Unsaid Emily
- Will you find me afterlife? - śpiewam cicho, bawiąc się akordami na gitarze.
Oparłam stopy na stoliku do kawy ignorując obecność Luke'a w studio.
Julie jest w szkolr, a Alex i Reggie robią to, co ich dwójka robi w wolnym czasie.
Kanapa opada obok mnie, a moje oczy przesuwają się w lewo, by zobaczyć siedzącego Luke'a. Wygląda na... Sama nie wjem. Na jego twarzy nie widać żadnych emocji. A to może oznaczać tylko jedno. Odkładam gitarę i obracam się o 90 stopni, więc mam skrzyżowane nogi i siedzę twarzą do Luke'a.
- O co chodzi?
Ignoruje mnie, a ja sapię z irytacją. Rozglądam się po pokoju i znajduję jego dziennik leżący obok kanapy. Wstaję, chwytam go i uderzam nim w jego głowę, na co się wzdryga.
- Ow, Als! Po co to było? - pyta, patrząc na mnie.
- Przestań popadać w depresję! Chodźmy coś zrobić. To może być zabawne - mówię mu, stojąc za nim.
- Nie jestem w nastroju - narzeka.
Wzdycham i układam się tyłem na kanapie, więc jestem do góry nogami.
- No dalej, Luke - śpiewam, szturchając go w twarz. Odsuwa moją rękę i uderzyłam go w klatkę piersiową. - Otrząśnij się, koleś! Wstań. Dosłownie nie ma nic do roboty. I umieram z nudów. Nie chcę się nudzić na sekundę przed śmiercią - mówię rzeczowo. Znowu jestem zignorowana. - Dobra, tkwij tu sobie. Idę odwiedzić Emily i Mitcha - stwierdzam, wychodząc przez drzwi garażu.
Nie minęła sekunda, gdy pojawia przede mną, skutecznie zatrzymując mnie.
- Idę z tobą - mówi beznamiętnie, na co wzruszam ramionami.
- Okej - ćwierkam.
Wyciągam rękę, którą przyjął i już po chwili pojawiamy się przed jego domem.
- Luke, Ally! - Julie woła obok nas.
-Co Ty tutaj robisz? - pyta Luke, patrząc na nią.
Pozostaję lekko za nim. Tak naprawdę mnie to nie dotyczy, więc trzymam się na uboczu.
- Ja... Chciałam tylko dowiedzieć się więcej o tobie, wiesz, po prostu byłam ciekawa. Um... Więc przyjechałam tu w zeszłym tygodniu w wasze urodziny - przyznaje.
Przepraszam, co zrobiła? Skąd ona w ogóle wiedziała... Och, przysięgam, że kiedy wrócimy, zabiję Alexa i Reggiego.
- Szpiegowałaś nas? - pyta Luke - Nawet po tych wszystkich przemówieniach o granicach? Szpiegowałaś nas.
- Dobra, wystarczy - mamroczę cicho, delikatnie ciągnąc go za ramię, próbując zmusić do cofnięcia się i uspokojenia. Na szczęście zadziałało.
- Wiem - mówi Julie. - Przepraszam. To było złe. Ale martwię się o ciebie. - mówi mu.
Mój uścisk rozluźnia się i próbuję się odsunąć, ale Luke mocniej mnie trzyma i przybliża do siebie.
- Nie musisz - mruczy cicho, odwracając się od niej.
- Rozumiem - mówi dziewczyna, kiwając głową - Wiem, jak ciężko jest nie móc porozmawiać z kimś kogo kochasz...
- Może... Lepiej będzie jak pójdziesz? - szepcze do mnie brunet, ale kręcę głową.
- Nie. Zostaję. Tak wiele już straciliśmy. - odpowiadam szeptem.
Uśmiecha się do mnie delikatnie, a ja opieram głowę na jego ramieniu.
- Czuję się tak każdego dnia - kontynuuje Julie
- Nie wiem nawet, co bym jej powiedział, gdyby mnie słyszała - przyznaje, patrząc na dziewczynę.
- Wiesz - mówi cicho Julie. - Już to powiedziałeś.
Brunet wygląda na zdezorientowanego, ale rozumiem.
- Zaufaj jej - mówię mu delikatnie, ściskając delikatnie jego dłoń.
Dzwoni do drzwi i stajemy za Julie. Drzwi się otwierają i widzę Mitcha, a mój oddech zatrzymuje się w gardle, gdy wspomnienia zalewają mój umysł.
- Dzień dobry, w czyn mogę ci pomóc? - pyta, patrząc na Julie.
- Dzień dobry. Jestem Julie - mówi. -Um... Wiem, że miał pan syna o imieniu Luke? - pyta, sprawiając wrażenie, jakby nic o nim nie wiedziała.
- Tak, zgadza się - potwierdza mężczyzna - Przepraszam, kim jesteś?
- Julie Molina. Um... Zespół pana syna grał kiedyś w garażu domu, w którym obecnie mieszkam? - mówi. Mitch najwidoczniej nie łapie, o czym ta dziewczyna do niego mówię, więc sięga do kieszeni i wyciąga kartkę.
Wymieniam spojrzenie z Lukiem. Czy to...?
- Ja... Podczas remontu natknęłam się na tę piosenkę, którą napisał i pomyślałam, że może chciałby pan ją zobaczyć? - pyta go, podnosząc nie co rękę.
-Um... Cóż, tak - mówi pan Patterson, wracając do zmysłów i wychodząc z progu, żeby ją wpuścić. Uh, proszę... proszę wejdź. Jestem... Jestem Mitch.
Julie kiwa głową i wchodzi.
- Miło poznać - odpowiada, idąc za nim.
Daje nam mały ruch głową, żebyśmy za nią weszli, a ja spoglądam na Luke'a.
- Jesteś gotowy? - pytam, a w odpowiedzi dostaje lekkie skinienie głową - Na pewno chcesz tu być? - pytam ponownie.
Brunet waha się, a potem ponownie kiwa głową. Ściskam jego dłoń i podążamy za Julie.
- Chciałabyś się czegoś napić? - pyta jej Mitch, kiedy wchodzą do salonu.
- Nie, dziękuję - odpowiada Julie.
Zatrzymuje się i patrzy na zdjęcie Luke'a i mnie. Zagryzam wargę i opieram głowę na jego ramieniu.
- Czy to pana syn? - Pyta, podnosząc zdjęcie. Mitch chichocze cicho.
- Tak, to Luke. A to jego najlepsza przyjaciółka - mówi z uśmiechem.
- Jak się nazywała? - pyta Julie.
Uśmiech mężczyzny poszerza się, jakby pamiętał, kim jestem.
- Ally - odpowiada. - To zdjęcie zostało wykonane w ich ostatnie wakacje - mówi wzdychając.
- Ma pan może inne dzieci? - dopytauje Julie.
- Nie - odpowiada Mitch.
Nagle do salonu wchodzi Emily i pojedyncza łza spływa mi po twarzy. Wyciągam w jej stronę rękę, ale zdaję sobie sprawę, że ona mnie nie widzi ani nie poczuje mojego dotyku, więc pozwalam jej upaść obok siebie.
- Wydawało mi się, czy słyszałam dzwonek do drzwi? - pyta, podchodząc do boku Mitcha.
-Tak kochanie. To jest Julie - mówi Mitch, przedstawiając dziewczynę.
- Witaj Julie - mówi kobieta. - Och, jaki piękny sweter.
- Dziękuję - odpowiada Julie. - To po mamie.
- Julie mieszka w domu, w którym Luke i jego zespół ćwiczyli - mówi Mitch do Emily. - Mówiła, że znalazła piosenkę, którą napisał Luke.
- To piosenka o dziewczynie o imieniu Emily? - pyta niepewnie Julie.
Wzdycham cicho, zaciskając ucisk na ramieniu Luke'a.
- Emily - szepcze Mitch.
- Och... - mówi cicho Emily, podchodząc do przodu. - Jestem Emily.
- Więc myślę, że pani syn mógł napisać dla pani tę piosenkę - mówi jej Julie, wręczając im piosenkę.
Kobieta bierze ją i zaczyna czytać tekst.
- - -
Święta Bożego Narodzenia zwykle kojarzą się z wyciszeniem, spędzeniem czasu z rodziną na wspólnym jedzeniu i odpakowywania prezentów. Ale nie tym razem. Tej feralnej nocy Luke i jego matka kłócili się, jak nigdy dotąd. Luke zdenerwowany upychał ubrania do plecaka.
- Niszczysz sobie życie! Zobaczysz będziesz sam! - Emily mu mówi.
- Nie będę sam. Mam Ally - odpowiada krótko Luke.
- Ally? - Emily pyta zdziwiona.
- Tak, Ally. Zabawne, że jej rodzice powiedzieli to samo. Że rujnuje sobie życie - warczy, gdy kończy pakować plecak i mija ją.
Jednak kłótnia się nie kończy.
Brunet idzie do garażu, w którym stoi jego rower, chwyta torbę i futerał z gitarą, przerzuca je sobie przez ramię i pedałuje w ciemną noc, z dala od domu rodziców. Ignoruje rozpaczliwe krzyki matki, która biegnie za nim ulicą.
~ ~ ~
Drzwi garażu zatrzaskują się, a Ally podnosi głowę z miejsca, w którym próbowała spać na strychu. Była tu zaledwie kilka dni.
Wstaje z łóżka i patrzy przez balustradę, by zobaczyć Luke'a, wchodzącego z torbą i gitarą.
- Luke? - pyta, patrząc na niego.
Brunet patrzy na nią przekrwionymi oczami, więc biegnie do niego po schodach, niemal łamiąc nogę.
- Co się stało?
Jednak chłopak milczy. Nie czekając na nic, obejmuje go, pozwalając mu wypłakać się w jej ramię.
Resztę nocy spędzili siedząc razem na kanapie, pocieszając się nawzajem. Były chwile, kiedy ją obejmował, albo chwile, kiedy jego głowa spoczywała na jej kolanach, a ona przeczesywała palcami jego włosy. Nie miało to jednak znaczenia, ponieważ mieli siebie nawzajem.
I wiedzieli, że już nigdy to się nie zmieni.
~ ~ ~
Następny dzień spędzają w ciszy, kiedy oboje zalewają jego dziennik najróżniejszymi tekstami.
Ally kręci ołówkiem, a Luke kończy pisać słowa, po czym wściekle bazgra, wszystko skreślając. Odchyla się na krześle i ponownie czyta swoją pracę. Łzy napływają mu do oczu, a Ally sięga i ściska jego dłoń.
- Unsaid Emily - szepcze do siebie.
Bierze notatnik z jego dłoni i zapisuje te słowa, a jej piękne, płynne pismo kontrastuje z jego własnym, niestarannym.
- Ty i ja do końca - obiecuje.
~ ~ ~
Oboje ćwiczą piosenkę na swoich gitarach. Luke śpiewa i gra, podczas gdy Ally zapewnia chórki i gra z nim.
Patrzy na twarz swojego najlepszego przyjaciela, zauważając, jak wygląda na zakłamanego i nie może powstrzymać się od poczucia winy.
~ ~ ~
- Chodź - szepcze, ciągnąc ją za jedno z drzew na podwórku swoich rodziców.
- Luke, dlaczego tu jesteśmy? - pyta Ally.
- Chcę tylko zobaczyć, jak sobie radzą - mamrocze, podchodząc tak blisko, jak tylko może.
Emily rozgląda się po ogrodzie, a on ciągnie ich oboje za drzewo nieco bardziej, aby pozostać w ukryciu.
Do kobiety podchodzi Mitch i kładzie dłoń na jej ramieniu, szepcząc coś do niej. Kobieta rzuca ostatnie spojrzenie na zewnątrz, po czym odsuwa się od szklanych drzwi.
Dwóch młodych nastolatków wychodzi z posesji i wraca do garażu.
- Poradzimy sobie - obiecuje Ally. - Ty i ja do końca - mówi mu ponownie.
- Ty i ja do końca - powtarza, ściskając jej dłoń.
~ ~ ~
Zespół ćwiczy razem piosenkę, cała piątka. Ally patrzy, jak Luke śpiewa, widząc ból na jego twarzy i prawie załamuje się, patrząc na biednego chłopaka.
Łapie spojrzenie brata i posyła mu słaby uśmiech. Oboje nie mieli łatwo w domu, więc uciekli. Ale nie warto być w domu, gdzie nikt nie pozwala ci robić tego, co cię pasjonuje.
Czterej pozostali członkowie dołączają do mostu, śpiewając razem, gdy wszyscy wymieniają spojrzenia.
~ ~ ~
Ally widzi odjeżdżającą karetkę, ale okazuje się, że unosi się na zewnątrz.
Patrzy na siebie, ale wzrusza ramionami, widząc że wygląda normalnie.
Ale w jakiś sposób nie żyje. A jeśli umarła, czy pozostali członkowie też umarli?
Unosi się wyżej w niebo, a następnie dociera do ciemnego pokoju.
~ ~ ~
- Dziękuję - mówi Emily doJulie, przytulając papier blisko siebie.
- Um... Ty... nie masz pojęcia... - mówi Mitch.
- Piszę muzykę w tym samym pokoju, co on - mówi załamującym się głosem Julie. - I mogę wam powiedzieć, że to magiczne, szczęśliwe miejsce - kończy.
- Miło to wiedzieć - uśmiecha się Mitch.
- Wiem, że miał zaledwie 17 lat, kiedy...- przerywa.
Luke pociąga nosem i wyciera oczy. Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na niego, kładąc dłoń na jego policzku, powodując, że na mnie spojrzał.
- Ty i ja, Luke - mówię do niego, uśmiechając się na to wspomnienie. - Ty i ja do końca.
Uśmiecha się do mnie, a ja delikatnie muskam kciukiem jego policzek. Chwyta tę dłoń i kładzie ją obok siebie, splatając swoje palce z moimi.
- Ale żył, robiąc to, do czego się urodził - kontynuuje Julie. - Niewiele osób ma tę szansę, ale Luke tak. I Ally - mówi.
Tłumię szloch, kiedy widzę, że mimika Mitcha i Emily w najmniejszym stopniu się pogarsza.
- Mieli szczęście - mówi.
Ściskam dłoń Luke'a.
- Nie wiem jak ty, ale ja już nie wytrzymam. - mówię i chce puścić jego rękę, by zniknąć, ale chłopak mk nie pozwala.
Pociąga nosem, wycierając dłonią twarz i pojawiamy się na werandzie Julie. Siadam na poręczy z nogami zwisającymi nad ziemią, gdy on stoi obok mnie.
- Jestem z ciebie taka dumna - mruczę.
Brunet odwraca się, by na mnie spojrzeć, na jego twarzy maluje się zmieszanie, z czego chichoczę.
- Jesteś taki silny. I jestem o to zazdrosna. Wiem, że twoi rodzice są z ciebie dumni. Mogę ci to obiecać - mówię mu.
Luke uśmiecha się do mnie i przyciąga, żeby mnie przytulić.
- Dziękuję - szepcze.
- Nie ma za co - odpowiadam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro