Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Familie Hofferson

- Cześć mamo! - krzyknęłam, wchodząc do kuchni i od razu przytulając się do kobiety stojącej przy stole. Poczułam jak jej ciepłe ramiona oplatają moje plecy. Czułam, że cały czas się uśmiecha. Po kilku sekundach odsunęła się nieznacznie ode mnie i pocałowała mnie delikatnie w czoło.
- Witaj w domu, córeczko - wyszeptała ze wzruszeniem. Odłożyłam swój plecack na stołek i umyłam ręce w ciepłej wodzie. Następnie wyciągnęłam z małego woreczka, przyczepionego do paska mojej spódnicy delikatną bransoletkę, ozdobioną błękitnymi kamieniami. Nie były one duże, ale idealnie wyszlifowane na kształt serduszek. Podałam prezent mamie, która zakryła usta, pełna zachwytu.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, mamusiu - powiedziałam i ponownie ją przytuliłam. Teraz ten gest jednak trwał nieco krócej.
- Dziękuję, jest taka śliczna - pocałowała mnie w głowę, a ja z rozkoszą zamknęłam oczy. Byłam szczęśliwa, że jej się podoba. Założyła ją na swój nadgarstek i przez chwilę jej się przyglądała. - No, Astrid, siadaj i opowiadaj. - Powiedziała i podała mi ciepłą herbatę, a następnie zajęła miejsce naprzeciw mnie. Zaśmiałam się krótko. Uwielbiałam z nią rozmawiać. Często dawała mi rady i podpowiadała co powinnam zrobić. Jednak najbardziej ceniłam ją za to, że potrafiła słuchać.
- Co chciałabyś usłyszeć? - zapytałam, patrząc na kubek, z którego unosił się biały dymek.
- O Końcu Świata, jeźdźcach, Czkawce... sama nie wiem, tak dawno cię tu nie było. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej niż godzinę - powiedziała, a ja uśmiechnęłam się.
- Robimy sobie wakacje. Zostajemy na tydzień, a później się zobaczy. Po wygranej walce z Viggo nie mamy wielkich planów na przyszłość. Może na stałe wrócimy na Berk. Próbowałam rozmawiać na ten temat z Czkawką, ale mnie zbywa, jakby sam nie wiedział jaka decyzja jest najlepsza. Jednak będzie musiał jakąś podjąć - zaczęłam, patrząc jej w oczy.
- A ty? Wolałabyś wrócić czy mieszkać tutaj? - spytała. Westchnęłam.
- Na Końcy Świata jesteśmy jak wolne duchy. Mamy swoje zadania i obowiązki, ale przede wszystkim jesteśmy i czujemy się wolni. Nikt od nas niczego nie wymaga, nie jesteśmy do niczego zmuszani... Możemy latać całymi dniami i tworzyć nowe pomysły, projekty, choć to głównie Czkawka. Odkrywamy nowe krainy... - uśmiechnęłam się na samą myśl o tych cudownych chwilach - ...to niesamowite.
- Ale...? - mama widocznie wyczuła w moim głosie nutkę niezdecydowania.
- Tutaj jesteście wy... i chyba chciałabym właśnie tutaj mieszkać. Tęsknię za Berk i chyba każdy z nas - popatrzyłam za okno gdzie Sączysmark witał się ze swoim ojcem. Matka popatrzyła w ślad za mną. - No, ale będziemy musieli jeszcze to przedyskutować. Będziesz informowana na bieżąco.
- Ja myślę, ostatnio jakoś mało Straszliwców wysyłaliście... zaczęliśmy się niepokoić.
- To wszystko wina Viggo. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na pisanie listów i wysyłanie ich na Berk. Każdy miał ręce pełne roboty. Strategia, odpowiednie przygotowanie... zajęło nam tygodnie, ale się udało. W sumie większość zawdzięczamy Czkawce... - wyjaśniłam.
- No właśnie, Czkawka. Sprawa się rozwija? - zapytała podejrzliwie. No tak, mogłam się tego spodziewać, szczególnie po niej. Kiedy dwa miesiące temu wyznałam jej, że jesteśmy parą, nie przestawała zasypywać mnie pytaniami o nasz związek. Oczywiście nie miałam problemów z opowiadaniem jej o naszych relacjach. Jest moją mamą, daje mi rady i stara się jak może by było mi dobrze. Zaśmiałam się na jej słowa i upiłam łyk napoju.
- Można tak powiedzieć. Ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt dużo czasu. Mam nadzieję, że zmieni się to na lepsze. Tęsknię za zwykłymi rozmowami, za jego towarzystwem i za chwilami, które mamy tylko dla siebie. Cały czas tylko praca, praca i praca. Myślałam, że będzie to wyglądało lepiej, a jest jeszcze gorzej niż kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi. Wiem, że Czkawka ma dużo na głowie, ale... ja też go potrzebuję.
- Rozumiem cię doskonale. Może powinniście o tym porozmawiać? - podsunęła.
- Sama nie wiem, nie chcę mu wchodzić na glowę... - odparłam niepewnie.
- Powinnaś być wobec niego szczera. Mam pomysł! - krzyknęła nagle, aż się wzdrygnęłam przestraszona. - Zaprośmy go na kolację.
- No nie wiem... - zaczęłam niepewnie.
- Oj, Astrid. Wstawaj - podeszła do mnie i pociągnęła mnie w górę. Następnie wyciągnęła z szafki dwa fartuchy, jeden założyła na siebie, drugi rzuciła w moją stronę. Podeszła do półki, na której stało kilka książek kucharskich i zaczęła szukać przepisów. Śmiałam się głośno, zakładając podany mi fartuszek i patrząc na jej wybryki w kuchni. Jednocześnie cieszyłam się, że to właśnie ta kobieta jest moją mamą. Po kilku minutach przewracania kartek wskazała na zapisaną stronę, a ja przeczytałam szybko składniki i poczęłam wykładać je z szafek. Tylko jednego produktu nie mogłam nigdzie znaleźć.
- Nie ma mleka? - zapytałam, zwracając tym samym uwagę mamy. Ta pokręciła głową.
- Skoczysz do Tiny? Powinna mieć. - Zwróciła się do mnie.
- Pewnie. Zaraz wracam - odparłam na wychodnym, chwyciłam szybko garnuszek i wyszłam na zewnątrz.
Przemierzając wioskę patrzyłam na wikingów, na ich rutynowe zajęcia. Uśmiechałam się do każdego i z radością patrzyłam na dzieci bawiące się ze smokami. Dzień był słoneczny i ciepły. Wspaniały na lot z najlepszą przyjaciółką, lecz ja miałam teraz coś innego na głowie. Nagle poczułam jakiś ciężar na mnie w chwili gdy spotkałam się z twardą ziemią.
- Ała - syknęłam cicho i popatrzyłam na niezdarę, leżącą na mnie.
- Hej skarbie - był to Czkawka. Uśmiechnął się do mnie i pomógł mi wstać. Otrzepałam się z piasku, a on pocałował mnie delikatnie. - Wybacz nie zauważyłem cię. Co tu robisz? Myślałem, że jesteś w domu... - powiedział i podrapał się po głowie. Unikał kontaktu wzrokowego, jakby coś go gryzło.
- Idę do Tiny. A ty, co tu robisz? Szczerbatka nie ma, stało się coś? - spytałam i uniosłam jego podbródek. Chciałam by na mnie popatrzył.
- Nie, skądże. Wszystko w porządku - uśmiechnął się. - Szczerbatek chłodzi się w domu, a ja wracam z Twierdzy. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Do zobaczenia - powiedział i odszedł. Nagle coś mi się przypomniało.
- Czkawka? - zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w moją stronę. - Przyjdziesz z tatą na kolację, do nas, dzisiaj? - Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Bardzo chętnie - powiedział to za taką lekkością, że z uśmiechem na ustach skierowałam się do domu Tiny, nie mogąc doczekać się wieczoru.

***

- Spotkałam po drodzę Czkawkę. Wpadnie z ojcem wieczorem - powiedziałam, wchodząc do domu i kładąc kubek z mlekiem na stole w kuchni.
- Się doczekać nie mogę - usłyszałam za sobą. Wstrzymałam oddech i odwróciłam się szybko. Za mną stał mój brat. Miał blond włosy i niebieskie oczy, tak jak ja. Ponadto był postury prawdziwego wikinga, wysoki i umięśniony. Przewyższał mnie o głowę i miał ten swój figlarny uśmiech. Różniły nas dwa lata. Rzuciłam się w jego ramiona, szczęśliwa, że znów go widzę.
- Ethan! Co tu robisz? Myślałam, że jesteś na Skål. Nie wiedzieliśmy się tyle czasu - odezwałam się i odkleiłam od brata. Chłopak wzruszył ramionami.
- No właśnie. I myślałem, że spędzimy razem miło czas, a tu napatoszył się jakiś twój narzeczony - zaśmiał się swoim perlistym śmiechem. Wiedziałam, że nie chciał mnie obrazić, tylko sprawić bym również się zaśmiała. Uderzyłam go w pierś.
- Żaden mój narzeczony!
- Taa... Jasne... Czekam na zaproszenie. Ślub, te rzeczy. Służę pomocą - skłonił się delikatnie w moją stronę.
- Idiota z ciebie, Ethan - przewróciłam oczami, próbując zachować powagę.
- Z twoich ust to jak komplement - dodał.
- Astrid, Ethan jeśli skończyliście się już witać to chciałabym was poprosić o pomoc - mama popatrzyła na nas. Zaśmialiśmy się i zabraliśmy do roboty. Ja z mamą miałyśmy przygotować lekką kolacje, a mój starszy braciszek coś słodkiego. Wybraliśmy wspólnie, że będzie to ciasto z malinami, których teraz była wszędzie pełno. Ponadto Czkawka uwielbiał właśnie te owoce najbardziej.
Mieszałam właśnie zupę, kiedy poczułam na policzku jakąś maź.
- Blee - wzdrygnęłam się, ocierając twarz. Spojrzałam na roześmianego Ethana. Mama wyszła tylko na moment, a on już zdążył to wykorzystać. Stał z tym swoim triumfalnym uśmieszkiem, z rozbitym jajkiem w ręku. - Ciebie to śmieszy?
- Jak najbardziej - tego było za wiele. Wzięłam jajko i rozbiłam je nożem. Następnie wylałam zawartość skorupki na włosy chłopaka, tak, że białko ściekało na jego twarz. Wtedy razem popadliśmy w śmiech.
- Nie można zostawić was w kuchni samych, nawet na minutę - mama weszła do pomieszczenia z uśmiechem. Podeszła do stołu i wzięła w garście mąkę. Naraz obsypała nas białym proszkiem. Nie przeszkadzało jej to, że będzie miała dużo sprzątania. Cieszyła się. Z tego, że ma nas. A my cieszyliśmy się, że jesteśmy rodziną.

***

Kilka godzin później siedzieliśmy na ciepłych futrach w salonie i wspominaliśmy dawne czasy. Ethan opowiadał o życiu na Skål, ja o Końcu Świata. Mama wprowadziła nas w teraźniejsze życie mieszkańców Berk, usłyszeliśmy nawet najnowsze plotki. Choć nie była typową plotkarą, wiedziała kilka przydatnych rzeczy. Czułam się błogo. Otaczały mnie ukochane osoby. Wspólnie czekaliśmy tylko na tatę, który miał wrócić lada chwila z polowania.
- Zakończyliście sprawę z Viggo? Dużo się o tym słyszy - zaczął temat Ethan i popatrzył na mnie z troską. Westchnęłam cicho i skinęłam głową.
- Było ciężko, ale nie ma takiej sprawy, z której nie można w jakiś sposób wyjść... To była ciężka walka, ale się udało. Możemy o tym nie rozmawiać? - poprosiłam, czując nadchodzące zmęczenie. Nie lubiłam opowiadać tej historii. Historii, która nadal mnie przerażała*. Nie potrafiłam zapomnieć wyrazu twarzy Czkawki, jego krzyku... Zamknęłam oczy, a po policzkach mimowolnie spłynęły łzy. Wstałam szybko i skierowałam się do drzwi. Chciałam jak najszybciej zaczerpnąć świeżego powietrza. Wtedy w kogoś uderzyłam. Popatrzyłam w górę i zobaczyłam zmartwioną twarz taty. Wtuliłam się w niego mocno i zaszlochałam. Miałam nadzieję, że jego ramiona odgonią wszystkie złe myśli i wspomnienia, tak jak robiły to, kiedy byłam mała.
- Co się stało kochanie? - zapytał.
- Nic - odparłam tonem małej dziewczynki, która próbuje udawać, że nic się nie dzieje. Otarłam szybko oczy i odwróciłam się w stronę mamy i brata z wymuszonym uśmiechem. Później ponownie spotkałam się ze spojrzeniem taty. - Cieszę się, że cię widzę.
- Ja też, Astrid. Nie mogłem się doczekać twojego powrotu. Razem z mamą odchodziliśmy od zmysłów, kiedy nie było żadnych wiadomości. Ostatnio kiedy Stoick był u was wrócił podłamany, cały czas powtarzał, że Czkawka nie chciał wrócić na Berk. Martwiliśmy się o ciebie, myśleliśmy, że coś ci się stało - wyszeptał, patrząc mi w oczy. Bali się o mnie, to oczywiste. Tata usiadł koło mamy, a ja obok niego. Objął mnie ramieniem. Czułam się w pełni szczęśliwa. Miałam przy sobie całą rodzinę. Byłam znów małą dziewczynką w domu pełnym zapachów, znów siedzieliśmy przy ogniu grzejąc się przy jego blasku. Znów pozwoliłam mamie naprawić moją fryzurę i dać tacie pocałować mnie w głowę... Znów miałam powód do uśmiechu.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Wstałam szybko i podbiegłam do nich, otworzyłam je szybko i wpuściłam gości. Pierwszy do pomieszczenia wszedł wódz, z którym przywitałam się szybko. Następnie wszyscy przeszli do kuchni, by zasiąść do stołu. Czkawka niepewnie przekroczył próg. Czekałam na niego. Kiedy zamknął drzwi, przytuliłam go do siebie i musnęłam ustami jego policzek. Uśmiechnął się i wyciągnął zza pleców mały, prosty bukiet polnych kwiatów. Podziękowałam i skierowałam się wraz z szatynem do pozostałych**. Byłam tam gdzie chciałam być, tam gdzie pasowałam. Byłam tam gdzie chciałam zostać na zawsze...


~*~

* Będzie taki os (prawdopodobnie), w którym przedstawię ostateczne starcie z Viggo
** Tę kolację też może przedstawię w osobnym os'ie... Jeśli tylko chcecie :)

Ale Was zaniedbałam, aż mi wstyd. Nie chciało mi się tak strasznie pisać, a teraz są ferie i jakoś poszło. Mam nadzieję, że  os Wam się podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro