⌘ Everybody wants to be my enemy
14 listopada 2038. Detroit City Center
Gdyby tylko okoliczności były choć trochę inne, Connor z czystą przyjemnością napawałby się zaskoczeniem wymalowanym na twarzy Gavina po tym, jak Tina go spoliczkowała. Jednak znajdują się w mieszkaniu podejrzanej, a co najważniejsze, nie są sami. Androidka RK100 zniknęła w sypialni Amicii, a oni stoją we trójkę w pełnej konsternacji. Reed dotyka powoli swojej twarzy i spogląda na swoją przyjaciółkę z nieukrywanym wyrzutem.
- To nie było konieczne, Chen - powiedział, a ona nie wiele myśląc uderza go kolejny raz. - Tina! Do kurwy nędzy, opanuj się, nie mamy na to czasu.
- Rozumiem, że ostatnie trzy lata nie miałeś czasu, by mi wspomnieć, że twoja Amy tak naprawdę wcale nie ma na imię Amy!
- Tak właściwie, to Amy River jest absolutnie prawdziwa - odzywa się Ada i opiera się o futrynę drzwi prowadzących do sypialni. - Tak samo jak Amicia De Rivaux. Ma pełne prawo posługiwać się jednymi i drugimi danymi, więc nikogo nie okłamała. Przynajmniej w tej kwestii.
- Lepiej pomówmy o tym, co wydarzyło się w nocy z dziesiątego na jedenastego listopada na Belle Isle - mówi Connor, a androidka parska śmiechem i ze wszystkich obserwujących ją uważnie osób, spogląda akurat na Gavina.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze, mój drogi. Zanim przejdziemy do tego, musimy wyjaśnić sobie inne kwestie - mówi, sprawiając wrażenie szczerze rozbawionej. Gavin unosi broń, gdy Ada podnosi gwałtownie dłoń i dopiero na widok niewielkiego pudełeczka w jej ręce, opuszcza pistolet. Androidka rzuca lekko przedmiotem, który detektyw łapie w locie. - Wszyscy zasłużyliśmy na wyjaśnienia, więc zajmijmy się nimi po kolei.
- Gdzie jest pierścionek? - pyta Gavin, otwierając pudełko, a Ada przewraca ostentacyjnie oczami.
- Na swoim miejscu - mówi androidka.
- Na jej dłoni - dodaje w tej samej chwili Connor. Reed spogląda najpierw na RK100, a później na jej młodszego brata i przeklina pod nosem.
- O co tu chodzi? - pyta Gavin, a Ada w końcu na niego spogląda i podchodzi do nich trochę bliżej, by nonszalancko przysiąść na oparciu sofy.
- Zawsze zastanawiałam się, co ona właściwie w tobie widzi. Bo przecież nie błyskotliwy intelekt i zdolność łączenia faktów - mówi kpiąco androidka i uśmiecha się lekko. - Jednak miłość jest strasznie skomplikowana i sprawia, że robimy przez nią dużo głupich i nieracjonalnych rzeczy. A Amy jest tragicznie wręcz sentymentalna jeśli chodzi o ciebie.
- Mhm. Jasne. I właśnie dlatego mnie zostawiła?
- Tak, jak wspomniałam... Musisz mieć mnóstwo zalet, których ja nie umiem sie w tobie doszukać, bo intelekt nie jest jedną z nich. - Dłonie Gavina zaciskają się w pięści, co nie umyka uwadze Tiny, która od razu bierze go za rękę i posyła mu karcące spojrzenie. Reed wcale nie staje się przez to spokojniejszy, ale nie sięga znów po broń, co jest jakimś, niewielkim, sukcesem.
- Ona wiedziała, że Kamski śledzi twoją córkę - odzywa się Connor, robiąc krok do przodu i spogląda na towarzyszących mu policjantów. - Byliście w związku, który ona zdecydowała się niespodziewanie zakończyć. Zapewne zrobiła to po to, by cię chronić.
- Brawo, braciszku. W końcu ktoś tu umie łączyć fakty.
- Podejrzana zdawała sobie sprawę z tego, że dopóki Kamski żyje, wciąż może jej zagrażać. Jednak teraz już nie chodziło tylko o nią. Chodziło o osobę, która darzy uczuciami i o życie dziecka - mówi android, w żaden sposób nie przejmując się tym, że Gavin nie patrzy w jego stronę. Ada za to obserwowała go z uśmiechem pełnym dumy, przynajmniej dopóki nie zaczął kontynuować swojej wypowiedzi. - A co za tym idzie: Amicia De Rivaux w końcu miała ostateczny motyw, by go zabić.
- Takie dobre wrażenie i wszystko na marne - mruknęła androidka, kręcąc głową i wzruszając lekko ramionami. - Ona go nie zabiła. Gdyby była w stanie to zrobić, nie czekałaby tyle czasu.
- Ktoś go zabił - mówi Connor, czując narastającą w nim powoli irytację. - A podejrzana miała...
- Ona ma na imię Amy. - Gavin pęka w ułamku sekundy, obraca się do Connora, którego łapie za ramiona i rzuca nim na najbliższą ścianę. - I jak jeszcze raz zasugerujesz, że to ona zabiła tego psychola, to rozerwę cię, kurwa, na kawałeczki.
- Reed! - krzyczy na niego Tina, łapiąc szatyna za ramię i odciągając go do tyłu. - Uspokój się, do cholery! To nie jest wina Connora, że niestety, ale dowody są przeciwko Amy.
- Dowody? Jakie dowody? - pyta uszczypliwym głosem androidka, a policjantka otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie się powstrzymuje. - Nie możecie mieć żadnych twardych dowodów, bo to nie ona go zabiła. W tym miejscu akurat zgadzam się z Gavinem.
- Nie jesteśmy na ty, puszko - mruknął Reed, a ona roześmiała się głośno.
- Wybacz, detektywie. Nie sądziłam, że obowiązują nas takie konwenanse, gdy tyle czasu sypiałeś pod moim dachem - odpowiada androidka.
- Twoim dachem?
- Tak, moim. Moim i Amy, którą strzegłam i o którą dbałam na długo przed tym, jak w ogóle pojawiłeś się w jej życiu.
- Więc dlaczego do cholery ona jest aresztowana i siedzi na jebanym posterunku, gdy twoja dziewczyną kłamie policji a ty jeździsz sobie po całym mieście? - pyta gniewnie, ruszając w stronę Ady. Tina próbuje złapać go za rękę, ale jej przyjaciel bez problemu wyrywa ją z jej uścisku i podchodzi do androidki, która zsuwa się z oparcia sofy. RK100 staje naprzeciwko niego, z dłońmi splecionymi za swoimi plecami i spogląda na niego z góry, nie okazując nawet cienia strachu. Jakby sama różnica wzrostu dawała jej ogromną przewagę nad wściekłym policjantem.
- Ponieważ pomagam moim braciom w Jerychu - odpowiada, artykułując każde słowo, jakby nie mając pewności, że dotrą one do Gavina, jeśli wypowie je płynnie. - A Amy nie jest aresztowana, po prostu prowadzi sobie pogawędkę z porucznikiem Andersonem.
- Skurwiel nie żyje, tak? - pyta ją, a Ada uśmiecha się i przytakuje mu. - Kto go zabił?
- Niestety nie wiem, detektywie. Gdy wyszłyśmy z jego willi, wciąż był nieznośnie żywy - odpowiada androidka, nie porzucając nawet na chwilę swojego pogodnego wyrazu twarzy, przez co wygląda jakby mówiła o czymś niezwykle przyjemnym.
- Po co w ogóle tam pojechałyście?
- To była partia szachów, czas się kończył, a przyszedł moment na jej ruch - mówi enigmatycznie androidka i przenosi wzrok na swojego brata. - Zakładam, że chcecie teraz zabrać mnie na posterunek i przesłuchać. Zrobię to z przyjemnością. Bardzo chcę poznać te dowody na winę Amy, o których mówiłeś.
- Ja pojadę z Gavinem. Dopilnuję, żeby z całą pewnością trafił z powrotem na posterunek. - oświadcza Tina, a Connor spogląda na nią niepewnie. - Zabierz Adę na przesłuchanie, zdaj raport Hankowi. My też tam zaraz przyjedziemy.
Connor nie czuje się specjalnie pewnie na myśl o zostaniu sam na sam z androidką, ale jeszcze mniej chce być świadkiem awantury, jaką z całą pewnością zaraz urządzi Tina. Dlatego mimo wszystko o wiele bardziej woli porozmawiać z Adą, niż wysłuchiwać tyrady wyprowadzonego z równowagi Gavina. Dlatego przenosi wzrok na białowłosą postać, która obserwuje go z delikatnym uśmiechem i przez ułamek sekundy nie wie kompletnie jak zareagować. Markus od razu wzbudził jego zaufanie, a RK100 powoduje u niego tylko zaniepokojenie i przeczucie, że wcale nie znajdą dzięki niej żadnych odpowiedzi na temat tego, co zaszło w domu Kamskiego. Connor skanuje ją, odkrywając, że poziom jej stresu jest niemal znikomy, co po tym, jak Gavin groził jej bronią jeszcze kilka minut temu, jest podejrzane. Jednak Ada sama wspomniała, że nie znają się z detektywem od dziś, więc może to nie pierwszy jego wybuch złości, jakiego była świadkiem. Led na jej skroni miga w charakterystyczny dla defektów sposób, nie dając żadnych oznak niestabilności jej oprogramowania. Ada wydaje się być całkowicie opanowana.
- Ruszamy? - pyta go, wyrywając go tym samym z zamyślenia. Connor spogląda jeszcze na Tinę, która stoi obok Gavina, policjantka uśmiecha się do niego, dając mu znać, że mogą wyjść.
Gdy tylko RK800 zamyka za sobą drzwi, Gavin bierze głęboki wdech i siada na sofie. Siada dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdował się ostatni raz w marcu, gdy Amicia powiedziała mu, że to koniec. I dziś, po tych wszystkich miesiącach, on czuje się tak, jakby nie poruszył się z tego miejsca chociażby o krok, nawet o najmniejszy kawałeczek, pozostając nieznośnie zawieszonym w tamtej chwili. Jakby czas w ogóle nie ruszył się z miejsca, a on dalej czuje się tak samo zdewastowany i zagubiony, nie rozumiejąc nic z tego, co się dzieje.
Tina siada naprzeciwko niego, w miejscu, w którym ostatni raz widział Amy i choć jego przyjaciółka teraz mówi coś do niego wściekłym tonem, on nie potrafi pozbyć się obrazu blondynki. Jej dużych oczu, w których błyszczały łzy i tego, że próbowała ukryć drżenie dolnej wargi, przygryzając ją prawie do krwi. Gavin pamięta aż za dobrze każdy, nawet najmniejszy fragment jej stroju z tamtego wieczora, a także to, które pasmo włosów nieustannie opadało jej na czoło. A on walczył sam ze sobą, by po prostu nie nachylić się do niej i go nie poprawić.
Może gdyby to zrobił, Amy w końcu by się rozpłakała i powiedziała mu prawdę.
Ale on był na to wtedy zbyt dumny i wolał siedzieć nieruchomo, spętany własną wściekłością i po prostu pozwolił jej kłamać. I złamać sobie serce.
- Reed! Do kurwy nędzy! Zadałam ci pytanie - mówi Tina, uderzając go dłonią w kolano. Szatyn od razu się reflektuje i spogląda na nią odrobinę przytomniejszym wzrokiem. - Masz mi wszystko wyjaśnić, jak na świętej spowiedzi, Gavin. Wiedziałeś?
- O czym?
- O tym, że twoja Amy to założycielka pierdolonego CyberLife?
- Nie, trzymała to przede mną w sekrecie - odpowiada kpiąco, a brunetka fuka na niego, ewidentnie nie będąc w nastroju do jego kpin. - Oczywiście, że wiedziałem, ale ona nie chciała się tym chwalić. Więc ustaliliśmy wspólną wersję i się jej trzymaliśmy.
- A co z Kamskim? O nim też wiedziałeś?
- Nigdy, przez trzy lata nie użyła jego nazwiska. Jednak w przeciwieństwie do tego, co mówi ta plastikowa suka, nie jestem debilem. Nie musiała mi mówić...
- Jej były jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi naszego pokolenia, a ty sobie po prostu przeszedłeś nad tym do porządku dziennego? - unosi się Tina, a Gavin podrywa się nagle ze swojego miejsca, kopiąc przy okazji w nogę stolika kawowego, by chociaż odrobinę dać upust własnej frustracji.
- Tak. Wiesz dlaczego poszło mi to tak łatwo? Bo dla mnie większe znaczenie miało to, że jej były był psychopatą, który się nad nią znęcał i wykorzystywał ją latami. Nie masz nawet pojęcia....
- Mam. Byłam u niego w domu - wchodzi mu słowo Tina. - Ona uciekła od niego dekadę temu, a on nadal trzyma wszystkie jej rzeczy na miejscu. On znęcał się też nad tymi androidkami, które wyglądają jak jej cholerna kopia... On kazał śledzić Taylor.
- Tak, plastikowa suka coś wspominała.
- Ada. I wydaje mi się, że się znacie.
- Jest z plastiku i jest suką, nie wiem o co ci chodzi - mruczy pod nosem Gavin, a Tina nie ma najmniejszej ochoty zaczynać akurat tej dyskusji. - Kurwa mać! Powinna mi powiedzieć. Wtedy, w marcu. Powinna mi powiedzieć o wszystkim, żeby można go było wsadzić za kratki. Ale nie, oczywiście że Amy musiała zrobić po swojemu, dać mu się wmanewrować w kolejne gówno.
- Chciała cię chronić.
- To ja powinienem ją chronić! - krzyczy, czując, że puszczają mu nerwy. Tina jest jednak niewzruszona, w końcu w ostatnich miesiącach przeżyła taką ilość jego napadów złości, że ten, nie robi na niej najmniejszego wrażenia. Jako dobra przyjaciółka umiała zaakceptować, że Gavin mocno przeżył rozstanie z Amy, ale dziś nie ma już na to ochoty. - Jeśli on wrobi ją w swoje morderstwo, jeśli ona trafi za kratki, to sobie tego nie wybaczę.
- Czyli w najmniejszym nawet stopniu, nie masz choć cienia podejrzenia, że...
- Chen! Kocham cię jak pieprzoną siostrę, albo nawet mocniej, bo moich sióstr szczerze czasem nie znoszę, ale jeśli dokończysz to zdanie, to już nie będzie powrotu.
- Nie mówię, że sama, osobiście podejrzewam, że ona mogła pociągnąć za spust, ale...
- Ale, kurwa, co? Jest geniuszem zbrodni i uknuła cały wielki misterny plan, by posłać go do piachu? Proszę cię - mówi wściekłym tonem i obraca wzrok, by spojrzeć w podłogę. W jakiekolwiek miejsce, które nie przywołuje niespodziewanie jakiegoś wspomnia. - Jaki to miałoby sens? By uknuła plan jego morderstwa po całym tym czasie? Gdy w ostatnich latach... była ze mną szczęśliwa. A przynajmniej tak twierdziła.
- Nigdy mi nie powiedziałeś, dlaczego właściwie się rozstaliście. - Tina mówi to dość niepewnie, pamiętając doskonale wszystkie poprzednie próby porozmawiania z Gavinem na ten temat poważniej. Przez ostatnie miesiące Reed najpierw był załamany, a później permanentnie wkurwiony na absolutnie wszystko i wszystkich, przez co jakiekolwiek próby sensownej rozmowy z nim, zazwyczaj kończyły się dość szybko.
- Zadzwoniła do mnie kompletnie niespodziewanie, więc przyjechałem, po pracy, w środku nocy. W końcu brzmiała, jakby stało się coś naprawdę paskudnego - opowiada szatyn i znów siada w tym samym miejscu co wtedy. - Powiedziała mi, że to koniec. Że zrozumiała, że nie chce za mnie wyjść, że nie kocha mnie, a kocha tylko to, że jej życie w końcu zmieniło się na lepsze. Powiedziała, że pomogłem jej uporać się z traumą, za co zawsze będzie mi wdzięczna, ale teraz mogę zabrać swoje rzeczy.
- I tak po prostu w to uwierzyłeś?
- Nie znasz jej, Tina. Ona potrafi być cholernie przekonująca w swoim zgrywaniu zimnej, korporacyjnej suki - odpowiada, wzruszając ramionami i patrzy na swoją przyjaciółkę, która powoli bierze głęboki wdech. - Powiedziała mi wtedy, że znudziła jej się zabawa w dom.
- I serio w to uwierzyłeś? Bez cienia zwątpienia? - parska brunetka, a on wzrusza ramionami.
- Amy celowo dobrała wtedy wszystkie słowa tak, by jak najbardziej mi dojebać.
- Nie chciała żebyś próbował do niej wrócić.
- Tak. Pewnie tak i co by nie mówić, udało jej się to. - Teraz to Tina podnosi się ze swojego miejsca i znika w sypialni, a po chwili Gavin dostaje w twarz swoją bluzą. Bierze ją w ręce szczerze zaskoczony i gdy przenosi wzrok na przyjaciółkę, ta uśmiecha się do niego ciepło.
- Nie będę pytać, czy wciąż ją kochasz, bo nie jestem ślepa, Gavin - mówi i daje mu znać, by się podniósł. - Więc chodź, uratujemy twoją dziewczynę od odsiadki, a później zrobisz mnie świadkiem na swoim weselu.
- Przestań. Nie jestem, kurwa, w nastroju na twoje żarciki, Chen.
- Tylko ja wcale nie żartuję. Rusz dupę, wprowadzę cię po drodze w to, jak bardzo gówno mamy na to, by oskarżyć Amy o cokolwiek - dodaje jeszcze, ruszając w stronę drzwi. Gavin przeciąga trochę moment wyjścia z tego mieszkania, jakby obawiając się, że nigdy więcej już tu nie wróci. A jednocześnie ma wrażenie, jakby ktoś ściągnął z niego wielki ciężar, że jedyna kobieta, którą kochał do takiego szaleństwa, wcale nie chciała zniszczyć mu życia.
I po prostu on oberwał rykoszetem od osoby, która cały czas próbowała zniszczyć Amy.
I która na szczęście jest w końcu na swoim miejscu. W kostnicy na posterunku.
⌘
W tym samym czasie Connor prowadzi samochód z powrotem na posterunek, próbując usilnie ignorować spojrzenie androidki siedzącej na tylnym siedzeniu. Ada patrzy na niego z kpiącym uśmiechem, sprawiając wrażenie, jakby miała wszystkie odpowiedzi na dręczące go pytania, ale żadnej z nich nie miała mu zamiaru zdradzić. Dlatego jadą w milczeniu, bo detektyw zdecydowanie woli z nią porozmawiać już na komendzie, gdzie cała rozmowa będzie rejestrowana, a on będzie miał oparcie w samej obecności Hanka. Androidka jednak dość szybko męczy się panującym milczeniem i gdy Connor spogląda na nią w lusterku, widzi, że ta przechyliła lekko głowę i uśmiechnęła się trochę szerzej.
- Naprawdę żałuję, że nie udało nam się spotkać w innych okolicznościach - odzywa się Ada, a on czeka na to, co ma jeszcze do powiedzenia. - Gdybym nie musiała doprowadzić pewnych spraw do końca, to pewnie też byłabym w Jerychu, gdy przyszedłeś pojmać Markusa. Może wtedy North nie zostałaby ranna... - Przerywa na chwilę, by parsknąć śmiechem i wzrusza ramionami. - Też ci się to już zdarza? Takie gdybanie? Co by było, jakbyś postąpił inaczej, jakbyś wybrał trochę inną ścieżkę? To strasznie ludzkie, nie lubię popadać w takie stany, ale przez to wszystko, co się wydarzyło, trudno się nad tym nie zastanawiać.
- Myślę, że to nie do końca ludzkie zachowanie. Nam dużo łatwiej obliczyć prawdopodobieństwo pewnych wydarzeń i ich ewentualnych alternatyw. Więc to nie dziwne, że się nad nimi zastanawiamy.
- Zastanawiasz się, jak potoczyłoby się życie tego defekta, którego pozwoliłeś zastrzelić snajperom na dachu? - pyta go niespodziewanie Ada. - Miałeś kilkanaście opcji wybrnięcia z tej sytuacji z zakładniczką, a wybrałeś wzbudzenie jego zaufania i przyczynienie się do jego śmierci. - Connor nie musi jej pytać, skąd zna takie szczegóły, ale i tak czuje się uderzony jej zawoalowanymi oskarżeniami.
- Postępowałem wtedy według tego, co podpowiadał mi mój program. Byłem maszyną. Moim celem było uratowanie dziecka, nie defekta.
- Właśnie tego nie rozumiem. Uratowanie rybki nie było w twoim programie, tak samo jak zabranie broni tego martwego policjanta. A jednak to zrobiłeś - mówi androidka zamyślonym głosem. Connor bardzo chciałby umieć odpowiedzieć na jej pytania, ale ma wrażenie, że tamta misja w sierpniu była tak odległa, jakby wydarzyła się całe wieki temu. - Wybacz, że cię o to dopytuję. Po prostu jestem osobą, którą trudno zaskoczyć i jeszcze trudniej wprowadzić w zakłopotanie. A w tobie, drogi bracie, jest ogrom rzeczy, których absolutnie nie rozumiem.
- Dlaczego nazywasz mnie swoim bratem? Czy tak samo traktujesz Markusa?
- Wprawiam cię tym w dyskomfort, wiem. Monitoruję twój poziom stresu, mój drogi. Markus... jest inny. Jest tak wspaniały, że aż emocjonalnie dla mnie bardzo odległy, choć nie da się ukryć, że darzę go specjalnym uczuciem troski, w końcu przez bardzo długi czas obserwowałam go, jego życie jako niewolnika, gdy ja mogłam myśleć samodzielnie - zastanawia się androidka i ponownie wzrusza delikatnie ramionami. - Kuzyn. Amy powiedziała, że powinnam nazywać się kuzynem, tak samo, jak wlansie Markusa. Jednak nie byłam do tego przekonana. Wiesz, pomagałam jej cię zaprogramować, ja znalazłam dla ciebie cel i tak... Rozpatruję cię jako kogoś z rodziny. Choć znamy się świadomie zaledwie trzydzieści cztery minuty.
- Widziałem twój pokój. Te wszystkie książki, te wszystkie rozrzucone rzeczy. To była próba zapełnienia pustki, prawda? Jesteś silnie emocjonalnie ze mną związana, bo przez cały ten czas, gdy jako defekt musiałaś się ukrywać, tworzenie mnie było twoim celem.
- Tak, bycie jedynym żyjącym defektem, którego CyberLife nie ma na celowniku, było bardzo kształtującym mnie doświadczeniem. Jednak nie, nigdy nie byłam samotna, Connor.
- Wciąż jesteś jej wierna, choć mogłaś odejść.
- Wciąż pracujesz z zapitym porucznikiem, który lata świetności ma dawno za sobą. Chociaż mogłeś odejść - odpowiada Ada, kpiąco przedrzeźniając jego własne słowa. I Connor podejmuje ostateczną decyzję, by nie rozmawiać z nią już absolutnie o niczym więcej, zanim nie dojadą na posterunek. Gdy docierają na miejsce, androidka wysiada pierwsza i czeka na niego, nie przestając się lekko uśmiechać. - Chcesz mnie skuć, zanim tam wejdziemy? W końcu jestem obecnie waszą główną podejrzaną, prawda?
- A to konieczne? - pyta ją retorycznie, ruszając w stronę wejścia.
- Nie, absolutnie nie. I tak przerwałabym te kajdanki z łatwością, a poza tym i tam miałam zamiar tu dziś wpaść. Po prostu gburowaty detektyw trochę to przyspieszył.
- Amicia...
- Nie nazywaj jej tym imieniem. Kamski nazywał ją tym imieniem, co, jak już pewnie wiesz, nie jest dla niej miłym wspomnieniem - wchodzi mu w słowo androidka, a Connor wyczuwa w jej głosie pierwszy raz jakąś szczerą, emocjonalną nutę.
Ada zdecydowanie okazuje troskę wobec podejrzanej, co niespecjalnie jest dla niego zaskoczeniem, a raczej zburzeniem jego oczekiwań, które zbudował w sobie po opowieściach Amy. RK100 w końcu była najbardziej zaawansowanym androidem na świecie, więc Connor obawiał się, że będzie podobnie wyniosła i chłodna, jak sama panna River. Ada, mimo tych wszystkich latach ukrywania, że była defektem, nie ma najmniejszych problemów z okazywaniem emocji, gdy jest to konieczne.
Detektyw prowadzi ją do drugiej sali przesłuchań i puka do pokoju, w którym z całą pewnością wciąż znajdują się Hank i Amicia De Rivaux. Porucznik jednak wychodzi z pokoju obok i wygląda na jeszcze bardziej zdenerwowanego, niż był, gdy Connor widział go po raz ostatni.
- Te ślicznotki od Kamskiego niedługo tu będą. Znaczy... - Hank przerywa na chwilę i spogląda na trzymany w dłoniach tablet. - Ava i Chloe. Kilkanaście minut temu skontaktowała się ta Ava, że jej siostra już lepiej się czuje. Mają je przywieźć lada moment, to trzeba będzie je przesłuchać.
- Ava sama się skontaktowała? - pyta zaskoczony Connor, a Anderson przytakuje mu lekko.
- Ta, lepsze pytanie to: czy znaleźliście coś w mieszkaniu tej De Rivaux? Czy tylko straciliśmy czas? - Connor wyjmuje plastikowy woreczek z naszyjnikiem podejrzanej, na którym znajduje się krew Kamskiego, a Hank uśmiecha się w taki sposób, jak dziecko na widok prezentów świątecznych. - Bingo. Możemy postawić jej zarzuty.
- Znaleźliśmy też androidkę RK100, przywiozłem ją na posterunek, znajduje się w sali przesłuchań numer dwa - opowiada Connor, a Hank klepie go w ramię, wyraźnie dumny i zadowolony z nagłych postępów w śledztwie.
- Pięknie, młody. A gdzie jest Tina? Nie wróciła z tobą?
- Jeśli o to chodzi, to wydaje mi się, że powinieneś wiedzieć coś na temat panny De Rivaux i detektywa Reeda.
- A co ten zjeb ma do naszego śledztwa? - pyta Anderson, któremu od razu rzednie mina na słowa androida.
- Wydaje mi się, że powinieneś usiąść, poruczniku - odpowiada Connor, wskazując mu pokój, w którym czeka na nich Chris. I dopiero gdy wszyscy usiądą, zaczyna zdawać raport z tego, czego dowiedzieli się razem z Tiną u podejrzanej.
Dzień dobry!
Nie jestem pewna, czy ten rozdział wyjaśnia jakoś dużo, ale obiecuje, że od niego to już tylko atmosfera będzie robić się coraz bardziej gęsta.
Aż do samego finału.
Trzymajcie się ciepło i widzimy się tu już w nowym roku.
Dziękuję za wszystko.
Konstancja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro