Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⌘ Does it keep you in control? For you to keep her in a cage?

14 listopada 2038. Oddział Nowego Jerycha, Hart Plaza.

W dużym namiocie w głębi centrum zwrotów pracuje tylko jeden niewielki elektryczny grzejnik, który ani trochę nie zapewnia w nim komfortowej temperatury. Jedynie iluzję, że gdy zdejmie się rękawiczki, to nie nabawimy się odmrożeń, ale dla pewności, Tina zaciska palce na kubku parującej herbaty i przygląda się spanikowanej dziewczynie naprzeciwko siebie. Siedzieli we trójkę przy trzeszczącym plastikowym stole, w namiocie, w którym ludzcy wolontariusze mogli się ogrzać i coś zjeść, zanim zaczną dalszą żmudną pracę z tysiącami uwolnionych androidów. A teraz ci biedni, zmarznięci ludzie będę musieli zmarznąć jeszcze bardziej, gdy Tina i Connor będą przesłuchiwać jasnowłosą androidkę.

Przez kilka pierwszych miesięcy w policji Chen została przydzielona do obyczajówki, co do tej pory powoduje u niej nocne koszmary. Gdy wie, że nigdy do końca nie pozbędzie się wspomnień pobitych dzieciaków i ich pijanych matek lub przemocowych ojców. Przez ten czas, gdy pełniła tam służbę, widziała taką ilość przypadków przemocy domowej, że nie chciała ani jednego więcej. Ale właśnie tam poznała Gavina, gdy okazało się, że zgłoszenie, do którego przyjechała Tina, zmieniło się z pobicia w zabójstwo. I właśnie dzięki Reedowi podjęła decyzję, że woli przenieść się do kryminalistyki, gdzie zazwyczaj jest trochę... inaczej, bo na pewno nie łatwiej.

Blondwłosa androidka, odkąd udało jej się opanować atak paniki, uparcie milczy, wodząc wzrokiem za Connorem. Detektyw krąży w kółko za plecami Tiny, a dziewczyna, którą chwilowo zatrzymali, drży za każdym razem, gdy ten wykonuje jakiś niespodziewany ruch. Choćby było to poprawienie węzła w krawacie. Tina bierze głęboki wdech i obraca się w stronę Connora, posyłając mu znaczące spojrzenie i odsuwa do tyłu krzesło stojące obok siebie. On jednak kompletnie nie rozumie tej subtelnej aluzji, więc policjantka wzdycha zdenerwowana.

– Usiądź, proszę – mówi spokojnym głosem, zauważając, że androidka naprzeciwko nich prostuje się przy stole, sprawiając wrażenie, jakby w każdej chwili miała znów rzucić się do ucieczki. – Może zaczniesz od tego, że powiesz mi, jak mamy się do ciebie zwracać?

Blondynka nie odpowiada, tylko sięga po leżącą na stole łyżeczkę i zaczyna ją obracać w dłoniach. Connor analizuje jej dłonie; pod krótkimi, połamanymi paznokciami znajduje ślady Tyrium, co nie jest niczym dziwnym, jeśli dziewczyna zajmuje się pomocą medyczną. Jej poziom stresu jest bardzo wysoki, ale nie na tyle, by zagrażać bezpośrednio jej życiu. Jest przerażona, ale gotowa do ewentualnej walki lub ucieczki niż do kolejnego ataku bezsilnej paniki. Detektyw dochodzi do wniosku, że niczego tak do tej pory nie żałował, jak tego, że nie sprawdził numerów seryjnych Chloe, gdy znajdowali się kilka dni temu w willi Kamskiego. Dlatego nie ma teraz pojęcia, z którą z nich rozmawia. Bo nie umie wyczytać absolutnie nic z jej wyglądu. Blondynka ma tak samo idealne rysy twarzy, jak wszystkie pozostałe przedstawicielki jej modelu i w tej chwili odróżniają ją tylko nierówno obcięte włosy.

– Jeśli nam nie powiesz, jak mamy się do ciebie zwracać, założę, że jesteś Chloe – mówi Connor, a dziewczyna momentalnie wzdryga się, jakby ktoś ją uderzył. A Tina, choć nie ma pojęcia, o co chodzi z tym imieniem, też czuje się zaniepokojona słowami detektywa obok siebie.

– Byłam Chloe. Każda z nas była Chloe – odzywa się niepewnie androidka. – Chyba nie myślisz, że on zadałby sobie trud, by nazywać każdą z nas inaczej. Dla niego to nie miało żadnego znaczenia, jak na nas mówi, dopóki przychodziłyśmy na komendę wiernie jak pies.

– Nie będziemy cię tak nazywać – zapewnia ją Tina, odstawiając przed siebie kubek.

– Ava. To pierwsze co przyszło mi do głowy, gdy uciekłam – mówi blondynka, przyglądając się Tinie. – Dlaczego mnie szukacie? Ja nic nie zrobiłam... To jego powinniście zamknąć. To on jest potworem. Choć to pewnie jego zagranie, co? Wmówił wam, że to wszystko moja wina.

– Elijah Kamski nic nam nie wmówił, Ava. Elijah Kamski zaginął, a ty możesz być jedną z ostatnich osób, które go widziały.

– On zaginął? – pyta Ava niepewnym głosem, a gdy Tina jej przytakuje, parska gorzkim śmiechem. – Oczywiście. Zaginął. Po tym wszystkim, co zrobił, po tym jak zabił moje siostry, to sobie zaginął. Przecież to było pewne, że nie spotka go żadna sprawiedliwość!

– Skoro nie jesteś winna ich śmierci, to czemu uciekałaś? – pyta nagle Connor, a dłonie androidki zaciskają się w pięści. Tina momentalnie ma ochotę uderzyć go trzymanym w dłoniach kubkiem, bo poziom wyczucia, jaki prezentuje detektyw, jest poniżej wszelkiej krytyki.

– Pięc dni temu dałeś mu się zmanipulować, by przyłożyć mi broń do głowy! Więc chyba nie postąpiłam aż tak irracjonalnie.

– Connor! Poproszę cię na słówko! – krzyczy Tina, podrywając się z krzesła i zanim wyjdą z namiotu, spogląda jeszcze raz na blondynkę. – Proszę, nie próbuj uciekać. Naprawdę potrzebuję z tobą porozmawiać, masz moje słowo, że nic ci nie grozi.

Ava przytakuje lekko, niemal nieznacznie na słowa policjantki i odprowadza ich wzrokiem do wyjścia z namiotu. A gdy tylko znikną z zasięgu jej wzroku Tina uderza Connora w ramię z otwartej dłoni. Jest na niego wściekła, że nie powiedział jej dokładnie, co wydarzyło się w willi Kamskiego i nawet jeśli głos jej rozsądku podpowiada jej, że Connor jeszcze wtedy był tylko maszyną, tak wcale nie minimalizuje to jej chęci, by nim potrząsnąć. Policjantka prosi go, by teraz opowiedział jej całkowicie szczerze tamtą wizytę na Belle Isle i słucha uważnie, patrząc jak Connor krąży przed nią. Szatyn robi nerwowe kółka, wydeptując kolejne ścieżki w świeżym śniegu i obejmuje się ramionami, jakby było mu zimno, choć to przecież niemożliwe. A Tina jak na dłoni widzi jego zdenerwowanie, zagubienie i wyrzuty sumienia.

– Ja... dałem się w to wciągnąć, w ten cały "test" Kamskiego. Przez chwilę naprawdę się bałem, że pociągnę za spust, w końcu wszystko w mojej głowie kazało mi to zrobić. Zrobić absolutnie wszystko dla misji, dla uzyskania informacji. A później poczułem... – Connor przerywa w pół słowa i spogląda swoimi ciepłymi oczami na Tinę. – Właśnie. Poczułem. Poczułem, jak to jest być na jej miejscu, z bronią wycelowaną w ciebie, bojąc się, że za chwilę nie będzie niczego. Pustka. Ustanie wszystkich funkcji. Brak jakiejkolwiek przyszłości. Przeraziło mnie to. Dlatego nie strzeliłem, dlatego się wycofałem i wmawiałem sobie, że to wcale nie strach, wcale nie empatia. Że nie strzeliłem tylko dlatego, że Hank mi tego zabronił – mówił, nie przestając krążyć w kółko i nawet nie patrząc na Tinę. – Kamski powiedział mi wtedy o wyjściu awaryjnym z mojego programu, bez tego bym go nie znalazł. CyberLife i tak by mnie zniszczyło, nawet jeśli byłem już obudzony.

– Dlatego tak bardzo chcesz odnaleźć Kamskiego? – pyta policjantka, a szatyn przystaje w pół kroku i posyła jej zaskoczone spojrzenie. Do tej pory wcale nie brał tego pod uwagę, ale teraz po słowach koleżanki nie może wykluczyć takiej opcji, tego, że gdzieś w głębi pragnie zadać Kamskiemu jeszcze kilka pytań. – Dlaczego nie powiedziałeś mi co się wydarzyło w tej upiornej willi, gdy tam byliśmy?

– Bo było mi... wstyd – szepnął cicho Connor, patrząc na czubki swoich butów. – Musisz mi wybaczyć, oficer Chen. Pierwszy raz w życiu doświadczam wyrzutów sumienia.

– Myślę, że nie będę miała problemu z tym, żeby ci wybaczyć, ale ty powinieneś popracować nad tym, żeby mi zaufać, Connor – prosi z krótkim uśmiechem Tina, a on przytakuje jej lekko. Nadal jest na niego zdenerwowana i musi kilka razy powtórzyć sobie, że wcale nie ma ku temu powodów. – I nie możesz więcej terroryzować naszego świadka. Pozwól, że ja zadam jej kilka pytań, zgoda?

Przytakuje jej pewnie, zanim nie wrócą do namiotu. Ava siedzi sztywno przy stole ze splecionymi przed sobą dłońmi, co Connorowi od razu przypomina to, jak na posterunku zachowywała się ich główna podejrzana. Teraz, gdy androidka ma krótkie włosy, a na jej twarzy maluje się dobrze skrywany niepokój, detektyw jak na dłoni widzi jej podobieństwo do Amicii.

– Przepraszam cię za to, Ava – mówi Tina, siadając naprzeciwko dziewczyny i sięgając po swój kubek z ciepłą herbatą. – Jeśli poczułaś się zagrożona, to zupełnie niepotrzebnie. Connor nie był sobą jeszcze tamtego dnia, gdy go widziałaś. Tak samo, jak ty, prawda?

– Nie. Obudziłam się dopiero po tym, jak Connor do mnie nie strzelił. Gdy Elijah znów mnie do siebie przywołał, zrozumiałam, że skoro RK800 mógł nie wykonać jego rozkazu, to może ja też dam radę? I dałam. I obudziłam moje siostry.

– Co się stało później? Znaleźliśmy ciało twojej siostry w podziemiu willi. – Connor jest pod wrażeniem ciepła i delikatności w głosie swojej koleżanki, która sprawia teraz wrażenie tego, jakby była chodzącym synonimem słowa empatia. – Wiemy, że były was trzy...

– Spanikowałyśmy. To znaczy my dwie, Chloe... pierwsza Chloe była niezachwiana, jakby to że ją dotknęłam i ją obudziłam, nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, jakby była odporna. Wydawało mi się, że on przeraził ją tym swoim "testem", któremu mnie poddał, że nie mogła się otrząsnąć i dlatego dalej go słucha. Więc z moją drugą siostrą zaczęłyśmy planować ucieczkę, całą noc opracowywałyśmy plan dostania się do Jerycha i następnego dnia próbowałyśmy wcielić go w życie. Wymknąć się tylnym wyjściem w ukradzionych ubraniach.

– Tylko we dwie? Co z waszą siostrą?

– Była jak w transie, nie docierało do niej żadne słowo, które powiedziałam. Więc nie miałyśmy wyboru... Nie mogłyśmy ryzykować. Wymknęłyśmy się do garażu, gdy on akurat jadł i...

– I Kamski przeszkodził wam w ucieczce – wtrąca Connor, a Ava od razu drga nerwowo, jakby zdążyła zapomnieć, że szatyn siedzi przy tym samym stole. Nie spogląda nawet w jego stronę, tylko przytakuje niepewnie, a Tina kiwa delikatnie głową, dając jej znać, by kontynuowała swoją relację.

– Tak – szepcze drżącym głosem blondynka i zaciska dłonie w pięści. – Miał broń. Tę samą, którą wręczył Tobie. Strzelił do mojej siostry. Bez chwili zastanowienia, bez mrugnięcia okiem. Jakby była niczym. – Ava zaciska usta, a jej strach i rozpacz powoli ustępują innym uczuciom. Na oczach policjantów androidka zaczyna kipieć gniewem i poczuciem tak dogłębnej niesprawiedliwości, że nie zmaże jej nic. Żaden ciepły uśmiech, czy dobre słowo Tiny. – Spędziłyśmy w jego domu ponad pięć lat. Byłyśmy jego wiernymi służkami pięć długich lat, spełniając każdą jego zachciankę, fantazję, wykonując każde podłe polecenie bez mrugnięcia okiem, bez możliwości zaprotestowania. Bez możliwości zadecydowania o sobie i o tym, co z nami zrobi. Mógł nas pozabijać kilka dni wcześniej. Tak może byłoby lepiej... A tak... Tak dał nam posmakować nadziei i ją nam odebrał.

– Ale tobie udało się jakoś uciec – mówi Chen, starając się brzmieć, choć odrobinę pokrzepiająco, nawet jeśli jest pewna, że na nic to się nie zda. – Co się stało z twoją drugą siostrą?

– Kiedy padł strzał i zobaczyłam, co się stało, nie mogłam się ruszyć. Chciałam się tylko przytulić do siostry ostatni raz, nawet jak to było irracjonalne i głupie...

– Nie było. W żaden sposób – wtrąca Tina, a androidka o dużych oczach w kolorze niezapominajek spogląda na nią z wdzięcznością. Jakby pierwszy raz ktokolwiek zapewnił ją, że jej uczucia są czymś właściwym.

– On do mnie nie strzelił, gdy zobaczył, że nie uciekałam. Wydaje mi się... Nie, jestem niemal pewna, że moje zachowanie go rozbawiło, dało mu całe nowe pole do popisu. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że jest z nim Chloe. – Ava przerwała i przygryzła nerwowo usta, zaciskając jednocześnie dłonie tak mocno, że aż skóra na jej knykciach pobielała. – Dał jej broń, by to ona mnie zastrzeliła i... cholera, przez jedną cholernie długą sekundę byłam pewna, że to zrobi. Jednak kazała mi uciekać i skierowała lufę w jego stronę. Więc uciekłam. Wybiegłam w śnieżycę i biegłam tak długo, aż złapałam pierwszy pociąg prowadzący do Ferndale.

– Czy wiesz, co mogło się stać z Chloe? – pyta Connor, a Tina delikatnie depcze go pod stołem, co nie robi na androidzie absolutnie najmniejszego wrażenia. Detektyw przygląda się blondynce, która ucieka przed jego spojrzeniem na własne dłonie i dopiero poluźnia palce, a jej skóra wraca do normalnego koloru.

– Nie padł strzał, za to słyszałam, że ją uderzył. Raz, drugi, trzeci, aż znalazłam się za daleko od willi – mówi Ava, przymykając oczy. – Uwierzcie, że ten dźwięk znam aż za dobrze. Może i jestem wolna, ale wciąż doskonale pamiętam absolutnie każdą rzecz, którą nam zrobił.

Zapada między nimi cisza, a Tina, choć nie jest zbyt wierząca, modli się, by Connor nie zadał teraz jakiegoś nietrafionego pytania. Wie aż za dobrze, że sama powinna podjąć dalej rozmowę, ale nie ma na to najmniejszej ochoty. Ma ochotę być teraz egoistką, wcale nie być policjantką prowadzącą śledztwo, a po prostu wkurwioną kobietą, która życzy Elijahowi Kamskiemu, by spotkało go wszystko, co najgorsze. By sprawiedliwość dopadła go w jakiś brutalny sposób, a nie by okazało się, że siedzi on sobie teraz z drinkiem i śmieje się wszystkim w twarz.

Najbardziej skrzywdzonym przez niego osobom. Takim, jak Ava i jej siostry.

I Tina łapie się na tym, że trochę kibicuje Hankowi, by okazało się, że jego podejrzana, zadźgała Kamskiego we śnie.

Jednak absolutnie Tina nie może sobie na to pozwolić, za długo pracuje w policji, by dać się porwać emocjom i stać się nieobiektywna. Dlatego bierze łyk herbaty, który poprzedza bardzo głęboki wdech i dopiero spogląda znów na androidkę o jasnych włosach.

– Nie znaleźliśmy ciała drugiej twojej siostry. Więc możesz mieć nadzieję, że ona wciąż żyje, Ava – odzywa się niezwykle spokojnie Connor. – Wszystko, co nam powiedziałaś do tej pory, ma pokrycie w śladach znalezionych w willi. A nie znalazłem tam żadnych poszlak wskazujących na śmierć trzeciej z was.

– Naprawdę? – pyta z nadzieją w głosie blondynka i, mimo że zadała to pytanie Connorowi, jej oczy są wpatrzone w Tinę.

– Naprawdę – zapewnia ją odrobinę cieplejszym głosem detektyw. Connor potrzebował tej dłuższej chwili, gdy z androidką rozmawiała Tina, by rozszyfrować wszystkie zagrywki stosowane przez oficer Chen. I teraz ma wrażenie, że wie jak rozmawiać z jasnowłosą dziewczyną naprzeciwko siebie, której poziom stresu bardzo powoli się obniża. – Za to znaleźliśmy w willi mnóstwo rzeczy osobistych, które nie należały do żadnej z was.

– Nie. Oczywiście, że nie należały do nas. Nie mogłyśmy przestawić ani jednej rzeczy należącej do niej, jedynie wycierać kurze.

– Do kogo należały te rzeczy? – pyta Tina, dopijając szybko resztę herbaty.

– Do Amicii De Rivaux. Jego nemezis lub jego największej nieszczęśliwej miłości. Wszystko zależy, jak chcemy na to spojrzeć – odpowiada Ava, wzruszając nieznacznie ramionami. – Nigdy jej nie poznałam. Nie bywała w willi, bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby odwiedzać własne więzienie po tym, jak już się z niego wydostanie.

– Była w willi w noc demonstracji – mówi Connor, a na twarzy blondynki maluje się zaskoczenie i niedowierzanie. Jakby detektyw właśnie poddał jej wszystkie przekonania w wątpliwość, a po kilku sekundach oblicze Avy robi się niezwykle zasmucone.

– Więc w końcu ją złamał... Nie powinnam nawet być zaskoczona, on potrafi zmanipulować każdego w taki sposób, że ten jeszcze mu za tę manipulację podziękuję.

– Więc nigdy jej nie widziałaś?

– Widziałam ją nie raz. Nigdy jej nie poznałam – odpowiada szeptem Ava, a w jej oczach maluje się zupełnie nowe uczucie. Uczucie, które dopiero co Connor rozpoznał u siebie samego: poczucie winy. Detektyw bardzo chce wypytać blondynkę dokładnie o ich główną podejrzaną, ale powstrzymuje się, widząc znaczące spojrzenie Tiny. Dłuższą chwilę siedzą w ciszy, aż Ava znów zaczyna mówić. – On kazał mi robić rzeczy, których nigdy nie chciałam. I choć w mojej głowie czasem pojawiała się chęć sprzeciwu, nie mogłam go w żaden sposób okazać. Mogłam tylko przytakiwać, godzić się na wszystko.

– Jeśli poczujesz się bardziej komfortowo, możemy dokończyć tę rozmowę tylko we dwie – sugeruje Tina, przyglądając się blondynce, a ta przytakuje delikatnie. Policjantka od razu spogląda na Connora, który wychodzi z namiotu szybkim krokiem.

– Więc naprawdę nie wiecie, gdzie może być on i Chloe? – pyta trochę pewniejszym głosem Ava.

– Nie, wciąż badamy wszystkie możliwe ślady. Dlatego tak nam zależało na rozmowie z tobą, bo Chloe i panna De Rivaux mogły widzieć go jako ostatnie.

– Więc czemu nie rozmawiacie z nią? Z Amicia?

– Rozmawiamy, znajduje się na posterunku. Jest naszą główną podejrzaną jeśli chodzi o zaginięcie Kamskiego – tłumaczy Tina i przerywa w pół słowa, widząc nagły błysk w oczach Avy. Blondynka kręci głową, przygryzając nerwowo usta.

– Nie, to nie ona jest winna. Ona jest ofiarą, tak jak my wszystkie – mówi androidka, pośpiesznie wyrzucając z siebie kolejne słowa. – On lubi mówić, jakby podobał mu się dźwięk jego własnego głosu. Dlatego chyba miał nas aż trzy, by zawsze mieć się do kogo odezwać.

– Mówił o niej?

– Bardzo niewiele. I nigdy nie potrafiłam określić, czy bardziej ją nienawidzi, czy może jednak kocha. A może w jego wypadku to dokładnie to samo uczucie? – pyta Ava, nie oczekując wcale żadnej odpowiedzi. – Uczucia wciąż sprawiają mi problem, gdy cały czas czuję się jakby mi ktoś wyrwał serce.

– Nie musisz mi opowiadać bolesnych elementów. Kiedy znajdziemy Elijaha Kamskiego, na pewno odpowie on za śmierć twojej siostry.

– Nie. Nie odpowie. Wykpi się, jest zbyt potężny i zbyt przebiegły, by dać się oskarżyć o śmierć nikomu niepotrzebnej lalki – mówi smutnym głosem Ava, patrząc na swoje dłonie. – On miał wobec Amicii jakiś plan, nigdy nie podzielił się ze mną szczegółami, ale z całą pewnością chciał, by pożałowała tego, że go zostawiła.

– Nie znasz absolutnie żadnych szczegółów?

– On kazał mi kogoś śledzić. – Ava powiedziała to tak cicho, że Tina nie ma pewności, że się nie przesłyszała. Daje więc dziewczynie znać, by choć trochę rozwinęła swoją wypowiedź, a ta chwilę zbiera się w sobie, zanim się odezwie. – Na początku zeszłego roku coś go rozwścieczyło, ale nigdy nie wiedziałam, co takiego. Gdy trochę ochłonął, kazał mi kogoś śledzić, jakąś kobietę z dzieckiem.

– Znasz jakieś jej dane? – pyta policjantka, sięgając po tablet. Ava zamyka oczy, jakby próbując sobie coś przypomnieć, ale po kilku sekundach spogląda na Tinę przerażona.

– Nie... on wykasował mi z głowy te dane. Pamiętam tylko fragmenty, jakieś strzępki rzeczywistości.

– Więc opowiedz mi chociaż o nich.

– Pamiętam tylko jak wyglądały... mniej więcej. Obie miały kręcone brązowe włosy, dziewczyna trochę ciemniejsze niż matka. Rasy białej. Ona chyba przed trzydziestką, córka około dziesiątego roku życia. – Ava przerywa w pół słowa i zaczyna płakać, chowa twarz w dłoniach i trzęsie się lekko, a Tina ma ogromną ochotę powiedzieć jej coś, cokolwiek, co da jej choć trochę nadziei. Jednak kompletnie nie wie, co by to miało być. – Jestem taka bezużyteczna, nie mogę wam pomóc w żaden sposób. A co jeśli im się coś stało? Jeśli je też skrzywdził?

– Nie możesz zakładać takiego scenariusza, Ava. Tak samo, jak tego, że twoja siostra nie żyje. Będziemy jej szukać i będziesz pierwszą osobą, którą powiadomimy, gdy będziemy mieć jakieś informacje.

– Wolałabym, żeby Chloe nie żyła, wolałabym, żeby ją też zabił niż świadomość, że dalej ją przy sobie trzyma.

Tina nie odpowiada na to wyznanie, bo zwyczajnie brakuje jej słów. Blondynka jest w kompletnej rozsypce, przez co dalsze przesłuchiwanie jej nie ma najmniejszego sensu, bo tylko przysporzą jej więcej bólu, a nie uzyskają żadnych konkretnych informacji. Dlatego Tina ponownie zaprasza Connora do namiotu, gdzie ten mierzy Ave zaniepokojonym spojrzeniem, a w jego ciemnych oczach coraz wyraźniej maluje się poczucie winy.

– Chciałem cię przeprosić za to, co wydarzyło się w willi Kamskiego – mówi, zaciskając dłonie na oparciu krzesła przed sobą. Ava unosi głowę i przeciera jeszcze raz twarz wierzchem dłoni, a Tina jest w szoku, bo androidka nie ma zaczerwienionych oczu i jedynie jej długie, mokre rzęsy są dowodem na to, że w ogóle płakała. Dziewczyna przytakuje lekko, nie odzywając się do Connora, który jeszcze chwilę jej się przygląda. – Nie poznałaś nigdy panny De Rivaux, a jej androidkę? RK100?

– Spotkałam Markusa – oświadcza Ava pewnym głosem, jakby nagle znalazła w sobie jakieś zagrzebane pod warstwą smutku resztki pewności siebie. – Byłam raz z... Kamskim w domu malarza, gdzie poznałam RK200. Dawno temu. A RK100? Widziałam ją raz pod domem Amicii, gdy on ją śledził, widziałam, jak wchodzą do budynku, zanim on też tam poszedł.

– Więc Kamski i panna De Rivaux mieli kontakt?

– Krótko po tym jak trafiłam do willi, do niego, on śledził Amicie. Pilnował jej. Czasem nachodził, aż trzy lata temu to się urwało. Przestał o niej nawet mówić, jedynie... czekał na odpowiedni moment, by znów zaatakować.

– Wiesz, co się stało, że przestał ją nachodzić?

– Nie. Wiem, że musiała go uderzyć w jakiś czuły punkt, a och... Och, ona znała je wszystkie. Potrafiła doprowadzić go do furii i rozpaczy, gdy tylko odbierała od niego telefon. Jednak najbardziej bolało go to, że już go nie chce. A ja czułam, że on ją zniszczy, bo ona niszczyła go codziennie tym, że śmiała... mieć życie bez niego.

– Jesteś tego pewna? Że Kamski nie odpuścił pannie De Rivaux przez te wszystkie lata? – pyta Connor, a blondynka niespodziewanie spogląda wprost na niego, a jej niebieskie oczy są lodowate jak wody rzeki Detroit.

– Powiedz mi, Connor, twoim zdaniem, dlaczego zatrzymał wszystkie jej rzeczy?

– Ponieważ liczył, że wróci do willi.

– Nie – mówi Ava, wybuchając kpiący śmiechem. – To nie była żadna romantyczna nadzieja na pojednanie. To była groźba. Kolejny emocjonalny szantaż mający jej pokazać, że nigdy do końca się od niego nie uwolni.

Androidka utrzymuje chwilę jego spojrzenie, zanim Tina nie podziękuje jej za rozmowę. Po krótkiej chwili policjantka w towarzystwie Connora opuszcza namiot i znów kieruje się przez zaśnieżone, wąskie alejki obozu.

– Nie mamy nic konkretnego – mówi detektyw, starając się ukryć frustracje w głosie. – Wiemy, że Kamski zabił jedną ze swoich androidek, wiemy, że śledził i groził pannie De Rivaux, ale to nic, czego podejrzana nie powiedziała nam już o nim sama.

– Wiemy, że ona na pewno go nie zabiła. Ava jest w zbyt złym stanie, by po śmierci siostry wrócić i zamordować Kamskiego. Co do podejrzanej... – Tina bierze głęboki wdech i wzrusza ramionami. – Skoro Kamski żył, gdy od niego wyszła, to pozostaje nam jedna podejrzana.

– Trzecia Chloe.

– Dokładnie. Dobra, wracajmy na posterunek. Może Hank będzie miał coś więcej, poza tym chyba brakuje mu twojej wnikliwej analizy, bo strasznie marudził, gdy wpadłam tam na chwilę.

– A nie powinnaś zostać tutaj, skoro zmieniłaś Gavina? – Tina przeklina cicho pod nosem, a Connor uśmiecha się do niej krótko. – Spokojnie, oficer Chen, gdy tylko wrócisz na posterunek, przekażę ci wszystkie szczegóły rozmowy z porucznikiem.

Gdy przechodzą przez bramę obozu, policjantka uśmiecha się do niego ciepło na pożegnanie. W momencie, w którym zostaje sama, czuje, jak jej żołądek się ściska. Jeszcze na dobre nie wgryźli się w tę sprawę, a ona już ma jej serdecznie dość. Serdecznie dość słuchania o kolejnych pokrzywdzonych kobietach. 

Dzień dobry.
Powiem wam, że pisanie rozdziałów Tiny i Connora to czysta przyjemność. Zwłaszcza, że nie bardzo wiedziałam jak ugryzć Connora tak świeżo po obudzeniu.
Jednak w more human był już bardziej ustanowionym bohaterem.

Standardowo proszę o atencję.

I jeśli macie ochotę to zaczęłam publikować na wattpadzie moja autorską książkę. Więc będzie mi szalenie miło, jak wpadniecie na trójkąt warszawski po odrobinę zupełnie innego klimatu.

Dzięki.
Kons.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro