Przyjaciele to rodzina, którą mam
Wracamy do garażu i pierwszą rzeczą, którą zauważam, jest Julie, która chodzi w tę i z powrotem.
— O mój Boże, co wam tak długo zajęło? — woła, patrząc na nas. — Czy Willie to zrobił? Rozmawialiście z promotorem? Obejrzeli wideo? Polubili nas? Gramy dziś wieczorem? Czy ktoś może mi odpowiedzieć! Dlaczego nikt nic nie mówi? — mówi bardzo szybko, machając rękami w powietrzu.
— Whoa! — wykrzykuje Reggie. —T o dużo pytań! Luke, chcesz robić za dziennikarza? — pyta, delikatnie uderzając go w pierś.
— Usiądź — mówi jej brunet.
Dziewczyna siada na kanapie, a trzej chłopacy, klękają przed nią. Ja stoję za nimi, na wypadek, gdybym musiała uderzyć któregokolwiek z nich.
No co? To już normalne zjawisko.
— W porządku. Wszystko w porządku — zapewnia ją, kładąc ręce na stole.
— Tak. Powinnaś dostać telefon właśnie... Teraz! — mówi Alex, wskazując telefon na stole.
Nic się nie dzieje. Alex dostosowuje się i próbuje ponownie.
— Okej, to może... Teraz! — woła. Wystąpiło niewielkie opóźnienie, ale tym razem zadzwonił. — Udało mi się. Boże mogę rywalizować z Calebem o tytuł magika — mruczy, wyciągając rękę, gdy Reggie i Luke przybijają mu piątkę.
Idę wzdłuż małej kolejki, którą utworzyli, uderzając każdego z nich w głowę za bycie idiotami i staję na końcu stołu.
Wszyscy siedzą i patrzą na telefon, zanim chłopaki gorączkowo gestykulują, żeby podniosła słuchawkę.
— No odbierz! — Reggie syczy
— Och! Um... — zaczyna Julie, odchrząkając. Odbiera telefon i radosnym głosem mówi — Halo?
— Cześć, tu Tasza z Orpheum w Hollywood — mówi Tasza przez telefon. Wszyscy zaczynamy skakać i wariować. — Czy to Julie z Julie and the Phantoms? — pyta.
Julie wyciąga ręce i wszyscy przestajemy się ruszać. Schyliła się, żeby podnieść słuchawkę.
— Tak, przy telefonie — odpowiada Julie, przykładając telefon do ucha.
Wszyscy znów zaczynamy wariować. Zagramy w Orfeum!
— Czy możecie dziś dla nas otworzyć wieczór?— pyta Tasza.
Odsuwam się na bok, gdy widzę, jak Reggie i Luke zajmują pozycje, by złapać Alexa.
— Tak, oczywiście— mówi Julie, podskakując dookoła.
Alex zaczyna biec i odbija się od ziemi. Reggie i Luke łapią go i kręcą się dookoła z Alexem w powietrzu.
— To super — mówi Tasha.
— Dziękuję bardzo — woła Julie.
— Do zobaczenia.
— Udało się! — mówi nam Julie. —Gramy w Orpheum! — wykrzykuje radośnie.
— Ja pływam!— woła mój brat. Kręcę głową i śmieję się.
~ ~ ~
— Okej— mówi Luke, zakreślając coś napisanego na podkładce za pomocą trwałego markera. — Julie i ja myśleliśmy, że zaczniemy od „Stand Tall" — mówi nam.
— Idealnie — mówi Alex, stojąc obok fortepianu.
— Brzmi nieźle — mówi Reggie stojąc obok niego.
Złe słowa, Reg. Złe słowa.
— Brzmi nieźle? — pyta Luke, wyglądając na zirytowanego. Podchodzę do niego. — Stary, ogar się! Chcę usłyszeć: „To brzmi niesamowicie" —mówi nam.
Delikatnie poklepuję go po ramieniu.
— Wiemy, Luke— mówię mu, kręcąc głową.
— Dziś wieczorem musimy być najlepsi jak jeszcze nigdy — mówi nam brunet, na co kiwam głową. — To nasza druga szansa na grę w Orpheum!
—Rozumiem, rozumiem, ale to trudne — przyznaje Reggie. — W ogóle wiemy, co jest po drugiej stronie, kiedy oddamy dusze? — pyta. — Nadal będziemy się trzymać razem? — pyta. — Wy... Wy jesteście jedyną rodziną, jaką mam — mówi cicho.
Odsuwam się od Luke'a i owijam ramiona wokół Reggiego, przytulając go. Trzyma mnie mocno, a ja uśmiecham się do niego, przesuwając się, by stanąć między nim a Alexem.
— Ja też nie wiem, co się stanie, ale... To nie jest tak, że mamy wybór — zauważa Alex.
— Hm — mówi Reggie, nucąc na zgodę.
Wstrząsy ponownie w nas uderzyły i chrząkam, zginając się w nadziei, że ból ustąpi. Jeszcze kilka razy dostaję kilka mniejszych, a oddech, który nie wiedziałam, że trzymam, ucieka z moich ust.
Opieram czoło na fortepianie, przywracając miarowy oddech, podczas gdy Alex kojąco pociera mnie po plecach.
— A ja myślę, że mamy inny wybór — mówi Reggie, ciężko oddychając. — I to rymuje się z Hollywood Ghost Club.
W tym momencie Julie wchodzi do studia z szerokim uśmiechem na twarzy. Wszyscy odwracamy się i patrzymy na nią, nie mogąc ukryć bólu.
— Gotowi? — Pyta nas. Wszyscy po prostu się na nią gapimy. — Co jest?
— Właśnie dostaliśmy dość mocnego kopa przez jeden z tych wstrząsów—mówi jej Alex, pocierając się po bokach.
— Jestem prawie pewien, że trochę się posikałem — dodaje Reggie, gdy on i Alex podchodzą do niej. O
dsuwam się od niego, a na mojej twarzy widać wstręt i obrzydzenie.
— Ale nic nam nie jest — mówi jej Luke.
— Właściwie, to jestem trochę zdenerwowana — przyznaje Julie, na co uśmiecham się delikatnie. — Ally, mogę z tobą chwilę porozmawiać? — pyta.
Kiwam głową i idziemy w kierunku drzwi.
— Możesz coś dla mnie zrobić? — pyta, delikatnie kołysząc się w przód i w tył.
— Wszystko dla mojej najlepszej przyjaciółki — mówię z uśmiechem.
— Słyszałem! Zdrajczyni! — Alex krzyczy.
— Wiem. Zamknij się! — odkrzykuje.
— Kiedy przejdziecie na drugą stronę... — zaczyna, brzmiąc ponuro — Jeśli... Jeśli zdarzy ci się zobaczyć moją mamę. Czy możesz jej powiedzieć, że ją kocham... I... Możesz jej podziękować za zesłanie was? — pyta, a ja się uśmiecham słysząc jej prośbę.
— Oczywiście — mówię jej. — Krąg zespołu?
Kiwa głową i podchodzimy do chłopaków.
— Dobra chłopaki! — krzyczę, klaszcząc w dłonie. — Damy radę!
— Brzmisz jak nasz stary nauczyciel wychowania fizycznego — mamrocze Reggie, podchodząc bliżej.
Śmieję się, gdy wszyscy stoimy w kręgu. Julie, ja, Luke, Alex, Reggie.
— Nie wiemy, co nas tu sprowadziło, ale... — zaczyna Luke, rozglądając się po nas wszystkich. — Wiemy, że jesteś gwiazdą, Julie — mówi.
Uśmiecham się na jego słowa, kiedy spogląda na mnie i puszcza oczko.
— I tylko dlatego, że jest to nasza ostatnia noc razem, nie oznacza to, że nie będziemy cię obserwować z góry... Albo... — kontynuuje i spoglądając w dół.
— Hej, jedną osobą, która powinna dostać się na górę, to ja. Byłam wcielonym aniołem — mówię oburzona.
— Nadal jesteś — odpowiada Luke, a moje policzki czerwienieją.
— Zamknij się — mamroczę, odwracając wzrok od niego.
— Teraz chodźmy dać czadu — mówi brunet. — Dajmy im koncert, o którym będą rozmawiać aż do wschodu słońca — mówi z pasją.
— Legendy na trzy — mówię, wyciągając rękę.
— Jeden — mówi Alex, kopiując mój ruch.
— Dwa — mówią razem Luke i Reggie.
— Trzy — dodaje Julie.
— Legendy — wszyscy krzyczymy, unosząc ręce w górę.
Słychać klakson samochodu i Julie ożywia się.
— To mój tata. Zawiezie mnie na miejsce, więc do zobaczenia wkrótce — mówi nam.
Macham do niej, gdy wychodzi z garażu. Odwraca się i patrzy na nas z uśmiechem na twarzy.
— Miłego występu, boysbandzie — mówi Carlos wchodząc do garażu.
Kucam i patrzę na niego.
— Kogo nazywasz boysbandem?— pytam.
— Carlos! — woła Ray.
Młody rzuca nam ostatnie spojrzenie i daje sygnał „Patrzę na ciebie". Tyle że w ogóle nie kieruje tego w naszą stronę. Wszyscy podążamy za jego spojrzeniem, dopóki nie wyjdzie.
— Jak się o nas dowiedział? — pyta Reggie.
— Och, no nie wiem, Reg. Może to były rolety. Albo wiesz co? Koc. Wiesz, to mogło być wiele rzeczy, które robiłeś w tym domu — mówi Alex sarkastycznie.
— Nie ma to znaczenia. Ponieważ po dzisiejszej nocy już tu nie wrócimy — mówię im, kładąc dłoń na ramieniu Reggiego.
— A propos — mówi Luke, podnosząc głowę. — Mam dla ciebie prezent na dzisiejszy wieczór, Als — mówi mi, szperając w jednej z szafek.
Czekając, krzyżuję ramiona, niepewna ten chłopak znowu wymyślił.
— W porządku, zamknij oczy — instruuje. Robię to i słyszę, jak zbliża się do mnie. — I otwórz.
Otwieram oczy, żeby zobaczyć najpiękniejszą różową gitarę, jaka istnieje Wzdycham cicho, a moje ręce lecą do ust.
— Święty... Luke. Nie wiem, co powiedzieć. Bardzo ci dziękuję — mówię, obejmując go ramionami i mocno trzymając. Brunet obejmuje mnie ramionami w talii i stoimy razem.
— A gdzie to się wybieracie? — pyta głos z fortepianu.
Odwracamy się, żeby zobaczyć tam Caleba. Luke popycha mnie za siebie i zbliża się do Caleba.
— Co Ty tutaj robisz? — syczy.
— Oh jaka wrogość — mówi magik z udawanym westchnieniem. — Jestem tu tylko po to, by pogratulować wam tej wspaniałej nocy. Nie każdy może grać w Orpheum — mówi z chichotem.
— Oh doprawdy? Wiemy, że to twój stempel nas rani — mówi Luke ze złością, wskazując na swoje ramię.
— Już ci mówiliśmy, mamy zespół. Nie chcemy dołączać do twojego małego, żałosnego klubu — warczę.
— I nie możesz nas też zmusić — mówi mój brat. Caleb rzuca mu spojrzenie i odchrząkuje. — Proszę pana.
Kopię go w nogę posyłając zirytowane spojrzenie. Teraz mu się na dobre wychowanie zebrało?
— A więc dzisiaj wieczorem oddajecie dusze! To ekscytujące! Zabawna rzecz z tymi duszami. Nikt tak naprawdę nie wie, co czeka po drugiej stronie. Ale ja wiem, co się dzieje po tej stronie — mówi.
Posyła nam buziaka, a ja odrywam się od chłopców i znikam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro