Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Your Power ⌘

06 listopada 2021. Belle Isle.

Pierwszy śnieg w tym roku spadł poprzedniej nocy i w sobotni poranek w całe Detroit było już skąpane w cienkiej warstwie białego puchu. Amicia zaraz po przebudzeniu od razu uśmiechnęła się szeroko na widok płatków tańczących za oknem ich sypialni i już przy śniadaniu zaczęła namawiać Elijaha, by zmienili plany na ten dzień. Co prawda oboje mieli w ten weekend wziąć wolne, ale Amy wiedziała, że Kamski coś knuje i wcale jej się to nie podobało. Bo dużo bardziej od jego czasem aż nazbyt wymyślnych planów, chciała po prostu pójść tego dnia na spacer.

Marudziła mu na ten temat tak długo, że już zaczęła się obawiać, że wywoła w Elijahu zupełnie odwrotną reakcję od tej zamierzonej. On jednak ku jej zaskoczeniu dość szybko przystał na jej plan i zaraz po śniadaniu jechali już w stronę Belle Isle.

Celowo zignorowali zakręt prowadzący na budowę nowej siedziby ich firmy i pojechali na drugi koniec wyspy, gdzie wciąż rozciągał się niewielki park. Amicia uśmiechała się szeroko, gdy sprzeczali się o wybór restauracji na obiad oraz film, który obejrzą po powrocie do domu. Uśmiechała się, bo dokładnie w tej chwili, gdy zmarznięci spacerowali po parku, czuła się jak całkowicie normalna dziewczyna, na całkowicie normalnej randce ze swoim chłopakiem. A nie da się ukryć, że oboje zapominali o tym aż za często, bo na co dzień prowadzili jedną z najszybciej rozwijających się firm na świecie.

Dopiero gdy Amy zaczęła narzekać na to, że zmarzła, wrócili do samochodu. Blondynka otrzepała płatki śniegu z kurtki bruneta obok siebie, zanim ten nie objął jej, przyciągając ją do siebie. Amicia ułożyła się wygodniej w jego ramionach, czując, że Eijah oparł na chwilę usta na czubku jej głowy.

- Cieplej? - spytał, a dziewczyna przytaknęła mu i utkwiła wzrok w szybie przed nimi.

- Elijah, dokąd jedziemy? - Amy zmrużyła oczy, orientując się, że auto nie kieruje się w stronę najbliższego mostu, tylko z powrotem w górę wyspy. - Chyba nie jedziemy na budowę, prawda? Mieliśmy zrobić sobie wolny weekend, przecież Amanda zabrała nam nawet telefony służbowe.

- Nie jedziemy do firmy. Mogłabyś mi zaufać, co? - mruknął jej do ucha Elijah.

- Ufam ci.

- To się obróć. - Amicia odsunęła się od niego i wybuchnęła śmiechem, czując, jak Elijah zawiązuje jej swój szalik na oczach. - Czy teraz wiesz w którą stronę jedziemy?

- Na pewno nie w stronę restauracji, którą wybrałam - odpowiedziała, wzruszając ramionami, ale jednocześnie nie przestawała się uśmiechać. W końcu była z nim szczera, mimo wszystko ufała mu, jak nikomu innemu na świecie. Co zdaniem Amandy było niezwykle naiwne z jej strony, ale Amy zdecydowanie wolała ufać samej sobie niż opinii ich starszej współpracowniczki. - Mimo wszystko, mam wielką nadzieję, że ta niespodzianka nie jest związana z pracą.

- Hej, przecież powiedziałaś, że mi ufasz. A ja powiedziałem, że nie jedziemy do pracy.

- Och, oczywiście, że ci ufam. Ufam, że nie wywieziesz mnie na most i nie wrzucisz do rzeki. Nie, że naprawdę na cały weekend wyzwolisz siebie i mnie z okowów chorobliwego pracoholizmu - rzuciła kpiąco blondynka, kładąc mu dłoń na kolanie.

- Powinnaś ufać mi całkowicie, a nie tak wybiórczo! - oburzył się Elijah, brzmiąc na szczerze rozczarowanego jej postawą, po czym zacisnął lekko palce na jej ręce. Amicia momentalnie oparła się z powrotem wygodniej i ułożyła mu głowę na ramieniu, co wywołało na jego ustach lekki uśmiech.

Amicia wyczuła, że samochód zatoczył niewielkie koło, zanim się nie zatrzymał. Poczekała jednak, aż Elijah otworzy jej drzwi i gdy tylko wysiadła, wiatr mocno szarpnął jej płaszczem, zrywając jej z głowy kaptur, co dało jej jasno do zrozumienia, że znajdują się nad samą rzeką i mimo, tego całego zaufania, zaczęła podejrzewać, że jednak znaleźli się na budowie wieży CyberLife. Kamski prowadził ją przez chwilę, trzymając ją pod ramię, po czym puścił ją i stanął za nią, by rozwiązać szalik na jej oczach. Amy zamrugała kilka razy, zanim na nowo nie przyzwyczaiła wzroku do słońca odbijającego się od śniegu i nie spojrzała przed siebie.

Znajdowali się na mostku łączącym parking z ogromnym, zapuszczonym budynkiem, który kilka dekad temu musiał robić o wiele lepsze wrażenie. Amy widziała już to miejsce co najmniej kilkadziesiąt razy, gdy oglądali działki na Belle Isle, szukając idealnego miejsca dla swojej firmy. I pamiętała, że ktoś kiedyś jej wspomniał, że ten budynek, przed którym teraz stali, należał kiedyś do klubu jachtowego. Który podobnie, jak wszystko inne w Detroit, upadł, gdy wszyscy bogacze zabrali swoje interesy gdzie indziej.

- Co my tu robimy? - spytała Amy, gdy Elijah stanął przed nią z szerokim uśmiechem, po którym rzucił jej duży pęk ciężkich kluczy.

- Zaczynamy korzystać z życia - odpowiedział, ruszając przodem. Poczekał na nią, opierając się drewniane drzwi, w oczekiwaniu, aż blondynka je otworzy.

W środku było wręcz zaskakująco jasno i na tyle ciepło, że Amy od razu zdjęła płaszcz, który Elijah niedbale rzucił na najbliższy mebel, przykryty białym materiałem. Dziewczyna miała wrażenie, że ktoś tu na nich czekał i ogień płonący w kominku miał sprawić, żeby poczuli się swobodnie. Dłuższą chwilę krążyli po kolejny wielkich i pustych pomieszczeniach, rozmawiając o tych przyjęciach czy weselach, które musiały odbywać się w tych salach, zanim to wszystko popadło w ruinę. Elijah sprawiał wrażenie zadowolonego, obserwując, jak Amicia porusza się zaintrygowana między korytarzami, aż w końcu złapał ją za rękę i wskazał im schody na górę. Blondynka od razu przytuliła się do jego boku, gdy wchodzili po skrzypiących stopniach, aż trafili do kolejnego pokoju. Tylko że ten nie był całkowicie opustoszały, pośrodku niego stał duży drewniany stół, na którym czekała na nich butelka szampana i dwa kieliszki.

- To wszystko jest podejrzanie romantyczne - mruknęła Amicia, nachylając się do niego i całując go krótko jego szyję. - Choć wydaje mi się, że wbrew pozorom widok na rzekę, był o wiele lepszy na dole - dodała, chcąc podejść i otworzyć, czekającego na nich szampana, ale Elijah zatrzymał ją przy sobie.

- Za kogo ty mnie masz, Amy? Uważasz, że naprawdę zabrałbym cię tu w imię romantycznych gestów, które nic nie znaczą? - spytał, uśmiechając się kpiąco.

- Nigdy w życiu bym cię o coś takiego nie posądziła - odpowiedziała Amy, także się uśmiechając. - Więc, jaki jest powód?

- Są nawet dwa. Po pierwsze, chciałbym żebyś kogoś poznała. Chloe! - zawołał Elijah i do pokoju weszła drobna blondynka w niebieskiej sukience. Twarz Amicii przybrała wyraz kompletnego zaskoczenia i dziewczyna nawet uniosła dłoń do ust, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Androidka za to uśmiechała się do nich obojga pogodnie, idąc w stronę stołu i stojącej na nim butelki.

- Dzień dobry, Amicio, dzień dobry, Elijah - przywitała się melodyjnym głosem androidka i zaczęła nalewać im szampana do kieliszków. - Mam nadzieję, że pogoda nie wpłynęła negatywnie na waszą podróż.

W tej chwili Elijah kompletnie zignorował pytanie zadane przez Chloe, bo zamiast tego wolał dużo bardziej obserwować gamę emocji na twarzy blondynki obok siebie. Amicia przyglądała się androidce z takim zachwytem, jakiego nie widział u niej nigdy wcześniej, niezależnie ile przełomowych modeli już razem zaprojektowali. Nad modelem RT600 pracowali przez wiele miesięcy, traktowali go, jak coś personalnego, jakby znów byli na studiach.

Ta praca, to była kwintesencja ich szalonej nauki. Robienie czegoś na przekór. Poświęcanie się projektowi, który zdaniem wszystkich był skazany na niepowodzenie, który podobno był niemożliwy. A oni chcieli zaprojektować razem tę idealną w każdym calu istotę, która będzie w swej naturalności na tyle ludzka, by przejść test Turinga. Test, który spędzał im sen z powiek i który zdaniem Amandy nie był im do niczego potrzebny. W końcu CyberLife rozwijało się coraz lepiej, projektowali coraz bardziej skomplikowane maszyny, a ten cały test był tylko formalnością.

Tylko nie dla nich. Amicia i Elijah uparli się do tego stopnia, że nikt nie był w stanie wpłynąć na ich decyzję. Miesiącami siedzieli w zamkniętych laboratoriach. Ona pisała kolejne algorytmy, a on tworzył kolejne projekty, aż w końcu trafili na ścianę.

I dla własnego dobra postanowili na jakiś czas odpuścić, skupić się na jakiejś innej dziedzinie swojej pracy.

Aż do dziś.

Dziś Chloe stała przed nimi, a uśmiech Amicii zdradzał najlepiej, jak szczęśliwa jest z tego powodu. I Elijah wiedział, że warto było dokończyć tę całą pracę nocami, bez jej wiedzy, by zobaczyć ten wyraz jej twarzy. Dlatego w końcu puszcza jej dłoń, pozwalając jej podejść do androidki.

- Podaj swój numer seryjny i opowiedz mi coś o sobie - poprosiła Amy, biorąc od androidki kieliszek i obserwując ją z zainteresowaniem.

- Mój numer seryjny to RT600 717 999

- Sześć cyfr? - dopytała blondynka, spoglądając na Elijaha, ale to Chloe odpowiedziała na jej pytanie.

- Tak, sześć, zamiast dziewięciu cyfr ma czynić mnie wyjątkową. Chciałaś, żebym powiedziała ci coś o sobie. Jestem pierwszą i póki co jedyną osobistą asystentką stworzoną przez CyberLife. Do moich zadań będzie należeć przede wszystkim pomaganie wam w codziennych sprawach - mogę zająć się waszym domem, ale też umawianiem spotkań, robieniem zakupów, czy pilnowaniem kalendarza. - Androidka, reaguje na każdy ruch Amicii, która obchodzi ją dookoła. Cały czas podążała za nią wzrokiem, a gdy ich spojrzenia się spotykają, od razu uśmiecha się trochę szerzej. Amy już w tej chwili, na tym etapie, była absolutnie zachwycona tym, jak naturalnie wypadała Chloe, jak kręciła głową, gdy wyliczała swoje przykładowe zadania, czy gdy odpowiadała na pytania z taką lekkością, że Amy miała ochotę ją wyściskać.

- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że mogę cię w końcu poznać, Chloe.

- Och, ja też czekałam na to spotkanie - odpowiedziała androidka, utrzymując spojrzenie Amy przez chwilę, a później przeniosła je na bruneta stojącego przy stole. - Elijah opowiadał mi trochę o tobie, jestem zachwycona tym, że będę mogła być dla was pomocą.

- Elijah dawno temu cię obudził? - spytała Amy, a Kamski ruszył w ich stronę i też wziął w końcu kieliszek z dłoni Chloe.

- W piątek. Wczoraj musiałam jeszcze porozmawiać z kilkoma osobami w CyberLife. Czy mogę w tej chwili coś jeszcze dla was zrobić?

- Tak. Plany domu - zarządził Elijah, kładąc dłoń na talii Amicii i przyciągając ją bliżej siebie. Androidka odstawiła butelkę szampana na bok, po czym rozłożyła cztery niewielkie transmitery na stole, nad którym wyświetlił się holograficzny plan nowoczesnego budynku. - Wesołych świąt, Amicio.

- Jest listopad - mruknęła pod nosem dziewczyna, zanim zorientowała się, co tak naprawdę się dzieje. - Czekaj, czekaj. Czy ty chcesz zbudować ten projekt w tym miejscu, Elijah? - spytała, obrazowo celując palcem w podłogę. - Czy budynek w którym właśnie jesteśmy, nie uchodzi przypadkiem za zabytek?

- Wszystko jest kwestią pieniędzy, więc tak. Zbudujemy ten dom w tym miejscu, zapłaciłem już za wszystkie niezbędne pozwolenia - odpowiedział kpiąco, wskazując jej dłonią hologram.

Amicia podeszła do stołu i zaczęła przerzucać plan architektoniczny ogromnej willi. Na planie wszystko prezentowało się dokładnie tak, jak mogła się tego spodziewać po Elijahu. Minimalistycznie i nowocześnie. Przez chwilę rozważała, czy nie zasugerować mu, że mógł skonsultować z nią ten projekt, zanim kupił budynek, ale obawiała się, że ten źle ją zrozumie. W końcu nie chodziło jej o to, że nie marzy podświadomie o takim domu, czy o tym, by zacząć budować coś razem. Nie tylko w firmie, ale też poza nią.

Dlatego jeszcze raz ogląda dokładnie hologram, zanim nie obróci się w stronę okien. Teraz wiedziała już, czemu weszli na piętro, do tego pokoju, bo dokładnie stąd rozciągał się widok na most, łączący wyspę z Detroit. I przede wszystkim na rysujący się na horyzoncie szkielet wznoszącej się powoli wieży CyberLife.

Amicia złożyła dłonie nad stołem, zamykając w ten sposób hologram, a Chloe dolała im szampana i zebrała przekaźniki. Po chwili Kamski dał jej znać, by zostawiła ich samych, a androidka opuściła pokój z uśmiechem.

- Chcę ją zatrzymać - powiedziała Amicia, patrząc na drzwi, które zamknęła za sobą Chloe.

- Oczywiście, że ją zatrzymamy. To nasz model testowy - gdy będziemy pewni, że przejdzie test, to wtedy użyjemy jej algorytmu do stworzenia kolejnych inteligentnych modeli - odpowiedział Elijah, stukając swoim kieliszkiem w ten trzymany przez blondynkę.

- Zmieniłeś coś w jej kodzie, prawda? Będzie się szybciej uczyć, bardziej adaptować?

- Tak. Jednak nie umieściłem tych ostatnich zmian w dokumentacji. Nie chcę, żeby ktoś się zaczął bać, że Chloe nagle wykształci świadomość.

- Ma swój własny charakter i inteligencję przekraczającą możliwości każdego człowieka na świecie. Uwierz mi - niektórzy i tak będą się bać. Zwłaszcza ci wychowani na apokaliptycznym science fiction. Tylko że to nie nasz problem, my mamy jeszcze dużo szalonej nauki do stworzenia - odpowiedziała, na co on uśmiechnął się krótko i oparł się obok niej o blat stołu. Dłuższą chwilę patrzyli przed siebie, na rzekę, most MacArthur i wysokie żurawie budowlane, które dzień i noc wznosiły w górę siedzibę ich firmy. - Trzy lata. Minęły zaledwie trzy lata i zobacz, ile już udało nam się już osiągnąć.

- Pomyśl, co zrobimy w dekadę.

- Zmienimy świat bezpowrotnie - odpowiedziała, unosząc kieliszek w górę. Kamski odsunął się od stołu, by znów znaleźć się naprzeciwko niej i uśmiechnął się szeroko.

Dziewczyna przygryzła lekko usta, oczekując na to, że w końcu ją pocałuje, ale ten z tym zwlekał. Amy wiedziała, że się z nią droczy, więc cofnęła się o krok i usiadła przed nim na stole, obejmując go nogami w biodrach i przyciągając do siebie. Dopiero wtedy Elijah pocałował ją, na co Amy odpowiedziała mu bez namysłu, rozchylając usta. Jego chłodne dłonie szybko wsunęły się pod jej sukienkę, na co blondynka zareagowała krótkim śmiechem i odepchnęła go lekko od siebie. Brunet stanął naprzeciwko niej, podziwiając jej prowokacyjny uśmiech, zanim nie wyciągnęła w jego stronę nogi, by pomógł jej zdjąć buty. A gdy te leżały już pod stołem, Elijah znów zbliżył się do jej ust i całując ją kolejny raz, ściągnął z niej rajstopy razem z bielizną.

Amicia znała go już na tyle dobrze, by mieć pewność, że jedynym uczuciem, jakiego Elijah nie bał się jej okazać, było pożądanie. Więc bez najmniejszego zastanowienia zgadzała się na wszystko, jakby sama w ten sposób otrzymywała zapewnienia co do ich relacji, których tak bardzo potrzebowała. Czasem tylko zdawała sobie sprawę z tego, że jest wręcz toksycznie uzależniona od jego uwielbienia.

I kolejnych zachłannych pocałunków, które wymieniali w tej pustej sali. Amy tłumiła westchnienia, chowając twarz w zgięciu jego szyi, gdy jego dłoń wsunęła się między jej uda. Dziś odwzajemniała jego pożądanie z taką samą mocą, bo dziś czuła, że ich życie będzie najlepsze na świecie. Więc kompletnie odpuściła sobie myślenie o wszystkim innym i po prostu złapała pasek jego spodni, przyciągając go bliżej siebie. Chwilę walczyła z guzikami w jego spodniach, zanim Elijah nie przesunął dłoni na jej pośladki i nie zsunął jej na sam brzeg stołu. Tym razem nie tłumiła swojej reakcji, wydając z siebie ciche jęknięcie, gdy w nią wszedł, cały czas utrzymując spojrzenie jego niebieskich oczu, wpatrzonych w nią zza lekko przekrzywionych oprawek okularów.

Amicia była przekonana, że w tej chwili kocha go najbardziej na świecie.

Gdy jego dłoń przesunęła się na jej szyję, od razu odchyliła głowę do tyłu, pozwalając mu zacisnąć palce. Musiała nawet przygryźć mocniej usta, czując, że powoli dochodzi i złapała mocniej brzegu stołu, po czym westchnęła głośno. Usłyszała cichy śmiech Elijaha, który puścił jej szyję i przyciągnął ją do siebie; pocałowała go zachłannie, wiedząc, że zaraz będzie po wszystkim.

W pomieszczeniu jeszcze chwilę od ścian echem odbijały się ich westchnienia i przyspieszone oddechy, gdy Amy tuliła się do niego. W tych wszystkich erotycznych uniesieniach ona najbardziej ceniła sobie właśnie te chwile tuż po, gdy miała poczucie pewności, że są dla siebie najbliższymi ludźmi i cała reszta świata naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia. Elijah obejmował ją, gładząc delikatnie jej lśniące włosy i czuł jej gorący oddech na swojej szyi, a to wszystko powodowało, że nie mógł się przestać uśmiechać. W końcu brunet złapał ją za brodę, by unieść jej głowę i pocałować ją jeszcze raz. Amy dalej obejmowała go nogami, nie pozwalając mu się odsunąć, ale gdy spojrzała w jego oczy, dostrzegła w nich już dobrze znaną jej niepewność.

- Kochasz mnie? - spytał ją niespodziewanie, a Amy nie umiała wyczytać z jego wyrazu twarzy nic, co dałoby jej jasno do zrozumienia, z czego może wynikać to pytanie. Zazwyczaj nie rozmawiali o uczuciach i dziewczyna nie miała pojęcia, jak ma do tego podejść.

- Wiesz doskonale, że nie jestem osobą, która ma wielkie doświadczenie w dokładnym określaniu swoich uczuć. Prawda jest taka, że wszystkie uczucia, jakie towarzyszą naszej relacji, są dla mnie absolutnie nowe. - odpowiedziała po chwili, decydując się na szczerość. - Jednak jeśli do miłości, zakwalifikować to, że niezaprzeczalnie jesteś jedynym mężczyzną z którym pragnę być, to tak. Kocham cię do szaleństwa, Elijah. - Brunet przytaknął jej lekko, nie zmieniając wyrazu twarzy, ale pochylił się, by ją pocałować. Tym razem robiąc to o wiele delikatniej. - Dlaczego o to pytasz? Mam cię częściej o tym zapewniać?

- Chyba byłem ciekaw, czy jesteś lepsza ode mnie w nazywaniu emocji - powiedział, odsuwając się od niej z niepewnym uśmiechem. Amy zsunęła się w końcu ze stołu i powoli zaczęła zakładać swoje porozrzucane ubrania.

- Wiesz doskonale, że nie jestem w tym dobra. Dlatego dobrze, że nie musimy projektować androidom żadnych głębszych uczuć. Bo jeszcze okazałoby się, że pod tym względem też są w nich o wiele lepsze od nas - sarknęła, a on parsknął śmiechem i pokręcił głową, patrząc na nią z uśmiechem. Amy znów wskoczyła na stół, by było jej łatwiej włożyć buty, ale ku jej zaskoczeniu Elijah kucnął przed nią i wsunął jej na stopy botki, po czym zaczął wiązać w nich sznurówki. Blondynka obserwowała to z niemałym zaskoczeniem i jedyną myślą, która w tej chwili krążyła po jej głowie, była ta mówiąca jej, że jest cholerną królową świata, mając go obok siebie. - A ty? Kochasz mnie, Elijah? - spytała pewnym głosem. Brunet podniósł się błyskawicznie i złapał ją w ramiona. Jego palce wplotły się w jej potargane włosy na karku, gdy dziewczyna odchyliła znów głowę, by móc patrzeć mu prosto w oczy.

- Oczywiście - odpowiedział pewnie, ale blondynka pokręciła głową.

- Więc mi to powiedz.

- Powiedziałem.

- Nie. Powiedziałeś: oczywiście. To nie to samo - droczyła się z nim, a z jej ust nie schodził kpiący uśmiech.

- Potrzebuję cię, jak nikogo wcześniej. Jesteś moim brakującym elementem i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - powiedział w końcu Elijah; jego głos był cichy, jakby bał się każdego wypowiedzianego przez siebie słowa. - Kocham cię - dodał po chwili, widząc, że Amicia mu nie odpuści, dopóki nie powie jej tego, co tak bardzo pragnęła usłyszeć.

Potrzebuję cię. Te dwa słowa najbardziej uderzyły w Amicię, która błyskawicznie ukrywał swoje emocje w kolejnym namiętnym pocałunku. Dziewczyna podświadomie doskonale znała prawdę. Wiedziała aż za dobrze, że Kamski przede wszystkim jej potrzebuje. Jednak nie miała zamiaru robić mu z tego powodu wyrzutów.

W końcu ona też przede wszystkim go potrzebowała, co Elijah nie raz już wykrzyczał jej podczas kłótni. Bez siebie nawzajem nigdy w życiu nie zbudowaliby tej firmy, nie stworzyliby androida, który przejdzie test Turinga i przede wszystkim nigdy nie mieliby możliwości burzyć zabytków, by móc budować przyszłość.

Dzień dobry!

Nowa praca spadła na mnie całym ciężarem i od dwóch tygodni nie napisałam ani zdania. Dlatego doceniam, że pomyślałam wcześniej i mam tu zapas rozdziałów, by nie zostawiać was z niczym.

Dzieki, że jesteście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro