Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bite my tongue, bide my time ⌘

14 lutego 2028. Belle Isle, Detroit.

Cichy plusk płynącej w potoku wody działał niezwykle kojąco na zmysły. Podobnie śnieżnobiałe ptaki unoszące się na niebie i kolory płatków kwitnących wiśni, które nawet mimo braku wiatru, fruwały w powietrzu wokół niej. Amicia oparła się przedramionami o poręcz drewnianego mostu, a jej zmysły były oszukane do tego stopnia, że aż miała ochotę wziąć głęboki wdech, by poczuć to pachnące wiosną i kwiatami powietrze. Jednak gdy to robi, czuje jedynie kawę i perfumy bruneta obok siebie. Mimo to obróciła się jeszcze raz, rozglądając się po japońskim ogrodzie z uśmiechem, zanim zdjęła z siebie okulary.

– I jak ci się podobało? – zapytał Elijah, pochylając się nad klawiaturą komputera i dopisując kolejne linijki projektowanego interfejsu. Amy położyła mu dłoń na ramieniu, a gdy obrócił się w jej stronę. Pocałowała go lekko, co wywołało u niego chwilową, niemal niezauważalną konsternację.

– Jest doskonały. Dokładnie to miałam na myśli, choć nie sądziłam, że będzie tak piękny.

– Uznałem, że ogród zen będzie dobrym...

– Więzieniem? – zapytała, śmiejąc się blondynka i sięgnęła po niedopitą wcześniej kawę. – Bo tym właśnie jest ten interfejs: więzieniem. Kolorową salą przesłuchań.

– Ten interfejs ma dać ci coś, co tak bardzo lubisz – mruknął, opierając dłonie na podłokietnikach jej krzesła i pochylił się nad nią. – Kontrolę – dodał, całując ją zachłannie, a Amy położyła mu dłoń na karku, przytrzymując go przy sobie.

– Lubię z tobą pracować.

– Wciąż?

– Zawsze – powiedziała, puszczając go i pozwalając Kamskiemu wrócić do pracy. Z tysiąca kłamstw, które nauczyła się mówić mu każdego dnia, to nie było jednym z nich. W ostatnim roku, gdy znów zaczęli bawić się w swoją szaloną naukę, Amicia przypomniała sobie aż za dobrze, że naprawdę kocha z nim pracować. Z nikim nigdy nie rozumiała się tak dobrze, jak z nim i choć grała bez cienia fałszu wszystkie uczucia wobec niego, to jedno było szczere.

– Wgrasz Zen Garden Adzie? – zapytał, siadając na krześle i wrócił do pisania programu.

– Nie będę musiała, pewnie skopiuje je sama od RK500. – Zanim Amy dodała coś więcej, jej telefon zawibrował na blacie i blondynka przeklęła cicho. – Zebranie marketingowe, idziesz?

– Nie. Reprezentuj mnie – powiedział, a ona uśmiechnęła się pobłażliwie.

– W takim razie zgarnę jakieś jedzenie i wrócę tu po zebraniu.

– Wychodzę dziś wcześniej z firmy, spotkamy się w domu. – Elijah oderwał wzrok od monitora i spojrzał na Amicie, która oparła się o biurko, podchodząc do niego i pocałowała go w czoło. – Tylko nie zróbcie znów ze mnie tresowanej małpy dla mediów, nie mam ochoty oprowadzać kolejnych wycieczek po fabryce.

– Raz wystarczy. Wolimy mimo wszystko zachować jakąś aurę tajemnicy – roześmiała się Amy i sięgnęła po swoją laskę z lakierowanego białego drewna. Opierając się na niej, wyszła z pracowni Elijaha i ruszyła w stronę windy.

Z jej twarzy nawet na chwilę nie zniknął pogodny uśmiech, jakby miała poczucie, że Elijah cały czas ją obserwuje. Zjechała kilka pięter w dół do sal konferencyjnych, gdzie w jednej z nich czekali już na nią współpracownicy. Dopiero teraz przestała się uśmiechać i usiadła u szczytu stołu, a Jonathan postawił przed nią filiżankę czarnej kawy i usiadł po jej prawej stronie. Amy podrzuciła lekko laskę do góry, złapała ją w połowie i odłożyła na swoje kolana, a Porter parsknął śmiechem, obserwując to z boku.

– Popisujesz się – mruknął, nachylając się do niej lekko, a ta tylko odpowiedziała mu kpiącym spojrzeniem. – Wiem, mogłabyś mi tym połamać kości, ale takie zabawy zostawmy sobie na inny termin.

– Ja nie pytałam, co cię kręci w łóżku. Nie chcę się nawet nad tym zastanawiać – rzuciła kpiąco blondynka i gdy wszyscy zebrali się przy stole, skinęła głową, dając znać, że mogą zaczynać spotkanie. Eveline włączyła prezentację i zaczęła opowiadać o wzroście sprzedaży tańszych modeli, które niedawno wprowadzili na rynek oraz o zwiększonym zainteresowaniu firmą, po wywiadzie dla telewizji, którego udzielił Elijah. – Powiedział, że mamy z niego nie robić tresowanej małpy, on szczerze tego nienawidzi. Pokazywać się publicznie.

– Och, jak na osobę, która tak rozpaczliwie kocha atencje, to aż nie do pomyślenia – zakpił Jonathan, gdy Amy nachyliła się w jego stronę. Rozmawiali przyciszonymi głosami, by nie przeszkadzać Eve w prowadzeniu zebrania. – Sugerujesz, że powinniśmy wmanewrować go jeszcze w kilka wystąpień?

– Został wybrany na "człowieka stulecia" – powiedziała Amicia, robiąc palcami cudzysłów w powietrzu. – Century chce zrobić galę, sesję zdjęciową, wywiad na dziesięć stron. Wystarczy, że to zakontraktujemy.

– I Elijah się na to zgodzi?

– Zmuś go. – Blondynka uśmiechnęła się szeroko, a Porter tylko pokręcił głową. – Powiedz, że to dla dobra firmy i tak dalej.

– A pójdziesz z nim na ten bankiet, bo to jedyne co mogłoby go przekonać?

Eveline chrząknęła głośniej, spoglądając znacząco w ich stronę, więc Amicia od razu uśmiechnęła się przepraszająco i wróciła uwagą do toczącego się zebrania. Nawet jeśli jej rola ograniczała się głównie do przytakiwania, to chciała chociaż pozornie wyglądać na zainteresowaną. Wiedziała od Ady, że Kamski czasem śledzi ją za pomocą monitoringu, więc od prawie roku nie mogła przerwać swojej gry nawet na ułamek sekundy, niezależnie od tego jak była zmęczona, czy przestraszona. Po zakończonym zebraniu Porter zawołał do nich Jamesa, a Amicia od razu zmieniła wyświetlaną prezentację na rozpoczęty niedawno projekt androida, który ma przejąć część obowiązków nauczycieli akademickich. Blondynka podniosła się i powoli podeszła do miejsca, w którym jeszcze chwilę temu stała Eve, ona jednak przysiadła na brzegu stołu.

– Więc bankiet, pójdziesz z nim? – spytał Porter, a Amicia parsknęła śmiechem i wskazała dłonią na jeden z wykresów. Opracowali ten sposób rozmów już prawie rok temu, by uniknąć wszelkich podejrzeń i teraz gdy ktoś spojrzał na nich z boku, ewidentnie wyglądali jakby byli w trakcie omawiania prezentowanego projektu.

– Odkąd chodzę o lasce, Elijah jest mniej skłonny do zabierania mnie gdzieś ze sobą. Wiesz, on lubi perfekcję, a jak się już stłucze wazon, to nie poskleja się go tak, by był jak nowy – odpowiedziała Amy i spojrzała na Jasona. – Zasypiemy go obowiązkami, których nie znosi. Nie będzie się z nich dobrze wywiązywał, to będziecie mogli mu to wyrzucić na kolejnym zebraniu zarządu.

– Będzie chodził wkurwiony – mruknął Jason, a Amicia wzruszyła ramionami.

– Nic nowego. Powiedzcie mi, czy macie na niego jakieś konkrety? – spytała, zmieniając slajd na prezentacji, by sprawiać wrażenie, że pyta ich o coś z nią związanego.

– Nie – powiedział Jonathan i choć blondynka nie dała tego po sobie poznać, on wyczuł jej zdenerwowanie. – Nie będę cię oszukiwał. Poza tym, że kłócimy się z nim o produkcję masową androidów dla policji i wojska, to nie mamy mu nic więcej do zarzucenia.

– Zarządzamy firmą wartą pięćset bilionów dolarów, Amy. Kamski to wie, nie popełni zawodowego samobójstwa. Jest na to za sprytny – dodał Jason, a ona tylko pokręciła głową, zmieniając kolejny slajd. – Muszę iść, ale dajcie mi znać, gdyby coś się zmieniło.

– Jasne – mruknęła Amicia i wyłączyła prezentację.

Porter podszedł do niej i podał jej ramię, zanim poszli w stronę wyjścia z sali. Amy nie potrzebowała jego pomocy, utykała naprawdę delikatnie, jednak przyzwyczaiła się do chodzenia o lasce i naprawdę napawało ją spokojem to, jak Elijah patrzył na nią od czasu wypadku. Z poczuciem winy. Czuł się winny, że sam spowodował popsucie się swojej ulubionej zabawki. Poszli do biura Portera, gdzie John poprosił swoją androidkę o przyniesienie im lunchu i usiedli przy stole obok okna. Śnieg padał nieustannie od kilku godzin, opadając grubymi płatkami na szklane ściany wieży, blondynka dłuższą chwilę patrzyła na ten widok, w głębi serca trochę tęskniąc za idealną wiosną, panującą w Zen Garden.

– Jak się czujesz? – spytał ją Porter, a Amy momentalnie wróciła myślami do jego ciepłego biura.

– Zależy, o co pytasz. Jeśli o moje zdrowie, to nieustannie bez zmian. Wkurwiam się na fizjoterapeutów i mam na co narzekać z Carlem Manfredem. Oboje zostaliśmy marudnymi kalekami – mruknęła rozbawionym głosem i poczekała, aż androidka zostawi jedzenie i wyjdzie z biura. – Jeśli o Elijaha, to również bez zmian.

– Naprawdę staram się znaleźć cokolwiek, co pozwoli nam przegłosować jego odejście. Jednak Jason ma rację, nie możemy się go pozbyć, bo nie zgadzamy się w kwestiach rozwojowych... to za mało. Potrzebujemy jakiegoś dowodu...

– Na jego niepoczytalność? – zapytała kpiąco Amy, grzebiąc jednocześnie widelcem w sałatce.

– Na to, że jest zagrożeniem dla przyszłości CyberLife.

– On się zmienił, Jonathan. Jest czujny, uważny, spokojniejszy. Wie, że patrzycie mu na ręce i dlatego nie da się złapać.

– Jaki jest wobec ciebie?

Zadane pytanie zawisło między nimi w niezręcznej ciszy. Amicia nabiła na widelec kawałek serca i włożyła go do ust, by przeciągnąć w czasie swoją odpowiedź. Nie umiała jej znaleźć, bo miała w tej chwili wobec Kamskiego tyle sprzecznych uczuć, że nie potrafiła ich wszystkich nazwać, a co dopiero o nich rozmawiać. Wciąż, nieprzerwanie, należała do niego. Bez żadnych zmian wciąż była jego ukochaną zabawką, jego ulubionym rekwizytem o nazwie "ukochana", gdy bawili się w dom. Choć chyba sam Kamski nie miał pojęcia, co to w ogóle powinno znaczyć. Amy bardzo chciała wciąż go nienawidzić tak mocno, jak nienawidziła go przed wypadkiem, jednak tamto wydarzenie zmieniło wszystko. A z czasem, po powrocie do szklanego zamku nad brzegiem rzeki, Elijah robił wszystko, by wymazać jej gniew, by zamaskować jej najgorsze koszmary. Przez prawie cały ostatni rok nawet nie podniósł na nią głosu, a co dopiero ręki i Amy wiedziała, że po części to jej zasługa, bo znów grała zakochaną w nim bez pamięci. Jednak były takie chwile, gdy wracali razem do pracy, że naprawdę myślała, że go kocha i nie jest to uczucie jednostronne.

– Jest przestraszonym chłopcem, który w jednej chwili zrozumiał, że może zostać na świecie sam – powiedziała w końcu po dłuższej chwili. – Tylko że to wciąż jest ten sam chłopiec, który torturuje mrówki słońcem i szkłem powiększającym. To, że w tej chwili kupił im nowe akwarium i karmi je cukrem, wcale nie oznacza, że jutro ich wszystkich nie wytruje.

– Zawsze musisz mówić kwiecistymi porównaniami?

– Elijah zrozumiał, że jeśli mnie zabije, to nie będzie miał nikogo. Jest dla mnie... Nie jest już dla mnie potworem, bo jest niepewny. Jak tylko znów poczuje się stabilnie, to znów zmieni moje życie w piekło.

– Wiem, zrozumiałem to porównanie, nie musiałaś mi go tłumaczyć.

– Wciąż chcę, by cierpiał, więc jeśli się obawiasz, że stanę po jego stronie, to nie musisz. Wolałabym się zabić niż pozwolić mu wygrać – powiedziała pewnie blondynka i wzięła głębszy oddech. Nie chciała mówić Porterowi o tym, jak bardzo nienawidzi sypiać z Kamskim w jednym łóżku, jak czuje wstręt do samej siebie, gdy pozwala mu się całować i gdy mówi mu, że go kocha. – Tylko gdy powiedziałeś mi, że chcesz go zniszczyć, nie sądziłam, że zajmie nam to rok.

– Też liczyłem na to, że uda się go przegłosować szybciej. Przepraszam cię, Amicio.

– Nie mów tak do mnie – zaprotestowała od razu, a Jonathan przytaknął jej lekko. – I racjonalna część mnie wie aż za dobrze, że Elijah jest zbyt przebiegły na to, by dać się wyrzucić z własnej firmy. Dlatego po prostu musimy dać mu uwierzyć, że jest sprytniejszy od nas wszystkich, a wtedy popełni błąd.

– Jesteś tego pewna?

– Tak. Skoro już raz to zrobił, zrobi to znów. Jego pierwszym błędem było spowodowanie mojego wypadku, to było irracjonalne, impulsywne i przede wszystkim odkrywające wszystkie jego słabe punkty – powiedziała blondynka, odstawiając pudełko na blat i uśmiechnęła się lekko. – Obiecałeś mu śmierć od tysiąca cięć, to było pierwsze. I wciąż krwawi.

– Widzę to. Widzę tę minę – roześmiał się Porter. – Masz plan.

– Tak. Wiem, jak go uderzyć, by zadać śmiertelny cios – przyznała Amicia i odstawiła na stół niedokończone jedzenie. Po czym złapała rączkę swojej laski i zaskakującą gracją wyszła z biura Jonathana, wyglądając przy tym na szczerze wzburzoną. Wsiadła do windy i zjechała do swojego biura, gdzie czekała na nią Ada, której dała znać, by ta poczekała, zanim coś powie. Amy spróbowała dodzwonić się do Kamskiego, ten jednak nie obierał, co w gruncie rzeczy było jej bardzo na rękę. Usiadła więc przy komputerze i udała, że zaczyna nad czymś pracować, gdy jednocześnie zwróciła się do androidki. – Jak wygląda sprawa z mieszkaniem?

– Wszystkie prace remontowe postępują zgodnie z projektem, zdaniem architektki można już tam mieszkać, więc w każdej chwili możesz podjąć decyzję, by nie wracać do willi. – Amicia podniosła wzrok na androidkę, mając zamiar zadać jej kolejne pytanie, ale Ada ją uprzedziła. – Nie, Elijah nie domyśla się, że kupiłaś mieszkanie. Specjalnie wykorzystałam środki zgromadzone na koncie, o którego istnieniu nie ma pojęcia, w związku z tym nie ma prawa poznać twojego nowego adresu.

– Szkoda tylko, że na razie będzie stało puste – powiedziała Amy i westchnęła krótko.

Blondynka naprawdę miała nadzieję, że uda jej się pokonać Kamskiego o wiele szybciej, że strącą go z jego tronu w przeciągu kilku miesięcy. A minął prawie rok i nie mieli z Jonathanem prawie nic, pozostali członkowie zarządu dalej byli pod wpływem geniuszu lub się go bali, co w żadnym stopniu nie przekładało się do przeciągnięcia ich na tę stronę frontu, którą zbudował Porter z Amandą. Amicia wciąż pozostawała w cieniu, wciąż czekała, aż uda im się pokonać Elijaha tak miażdżącą przewagą, by nie miał wątpliwości, że nie ma po co wracać do firmy, ale ten moment nie następował. A ona coraz częściej wątpiła, że nastąpi kiedykolwiek.

I na zawsze zostanie już tylko uwiązaną na jego sznurkach laleczką.

Dlatego wie, że nie może dalej pozwolić, by wydarzenia toczyły się swoim tempem.

Wyszła z pracy trochę wcześniej, niż planowała i pojechała do domu, w którym panowała cisza. Nie widziała nawet Chloe, która zazwyczaj witała ją w drzwiach, co oznaczało, że androidka musiała być z Kamskim, gdziekolwiek ten się udał. Amicia poszła do sypialni, gdzie przystanęła w pół kroku, na widok czerwonej sukienki leżącej na łóżku i spojrzała na nią nieufnie. Zanim zrozumiała, że to po prostu kolejny moment, w którym będzie musiała grać według nie swoich zasad. Wzięła szybki prysznic i wróciła do sypialni. Obok sukienki nie czekały na nią buty, czy jakakolwiek bielizna, więc po prostu włożyła na siebie chłodny jedwab i zawiązała materiał na szyi. Nie spojrzała nawet w lustro, tylko wyszła z sypialni i skierowała się do jadalni, z której na korytarz padało ciepłe światło.

– Och, więc teraz jadamy romantyczne kolacje w walentynki – rzuciła kpiąco w przestrzeń, podchodząc do zastawionego stołu i sięgnęła po kieliszek z czerwonym winem. Wyczuła, że nie jest już w jadalni sama i że Elijah wszedł do środka za nią. Nie obróciła się jednak w jego stronę tylko podeszła do dużego okna i upiła łyk wina, patrząc na migające światła miasta i wieży CyberLife. Kamski podszedł do niej i objął ją w pasie, odrzucił jej długie włosy na bok, by móc pocałować ją w kark, a ona uśmiechnęła się lekko. – Dlatego wyszedłeś wcześniej z pracy? To miłe.

– Potrafię być miły.

– Szkoda, że robisz to tak rzadko – zaśmiała się blondynka, a on pocałował kolejny raz jej szyję, zanim Amicia nie obróciła się w jego ramionach. I zaniemówiła. Niebieskie oczy Elijaha nie kryły się już za szkłami jego okularów, ściął też włosy, a zwykłą dla siebie bluzę zamienił na czarną marynarkę. Blondynka cofnęła się o krok, by przyjrzeć mu się uważniej i przez głowę przeleciała jej myśl, że Kamski w końcu wygląda jak to, kim jest; jak cholernie niebezpieczny drapieżnik. A ona nie mogła oderwać od niego wzroku, nawet jeśli jak nikt inny wiedziała, że patrzy swojej niechybnej śmierci prosto w oczy. – Wyglądasz fantastycznie – szepnęła, uśmiechając się najszczerzej, jak tylko potrafiła, a on odpowiedział jej kpiącym uśmiechem.

– Tak sądzisz? – zapytał takim tonem, jakby naprawdę zależało mu na jej opinii. A Amy przytaknęła mu znacząco i wspięła się na palce, by go pocałować. – Kolacja?

– Pewnie – odpowiedziała idąc do stołu i zajęła miejsce naprzeciwko niego. – To jakaś okazja poza walentynkami?

– Pytasz o kolację, czy o to, że ściąłem włosy?

– Jedno i drugie.

– Chciałem spędzić z tobą czas. I skoro czekają mnie kolejne wywiady, to uznałem to za dobre posunięcie.

– Bardzo dobre – rzuciła kpiąco Amy, uśmiechajac się do niego bezczelnie. Elijah odpowiedział jej tym samym i zaczęli jeść.

Blondynka bardzo starała się wyglądać na zdenerwowaną, na niepewną, chciała by Kamski to zauważył i zaczął się zastanawiać, co mogło zdarzyć się w firmie po jego wyjściu. On jednak wcale nie dawał się tego wieczora złapać w jej sidła, chyba zbyt zadowolony tym, że mogą spędzić wieczór razem, co Amicia od razu zwaliła na swoje własne aktorstwo. W ostatnich miesiącach dała mu do zrozumienia, że znów jest z nim szczęśliwa, w co Kamski musiał uwierzyć.

I w co niestety czasem wierzyła też Amy.

W dalszej części rozdziału znajduje się scena przemocy / usiłowania gwałtu. Więc jeśli obawiacie się, że może was to triggerować to zdecydowanie odpuśćcie dalszą lekturę. 


– Mam coś dla ciebie – powiedział Elijah, zanim Amicia zdążyła po kolacji dopić swój kieliszek wina. Blondynka spojrzała na niego zaciekawiona, a on podał jej rękę i zaprowadził do sypialni, gdzie stanęli przed dużym lustrem.

– Mogłeś powiedzieć, że dajemy sobie jakieś prezenty, a tak nic dla ciebie nie mam – roześmiała się blondynka, gdy Elijah sięgnął do jej włosów.

– Myślę, że coś wymyślisz. Zamknij oczy – wyszeptał wprost do jej ucha, a ona od razu wykonała jego polecenie. Amy poczuła, że Elijah zapiął na jej szyi łańcuszek i zanim poprawił jej włosy, pocałował ją w szyję. Blondynka odchyliła głowę, uśmiechając się ciepło i dopiero wtedy pozwolił jej otworzyć oczy. Zobaczyła, że na długim złotym łańcuszku jest zawieszony kamień o ciepłej barwie, gdy sięgnęła po niego by przyjrzeć mu się bliżej, od razu zachwyciła się odcieniami żółtego i pomarańczowego, które przeplatały się w jego wnętrzu. – Pochodzi znad Bałtyku.

– Z rodzinnych stron twojej matki? – upewniła się Amy, nie odrywając wzroku od kamienia, a Elijah przytaknął jej lekko. – Jest piękny. – Zanim dodała coś więcej, Elijah ją pocałował, biorąc ją mocno w ramiona. Dziewczyna położyła mu dłonie na torsie, odruchowo próbując go odepchnąć, ale ten złapał ją za nadgarstki, ściągając je w dół. – Przestań, proszę. Musimy porozmawiać, Elijah.

– Możemy porozmawiać później – odpowiedział, znów przyciągając ją do siebie i obracając ją w stronę stojącej obok toaletki, do której z łatwością ją przyparł. Amicia szarpnęła się w jego ramionach, słysząc dźwięk tłuczonego szkła, gdy jej perfumy spadły na ziemię, jednak teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Spróbowała znów go odepchnąć, a gdy udało jej się to choć odrobinę, wymierzyła mu policzek.

– Opanuj się, muszę ci coś powiedzieć. – Elijah cofnął się o krok, zanim złapał ją za ramiona i popchnął na łóżko. Amy uderzyła w miękki materac i momentalnie dopadła ją chęć by się poddać, by przestać walczyć i zminimalizować szkody, jakie już na siebie sprowadziła, w ogóle zaczynając protestować. Poczuła, że sama doprowadziła do tej sytuacji, że dała uśpić własną czujność, gdy w ostatnich miesiącach było między nimi dobrze, nawet jeśli były to tylko pozory. A teraz, gdy Elijah znów się do niej zbliżył, nie potrafiła się poruszyć i przygryzła tylko mocno usta, zanim nie wzięła panicznego wdechu i resztkami własnej silnej woli, nie podniosła się do siadu. – Jonathan chce cię pozbawić stanowiska – powiedziała, a Kamski się zatrzymał. Z dłońmi na jej udach, z zaskoczeniem malującym się w jego niebieskich oczach, po prostu usiadł na materacu obok niej.

– O czym ty mówisz?

– Dowiedziałam się, że Jonathan chce doprowadzić do usunięcia cię z firmy. Wie, że sam nie ma na to najmniejszych szans, więc podburza przeciwko tobie zarząd – mówiła Amicia, poruszając się powoli, jakby jakiś jej gwałtowny ruch, miał go sprowokować do ataku. Uklęknęła obok niego i spojrzała mu prosto w oczy, wiedząc, że tylko to może spowodować, że Elijah uwierzy w jej słowa. – Powiedziałam, że mu w tym pomogę.

– Co zrobiłaś? – zapytał cicho, jakby nie do końca docierało do niego, co właśnie powiedziała blondynka.

– Obiecałam Porterowi, że znajdę na ciebie hak, że pomogę usunąć cię ze stanowiska CEO i z całego CyberLife – powtórzyła Amicia, unosząc się lekko i zbliżając do Kamskiego, który patrzył na nią w taki sposób, że blondynka nie wiedziała, czy ją zaraz uderzy, czy pocałuje. – A Johnny uwierzył mi. Uwierzył mi, że pomogę mu wbić nóż w plecy mężczyzny mojego życia, z którym zbudowałam tę firmę od zera.

– ...On ci uwierzył?

– Dlaczego miałby mi nie uwierzyć, potrafię bardzo przekonująco grać ofiarę, kochanie – szepnęła, zbliżając się do niego. – Rozerwiemy go na strzępy, jeśli tego chcesz. – Elijah roześmiał się, kładąc jej dłonie na policzkach i pocałował ją delikatnie.

– Kocham cię. Kocham cię bardziej, niż będziesz sobie to w stanie kiedykolwiek wyobrazić i nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.

Amicia pochyliła się i wpadła w jego ramiona, pozwalając mu się objąć i pocałować kolejny raz. Uśmiechała się do niego tak szczerze, jak nie robiła tego od wielu miesięcy, pierwszy raz mając wrażenie, że to jej uda się wszystkich ograć. Że Elijah nie kłamie i naprawdę kocha ją tą swoją dziwną, połamaną, toksyczną miłością do tego stopnia, że aż czyni to jego największą słabość. Słabość, którą Amy ma zamiar wykorzystać. 

Dzien dobry.

Witam ciepło w kolejnym rozdziale. I mogę wam obiecać, że drobnymi kroczkami zbliżamy się do ograniczenia ilości Kamskiego w tym ficzku.
Przynajmniej na jakiś czas.

Dzięki, że jesteście.
K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro