Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Du vil alltid være i våre hjerter, Milady [1/2]

     Perspektywa Czkawki

     Poznałem kiedyś dziewczynę. Miała takie piękne blond włosy. Jaśniały w słońcu, pachniały kwiatami. Były zaplatane w warkocze przez cały czas. Tylko czasami, wieczorami, kiedy nikt nie widział, układały się falami na plecach dziewczyny. Dostrzegałem ich ruch między krzewami, między drzewami lasu, znajdującego się tuż za moim domem. Obserwowałem z ukrycia jej oczy. Patrzyłem w ich głębiny niczym głębiny morza, oceanu, stawu. Często były dzikie, wrogie, zimne. Niedostępne.  Dostrzegałem w nich niechęć, ale i burzę, sztorm, śmierć. Dostrzegałem nienawiść. I wtedy nadszedł pewien dzień. Spojrzałem w błękitne oczy i dostrzegłem bół, strach i niepewność. Ujrzałem zaszklone niebieskie głębiny. Mój wzrok powędrował na delikatne usta dziewczyny, drżące pod wpływem tłumionego szlochu. Miałem tak ogromną ochotę podejść do niej i otoczyć ją swoim ramieniem. Otrzeć jej łzy i przytulić. Nie mogłem. Potrafiłem tylko patrzeć jak jej topór wbija się w korę drzew. Jak celne rzuty niszczą piękno dookoła. Wtedy mogłem tylko myśleć i obserwować. Wtedy, właśnie tamtego dnia zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy - zakochałem się w pięknej Astrid Hofferson.
     Poznałem kiedyś dziewczynę. Miała taki piękny uśmiech. Idealne, białe zęby ukazywała jak najpiękniejsze klejnoty. Lśniły kiedy rozchylała malinowe, ciepłe usta. Kiedyś rzadko się uśmiechała. W zasadzie nie miała powodów by to robić. Wojna ze smokami nauczyła nas współpracy, lecz także pokazała co to śmierć, w tak bardzo okrutny sposób. Zacisnęła szpony na naszych braciach. Pozostawiła po sobie rany w sercach i duszach, rany, które nie chciały się zabliźnić.
     Poznałem kiedyś dziewczynę, która nienawidziła smoków. Pamiętam, że któregoś wieczora, kiedy znów nawiedziło nas niezłe stadko Śmiertników Zębaczy uśmiechnęła się na samą myśl, że będzie mogła kilka z nich zabić, jeśli tylko pozwolą jej na to bogowie. Była mściwa, bezlitosna, silna i jak mi się wydawało... piękna w tym co robiła.  Ale to było zgubne myślenie. Byłem młody i zakochany, dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, że zabijając smoki wcale nie pomaga ani sobie ani innym.
     Poznałem kiedyś dziewczynę, której pokazałem inny świat. Astrid była niedostępna, nikt tak naprawdę jej nie znał. Skrywała wszystkie swoje uczucia, można było zastanawiać się czy gdzieś tak w głębi kryje się inna dziewczyna, taka ciepła i miła. Kiedy po raz pierwszy zabrałem ją na lot, nie spodziewałem się, że ujrzę jej inne oblicze. No wiecie, przecież to Astrid Hofferson, najodważniejsza wojowniczka na Berk, a tu proszę, przestraszyła się mojego, trochę nienormalnego pomysłu. Owszem, był trochę szalony i nieprzemyślany, ale z pewnością mi pomógł. Złamałem ją. Pokazując jej piękno smoków, przekroczyłem jej mur, który zbudowała wokół siebie. I co zdziwiło mnie chyba najbardziej, sama go przekroczyła, zmierzając w moją stronę. Pocałowała mnie. Jej delikatne usta musnęły mój policzek, w podziękowaniu za lot. Nigdy nie przestawała mnie zadziwiać.
     Poznałem kiedyś dziewczynę, która stała się moją przyjaciółką. Połączyły nas smoki. Na pewno dużą rolę w naszej relacji odegrał Szczerbatek. Nocna Furia bardzo pomogła mi w zbliżeniu się do dziewczyny, którą tak po prostu pokochałem. I nie, to nie było zauroczenie. Jej obecność wywoływała drżenie rąk. Jej głos sprawiał, że po plecach przechodziły mi przyjemne dreszcze. Zakochałem się w niej. Kiedy mieszkaliśmy na Końcu Świata wiele myślałem jak jej o tym powiedzieć. To było szalone. Wyjawić swoje uczucia dziewczynie, dla której przecież mogłem być tylko przyjacielem, przez którą mógłbym zostać odrzucony. Do tego ogromnego kroku, którym było wyjawienie przyjaciółce swoich uczuć namówiła mnie Heather. Postanowiłem spróbować.
     Poznałem kiedyś dziewczynę.
     Nazywam się Czkawka Haddock. Poznałem kiedyś dziewczynę, która zakochała się we mnie.

     Minęły trzy miesiące.
     Wstałem tak jak każdego ranka. Usiadłem na brzegu łóżka i przetarłem twarz dłońmi. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, powoli oświetlając moją twarz. Spojrzałem odruchowo w stronę leżącego tuż obok czarnego smoka, chcąc upewnić się, że nadal tam jest, pogrążony we śnie. Widząc go na swoim własnym posłaniu odetchnąłem z ulgą. Rozglądnąłem się po pokoju. Ściany były jakieś, takie puste. Na biurku leżał koszyk z listami i kartkami, pełnymi obowiązków. Pomieszczenie było utrzymane w porządku. Tylko na podłodze leżała jakaś samotna kartka. Prawdopodobnie została zdmuchnięta przez wiatr ze stosu innych, znajdujących się w pobliżu. Wstałem, chcąc położyć ją na swoje miejsce. Wziąłem ją i popatrzyłem. Po drugiej stronie dostrzegłem portret. Przedstawiał dziewczynę. Spojrzałem na jej uśmiechnięte oczy, szeroki uśmiech. Pod powiekami wyczułem napływające łzy. Zmiąłem szybko kartkę, wrzucając ją do kosza i usiadłem szybko na łóżku, w międzyczasie budząc Szczerbatka, który przydreptał do mnie. Westchnąłem cicho, powstrzymując falę łez.
- Nic mi nie jest, mordko - wyszeptałem, nawet nie patrząc na przyjaciela, starając się by mój głos brzmiał naturalnie. Po moich policzach popłynęła jakaś, samotna łza. Otarłem ją szybko i podrapałem delikatnie smoka, siląc się na słaby uśmiech. - Nic mi nie jest.

     Zszedłem na dół, jak najciszej, nie chcąc obudzić rodziców. Kiedy jednak ujrzałem palenisko, dostrzegłem siedzących ich obok i pijących herbatę. Śmiali się z czegoś, lecz kiedy zauważyli moją obecność, natychmiast umilkli. Matka podeszła do stołu i zaczęła przygotowywać posiłek, natomiast taka usiadł na krześle i przyglądał się jej ruchom.
- Lecę na patrol - powiedziałem i pocałowałem kobietę w policzek. Wokół niej poczułem przyjemną woń brzozowego mydła.
- A śniadanie? - zapytała, chcąc mnie zatrzymać. Popatrzyłem na nią pustym wzrokiem i pokręciłem przecząco głową.
- Zjem w Twierdzy - odparłem szybko i wyszedłem z domu wraz ze Szczerbatkiem.
     Na myśl od razu przyszedł mi widok śmiejących się rodziców. Cieszyłem się ich szczęściem, tym, że znów miałem ich oboje przy sobie. Wskoczyłem szybko na Szczebatka i ruszyłem w chmury. Lot był spokojny, z góry obserwowałem mieszkańców wioski, powoli wyłaniających się z ciepłych domów.  W centrum widziałem jak Talisa wyciąga swoje warzywa na sprzedaż, Sączysmark wychodzi z domu, prawdopodobnie na poranny lot. Port również budził się do życia. Rybacy wypływali na poranne połowy, zarzucali sieci na łodzie, by po chwili znaleźć się na pełnym morzu. Były rzeczy, które robiliśmy nie używając pomocy smoków. Rzeczy, które sprawiały nam radość. Połowy ryb należały do tejże właśnie kategorii. Rybacy uwielbiali łowić, siedząc przy sieciach i czekając na odpowiednią chwilę, by wyłowić je z wody.  Później przypływali na wyspę i wyplątywali ryby, wrzucając je do beczek. Myślę, że to było jedno z ich ulubionych zajęć.
Szczerbatek zgrabnie wylądował w porcie. Zeskoczyłem z siodła i podeszłem do Sølve, jednego z rybaków, który szykował się do wypłynięcia.
- Witaj - powiedziałem na powitanie i uścisnąłem silną dłoń wikinga.
- O, witaj Czkawka. Miło cię widzieć. Co cię do mnie sprowadza? - zapytał radośnie wiking i wrzucił na pokład wielkę sieć.
- Chciałbym zamówić ryby dla Szczerbatka i... - przerwałem i westchnąłem ciężko - ...i Wichurki. Mogę na ciebie liczyć?
- Oczywiście, nie ma problemu - odparł wesoło i zapisał moje nazwisko w kieszonkowym dzienniczku, który zawsze miał przy sobie. - Trzymasz się jakoś? - spytał z troską, patrząc mi głęboko w oczy. Skinąłem wolno głową i pożegnałem się z wikingiem. Odszedłem w stronę lądu, patrząc na jedno ze wzniesień. W jedno z miejsc, które pamiętałem z czasów kiedy byłem młodszy.

- Dlaczego po prostu go nie zabiłem? Dla wszystkich byłoby prościej i lepiej.
- Fakt. Reszta z nas by tak zrobiła, więc dlaczego ty nie? Dlaczego ty nie?
- Sam nie wiem. Nie umiałem...
- To nie jest żadna odpowiedź.
- Niby czemu to cię tak nagle strasznie interesuje?
- Bo tak się składa, że to co powiesz jest dla mnie bardzo ważne.
- A, na miłość bo... Bo jestem tchórzem, bo jestem słaby, bo nie chcę zabijać smoków.
- To nie umiesz, czy nie chcesz?
- A co-A co za różnica? Nie chcę! 300 lat tradycji i jestem pierwszym Wikingiem, który nie zabija smoków.
- I pierwszym, który na nich lata. No więc?
- Nie zabiłem go, bo był tak samo przestraszony jak ja. Patrząc na niego widziałem samego siebie.

Szczerbatek podszedł i trącił mnie w bok swoim łbem. Dopiero wtedy dotarło do mnie gdzie jestem. Rozglądnąłem się dookoła. Ludzie mnie obserwowali, jednak kiedy obejrzałem się za siebie, wszyscy odwrócili wzrok. Spojrzałem jeszcez raz w kierunku klifu i odszedłem wraz ze smokiem w kierunku wioski. Nie miałem ochoty na lot. Nie miałem na nic ochoty.
Kiedy dotarłem do domu, poprosiłem smoka by został. Szczerbatek popatrzył na mnie ze smutkiem i ruszył w ślad za mną. Odwróciłem się do niego i posłałem mu wymuszony uśmiech.
- Nic mi nie będzie, mordko. Nie martw się. Muszę się tylko przejść - wyjaśniłem kojąco i podrapałem delikatnie czarne łuski smoka. - Wrócę zanim się obejrzysz.

     Szedłem wciąż przed siebie wydreptaną ściężką, kopiąc co chwilę piach lub drobne kamyki. Chodziłem tą drogą tyle razy, a teraz wydawała mi sie jakaś obca. Droga, którą znałem z dzieciństwa wydawała się pusta, nie dostrzegałem wokół nowych roślin, nie widziałem powalonych przez wiatr drzew. Wszystko wydawało się być pozbawione sensu. Po kilku następnych metrach poczułem pod stopą inną nawierzchnię. Kamień. Dotarłem na miejsce. Szybko ześlizgnąłem się w dół doliny. Przeszedłem kilkanaście metrów i usiadłem przy wyjściu z jaskini, mając przed sobą całą dolinkę. Na samym środku znajdowało się dosyć duże jeziorko.

- Pożałujesz, Czkawka! Obiecuję ci to! - dziewczyna krzyczała przez śmiech, kiedy trzymałem ją nad wodą.
- Ty mi coś zrobisz? A gdzie miłość do wodza?
- Przyszłego wodza - zaśmiała się i chwyciła mnie mocniej za szyję. Delikatnie przesunąłem ręce po jej ciele, każdym kolejnym ruchem mogłem zafundować jej kąpiej w jeziorku.
- Nie, Czkawka, nie waż się. Czkawka! - krzyknęła, kiedy wylądowała w lodowatej wodzie. - Nienawidzę cię wariacie...

Zamrugałem gwałtownie powiekami, chcąc odgonić wspomnienie. Po policzkach mimowolnie spłynęło mi kilka łez. Otarłem je szybko i pociągnąłem nosem. Zamknąłem oczy. I wtedy zobaczyłem rysunek, który znalazłem jakieś trzy godziny temu. Dziewczyna miała takie idealne oczy, jej uśmiechnięte usta... ona były takie ciepłe, delikatne, miękkie kiedy... kiedy mnie całowała. Szybko odgoniłem od siebie jej dotyk. Otworzyłem gwałtownie oczy i westchąłem ciężko. Miałem tego dosyć. Naprawdę. Cała ta sytuacja zaczęła mnie przerastać. Minęły trzy miesiące, a ja już sobie nie radziłem. Byłem beznadziejny we wszystkim co robiłem. Miałem tylko szczęście, a raczej Wandale mieli - ojciec nie wybrał mnie na wodza. Postanowił, że jeszcze z tym poczeka. Ubłagałem go jednak, by dał mi jakąś wymagającą myślenia robotę. I dostałem mnóstwo papierów, listów, planów. Myślałem, że kiedy dostanę pracę, przy której będę musiał się skupić to przestanę o niej myśleć, a było jeszcze gorzej...

- Twój mózg został oblężony.
- A ty wiesz w ogóle co to znaczy?
- Tak. Nie. Ale to chyba niedobrze.

To bardzo niedobrze. To okropne. To uczucie. Uczucie osamotnienia. Bo wiesz, gdzieś tam na świecie jest człowiek, który pasuje do ciebie idealnie, który jest twoją idealnie dopasowaną częścią. Ale co powiedzieć o człowieku, który ją stracił. Stracił osobę, która była nie tylko idealnie dopasowanym kawałkiem, ale i całym życiem?

***

Perspektywa Heather

     Poznałam kiedyś dziewczynę. Miała śliczny uśmiech. Jej blond włosy zawsze były zaplatane w warkocz. Nosiła niebieską bluzkę, spódniczkę, ciemne legginsy, opaskę, naramienniki i buty z dodatkiem odrobiny futerka. Nie rozstawała się ponadto ze swoim toporem. Była wojowniczką.
     Poznałam kiedyś dziewczynę, która była zadrosna o chłopaka, z którym rozmawiałam, i którego wykorzystałam do własnych celów. Nie była głupia, lecz przebiegła i nieufna. Może to nas wtedy uratowało.
      Poznałam kiedyś dziewczynę, która miała smoka. Śmiertnika Zębacza o imieniu Wichurka. Były najlepszymi przyjaciółkami. Pasowały do siebie. Rozumiały się nawzajem i pomagały sobie w potrzebie. W każdej możliwej sytuacji.
      Poznałam kiedyś dziewczynę, która zakochała się w Czkawce. Dziewczynę, która bała się odrzucenia i nie potrafiła wyjawić swoich uczuć. Dziewczynę, którą wszyscy uważali za odważną a bała się pogadać szczerze z chłopakiem, który jej się podobał. Zasługiwała na niego, a on na nią. Byli sobie pisani.
     Poznałam kiedyś dziewczynę, która potrafiła kochać.
     Poznałam kiedyś dziewczynę, która była moją najlepszą przyjaciółką...

     Minął miesiąc.
     Odkąd dostałam ostatni list z Berk. Był od Śledzika. Co prawda spodziewałam się go od Astrid. Miała opisać mi sytuację z Łowcami Smoków, którzy znów powrócili na Północny Archipelag. Korespondowałam z dziewczyną od czasu kiedy wyniosłam się z Berk. Zamieszkałam na wyspie Ulfr. Przekonałam wikingów do smoków i zostałam kimś w rodzaju przywódczyni smoczych jeźdźców. Astrid pisała w listach, że przypominam jej funkcję Czkawki. Uśmiechałam się do słów, które czytałam. Były takie miłe. Często miałam łzy w oczach, kiedy dowiadywałam się co się działo na Berk, co robili moi przyjaciele. Tękniłam za nimi, za ich wygłupami. Tak bardzo chciałam ich wszystkich znów zobaczyć. Czekałam zbyt długo. Teraz było za późno.

Droga Heather

Postanowiłem napisać do Ciebie ten list, ponieważ uważam, że zasługujesz na to, by poznać prawdę i dowiedzieć się o najnowszych wydarzeniach na Berk. Widziałem jak Czkawka brał się za niego kilka razy, najczęściej kończyło się to napisaniem dwóch zdań, zgnieceniem kartki, rzuceniem jej w kąt i wyjściem na zewnątrz. Nie był w stanie Ci tego przekazać. Ja też czuję, że nie dam rady zrobić tego tak jak należy. Jednak uważam, że mimo to mi wybaczysz. Chciałbym żebyś przyleciała tutaj, na Berk. Wszystko moglibyśmy Ci opowiedzieć. Słowa, które przelewam na papier nie wyrażą tego co się tutaj dzieje. Jeszcze nigdy nie widziałem Czkawki w takim stanie. Jest z nim coraz gorzej. Nie potrafimy mu pomóc. Nie wiem jakich użyć słów, aby wyrazić przyczynę jego stanu. To tak bardzo trudne, nadal boli. Ale musisz wiedzieć. Jesteśmy Ci to winni, Czkawka jest Ci to winny. Przykro mi, ale...
Astrid nie żyje.

Śle-dzik

Koniec części 1

Teraz poproszę o motywację na dokończenie 2 części. Nie mam zielonego pojęcia kiedy się pojawi, ale postaram się wrzucić ją jak najszybciej.

PS. Zdjęcie mojego autorstwa

Szczęśliwego Nowego Roku! 🎉🎉🎊😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro