brew, ale nic więcej nie dodała. Przebrała się szybko w koszulę nocną, po czym położyła się pod ciepłym futrem. Czkawka dołączył do niej kilka minut później.
— Znów jestem wygodną poduszką? — zaśmiał się, kiedy przytuliła się do niego, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Uśmiechnęła się jedynie i zamknęła oczy. Czkawka nie miał jednak nic przeciwko temu.
— Idziemy spać? — zapytała, kiedy jej mąż nadal nie zgasił rozświetlającej pokój świeczki. Wciąż jednak wpatrywał się w sufit. — Czkawka, wszystko dobrze?
— Co jeśli nie jestem z byt dobrym tatą dla Zephyr? — zadał pytanie, nie odpowiadając na te poprzednie, skierowane tylko do niego. Astrid uniosła się i oparła na lewym łokciu, spoglądając na niego.
— Skąd ci to przyszło do głowy?
— Mam wrażenie jakby się ode mnie oddalała. Dzisiaj czułem się dla niej zupełnie obcy. Zawsze kiedy miała jakiś problem przychodziła do mnie, nawet gdy ukrywała to przed tobą, a dziś... była taka dziwnie milcząca. Wiem, że ostatnim czasem rzadko bywam w domu. A zarówno Zephyr jak Nuffink mogą czuć się niedoceniani lub nieważni. Nie chcę tego Astrid. Boję się, że krzywdzę nasze dzieci. A teraz, gdy za kilka miesięcy pojawi się kolejne... ja... — wyznał cicho. Zajrzał w oczy Astrid, które rozbłysły na moment.
— Twoje obawy są niesłuszne, całkowicie. Nasze dzieci wiedzą, że jesteś wodzem, mają świadomość ile czasu potrzebujesz na to, by zająć się nie tylko naszą rodziną, ale i wieloma innymi, które zamieszkują tę wyspę. A co do Zephyr to na pewno nie chodzi o chłopaka — zaśmiała się, przypominając sobie rozmowę sprzed lat, kiedy w żartach rozmawiali o posiadaniu córki.
— Okropna jesteś, wiesz?
— Wiem i za to mnie kochasz — roześmiała się i położyła na plecach. Czkawka natomiast zawisł nad nią, by po chwili pochylić się i złączyć ich usta w miłym pocałunku, którego oboje pragnęli. Palce jego lewej dłoni zjechały wzdłuż jej ciała, zatrzymując się na jej brzuchu. Chwilę później jednak położył na nim głowę, jakby nasłuchując.
— Nie mogę się doczekać — wyszeptał. Astrid natomiast wplątała palce w jego bujną czuprynę, bawiąc się jego włosami.
— Ja też. Nasze trzecie maleństwo — powiedziała cicho. Czkawka wrócił do jej ust, całując ją tęsknie, jak gdyby nie widział jej cały dzień.
— Myślisz, że będzie dziewczynka czy chłopczyk? — zapytał, a Astrid jedynie wzruszyła ramionami. Każde ich dziecko było niespodzianką, za którą dziękowali. Kochali każde tak samo mocno, a to nienarodzone również już darzyli ogromnym uczuciem.
— Wszystko jedno, ale wiesz co? Będziemy musieli powiedzieć dzieciom.
— Poczekajmy jeszcze trochę — poprosił, a Astrid jedynie skinęła głową, zgadzając się z mężem. — A teraz chodźmy spać. Musisz odpocząć.
— Tak, tak... — zaśmiała się. Czkawka traktował ją niezwykle delikatnie, odkąd zaszła w ciążę po raz trzeci. Nie przeszkadzało jej to, chociaż były pewne granice. Uśmiechnęła się, kiedy pocałował ją delikatnie na dobranoc i przytulił, zamykając oczy. Szeptem życzyła mu dobrej nocy, po czym sama zasnęła, wtulona w jego ciepłe ciało.
***
Zephyr otworzyła oczy, słysząc jakby ktoś drapał o podłogę. Przy jej łóżku paliło się jedna ze świeczek, rzucając światło na pewną część jej niewielkiego pokoju. Usiadła na brzegu łóżka, zrzucając nóżki na ziemię. Coś jakby przebiegło po podłodze. Rozejrzała się uważnie, po chwili dostrzegając jakiś ruch między jej zabawkami. Otuliła się ciepłym kocem i podeszła bliżej.
— Kto tu jest? — zapytała cicho, a po chwili dostrzegła swojego nowego smoczego przyjaciela, który nieśmiało wychylił pyszczek spomiędzy jej maskotek. — Cześć — wyszeptała i wyciągnęła rączkę w jego stronę. Straszliwiec powąchał ją, po czym przytulił się do stóp dziewczynki.
— Wiesz co, nazwę cię Gryzak! — powiedziała nagle, widząc jego małe ząbki. — Na pewno jesteś głodny, co? — zapytała, a smoczek przymilił się do niej. — Zostań tu, przyniosę ci coś — zaproponowała. — Tylko musisz być cicho, żeby mama i tata się nie obudzili — powiedziała i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Zajrzała jeszcze po drodze do sypialni rodziców. Oboje spali spokojnie, wtuleni w siebie. Zephyr zrobiła kilka kroczków po schodach, po czym weszła do kuchni. Rozejrzała się wokół, tak naprawdę nie wiedząc, co takie smoki jedzą. Jej tata zrobił dzisiaj pieczoną rybę, której nawet nie spróbowała, teraz jednak poczuła głód. Sięgnęła po talerz i zaczęła jeść. Parwie całkowicie zapomniała o smoczku, który na pewno mógł poczuć się źle z powodu jej długiej nieobecności. Zawinęła trochę jedzenia w kawałek czystej szmatki, która leżała na stole. Już miała skierować się na górę, kiedy usłyszała na schodach kroki. Zamarła i szybko schowała rączki za siebie, ukrywając jedzenie.
— Co tutaj robisz Zephyr? Jest środek nocy — wymruczał Czkawka, kiedy ujrzał w kuchni swoją córkę.
— Nic takiego, przyszłam się napić. Już idę spać. A ty? — zapytała i minęła go, wciąż ukrywając zawiniątko. Nie mógł się dowiedzieć, że ukrywa w swoim pokoju smoka. Na pewno zabrałby go i nigdy więcej nie mogłaby go zobaczyć.
— Mi też zaschło w gardle — powiedział choć mniej pewnie. Tak naprawdę przyszedł, by spełnić kolejną zachciankę żony. Tym razem miała ochotę na kanapkę z ogórkiem, a do tego ciepłe jacze mleko. Czkawka nie był do końca przekonany, jednak nie protestował, a jedynie zszedł na dół, by spełnić prośbę. Na szczęście on nie będzie musiał tego jeść.
— Dobranoc córeczko — rzucił, kiedy szybko wbiegła na schody.
***
Nuffink zszedł po schodach, trzymając w jednej rączce pluszaka, drugą natomiast przecierał oczy. Astrid uśmiechnęła się na jego widok, szczególnie ze względu na to, że zauważyła podobieństwo między synkiem a mężem. Czkawka, gdy rano schodził wyglądał bardzo podobnie. I też marudził chwilę wcześniej, że nie chce wstawać. Wyjątkiem może była rzecz, którą trzymał w dłoni. Zamiast pluszowej Nocnej Furii, jej mąż dzierżył poduszkę. Kiedy go zobaczyła zapytała żartobliwie, czy zamierza zabrać ją na poranne spotkanie, ale jemu nie było do śmiechu lub nie zrozumiał żartu, bo tylko mruknął coś w odpowiedzi, a chwilę później zajadali razem śniadanie. Astrid nie czuła potrzeby budzenia dzieci, dlatego spędzili razem jeszcze kilka chwil, zanim Czkawka nie wyszedł do pracy.
— Zephyr! Śniadanie! — krzyknęła Astrid, rozkładając talerze na stole. — Skarbie, czemu nie masz na nóżkach skarpetek lub bucików? — zapytała synka, który skulił się na krześle, chowając bose stópki.
— Chce spać, mama — odparł cicho, a kobieta zaśmiała się. Okryła synka kocem, który do tej pory leżał złożony na krześle obok.
— Wiem, ale zaraz pójdziemy do babci, tak? — Nuffink przytaknął i uśmiechnął się, chwytając za łyżkę, po czym z uśmiechem zaczął zajadać kaszkę, przygotowaną przez mamę. — Zephyr jeszcze śpi?
— Nie wiem — powiedział z pełnymi ustami. Astrid westchnęła i ruszyła na górę, do pokoju córeczki. Ta leżała jeszcze w łóżku, przykryta po samą brodę. Kobieta kucnęła przy niej i delikatnie pogłaskała ją po policzku.
— Wstajemy słoneczko — wyszeptała. Zephyr mruknęła coś pod nosem i przekręciła się na drugi bok. — Zephie, zaraz wychodzimy. No już — Astrid pogłaskała jej policzek, a następnie poruszyła ramionkiem dziewczynki, jednak ta ani myślała wstawać z łóżka.
— Źle się czuję, mama — szepnęła.
— Znowu udajemy, czy faktycznie tak jest? — zapytała kobieta z podejrzliwością. Czkawka zawsze dawał się podejść córce, jednak z Astrid nie było wcale tak łatwo. Zephyr spojrzała na nią zmęczonym spojrzeniem i na powrót zakopała się pod ciepłym kocem. — Dobra, wygrałaś. Zostajemy razem. Zaprowadzę Nuffinka do babci i wrócę. Zrobię ci te przepyszne ziółka, które ostatnio pomogły tacie i-
— Nie! — pisnęła, pamiętając słowa Czkawki, by nigdy nie okłamywała mamy w kwestii choroby. Bowiem Astrid miała niezawodny sposób, którym straszyła wszystkich. Blondynka roześmiała się z reakcji córki, która w trybie natychmiastowym wyskoczyła z łóżka.
— Coś się stało, że chcesz zostać w domu? — zapytała z czystej ciekawości wojowniczka, kiedy szła za córeczką po schodach. Zephyr wzruszyła ramionami, choć powód był prosty. Smok.
— Nic wielkiego. Po prostu chciałam zostać z tobą — odparła smutno.
— No dobrze — zgodziła się w końcu Astrid. — Nie musisz iść do babci. Ale, w zamian za to, trochę mi pomożesz. — Zephyr skinęła główką, ale uśmiechnęła się, ciesząc z zaistniałej sytuacji. Nuffink trochę narzekał, ale dał się zaprowadzić do Valki. Jego starsza siostra została natomiast w domu, z głównym celem ukrywania smoka. Musiała uważać, by jej mama przypadkiem nawet nie odkryła gościa, który siedział ukryty w pokoju dziewczynki.
^^^
Dawno nic nie było, ale wiele się teraz u mnie dzieje ;) więc mam nadzieję, że wybaczycie ;)
Z dedykacją dla najlepszych pisarek (o Hiccstrid of kors) Snutka Herbaasia Majster6 (i kiedyś) Smilee_e 😍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro