Wspomnienia przeszłości
Facet z bocznej sceny podbiega do Julie.
— Gdzie poszła reszta zespołu? — pyta. Julie wygląda na zagubioną.
— Czekaj. Czy to były hologramy? — Pyta jedna z dziewczyn z Dirty Candy.
— Tak. Tak. To były hologramy — mówi Julie z ulgą, że ktoś się odezwał. — Podłączyłam sprzęt do projektora przed pokazem. Wyjaśniłabym, ale wymaga to algorytmów i nauk ścisłych — mówi wszystkim.
Wydaje się, że akceptują jej odpowiedź. I dzięki Bogu.
— To było szalone! — woła Luke. — Widzieli nas, kiedy graliśmy, ale nie kiedy muzyka się kończyła!
— Wiem. Wszyscy tam byliśmy — mówię mu.
— Powinniśmy jeszcze raz sprawdzić — mówi Reggie, biegnąc do schodów.
Robi dziwne wymachy tyłkkem i gdyby to było możliwe, moja szczęka byłaby na ziemi.
Luke żartobliwie zakrywa mi oczy, ale cieszę się, że to zrobił.
— Nie... Nie sądzę, żeby nas widzieli — mówi Reggie.
Poruszam ręką Luke'a, gdy słyszę, jak znowu do nas dołącza.
— Żałuję, że ja cię nie widzę — mruczy Alex.
— Czy to naprawdę było potrzebne? — Pytam go.
Chłopak jedynie wzrusza ramionami.
—Och, chłopaki. Zaskoczmy Julie — mówię im.
Wszyscy wychodzimy na korytarz i tworzymy piramidę, ze mną na górze, a cała trójka na dole. Widzę ją wychodzącą zza rogu.
— JULIE! — Wszyscy krzyczymy.
My z ekscytacji. Dziewczyna z zaskoczenia
— Ach! Wy! Przestańcie to robić — mówi — Poważnie.
— Whoa. To niespodzianka dla ciebie — mówię jej, zeskakując z piramidy. — Już tu byliśmy.
— Cóż, właściwie byliśmy tam, a potem przyszliśmy tutaj — mówi Reggie.
— Czy nie powinniśmy porozmawiać o tym, co się właśnie wydarzyło? — Luke pyta nas z niedowierzaniem.
Przewracam oczami. Ten chłopak, przysięgam na Boga, czasami irytuje mnie swoim podejściem do życia.
— Tak, widziała was cała szkoła... I trochę mnie to przeraża — przyznaje Julie.
— Okej, dobrze, bo mnie też to trochę przeraża — mówi Alex. — Wiesz, ludzie mogli nas zobaczyć, kiedy gramy muzykę. A moje ubrania są zrobione z powietrza, ale z jakiegoś powodu wciąż majtki mi się piją — jęczy.
Marszczę nos z obrzydzeniem. Teraz to po prostu obrzydliwe.
Luke pociera go plecach, próbując uspokoić, podczas gdy Julie, Reggie i ja robimy tylko zniesmaczoną minę.
Alex gwałtownie wzdycha.
— Tyle pytań — mamrocze.
Robię krok do przodu.
— Tak. Tak, dużo. Oto pierwsze. Co to u licha jest mmph...
Luke stanął za mną i zakrył mi usta dłonią, aby powstrzymać mnie przed rzuceniem się na mojego brata. Skrzyżuję ramiona z irytacją, gdy po prostu stoi tam niedbale.
— Najważniejsze jest to, że daliśmy czadu — mówi Luke. Podnoszę kciuki, zgadzając się z nim. — Kochali cię —mówi do Julie.
— Żartujesz? Kochali nas. To była świetna piosenka, Luke i A. Dzięki. — mówi Julie.
— A? — Reggie mamrocze.
Uśmiecham się dumnie i zdejmuję rękę Luke'a.
— To moje przezwisko od niej”— mówię mu.
Basista marszczy brwi.
—Więc każdy ma dla ciebie oprócz mnie? To niesprawiedliwe — narzeka.
—Życie nie jest sprawiedliwe, stary —mówię, kładąc dłoń na jego ramieniu i patrząc mu w oczy.
Niestety, niepokojące jest to, że jeśli Reggie i ja patrzymy sobie w oczy zbyt długo, zaczynamy się śmiać. I to jest dokładnie to, co się teraz dzieje.
Chichocze, ja chichoczę, wywołując napady kaszlu.
Luke, będąc tym dżentelmenem, klepie mnie po plecach, próbując pomóc. Tak się nie stało.
— Czy to naprawdę było potrzebne? — Sapię. Luke kiwa głową, uśmiechając się do mnie.
— Przestańcie flirtować — narzeka Alex. — Nie zapominaj, że rozmawiasz z moją siostrą.
— Nie zapominaj, że rozmawiasz z moją siostrą — kpię piskliwym głosem.
— Nie brzmię tak — stwierdza stanowczo mi brat.
— Nie, wcale — mówię mu.
— Co? Ja? Nie!
— Jasne, wmawiasz sobie — mówię, lekko poklepując go po ramieniu.
— A widzieliście, jak cheerleaderki na mnie patrzyły?! — Nagle Reggie wykrzykuje podekscytowany. — Myślę, że patrzyli na mnie. Proszę, powiedz mi, że patrzyli na mnie — mówi, chwytając mnie za ramię i wpatrując się we mnie.
Lekko cofam się, ale śmieję się z jego wybryków.
— Stary, wpatrywały się w ciebie — mówię, zakrywając dłońmi jego twarz.
— Wiedziałam! — Woła, a ja się uśmiecham.
— Jestem taki… Jestem taki zdezorientowany, wiesz? — Alex mówi ponownie.
Unoszę ręce w irytacji.
— Myślałam, że mamy to za sobą. Alex, weź jakiegoś misia z pokoju Julie, przytul się do niego i wygadaj — mówię mu.
— Wow, jesteś dzisiaj w dobrym humorze — mamrocze Luke, ponownie delikatnie obejmując mnie ramieniem i przytulając.
— Życie pozagrobowe powinno zawierać instrukcje, krótki przewodnik lub coś w tym rodzaju — twierdzi Alex.
— Cóż — mówi Julie, przychodząc nam na ratunek. — Dobrze, że wszyscy myśleli, że jesteście hologramami... I wróciłam do programu.
— I nic nie powiedziałaś?! — krzyczę na nią. — J, to jest niesamowite. Wróciłaś do… Co jest z twoją twarzą? — pytam.
— Tak, robisz taką minę — mówi Luke, przyciągając naszą czwórkę do siebie. Wszyscy robimy parodie jej miny.
— Uh, ja... Tak nie robię — mówi.
— Biedactwo nie panuje nad mięśniami— szepcze do nas Reggie.
— Między mną a Flynn zrobiło się dziwnie. Zapytała o was, ale nie mogłam powiedzieć — mówi naprawdę ponuro.
— Słodko. Dziewczyny już o nas mówią — szepcze Reggie do Luke'a, który wciąż obejmuje mnie ramieniem. Przybijają sobie piątkę.
— Jesteście obrzydliwi — mamroczę.
— Przestańcie. Mówię poważnie — mówi Julie. — Nie mogę jej o was opowiedzieć z tego samego powodu, dla którego mogę powiedzieć tacie. Pomyśli, że zwariowałam.
— Cóż, ten koleś na pewno myśli, że zwariowałaś — mówi Reggie, kiedy wszyscy usuwamy się z drogi, aby woźny mógł przejść
— Hmm — mamrocze i kręci, przechodząc obok Julie.
Dziewczyna w zamian rzuca mu dziwne spojrzenie.
— Muszę wracać do klasy — mówi nam.
— Do później Julie — mówi Reggie, machając obok. — Och, powiedz tym cheerleaderkom, że jestem singlem! — krzyczy za nią.
— Och, i że nie żyje! — wołam za dziewczyną.
— Och, nie, nie, nie! Nie mów tego. Nie… — woła Reggie, odwracając się twarzą do niej. — No i poszła.
— Whoo! — Luke woła, uderzając pięścią w powietrze.
— Dlaczego wiwatujesz? — pytam, patrząc na niego.
— Ponieważ, Als — mówi, pocierając moją głowę. — Właśnie zagraliśmy nasz pierwszy nieoficjalny koncert i ludzie mogli zobaczyć, jak gramy — wyjaśnia.
— Tak, okej. To było niesamowite. Tęskniłam za graniem z wami — mówię.
— Tak, no cóż, wymiatałaś, jak nikt inny! — mówi.
Na komplement na moich policzkach pojawia się lekki rumieniec.
— Dziękuję, Luke. Naprawdę to doceniam — mówię mu. Ściska moje ramiona. — Idę na spacer. Myślę, że wszyscy wiecie, gdzie będę. Zobaczymy się później — mówię im, znowu idąc do domu moich rodziców.
Siadam wygodnie na blacie, tym razem czując się lepiej. Uśmiecham się na ich widok. Mogę powiedzieć, że się kłócą, ale wciąż udaje im się zachować uśmiech na twarzy.
— Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyśmy nie umarli? — pytam.
— Skąd wiedziałaś, że tu jestem?
— Ponieważ, Luke. Wiedziałm, że to ty przyjdziesz i mnie znajdziesz — mówię.
Chłopak siada ze mną na blacie, a ja przesuwam się, żeby zrobić miejsce.
— A więc, masz jakąś odpowiedź na moje poprzednie stwierdzenie?
— Myślę, że byłoby podobnie, szczerze mówiąc — przyznaje.
— Z wyjątkiem tego, że byśmy żyli — zaznaczam, a on chichocze.
— Tak, byśmy żyli. Nie martw się o to.
Uśmiecham się do niego, opierając głowę na jego ramieniu. Sam kładzie głowę na mojej.
— Zastanawiałeś się, czy ty i ja nadal byśmy byli przyjaciółmi, skoro mielibyśmy 42 lata? — pytam go.
Szczerze nie spodziewałam się, że odpowie, ale tak się stało.
— Oczywiście, że nadal bylibyśmy przyjaciółmi! Najlepszymi przyjaciółmi! I myślę, że chociaż moglibyśmy być za starzy, żeby grać, zespół nadal byłby razem — mówi.
— Nigdy się nie jesteś za starym, żeby grać muzykę — upominam.
— Wiem. Wiem — mówi.
Uśmiecham się i siedzimy w ciszy, patrząc, jak moi rodzice przeżywają swoje dni.
— Chcę zobaczyć mój pokój — wyrzucam z siebie, wstając.
Wchodzę do pomieszczenia, aby znaleźć dokładnie to samo. Moje łóżko było zasłane, zasłony odsunięte, by wpuścić słońce. Motyle wciąż wisiały na ścianie. Na ten widok łzy napływają mi do oczu. Nic się nie zmieniło. Nic a nic od 25 lat.
— Co się stało z tym zdjęciem? — Luke pyta zza mnie.
Odwracam się i widzę strzaskaną ramkę na zdjęcia, która wciąż znajduje się na mojej komodzie.
— Stało się to w dniu, w którym wyszłam. Moi rodzice i ja… Nie skończyło się to dobrze. Krzyczeliśmy, rzucaliśmy rzeczami... — mruczę, podnosząc ramkę ze zdjęciem naszej czwórki. Ja, Alex, Luke i Reggie.
Pamiętam, jak moja matka rzuciła nim o podłogę, krzycząc, jak ci trzej chłopcy zrujnują mi życie, mimo że jednym z nich był jej syn. Zdjęcie w ramce rozbiło się i nigdy nie miałam serca, aby zabrać je ze sobą.
Do teraz.
Podnoszę je, trzymając blisko piersi. Poczułam, jak łzy powoli spływają mi po twarzy i uśmiecham się. Uśmiecham się ze szczęścia.
Podchodzę do łóżka, siadam i czuję miękki koc, który zawsze trzymałam na końcu. Zamykam oczy i biorę głęboki oddech. Miło znów być w domu.
— Chyba powinniśmy już iść... — Luke wybudził mnie z zamyślenia. Kiwam głową.
— Tak. Tak, masz rację — mówię.
Wyciąga do mnie rękę. Ujmuję ją, ściskając mocno zdjęcie w drugiej. Wracamy do garażu, gdzie Reggie siedzi na kanapie, a Alex chodzi w tę i z powrotem, wyraźnie zdenerwowany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro