Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⌘ And there's nothing like a mad woman

14 listopada 2038. Odział Nowego Jerycha, Ferndale.

Opady śniegu tylko się nasilają, skutecznie paraliżując całe centrum miasta, przez które Connor próbuje przejechać samochodem. Po wyjściu z willi Kamskiego chciał zadzwonić do Hanka i przedstawić mu zastaną tam sytuację, a przede wszystkim poinformować, że znaleźli ciało jednej z androidek. Jednak gdy porucznik nie odebrał, Connor uznał, że najpierw spróbuje dowiedzieć się czegoś w Jerychu, a dopiero gdy wróci na posterunek, przedstawi Andersonowi szerszy i może jaśniejszy obraz całej sytuacji.

Sam ma już pewne podejrzenia co do tego, co mogło zajść tamtego wieczora w willi na Belle Isle, ale woli nie wysuwać pochopnych wniosków. Dlatego właśnie kieruje się do Ferndale, gdzie kilka pustostanów zostało prowizorycznie przekształcone w Nowe Jerycho. Było to pomysłem Markusa, bo North dość jasno wyraziła się, że lepiej dla ich społeczności byłoby od razu przejęcie wieży CyberLife i, co ważniejsze, jej zaplecza technicznego. Jednak ten pomysł nie spotkał się z ciepłym przyjęciem u osób rządzących miastem i samą korporacją, więc North chwilowo odpuściła, skupiając się na razie na ratowaniu tylu androidów, ile tylko jest możliwe.

Connor pokonuje drogę, która powinna zająć mu dwadzieścia minut w prawie godzinę i ostatecznie parkuje przecznicę od pierwszego z budynków Jerycha, do którego rusza pieszo. Padający mu w twarz śnieg przywołuje u niego od razu najgorsze z możliwych wspomnień, gdy ostatni raz stracił kontrolę nad sobą i swoim życiem; gdy w szalejącej zamieci, próbował znaleźć drogę ucieczki z własnego umysłu, prowadzony jedynie przez odbijające się gdzieś echem słowa Kamskiego. I wchodząc do środka, zastanawia się, co twórca CyberLife tak naprawdę chciał osiągnąć, mówiąc mu o wyjściu awaryjnym.

Czy od początku jego celem było uwolnienie androidów i upadek firmy, z której odszedł dziesięć lat temu?

Czy może miał on zupełnie inny plan, którego Connor jeszcze nie poznał?

W środku Nowego Jerycha panuje chaos, jest tam tłoczno, głośno i trudno mu dostrzec kogoś znajomego. Nigdy jeszcze tu nie był, wie tylko od Markusa, że próbują oni stworzyć bezpieczną przestrzeń, ale w ciągu tych kilku dni, trudno było osiągnąć jakikolwiek poziom organizacji, która byłaby wystarczająca przy tylu potrzebujących. Dlatego teraz Connor krąży po kolejnych piętrach, zagaduje kolejne osoby, ale nie może znaleźć nikogo z przywódców Jerycha. Rozgląda się też za Chloe i, mimo że widział kilka z nich, żadna nie była jedną z tych, które mieszkały z Kamskim.

– Connor! Czy mógłbyś przestać rujnować mi pracę i powiedzieć szybko, co tu robisz? – słyszy za sobą brunet i gdy się obraca, widzi w końcu North, stojącą ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Androidka ma na sobie czerwoną marynarkę i pasujące do niej spodnie i, mimo że jej twarz jest nieskazitelna jak zawsze, w jej oczach maluje się zmęczenie i jeszcze wyraźniej determinacja. – Chodź za mną.

Detektyw nie ma innej możliwości, bo North nie dała mu miejsca na dyskusję i idzie za nią na wyższe piętro. Tam jest trochę spokojniej, na pewno jest tu mniej tłoczno, ale z pomieszczeń dobiegają ich odgłosy głośnych dyskusji i kłótni, a każda z nich dotyczy obecnej sytuacji politycznej. I przede wszystkim zeznań, które w senacie składa szef CyberLife.

– Markus też jest w Waszyngtonie, rozmawiał już z tą suką Waren, a jutro będzie przemawiał. Ma przedstawić nasze racje – tłumaczy androidka, otwierając drzwi do malutkiego biura, w którym okno jest zabite deskami, ale przynajmniej świeci się duża lampa zawieszona pod sufitem, a na biurku stoi dość stary komputer. – Tak, działamy na tym, co uda nam się zdobyć. Nie będę ukrywać, że przydałyby nam się pieniądze...

– Czemu nie pojechałaś z Markusem do Waszyngtonu?

– Simon z nim pojechał, oni tworzą dobraną parę. Niezwykle pokojową i łatwą do sympatyzowania się. Ja nienawidzę polityki, nienawidzę mężczyzn w garniturach, z którymi trzeba będzie wypracować kompromisy – mówi gniewnie androidka, wskazując Connorowi jedno z krzeseł i zajmuje drugie przy biurku. – Dlatego wolę pracować tutaj, tutaj widzę przynajmniej wymierne efekty moich działań. Realnych działań, nie tylko ładnych słów w ładnych pomieszczeniach.

– Praca Markusa też przyniesie realne efekty.

– Kiedy, Connor? Nasi ludzie wciąż umierają. Teraz. W tych murach albo gdzieś na ulicach w całym kraju. Gdy my robimy co? Słuchamy, jak dorośli mężczyźni przekrzykują się jak dzieci o świat, który już nie istnieje...

– Ludzie będą potrzebować czasu, by nauczyć się żyć w zupełnie nowym społeczeństwie.

– Albo znajdą sposób, by nas wszystkich pozabijać.

– To dość ponura wizja, North. Szczególnie, że już w tej chwili zbrodnie przeciwko nam są karane, jak te przeciwko ludziom.

– To chwilowe rozporządzenie. A trzeba będzie zmienić konstytucję.

– Nie wydaje mi się, by dało się ją zmienić w ciągu jednej nocy.

– Masz rację, Connor. Dlatego właśnie nie jestem w Waszyngtonie, tylko tutaj. – Androidka poprawia związane w wysoki kucyk włosy w kolorze truskawkowego blondu i przygląda się mężczyźnie naprzeciwko siebie. – Wiesz, doceniam twoje odwiedziny, detektywie, ale mam ogrom pracy. A zakładam, że nie wpadłeś tutaj, by mi w niej pomóc.

– Elijah Kamski zaginął...

– Coś mi się obiło o uszy – wchodzi mu w słowo North, uśmiechając się przy tym bardzo szeroko i nie kryjąc się nawet odrobinę z tym, jakie uczucia wzbudza w niej ta informacja. – Biedaczek, ciekawe co mu się stało? Dosięgła go sprawiedliwość za jego zabawę w Boga? Czy może uciekł na jakąś rajską wyspę, gdzie chowa głowę w piasek i z drinkiem w dłoni obserwuje, jak my bijemy się o ochłapy tej szeroko pojętej wolności?

– Właśnie to próbujemy ustalić. To, co się z nim stało. W jego domu znaleźliśmy ciało jednej z jego androidek, Chloe, model RT600. Wiemy, że inna androidka o tym samym modelu uciekła z willi Kamskiego po południu dziesiątego listopada.

– Liczysz, że pojawiła się tutaj? Och, Connor... Dziesiątego listopada trafiły do Jerycha tysiące androidów, a po demonstracji jeszcze więcej. Myślisz, że co? Powiem teraz, że: tak! Wiem, gdzie ona jest, chodź, zaprowadzę cię do niej, na pewno z rozkoszą opowie ci w najdrobniejszych szczegółach o najbardziej traumatycznej nocy swojego życia – kpi z niego North, opierając się wygodniej w fotelu. – Nie jesteś chyba aż tak naiwny, skarbie. Nie mam pojęcia, czy trafiła do nas i czy w ogóle przeżyła zatonięcie Jerycha.

– A czy ktokolwiek może wiedzieć, gdzie mogę ją znaleźć? North, ona jest w tej chwili jedynym tropem, jaki mam w tej sprawie.

– Po co w ogóle chcesz znaleźć Kamskiego?

– Bo jestem detektywem, zostało zgłoszone jego zaginięcie. Wykonuję swoją pracę – odpowiada Connor, nie kryjąc swojego zdenerwowania. Nigdy nie zdążył poznać North, widział ją zaledwie kilka razy w życiu, ale teraz zaczyna być przekonany, że nie zostaną przyjaciółmi, tak jak on i Markus. Którego może też nie zdążył poznać za dobrze, ale który... ma serce. W przeciwieństwie do lodowatej figury, która siedzi teraz naprzeciwko niego.

– Nie macie żadnych podejrzanych?

– Mamy jedną.

– Więc masz jakiś trop poza tą biedną Chloe.

– Czy ty naprawdę nie wiesz, gdzie ona jest? – pyta Connor, a North przytakuje mu, wzruszając jednocześnie ramionami.

– Josh prowadzi rejestr wszystkich osób, które przewinęły się przez Jerycho, więc jeśli ktokolwiek może wiedzieć, coś na temat twojej zaginionej Chloe, to tylko on. Obawiam się, że będziesz musiał na niego poczekać, bo teraz pojechał do szpitala polowego w centrum albo możesz odwiedzić go tam. Wiesz gdzie?

– Tak, przy centrum zwrotów na Hart Plaza.

– Właśnie – przytakuje mu blondynka i zaciska na chwilę usta w cienką linię. – Posłuchaj, Connor. Jeśli Kamski nie żyje i jeśli zabił go jakiś android, to najlepiej będzie dla naszej sprawy, jeśli media nie rozbuchają tego w aferę stulecia. Samobójstwo z powodu wyrzutów sumienia byłoby dla nas wprost idealnym scenariuszem, choć przyjęłabym też ewentualną ucieczkę do ciepłych krajów. Byleby zbić hetmana z szachownicy, bez utraty prowadzenia w tym pojedynku.

– Na razie nie wiemy, czy na pewno nie żyje. I North, proszę, nie miej wątpliwości wobec mnie, tak samo jak ty nie chcę, żeby cokolwiek zagroziło pokojowi, który mamy. Jednak jeśli Kamski został zamordowany z zimną krwią, to jego zabójcy należy się kara.

– A jeśli został zamordowany w karze za swoje zbrodnie?

– Wtedy to już rola sądu, by wydać wyrok. Nie moja.

– Chyba, że jednak okaże się, że to będzie twoja decyzja.

– Wtedy może będę miał pełen obraz sytuacji, nie tylko domysły – odpowiada pewnie brunet, spoglądając North prosto w oczy. Kobieta utrzymuje jego spojrzenie i po chwili przytakuje mu lekko, jakby w jakimś stopniu była zadowolona z jego odpowiedzi. Connor unosi dłoń i wyciąga ją w stronę blondynki, która pewnie bierze jego rękę. Detektyw pokazuje jej fragment monitoringu, na którym widać Amicię De Rivaux i towarzyszącą jej androidkę. – Czy widziałaś może którąś z nich? Szczególnie tę androidkę, nie mogę ustalić jej modelu ani żadnych informacji na jej temat.

– Tak, widziałam ją – przyznaje North, cofając rękę i podnosi się z fotela. Staje plecami do Connora, który widzi, jak jej dłonie zaciskają się w pięści. – To znaczy tę blondynkę. Człowieka.

– Nazywa się...

– Amy. Ma na imię Amy – wchodzi mu w słowo i obraca się do niego. – Widziałam ją we wspomnieniach Markusa, znam jej imię, bo on je znał.

– Możesz powiedzieć coś więcej na jej temat?

– Nie, to był tylko urywek z jego poprzedniego życia. Pamiętam, że była dla niego kimś bliskim, jak Carl Manfred, ale nigdy o nią nie pytałam. Nie wydała mi się istotna – odpowiada North, opierając się dłońmi o biurko i uśmiecha się kpiąco. – Och, Markus. To będzie dla ciebie cios, gdy okaże się, że jedna z tych "dobrych" osób z ludzkiego gatunku cały czas była w zmowie z Kamskim.

– Nie wiemy, czy była z nim w zmowie, czy właśnie odpowiada za jego zniknięcie.

– Doprawdy? Cholerny Markus, zawsze musi mieć rację – mruczy pod nosem, opadając na krzesło i znów krzyżuje dłonie na piersiach. Connor ma wrażenie, że teraz North przypomina mu nadąsane dziecko, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę, ale dla własnego dobra woli zachować tę uwagę dla siebie. – A co do androidki, to uwierz mi, że jej akurat bym nie przeoczyła nawet w tym tłumie. To unikat. A teraz wybacz mi, ale mam mnóstwo miejsc, w których muszę być i rzeczy, które muszę załatwić.

– Rozumiem – odpowiada Connor, podnosząc się z krzesła, a androidka odprowadza go do drzwi.

– Wybacz, że nie okazałam się bardziej pomocna. Może Josh ci coś podpowie, wiesz gdzie go znaleźć.

– Jasne, do zobaczenia niebawem.

Connor rusza z powrotem do wyjścia, starając się nie zgubić w plątaninie korytarzy. Ma poważne podejrzenia, że North nie dość, że nie powiedziała mu wszystkiego, co wie, to jeszcze go okłamała. Czuje, że samozwańcza szefowa Nowego Jerycha zna białowłosą androidkę, która towarzyszyła Amicii podczas jej wizyty u Kamskiego i, z nieznanych mu jeszcze powodów, North postanowiła ją chronić. Cała rozmowa, którą przed chwilą odbył, zdaje mu się być cholernie podejrzana i wcale nie dała mu ona żadnych odpowiedzi, na które tak skrycie liczył. Dlatego ma nadzieję, że Josh okaże się osobą, z którą będzie mu dużo łatwiej się dogadać, a co ważniejsze, która być może ułatwi mu znalezienie poszukiwanych androidek.

Gdy wsiada z powrotem do samochodu, czeka chwilę, aż wycieraczki uporają się z ciężkim śniegiem, który zdążył zasypać całą przednią szybę. Connor jeszcze raz, tym razem na spokojnie, analizuje wszystkie słowa North i tym, co przykuwa uwagę, jest to, że Markus znał podejrzaną. Dlatego próbuje do niego sięgnąć, ale ten informuje go, że jest bardzo zajęty i skontaktuje się z nim dopiero wieczorem. Więc detektywowi nie pozostaje nic innego, jak pojechać na spotkanie z Joshem. 

Dzień dobry!
Witam w kolejnej części śledztwa naszego detektywa Promyczka. Mam nadzieję, że się stęskniliście, bo ja bardzo.

Mega się cieszę, że wprowadziłam tę perspektywę do całej historii. Daje mi to sposobność wrzucenia w historię już teraz bohaterów z gry.
A kocham North. Więc musiałam.

Dajcie znać, czy czekacie na pojawienie się kogoś konkretnego 😏

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro