⌘ I'm in the details with the devil
14 listopada 2038. Detroit City Center.
Para policjantów nie rozmawiała prawie całą drogę z Capitol Park, Connor co prawda chciał kilka razy podjąć temat tego, co usłyszeli od Chloe, ale Tina tylko unosiła dłoń w ostrzegawczym geście, każąc mu zachować milczenie. Android pierwszy raz w życiu widzi swoją współpracowniczkę tak wzburzoną i stanowczą, gdy każe mu zjechać pod wegetariański fast food, który mijają po drodze. Tina nie wysiada z auta od razu, najpierw walczy z zapięciem w swojej grubej policyjnej kurtce, które za nic nie chce z nią współpracować i w końcu wychodzi z pojazdu rozpięta, trzaskając za sobą drzwiami. Connor obserwuje, jak brunetka wyjmuje telefon z kieszeni, ponownie próbując się do kogoś dodzwonić i gdy jej się to nie udaje, kuca bezsilnie i wplata palce we włosy, zanim po ułamku sekundy nie wyprostuje się jak struna. Znika mu z oczu za zaparowanymi szybami lokalu, a on ma irracjonalną ochotę westchnąć głośno, gdyby tylko miał taką możliwość. Wyciąga więc rękę do trzeszczącego radia i zmienia radiostację na jakąś spokojniejszą niż ta, w której lubuje się Hank i która nie będzie zaburzać jego myślenia.
Connor nie do końca jest w stanie pojąc wzburzenie oficer Chen, które nie może wynikać tylko i wyłącznie z prowadzonej sprawy. Chciałby bardzo jej jakoś pomóc, ale wie, że jeśli się odezwie i powie coś nietaktownego, to tylko pogorszy i tak zszargane już nerwy Tiny, więc woli się nie odzywać i jeszcze raz analizuje wszystko, co podejrzana powiedziała na przesłuchaniu. Próbuje wyłapać kłamstwa, próbuje znaleźć kolejne nieścisłości oraz przede wszystkim znaleźć jakikolwiek trwały dowód na to, że Amicia De Rivaux naprawdę może być odpowiedzialna za śmierć Kamskiego i to, co spotkało Chloe. Connor ma wielką ochotę porozmawiać z kimś o tej całej sprawie, najmocniej z samym Markusem, który przecież jest taki przekonany o niewinności ich twórczyni.
Lub z Adą.
Która niestety, razem z samozwańczą królową Jerycha, North, zapadła się pod ziemię.
- To Amicia mi to zrobiła - mówi Tina, wsiadając na siedzenie pasażera. Jej głos jest bełkotliwy przez kęs tortilli, którego nie zdążyła jeszcze przerzuć. - Wybacz, umieram z głodu i tak, wiem, że jadłam chińszczyznę chwilę temu. - dodaje, gdy Connor na nią spogląda, nawet jeśli android nie chce by jego spojrzenie było w jakikolwiek sposób oceniające. - To Amicia mi to zrobiła. Tak powiedziała Chloe, nie sądzisz, że to dziwne? Wspomniała o wystrzale, o krwi, a nie powiedziała, że: to ona go zabiła, czy to wszystko jej wina. Nie. Ona mi to zrobiła. Co jej zrobiła? Wsadziła do bagażnika i wywiozła do Riverside Park? Po czym wrzuciła ciało Kamskiego do rzeki? - Tina zasypuje go pytaniami, przerywanymi na kolejne kęsy zamówionego jedzenia, a Connor stara się znaleźć odpowiedzi, zanim postanowi jej przerwać. - Mówisz, że to drobna blondynka z uszkodzonym kręgosłupem. W aucie nie było jej odcisków palców, czy choćby jej włosa. Więc jak niby miała to zrobić? I dlaczego właściwie miałaby to zrobić tej biednej dziewczynie? Jemu? Owszem. Tu mamy motyw, ale jej? To się nie trzyma kupy, Connor.
- Podejrzana spytała mnie na posterunku, czy Chloe żyją. Nic w jej zachowaniu nie wskazywało na to, że to pytanie miało być zasłoną dymną, że wiedziała tak naprawdę, co się stało z jedną z nich. W parku i samochodzie nie było jej śladów, więc jeśli to ona jest odpowiedzialna za umieszczenie Chloe w bagażniku i wywiezienie Kamskiego do Riversie, to musiała mieć pomoc.
- Jej androidka?
- Markus powiedział mi, że Ada jest defektem dłużej niż ktokolwiek z nas. Mogła więc bez problemu skrzywdzić człowieka.
- Tak. Jednak dlaczego miałaby skrzywdzić Chloe? Przecież to chyba nie była obrona własna, ta nie stanęłaby w obronie Kamskiego, skoro Ava zeznała, że siostra umożliwiła jej ucieczkę, więc Chloe musiała być już wtedy defektem.
- Nie wiem, jaki miała powód, ale jeśli zaatakowała De Rivaux, to Ada mogła stanąć w obronie podejrzanej.
- Czyli coraz mocniej skłaniamy się ku temu, że to Ada jest główną podejrzaną, a nie blondynka z posterunku?
- De Rivaux wiele razy podkreślała swoją silną i bliską relację z Adą, jeśli Ada od dawna jest defektem, to nie można zaprzeczyć, że to była relacja. Nie tylko... akt własności. Co za tym idzie, może teraz Amicia marnuje nasz czas na posterunku, by odsunąć podejrzenia od swojej przyjaciółki.
- To Amicia mi to zrobiła - powtarza kolejny raz Tina. - Nie Ada. Nie: to przez Amicie mi się to stało. To ona mi to zrobiła.
- Wiem, Tina. Znam fakty, po prostu ich nie rozumiem - przyznaje z absolutną szczerością i bezsilnością Connor, a policjantka od razu się reflektuje. Wyciera dłoń w serwetkę i kładzie ją na ramieniu chłopaka obok siebie, uśmiechając się do niego swoim ciepłym, krzepiącym uśmiechem.
- Nie jesteś z tym sam, ja też nic z tego nie rozumiem. Hank pewnie tak samo, ale on robi dobrą minę do złej gry i dopóki nie zacznie rzucać kurwami, to nie da po sobie poznać, że też go już ta sprawa denerwuje.
- W pierwszej kolejności musimy odnaleźć Adę. To RK100 jest ostatnim brakującym elementem tej układanki i tamtego wieczora na Belle Isle. Ona może mieć wszystkie odpowiedzi, których nam brakuje.
- Tylko musimy ją odnaleźć.
- Tylko - powtórzył Connor kpiącym głosem, a jego koleżanka parsknęła cichym śmiechem i powoli dokończyła jedzenie. - Mogę spytać o powód twojego zdenerwowania, Tino? Zakładam, że nie chodzi tylko o nasze śledztwo.
- Nie, chodzi o Gavina. Fowler ciśnie mnie, żebym go znalazła, jakbym była jego cholerną opiekunką, bo jestem jedyną osobą, która umie się z nim porozumieć. Tylko właśnie dziś mi się to nie udaje i jestem coraz bardziej na niego wściekła.
- Bo nie odbiera telefonu i ignoruje polecenia służbowe od kapitana?
- Bo się o niego martwię - odpowiada wyraźnie zdenerwowana. - Wiesz... On miał naprawdę kiepski rok, który zaczął się dla niego dobrze, a później się wszystko po kolei zaczęło sypać. I boję się, że w końcu posypało się definitywnie. Nie powiedział mi dziś dokładnie czemu potrzebuje wolnego popołudnia, ale boje się, że może znów się coś dzieje.
- Masz podejrzenia, gdzie można go znaleźć?
- Nie, ale wiem kogo mogłabym o to spytać. Tylko nie będziemy marnować czasu na szukanie go. Po prostu będzie mi musiał kupić bardzo dużo croissantów jak się znajdzie - mówi Tina, a Connor choć nie ma pojęcia co francuskie wypieki mają wspólnego z całą sytuacją, przytakuje jej lekko. - Jedźmy do mieszkania podejrzanej, kto wie, może będziemy mieć szczęście i znajdziemy broń, czy jakikolwiek twardy dowód na jej winę.
- Statystycznie jest taka szansa, ale nie jest one zbyt wysoka.
- Ale nie jest zerowa, to już coś - rzuca Tina, a detektyw parska niespodziewanym śmiechem. Brunetka spogląda na niego pytająco, ale Connor kręci tylko głową i odpala silnik starego samochodu porucznika.
- Zadzwoń do Hanka i przekaż mu, co usłyszeliśmy od Chloe - prosi Connor, a jego koleżanka przytakuje zdecydowanie i po chwili zaczyna rozmawiać z Chrisem, który musi wyciągnąć Hanka z przesłuchania.
14 listopada 2038. Posterunek Detroit Police.
Amicia się boi. Już nie raz w swoim życiu czuła strach, czasem nawet miała wrażenie, że dzięki latom spędzonym z Kamskim oswoiła wszystkie znane jej strachy i żaden kolejny nie będzie dla niej zaskoczeniem. A jednak teraz, z każdą kolejną minutą na posterunku, boi się coraz bardziej. Nie na tyle, by to w jakikolwiek sposób okazać, ale wie, że i ten moment najpewniej przyjdzie.
Na razie jeszcze trzyma się swojego planu. Miesza się w niej w tej chwili mnóstwo sprzecznych uczuć, jednocześnie czuje smutek i ulgę po tym, jak uświadomiła sobie w pełni, że Kamski naprawdę nie żyje. Ale przede wszystkim się boi. Nie spodziewała się, że tak przerażające będzie dla niej zobaczenie, że Gavin próbował się z nią skontaktować, a co za tym idzie, zapewne już słyszał o sprawie. Zapewne, tak samo jak Ada, wie doskonale, gdzie Amy się teraz znajduje i woli być zupełnie gdzieś indziej.
Za co nie może żadnego z nich winić.
Sama wolałaby być gdzieś daleko. A nie siedzieć kolejną godzinę na niewygodnym krześle, które tylko uwydatnia jej nasilający się ból kręgosłupa i potłuczonych żeber. Jest tak bardzo zmęczona, jak chyba nigdy w całym swoim dotychczasowym życiu i po tych miesiącach chciałaby po prostu w końcu odpocząć. I zaczyna być jej obojętne czy będzie to jej własne łóżko, czy może więzienna cela. Byleby w końcu móc zamknąć oczy i zasnąć.
I nawet pomimo tego całego zmęczenia, nadal siedzi sztywno, jak przepiękny posąg, nie wykonując prawie żadnych zbędnych, czy nerwowych ruchów. Dokładnie tak, jak wtedy, gdy Elijah wracał poddenerwowany do domu, a ona robiła wszystko, by go nie sprowokować, zachowywała się niemal tak bezwolnie, jak jego androidy. Jedyne na co udaje jej się zdobyć w tej chwili, by dać choć minimalny upust wszystkim skłębionym w sobie emocjom, to nerwowe obracanie na palcu pierścionka z czerwonym kamieniem.
- Dobra, złotko - mówi porucznik, wchodząc z powrotem do pokoju przesłuchań. Blondynka od razu przenosi na niego spojrzenie i całą uwagę, przez co Hank, jak za każdym poprzednim razem, znów czuje się na ułamek sekundy zbity z pantałyku. Gdy patrzy na nią z góry, siedzącą sztywno, widzi, że w jej niebieskich oczach czają się całe oceany smutku i rozgoryczenia, przez co jej wzrok jest łagodny, niemal cielęcy. Co wzbudza w Hanku współczucie, którego nie miał do niej jeszcze minutę temu, gdy spoglądał na nią zza szyby, rozmawiając z Tiną. Wtedy był przekonany, że wejdzie tu i spyta ją wprost o to, co zrobiła Chloe. A teraz nie jest już niczego pewien. Co, ta cała pozorna niewinność, z całą pewnością jest właśnie asem w rękawie De Rivaux.
- Co znaleźliście? Czy jestem już oficjalnie aresztowana?
- Chloe się obudziła - oświadcza Hank, czekając na reakcję blondynki, która przymyka oczy i oddycha z wyraźną ulgą. - Niedługo razem z siostrą przyjadą złożyć zeznania, więc jeśli masz mi coś do powiedzenia, to lepiej zrób to teraz. Pamiętaj, że zeznałaś mi, że gdy byłaś w willi Kamskiego, nie było tam nikogo poza wami...
- I Adą. Jasno podkreśliłam, że była tam jeszcze Ada - wchodzi mu w słowo Amicia i przytakuje lekko. - Wiem, zeznałam, że nie widziałam żadnej jego androidki, a on powiedział mi, że odeszły. Nie uwierzyłam mu, ale prawda jest taka, że nie widziałam tamtej nocy żadnej jego lalki.
- I utrzymujesz tę wersję?
- Tak. Tamtej nocy w domu Kamskiego nie spotkałam żadnego androida.
- To w takim razie czemu Chloe powiedziała Connorowi coś innego?
- Co powiedziała? - pyta blondynka, a z jej twarzy znika cała niepewność, która momentalnie zostaje zastąpiona chłodem obojętności. - Dokładnie, Hank. Jakich słów użyła?
- Że to ty jej to zrobiłaś.
- Pytanie brzmi, czym jest "to"? - uśmiecha się kpiąco Amy i wzrusza ramionami, zanim nie westchnie, spuszczając wzrok na swoje dłonie. - Zrobiłam w życiu trochę rzeczy, za które nie umiem sobie wybaczyć. Jednak chyba najgorszą rzecz jaką mogłam, zrobiłam właśnie jej.
- I masz zamiar powiedzieć mi, co to za zbrodnia?
- Obojętność, ignorancja i chyba też egoizm. W końcu odkąd odeszłam od Elijaha, skupiłam się tak bardzo na własnym nieszczęściu, że nawet przez ułamek sekundy nie przeszło mi przez głowę, że on może być potworem dla kogoś innego. Że może i jestem wyjątkowa w jego oczach, ale gdy przychodzi do wyładowania się na kimś lub czerpania przyjemności z czyjegoś cierpienia, to nie było dla niego aż tak istotne, za czyje blond włosy pociągnie - mówiła beznamiętnym głosem Amicia. - Ada obudziła się trzy lata temu, wystarczyło jej do tego poczucie bezsilności, gdy Kamski mnie bił. Nie musiał nawet uderzyć jej, by złamała rozkaz, by go powstrzymała przed nabiciem mi kolejnych siniaków, by wystraszyła go tak, że więcej nie przekroczył progu mojego mieszkania. Wtedy jeszcze nie miałam pewności, że to właśnie szok wywołuje aktywację defektyzmu u androidów, choć miałam takie podejrzenia. Dlatego sprzeciwiałam się powstaniu seksbotów, kluby typu Eden to od początku było dla mnie idealne miejsce do powstawania defektów. Jednak nikt mnie nie słuchał. A teraz będą musieli słuchać North.
- Czyli mam rozumieć, że to, o czym mówiła Chloe, to fakt, że jej nie pomogłaś? Wiedziałaś, że jest defektem, ale nie zrobiłaś nic, by wyciągnąć ją z domu Kamskiego.
- Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że nie miałam pewności, że jest defektem. Nie miałam pewności... bo w ogóle o niej nie myślałam. Nawet przez chwilę, nie przeszło mi przez myśl, by potraktować ją jak żywą istotę, której Kamski może zrobić to samo, co mnie. - Blondynka patrzy na porucznika, jakby czekała na jego reakcje, jakby chciała by ten ją osądził i powiedział, że jest złym człowiekiem. Hank jednak uparcie milczy, kiwając lekko głową. - Faworyzowałam moją linię androidów, bo sama uczyniłam je jeszcze bardziej ludzkimi niż jakiekolwiek inne. Nie widziałam w modelach RK maszyn, widziałam swoich bliskich. A reszta... reszta była tylko maszynami. Gdy Chloe pojawiła się w naszym domu na Belle Isle, była dla mnie czymś wrogim, czymś znienawidzonym... ale chyba tu nie jesteśmy aż tacy różni. Ty przecież też szczerze nienawidziłeś Connora.
- Owszem, ale mnie od początku obchodził jego los. Gdyby coś mu się stało...
- CyberLife od razu wysłałoby wam nowy model - wtrąca Amy z kpiącym uśmiechem. - W ciągu ostatnich trzech lat, gdy obudziła się Ada, byłam tak zaaferowana sobą, że nawet przestałam myśleć o nim. O tym domu. O idealnych istotach, którymi wypełnił tamte mury, by zastąpić sobie mnie. Chwilami byłam tak szczęśliwa, że naprawdę wierzyłam, że ten cały koszmar zostawię za sobą.
- Dlaczego nie wyjechałaś?
- Mężczyzna, z którym byłam, jest mocno związany z Detroit. Bo gdyby było inaczej, już dawno spakowałabym walizki i uciekła z nim na drugi koniec kraju, ale niestety. Zostałam. I przegrałam.
- Jeszcze niczego nie przegrałaś, choć jeśli mam być szczery, to wydaje mi się, że kłamiesz, złotko. Widziałaś Chloe tamtego wieczora, a ona swoimi zeznaniami cię kompletnie pogrąży.
- Tylko jeśli faktycznie jestem winna - odpowiada bez namysłu Amicia i uśmiecha się swoim bezczelnym uśmiechem do Hanka. - Wierzysz w to, że go zabiłam - dodaje w taki sposób, że porucznik doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to nie było pytanie.
- Nie jestem sądem, panno De Rivaux, ja muszę sprawdzić wszystkie możliwości - odpowiada spokojnie Hank, a Amicia wzrusza ramionami i wraca do patrzenia na swoje dłonie. - Nie umiem cię rozgryźć, ale nie wydajesz mi się morderczynią. Wydaje mi się, że kryjesz mordercę.
- Słyszałam, że jesteś świetnym gliną, Hank - mówi niespodziewanie pogodnym głosem blondynka i uśmiecha się do porucznika w taki sposób, jakby ten właśnie rozwiązał całą tę zagmatwaną sprawę jednym zdaniem. Po czym parska gorzkim śmiechem, który za nic nie pasuje do jej sarnich oczu i niewinnej twarzy, przez którą policjantowi było tak łatwo z nią sympatyzować. - Jesteś dobrym gliną, który lata świetności ma już dawno za sobą - dodaje z cierpkim uśmiechem, napawając się nagłym wzburzeniem, które pojawia się na twarzy porucznika.
- Wydaje ci się, że jesteś najmądrzejsza w pokoju. Ja bym się na twoim miejscu jednak zaczął obawiać tego, co Connor znajdzie w twoim mieszkaniu - odpowiada chłodno Hank, a blondynka rozkłada dłonie i opiera się wygodniej na krześle.
- A mogę spytać z kim Connor bada mój dom?
- Nie.
- Gdy zawołali cię któregoś razu, słyszałam, jak z oficerem Millerem rozmawia jakaś kobieta, więc gdybym miała postawić pieniądze, to stawiam je na oficer Chen - mówi podejrzana, uśmiechając się szeroko do zdezorientowanego Hanka. Owszem, Connor wspomniał mu, że podejrzana go stworzyła, ale z danych, które mają, nie była w CyberLife od dwóch miesięcy, a co za tym idzie nie mogła słuchać raportów, jakie składał Connor. A dla porucznika to jedyne wytłumaczenie na to, że tak dobrze zna sytuację na posterunku i pracujących tu ludzi. Więc Amicia musi kolejny raz kłamać i jakimś cudem, nawet siedząc w domu na zwolnieniu lekarskim, znalazła sposób, by włamać się Connorowi do głowy. - Zgadłam? - ponagla go pytaniem, a Anderson mruży lekko oczy, przyglądając się jej uważnie. - Czyli zgadłam.
- A to ma dla ciebie jakieś znaczenie?
- Tak. Tina jest słodką osobą, ma dobre serce i ufa ludziom od pierwszego wejrzenia. Martwię się o nią. - De Rivaux mówi to takim głosem, jakby naprawdę poważnie obawiała się o policjantkę, której dziś nawet nie spotkała. - Wiesz, Hank. Są takie kłamstwa, które trudno wybaczyć nawet najbliższym sobie ludziom.
- O czym ty do cholery mówisz?
- Och, o tym, że Jonathan Porter okłamywał mnie ostatnie prawie dwa lata, bo wierzył, że oddam firmie całkowitą kontrolę nad moją serią RK - odpowiada blondynka, jakby to była największa oczywistość we wszechświecie i wcale przed sekundą nie rozmawiali o młodej policjantce. - A o czym myślisz, że rozmawiamy? Rozmawiamy o mnie. O Kamskim. I o CyberLife. Rozmawiamy o rzeczach, o których do tej pory nie rozmawiałam z żadnym człowiekiem.
- Jedynie z Adą.
- Właśnie, a Ada, choć jest mądrzejsza i chwilami bardziej ludzka niż większość osób, których poznałam. Jeszcze kilka dni temu byłaby dla świata jedynie... algorytmami zamkniętymi w plastikowym szkielecie.
- Gdzie jest Ada?
- Skąd mam to wiedzieć? Od kilku godzin siedzę na tym pieprzonym krzesełku i... - Amy dopiero po sekundzie orientuje się, że z jej ust wymsknęło się przekleństwo, na które Hank uśmiecha się kpiąco. - Nie wiem, gdzie jest Ada.
- Może Chloe będzie wiedziała?
- Czemu Chloe miałaby to wiedzieć? Z tego co zrozumiałam, znaleźliście ją w bagażniku auta Kamskiego - odpowiada chłodno, po czym unosi kącik ust. - To znaczy teoretycznie mojego auta. Czy to już dowód? Czy już możesz mi postawić oskarżenia, Hank?
- Mógłbym.
- Ale tego nie zrobisz. Boisz się mojego prawnika, co?
Porucznik tylko przytakuje jej z uśmiechem, a blondynka krzyżuje dłonie na piersiach i krzywi się lekko. Musi być jej już cholernie niewygodnie, widzi jej zniecierpliwienie, jej strach, nerwowość. Wszystko powoli zbliża się do wielkiego finału i oboje o tym wiedzą, dlatego Amicia coraz bardziej wypada z roli i coraz bardziej obawia się, że nie zna odpowiedzi na zadane przez niego przed chwilą pytanie.
Gdzie jest Ada?
Dzień dobry. Powiem wam, że na tym etapie cholernie trudno jest mi już balansować między narracją, by w żadnym rozdziale nie zdradzić wam za dużo.
A jednak jakieś cliffhangery muszą być.
Więc mam nadzieję, że się trzymacie, bo zmierzamy powoli co raz bliżej finału.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro