Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Ostatni dzwonek dla Rossa był wręcz zbawieniem. Miał już po prostu dość. Psychicznie, fizycznie, emocjonalnie i ugh nauka ugh szkoła ughhhh ludzie. A konkretniej jeden ludź. Ludź o imieniu Sarah Orzechochawacośtam *Ryan nie potrafił spamiętać, to w ogóle było po angielsku?!*. Dziewczyna, która jak się okazało miała większość lekcji z szatynem i postanowiła już cały czas przy nim siedzieć, rozmawiając o wszystkim o czym mogła. I Ryan musiał przyznać, nie była taka zła. Była inteligenta i lubiła podobne rzeczy co chłopak ale... temat zdecydowanie zbyt często schodził na jego życie osobiste z Brendonem. Dlatego widok otwieranych wielkich drzwi uczelni oraz czerwonego chevroleta tuż przed był zba-wie-niem. Tym bardziej, że o samochód opierał się jego ukochany w przyciemnianych okularach i skórzanej kurtce. Jedynym minusem całej sytuacji była mała, niebieskooka przylepa przy boku Rossa która wciąż do niego mówiła. 

-Ryan czy to nie twój chłopak? Wracasz z nim? Jak uroczo! - Westchnęła na końcu z całkiem miłym uśmiechem. Za miłym. Urie odszedł kawałek od swojego wozu tylko po to, by Ryan padł na niego jak długi

-Do dooooomuuuuuuuu - Wyjęczał uwieszając się na barkach mężczyzny.

-Ry uspokój się - Wyszeptał i widząc ciekawskie spojrzenie błękitnych oczu, podał jedną dłoń miłej dziewczynie. - Brendon Urie - Przedstawił się. Ryan znalazł sobie koleżankę inną niż Pete! Wreszcie...

-Sarah Orzechowski, koleżanka Ryana - Uśmiechnęła się szeroko i lekko swoimi delikatnymi dłońmi ścisnęła rękę Brendona. Ryan sapnął cicho w jego szyję.

-Orzechowski? Chyba nie jesteś stąd, prawda? - Autentycznie się zaciekawił. Skoro to była znajoma jego ukochanego, to chciał ją poznać! Prawdę mówiąc, chciał żeby go polubiła.

-Oh tak, moja rodzina pochodzi z Polski - Chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale Ryan korzystając z faktu, że nikt go nie widzi z desperacji ugryzł go lekko w szyję.

-Ajć! Sarah, miło było mi cię poznać, ale muszę zabrać tego głupola do domu - Wyjaśnił z przepraszającym uśmiechem na co niebieskooka lekko zachichotała i się pożegnała odchodząc. Obaj mężczyźni weszli do samochodu.

-Co to miało być? Ugryzłeś mnie! - Zapiszczał odpalając wóz. Ryan jedynie wzruszył ramionami i spojrzał w okno. 

-Nie rozmawiaj z nią więcej - Poprosił cichutko nie odrywając oczu od szyby. Brendon zmarszczył lekko brwi i spojrzał na swojego narzeczonego. Położył jedną dłoń na jego udo.

-Czemu? Co się stało?

-Nic. To nie jest moja koleżanka, przyczepiła się do mnie bo TY jesteś moim narzeczonym. Chociaż w jej mniemaniu chłopakiem. - Wytłumaczył spuszczając wzrok na bladą dłoń delikatnie głaszczącą go kciukiem.

-Bzdury. Jesteś przewrażliwiony, na pewno to ty jesteś powodem, dla którego się przyczepiła. - Słysząc w zamian ciche "hmpf" postanowił mówić dalej - Poza tym, wydawała się miła

-Nie, to zło wcielone. Zobaczysz... - "spróbuje mi cię odebrać..." pomyślał

-Oj tam, kotku spokojnie. Daj jej szanse - Dać jej szanse? Na co? Na odebranie cię? Na rozbicie naszego związku? Nie. 


W mieszkaniu byli już po paru minutach i pierwsze co zrobił Ryan, to rzucenie torby przy sofie i padnięcie na nią z głośnym sapnięciem. Na stole już stały dwie kawy i ciepłe obiady. 

-Przesuń się - Nie widząc reakcji, Brendon po prostu uniósł długie nogi ukochanego, usiadł i położył je z powrotem na swoich kolanach. - Leniwa żyrafa

-Nadpobudliwy szczeniak - Poczuł jak jego nogi się lekko uginają, a zaraz potem poczuł także ciepły i mokry język na swoim policzku - Zły Beebo, do budy - Wymruczał i wytarł się siadając.

-Bo szczeknę 

-Możesz sobie nawet warczeć, nie przeszkadzają mi twoje dzikie fetysze - Oboje roześmiali się i zaczęli jeść spaghetti. Słysząc znad talerza cichy warkot starszego mężczyzny, Ryan popluł się ze śmiechu. Gdy się wytarł, wznowił spokojne jedzenie, aż nie trafił na jeden z dłuższych makaronów. Wtedy oczywiście jego jakże romantyczny narzeczony pochylił się łapiąc drugi koniec i zaczął się zbliżać.  Z cichym śmiechem, ledwo trzymając drugą końcówkę Ryan także się zbliżył i cmoknęli się lekko

-"Zakochany kundel" - Wymamrotał cicho młodszy chłopak.

-Huh?

-Taka bajka. Powinieneś przeturlać mi jeszcze klopsika. Noskiem - Zachichotał ale widząc jak Bren z głupim uśmieszkiem się pochyla, dodał szybkie "ani mi się waż"






Hejooooooooooooooooooooo. So, ogólnie to dzięęęęękujęęęę za miły spam paru osóbkom

To jest piękne, k? Nie było mnie tylko parę dni i takie cuda tu się dzieją <3 Ogólnie to miłego wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro