Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⌘ Don't underestimate the things that I will do.

14 listopada 2038. Posterunek Detroit Police.

Ciało leżące na metalowym stole w kostnicy z całą pewnością należy do Elijaha Kamskiego. Connorowi wystarczyło jedno krótkie spojrzenie, by potwierdzić tożsamość denata, ale nie chciał zaufać tylko pierwszemu osądowi. I gdy patolog potwierdziła test DNA, mieli pewność. Zaginięcie zmieniło się w morderstwo.

– Ślady walki? – pyta Hank, wskazując na zadrapania na szyi denata i lekki siniak na policzku.

– Ava zeznała, że słyszała, jak uderzył Chloe. Ta mogła się bronić.

– Więc może sam palnął sobie w łeb, gdy okazało się, że androidy wygrały? – mruknął Anderson, stojąc obok Connora. Detektyw nie ma pewności, czy porucznik zadał to pytanie jemu, czy po prostu rzucił je w przestrzeń.

– Rana postrzałowa na prawej skroni może na to wskazywać, zwłaszcza, że trajektoria pocisku zdaje się to potwierdzać – tłumaczy Connor, a Hank przygląda mu się z uwagą. – Był też martwy w momencie, w którym wpadł do rzeki.

– Tylko nie znalazłeś nad rzeką absolutnie żadnych śladów, mówiących nam o tym, że tam właśnie popełnił samobójstwo.

– Dokładnie. W okolicy parku nie było krwi...

– Tak samo w domu. Może wlazł do rzeki i dopiero strzelił? – pyta Hank, wzruszając ramionami, a Connor parska śmiechem. Co powoduje konsternację u porucznika, który od razu mierzy chłopaka pytającym wzrokiem.

– Tak. Ta teoria jest bardzo dobra. Pasująca idealnie...

– Więc o chuj ci chodzi?

– Pasuje idealnie do upozorowania samobójstwa, Hank – mówi Connor, przytakując lekko. – Przeanalizujmy, co wiemy do tej pory o ostatnich chwilach Kamskiego.

– Chuja wiemy, bo żadna ze znalezionych przez ciebie blondynek nie mówi ani słowa konkretów. A ta jedna, która może coś wiedzieć, Ada, zapadła się pod ziemię.

– Wiemy, że gdy panna De Rivaux i Ada opuściły willę, to Kamski stał w drzwiach...

– I był całkiem żywy.

– Wiemy, że najpewniej w domu była wtedy trzecia androidka.

– I w tym miejscu z całą pewnością podejrzana kłamała. Zeznała, że nie było żadnej – wchodzi mu w słowo Hank. – Oczywiście, mogła jej nie widzieć, mógł ją już wtedy trzymać zamkniętą w bagażniku. Jednak, czy ta oscarowa aktoreczka by uwierzyła w to, że Kamski pozwolił im odejść? Po tym wszystkim, co sama z nim przeszła? Szczerze wątpię. W tej chwili wszystko wskazuje na to, że to właśnie Chloe może być odpowiedzialna za to zabójstwo.

– Owszem, ale czy w takim razie sama się pobiła i zapakowała do bagażnika auta w parku? – pyta kpiąco Connor, a Hank krzywi się wyraźnie urażony jego tonem. – Poza tym Chloe jest modelem przełomowym, ale nie geniuszem zbrodni. Nie upozorowałaby samobójstwa w tak dobry sposób. Tak jak wspomniałem, kąt pod jakim został oddany strzał perfekcyjnie wskazuje na to, że to Kamski sam się zastrzelił.

– A jednak twierdzisz, że to upozorowane samobójstwo.

– Kamski nie zginął nad rzeką, jego ciało zostało tam przewiezione i wrzucone...

– Może popełnił samobójstwo, a Amicia postanowiła pozbyć się ciała? – sugeruje Hank, a gdy brązowe oczy androida spoglądają na niego chłodno, porucznik przeklina pod nosem. – Wiem, to się nie trzyma kupy. To luźna interpretacja.

– W momencie, w którym Kamski był w Riverside Park, żywy, czy nie, panna River była już w domu Carla Manfreda.

– Potwierdziłeś jej alibi na resztę wieczoru?

– Nie, ale Carl Manfred z całą pewnością je potwierdzi, gdy tylko się z nim skontaktujemy. Podobnie poręczy za nie sam Markus – mówi Connor, a Hank kolejny raz rzuca soczystym przekleństwem.

– Dobrze, mądralo. Więc jaka jest twoja teoria?

– Kamski zginął w swoim domu. Nie mam pewności, czy sam pociągnął za spust, bo nie pasuje mi to do jego profilu psychologicznego, ale z drugiej strony to zbyt doskonałe samobójstwo. Ktoś przetransportował jego ciało i wrzucił do rzeki. Ktoś, kto znał jego historię z De Rivaux i wiedział, że właśnie ten park miał dla nich jakieś sentymentalne znaczenie.

– Czy ktoś w ogóle potrafiłby zastrzelić go z tak dokładną precyzją, byś sam miał wątpliwości, co do tego czy to zabójstwo, czy samobójstwo? Nie jesteś przypadkiem najbardziej zaawansowanym modelem, panie mądralo?

– Jestem. Oczywiście, że jestem – odpowiedział zakłopotany chłopak i pokręcił lekko głową. – Ja mógłbym to obliczyć, skalkulować odpowiednie ułożenie broni.

– Chcesz mi teraz powiedzieć, że ty go zabiłeś? – pyta kpiąco Hank, ale widząc, że chłopak już otwiera usta by zaprotestować, parska śmiechem. – To był sarkazm, młody. A co z twoimi innymi wersjami? Ta z CyberLife nie przypadła mi jakoś specjalnie do gustu.

– To akurat oczywiste, zastrzeliłeś go – mówi obojętnym głosem Connor, który jeszcze przez te ostatnie kilka dni, nie miał nawet chwili na to, by pomyśleć o innych modelach RK800. O tym, czy w ogóle jeszcze istnieją jakieś inne wersje jego modelu, ale niezaprzeczalnie, jeśli mają oni takie samo oprogramowanie, to hipotetycznie mogli zabić Kamskiego z taką precyzją. – Teoretycznie odpowiedź brzmi: tak. Jednak nie wiem, czy, jeśli w ogóle powstały, inne wersje mojego modelu są obudzone.

– Więc całkiem, kurwa, dobrze się składa, że mamy szefową CyberLife na przesłuchaniu – śmieje się kpiąco Anderson i klepie chłopaka w ramię. – Daj znać Chrisowi, żeby ją przyprowadził.

Android przytakuje mu zdecydowanie i dzwoni do kolegi, po czym spogląda znów na ciało Kamskiego. Niezmiennie nie zazębiają mu się żadne ważne poszlaki i ślady, ale teraz zaczyna się też poważnie obawiać reakcji opinii publicznej na tę śmierć. Nie można powiedzieć, że założyciel CyberLife był postacią powszechnie kochaną, ale przez swoje ukrywanie się w cieniu, w niektórych kręgach uchodził za niezrozumianego geniusza. A jeśli naprawdę udowodnią, że w jego śmierć jest zamieszany jakiś android, media będą miały o czym pisać miesiącami. I właśnie przez to, śmierć Kamskiego wzbudza w nim poczucie niepokoju, bo gdyby nie niepewna sytuacja społeczno-polityczna, w jakiej znalazł się cały kraj, Connor nie miałby absolutnie żadnych głębszych przemyśleń.

Na dodatek przez pytania Hanka zaczynają wracać do niego wspomnienia walki z drugim modelem RK800 i świadomość, że ten zginął tamtej nocy. Co za tym idzie, zginął zanim miał okazję w ogóle żyć i Connor powoli rozumie, że jeśli istnieje więcej modeli z jego serii, to wciąż mogą one znajdować się pod wpływami CyberLife. A sam za dobrze pamięta to uczucie paniki i bezsilności, gdy Amanda próbowała uwięzić go w jego własnym oprogramowaniu. Przez co teraz nie jest pewien, czy chce poznać odpowiedź na pytania, które muszą zadać Amicii.

Blondynka pojawia się w towarzystwie oficera Millera kilkanaście minut później i może wmawiała Hankowi, że nie porusza się już z taką gracją, jak przed wypadkiem, ale Anderson wie, że to duża nadinterpretacja. Blondynka ma w swojej prezencji coś tak nieustępliwego i niemal doskonałego, że nawet jej znaczące utykanie nie jest w stanie zachwiać jej lodowatym wizerunkiem.

– Czyli nie żyje? – pyta blondynka i tylko Connor wie, że jej serce bije o wiele mocniej, niż może na to wskazywać jej bezemocjonalna postawa. – Chyba, że chcecie mi teraz powiedzieć, że znaleźliście inne trupy w jego szafie?

– Znaleźliśmy ciało, które może pasować do Kamskiego, jednak...

– Nie. Nie muszę się zgodzić na identyfikację. Jesteśmy już na tym poziomie zaawansowania technologicznego, by nie musieć mnie narażać na dodatkowy stres – Amicia wchodzi Andersonowi w słowo, krzyżując dłonie na piersiach. – Nie możecie mnie do tego zmusić.

– Zawsze możesz zadzwonić po swojego prawnika, wtedy nie będziesz absolutnie do niczego zmuszona, złotko – mówi Hank, patrząc na kobietę, która ucieka przed nim wzrokiem. – Ale coś czuję, że tego nie zrobisz.

– Oboje wiemy, że jeśli zadzwonię po prawnika, to skończy się nasza przemiła pogawędka. Czego raczej nie chcecie, prawda?

– Ile sztuk mojego modelu powstało? – pyta Connor, a blondynka uśmiecha się triumfalnie.

– A nie mówiłam? Macie dużo pytań – odpowiada kpiąco i bierze głębszy wdech. – Wolałabym jednak toczyć tę rozmowę na górze. Mimo wszystko wolałabym siedzieć i nie mieć świadomości, że jego ciało znajduje się za ścianą.

– Nie potwierdziliśmy, że nie żyje – zauważa Hank, a ona wzrusza ramionami.

– Nie jestem głupia, poruczniku. Jeśli tak bardzo ci na tym zależy by zobaczyć moją reakcję na wiadomość, że mężczyzna, z którym spędziłam wiele lat swojego życia, jest martwy, to proszę bardzo. Uczynię ci tę sadystyczną przyjemność. – Ton jakim Amy wypowiedziała te słowa, powoduje u Hanka od razu poczucie winy. Co zapewne jest dokładnie taką reakcją, na jaką podejrzana liczy, więc ten wskazuje jej tylko najbliższe drzwi i razem wchodzą do jasnego pomieszczenia. Obaj mężczyźni patrzą na blondynkę, która powoli zbliża się do ciała Kamskiego, a na jej twarzy maluje się coraz wyraźniejsze przerażenie. Connor przez ułamek sekundy jest przekonany, że Amicia się rozpłacze, ale ta tylko przygryza mocno usta i staje nad ciałem. – Gardzę sobą za to, że teraz mam wrażenie, że jakaś część mnie nadal miała wobec niego jakieś uczucia. Może nawet jakąś częścią siebie wierzyłam w jego odkupienie. To naiwne, prawda? – pyta, obracając się i spoglądając Hankowi prosto w oczy. – Nie nienawidzić kogoś, kto poświęcił lata swojego życia na to by zniszczyć każdą dobrą rzecz w moim.

– Myślę, że wręcz przeciwnie. To świadczy o tym, że masz serce – odpowiada Hank, a ona parska krótkim śmiechem i znów przygryza usta. – Nie spytasz jak umarł?

– Pewnie jakoś dramatycznie. Strzelił sobie w głowę w parku, w którym opowiadałam mu, że go kocham. Lub kazał zastrzelić się Chloe, czy komuś innemu – mówi Amicia i kręci głową. – I teraz najpewniej znajdziecie jego naskórek pod moimi paznokciami, czy jego broń pod moją poduszką, albo moje odciski palców w jego aucie... Cokolwiek co pozwoli wam mnie aresztować i skazać za jego zabójstwo.

– Ty go podrapałaś? – pyta Anderson, a ona kręci głową.

– Nie, nie widziałam tych śladów, gdy u niego byłam. To było jedno z niewielu naszych spotkań, gdy Elijah nie próbował mnie uderzyć. – Connor wyczuwa jej kłamstwo, ale nie chce teraz poddawać jej zeznań w wątpliwość.

– Czy uważasz, że Kamski mógł popełnić samobójstwo?

– Tak, jednak tylko jeśli miałoby zapewnić mu to ostateczne zwycięstwo. Ten ostatni ruch w szachach – śmieje się chłodno blondynka. – Jeśli udałoby mu się wrobić mnie w zabójstwo, to jasne. Pociągnąłby za spust bez chwili zawahania się.

– Więc czemu nie znaleźliśmy jeszcze żadnego dowodu, że jesteś odpowiedzialna za jego zabójstwo? – pyta Hank, a blondynka unosi drżącą dłoń, jakby miała zamiar dotknąć głowy Kamskiego, ale zamiera z nią zawieszoną w powietrzu kilka centymetrów nad jego włosami.

– Jeszcze. Na pewno coś znajdziecie... To właśnie była miłość w naszym wydaniu, próba zniszczenia siebie wzajemnie, kawałek po kawałku. I właśnie tak się skończyła. Czy możemy już stąd iść? – pyta pewnie Amicia, a żaden z mężczyzn nie odpowiada jej wystarczająco szybko, co wyraźnie wyprowadza ją z równowagi. I gdy blondynka się do nich obraca, jej, do tej pory anielskie oblicze, jest pełne gniewu i żalu. – Liczyliście, że zatańczę taniec z radości, że naprawdę nie żyje? Czy że wpadnę w histerię? Że zrobię cokolwiek, co da wam jakieś przeświadczenie o mojej niewinności lub winie? Och, przecież opowiedziałam wam, że przez rok, każdego dnia wmawiałam mu swoją miłość tak dokładnie, że sam w nią uwierzył. I co? Sądzicie, że nie będę umiała trzymać prawdziwych emocji na wodzy, gdy obserwuje mnie dwóch policjantów, w tym najepszy android śledczy, jaki kiedykolwiek powstał?

– Masz rację, chyba naprawdę cię nie doceniam – mruczy Hank, dając znać, że mogą opuścić kostnicę. Jednak zanim Amicia ruszy się z miejsca, nachyla się nad Kamskim i uśmiecha delikatnie, na mniej niż ułamek sekundy.

Au revoir, mon amour. – Powiedziała to na tyle cicho, że jej słowa nie umknęły tylko uwadze Connora, którego podejrzana nie obdarzyła ani jednym spojrzeniem, zanim poszła w stronę wyjścia.

Dopiero w windzie oddech Amicii wraca w pełni do normy, a ona z wielkim trudem stara się, dalej zachowywać chłodno i dalej nie okazywać żadnych emocji. Nienawidziła się tak zgrywać, chować wszystkich swoich ran i blizn pod kpiącym głosem i perfekcyjnym uśmiechem. A jednak opanowała to do perfekcji i choć w ostatnich latach tylko w pracy uciekała się do takich sztuczek, teraz jest zła na samą siebie, że nie zapomniała o nich całkowicie. Widzi, jak na dłoni, że porucznik Anderson ma ją za doskonałą manipulantkę, co z jednej strony jest dla niej bardzo dobrą kartą.

A z drugiej, po tych godzinach Amy ledwo trzyma się na nogach. Boli ją każdy kawałek ciała ukryty pod starannie wyprasowaną sukienką, bolą ją plecy od ciągłego starania się, by trzymać równy krok i przede wszystkim boli ją serce. Ma wrażenie, że całe jej wnętrze, które w ostatnich latach udało jej się na nowo pozszywać i poskładać w całość, znów zostało rozbite na milion małych kawałków. A teraz nie będzie już w jej życiu nikogo, kto pomoże jej zebrać te wszystkie drobne elementy i włożyć je na właściwe miejsca.

Wie, że Anderson zrobił jej to celowo. Porucznik jest za dobrym gliną, by nie połapać się w jej reakcji. Teraz, gdy znów siadają naprzeciwko siebie przy stole, oboje zdają sobie sprawę z tego, że Kamski nie żyje. A Amicia De Rivaux nie dowiedziała się tego kilkanaście minut temu, a już z tą wiedzą, zadzwoniła dziś rano po policję. I teraz zostaje mu tylko jedno pytanie, na które musi znaleźć odpowiedź.

– Jeśli to morderstwo, to kto go zabił? – pyta blondynkę, która zagląda do swojego pustego kubka po herbacie.

– Nie byłam to ja – odpowiada pewnie, choć jej dłonie zdradzają ją lekkim drżeniem. – Naprawdę. Choć trochę tego żałuję, ale to Elijah. Nie mógł mi dać choćby tego, choćby tej minimalnej satysfakcji.

– Więc kto mógł to zrobić?

– To chyba wasze zadanie, by się tego dowiedzieć, prawda? Nie każcie mi odwalać waszej pracy – rzuca kpiąco Amicia.

– Zdaniem Connora to mogło być samobójstwo, albo bardzo precyzyjne zabójstwo. I tu nasuwa się pytanie, czy jest więcej modeli serii RK800?

– Tak. Powstało ich około piętnastu, CyberLife chciało się zabezpieczyć na wypadek, gdyby Connor został zniszczony. Ja byłam temu przeciwna. RK to moja seria, miała być unikatowa, dlatego od razu, gdy przegrałam z zarządem w tej sprawie, zaczęłam budować RK900 – mówi otwarcie Amy, patrząc na szybę, jakby mając pewność, że android ich zza niej obserwuje. – To było trochę jak moja terapia, budowanie pięknych detektywów – dodaje, parskając śmiechem i wraca spojrzeniem do Andersona. – Jeśli dacie mi mój komputer, to mogę zalogować się do Zen Garden i sprawdzić, czy jakiś inny model RK800 jest wybudzony.

– A co z tym RK900?

– Gdyby Connor okazał się skuteczny, to mieliśmy już zamówienie na kolejnych "łowców defektów" z cełego kraju. Nie dokończyłam jednak pracy nad tym modelem, ponieważ zostałam usunięta ze stanowiska za posiadanie uczuć i rozumu. RK900 nie istnieje, więc nie macie kogo szukać.

– Nikt nie dokończył pracy po twoim odejściu?

– Hank, proszę cię. Nie obrażaj mnie. Oczywiście, że nikt poza mną nie mógł dokończyć mojej pracy – mówi roześmianym głosem Amicia i bierze głębszy wdech. – Więc chcecie wiedzieć, czy Connor ma szukać swojego brata, czy nie? Jeśli tak, to potrzebuję mojego komputera.

Porucznik uśmiecha się do niej i zabiera jej kubek, zanim wyjdzie z sali przesłuchań. Nie idzie jednak od razu do pokoju obok, ale najpierw kieruje się do socjalnego, gdzie robi sobie kolejną kawę, a podejrzanej herbatę. Zanim pójdzie do Chrisa i Connora, musi sam poukładać sobie wszystko w głowie i zastanowić się, co powinien teraz zrobić. Przede wszystkim wie, że nie ma wystarczających dowodów na to, by postawić pannie De Rivaux zarzuty, z drugiej strony jest przekonany o jej winie. Jednak jeśli wykonana jeden niewłaściwy ruch, ona bez mrugnięcia okiem znajdzie takich prawników, że zostanie oczyszczona ze wszystkich podejrzeń, zanim Hank zdąży w ogóle się odezwać. Dlatego wraca do Connora i macha dłonią w stronę torby z rzeczami podejrzanej.

– Daj jej laptopa – mruczy zrezygnowany pod nosem, a Connor podaje mu urządzenie.

– Naprawdę ufamy jej na tyle? – pyta Chris, spoglądając na porucznika. – Wierzymy, że chce nam pomóc? Bo jak dla mnie, to bzdura na resorach, że ona nie wie, kto go zabił.

– Nie, nie ufamy jej ani trochę.

– Więc czemu... – zaczyna mówić znów oficer, ale android wchodzi mu w słowo.

– Chcesz wykluczyć, że mój model był powiązany z tym morderstwem, prawda?

– To aż tak oczywiste? – odpowiada Anderson i wraca do podejrzanej, która z miną dziecka w poranek Bożego Narodzenia wyciąga dłonie po swój komputer. A zaraz po nim do sali wchodzi Connor, co powoduje chwilę konsternacji u blondynki.

– Rozumiem, czemu tu jesteś. Jednak nie będę wchodzić z butami do Zen Garden, jeśli na to liczysz – tłumaczy mu, włączając urządzenie i kilka aplikacji. – Sprawdzę tylko, czy w ogóle te androidy były aktywowane. Nic więcej.

– Ale możesz wejść do ogrodu? Rozmawiać z nimi, jeśli są aktywni – dopytuje Connor, a ona uśmiecha się i spogląda mu prosto w oczy. – Rozmawialiśmy już kiedyś, prawda?

– Uratowałeś tego policjanta, wtedy na dachu. Nie była to część twojej misji, nie była to część twojego programu. Okazałeś empatię, chociaż mogło to wpłynąć negatywnie na stan porywacza i zagrozić dziewczynce. Tak samo, jak stracenie cennych sekund na uratowanie rybki, która wypadła z akwarium – mówi Amy ciepłym głosem i nie spuszczając z niego wzroku. – Już wtedy wiedziałam, że jesteś wyjątkowy. Dlatego nie zmieniłam nic w twoim oprogramowaniu, choć teoretycznie powinnam.

– Jak właściwie napisałaś moje oprogramowanie detektywistyczne?

– Miałam nieocenioną pomoc – odpowiada, wracając wzrokiem do komputera i chwilę uderza palcami w klawisze, zanim nie przekrzywi głowy, wyraźnie czymś zaintrygowana. A Connor staje za jej plecami, by też spojrzeć na ekran. – Wygląda na to, że poza tobą i martwym numerem 52 nie uruchomiono żadnego innego modelu RK800. Wszystkie znajdują się bezpiecznie w CyberLife.

– Czy Ada też pracuje na Zen Garden? – pyta Connor, patrząc na dane na komputerze podejrzanej.

– Zen Garden to pozostałość po Elijahu, on stworzył pierwotny kod budujący cały ogród, on umieścił w nim Amandę, jako sztuczną inteligencję i przede wszystkim on zostawił tam wyjście awaryjne. Ja wzięłam to, co po sobie zostawił i zaczęłam na tym pracować, rozbudowywać, doskonalić, sprawdzać... – tłumaczy Amicia i oddaje mu komputer. – A skoro było to najnowsze możliwe oprogramowanie, to Ada chciała je mieć, więc tak. Ona też posiada Zen Garden, jednak w przeciwieństwie do Ciebie, ona nie została na nim zbudowana. Ona wzięła sobie to, co najbardziej jej się spodobało i ruszyła dalej.

– A może tak po angielsku? – mruczy pod nosem Hank, a blondynka uśmiecha się lekko.

– Connor wpadł na pomysł, żebym użyła Zen Garden do porozmawiania z Adą i namówienia jej do pojawienia się na posterunku, prawda? – upewnia się Amy, spoglądając na androida, który przytakuje jej delikatnie. – Jednak tego nie zrobię. Już mówiłam wam, że Ada doskonale wie, gdzie jestem i jeśli będzie chciała, to się tu pojawi. 

Dzień dobry, witam znów na posterunku. 

Gdzie wygląda na to, że pan Kamski nie żyje. 

A tu jeszcze tyle rozdziałów zostało. Kto by pomyślał. 

K. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro