Rozdział 5
Ostatni dzwonek dla Rossa był wręcz zbawieniem. Miał już po prostu dość. Psychicznie, fizycznie, emocjonalnie i ugh nauka ugh szkoła ughhhh ludzie. A konkretniej jeden ludź. Ludź o imieniu Sarah Orzechochawacośtam *Ryan nie potrafił spamiętać, to w ogóle było po angielsku?!*. Dziewczyna, która jak się okazało miała większość lekcji z szatynem i postanowiła już cały czas przy nim siedzieć, rozmawiając o wszystkim o czym mogła. I Ryan musiał przyznać, nie była taka zła. Była inteligenta i lubiła podobne rzeczy co chłopak ale... temat zdecydowanie zbyt często schodził na jego życie osobiste z Brendonem. Dlatego widok otwieranych wielkich drzwi uczelni oraz czerwonego chevroleta tuż przed był zba-wie-niem. Tym bardziej, że o samochód opierał się jego ukochany w przyciemnianych okularach i skórzanej kurtce. Jedynym minusem całej sytuacji była mała, niebieskooka przylepa przy boku Rossa która wciąż do niego mówiła.
-Ryan czy to nie twój chłopak? Wracasz z nim? Jak uroczo! - Westchnęła na końcu z całkiem miłym uśmiechem. Za miłym. Urie odszedł kawałek od swojego wozu tylko po to, by Ryan padł na niego jak długi
-Do dooooomuuuuuuuu - Wyjęczał uwieszając się na barkach mężczyzny.
-Ry uspokój się - Wyszeptał i widząc ciekawskie spojrzenie błękitnych oczu, podał jedną dłoń miłej dziewczynie. - Brendon Urie - Przedstawił się. Ryan znalazł sobie koleżankę inną niż Pete! Wreszcie...
-Sarah Orzechowski, koleżanka Ryana - Uśmiechnęła się szeroko i lekko swoimi delikatnymi dłońmi ścisnęła rękę Brendona. Ryan sapnął cicho w jego szyję.
-Orzechowski? Chyba nie jesteś stąd, prawda? - Autentycznie się zaciekawił. Skoro to była znajoma jego ukochanego, to chciał ją poznać! Prawdę mówiąc, chciał żeby go polubiła.
-Oh tak, moja rodzina pochodzi z Polski - Chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale Ryan korzystając z faktu, że nikt go nie widzi z desperacji ugryzł go lekko w szyję.
-Ajć! Sarah, miło było mi cię poznać, ale muszę zabrać tego głupola do domu - Wyjaśnił z przepraszającym uśmiechem na co niebieskooka lekko zachichotała i się pożegnała odchodząc. Obaj mężczyźni weszli do samochodu.
-Co to miało być? Ugryzłeś mnie! - Zapiszczał odpalając wóz. Ryan jedynie wzruszył ramionami i spojrzał w okno.
-Nie rozmawiaj z nią więcej - Poprosił cichutko nie odrywając oczu od szyby. Brendon zmarszczył lekko brwi i spojrzał na swojego narzeczonego. Położył jedną dłoń na jego udo.
-Czemu? Co się stało?
-Nic. To nie jest moja koleżanka, przyczepiła się do mnie bo TY jesteś moim narzeczonym. Chociaż w jej mniemaniu chłopakiem. - Wytłumaczył spuszczając wzrok na bladą dłoń delikatnie głaszczącą go kciukiem.
-Bzdury. Jesteś przewrażliwiony, na pewno to ty jesteś powodem, dla którego się przyczepiła. - Słysząc w zamian ciche "hmpf" postanowił mówić dalej - Poza tym, wydawała się miła
-Nie, to zło wcielone. Zobaczysz... - "spróbuje mi cię odebrać..." pomyślał
-Oj tam, kotku spokojnie. Daj jej szanse - Dać jej szanse? Na co? Na odebranie cię? Na rozbicie naszego związku? Nie.
W mieszkaniu byli już po paru minutach i pierwsze co zrobił Ryan, to rzucenie torby przy sofie i padnięcie na nią z głośnym sapnięciem. Na stole już stały dwie kawy i ciepłe obiady.
-Przesuń się - Nie widząc reakcji, Brendon po prostu uniósł długie nogi ukochanego, usiadł i położył je z powrotem na swoich kolanach. - Leniwa żyrafa
-Nadpobudliwy szczeniak - Poczuł jak jego nogi się lekko uginają, a zaraz potem poczuł także ciepły i mokry język na swoim policzku - Zły Beebo, do budy - Wymruczał i wytarł się siadając.
-Bo szczeknę
-Możesz sobie nawet warczeć, nie przeszkadzają mi twoje dzikie fetysze - Oboje roześmiali się i zaczęli jeść spaghetti. Słysząc znad talerza cichy warkot starszego mężczyzny, Ryan popluł się ze śmiechu. Gdy się wytarł, wznowił spokojne jedzenie, aż nie trafił na jeden z dłuższych makaronów. Wtedy oczywiście jego jakże romantyczny narzeczony pochylił się łapiąc drugi koniec i zaczął się zbliżać. Z cichym śmiechem, ledwo trzymając drugą końcówkę Ryan także się zbliżył i cmoknęli się lekko
-"Zakochany kundel" - Wymamrotał cicho młodszy chłopak.
-Huh?
-Taka bajka. Powinieneś przeturlać mi jeszcze klopsika. Noskiem - Zachichotał ale widząc jak Bren z głupim uśmieszkiem się pochyla, dodał szybkie "ani mi się waż"
Hejooooooooooooooooooooo. So, ogólnie to dzięęęęękujęęęę za miły spam paru osóbkom
To jest piękne, k? Nie było mnie tylko parę dni i takie cuda tu się dzieją <3 Ogólnie to miłego wieczoru!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro