Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Poznanie Julie

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, całkowicie oszołomiona. Niepewnie podniosłam się i powoli zaczęłam skanować otoczenie. Dopiero po silnym wytężeniu wzroku dostrzegłam trzy postacie niedaleko mnie.

Co się stało?
Nie wiedziałam co się stalo. Ostatnią rzeczą, jaką mogłam sobie przypomnieć była nasza powolna i bolesna śmierć. O mój Boże! Jesteśmy martwi!

Spojrzałam na siebie, ale ku mojemu zdziwieniu nadal byłam w tym samym stroju, co przed koncertem. Przyłożyłam ręce do twarzy i z westchnieniem ulgi, cieszyłam się, że ją mam i czuję.

— Alex? — zawołałam z wahaniem, ale nie uzyskałam odpowiedzi. — Reggie? Luke? — Jednak wciąż bezskutecznie.

Niepewnym krokiem podeszłam do tajemniczych postaci i, ku mojemu zadowoleniu, okazało się, że to moi chłopcy. Jednak mój entuzjazm szybko opadł, gdy zobaczyłam, że byli nieprzytomni.

— Chłopaki. — powiedziałam głośno, wielokrotnie uderzając Alexa w twarz. — Ej! — krzyczałam.

Nagle blondyn podnosi się, jednocześnie uderzając głową o moją. Jęknęłam, przyciskając dłoń do obolałego miejsca.

— Ally? — zapytał zdezorientowany.

— Tak, tak. To ja, A. — odparłam, gdy ten chwycił mnie za rękę. — Boję się...

— Wiem. Będzie dobrze. Coś wymyślimy.

Pokiwałam głową i skierowałam wzrok na Reggiego i Luke'a. Delikatnie szturchnęłam ich stopą, ale i na to nie zareagowali. Prychając z irytacją, wskoczyłam na nich, co na szczęście ich obudziło. 

— Ała, moja śledziona... — wymruczał z bólem Reggie.

— Hej, Als. — przywitał się Luke, siadając ze mną wciąż rozciągniętą na jego nogach. Pomachałam do niego ponuro. — O nie! O co martwi się nasza księżniczka? — drażnił się z szerokim uśmiechem na twarzy.

— Jesteśmy martwi, baranie! — wykrzyczałam.

Luke chwilę rozejrzał się dookoła, ale po jego minie można było zauważyć, że był zaskoczony.

— Oł... — wymamrotał Reggie, przez co spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.

— Oł?! To wszystko, co masz do powiedzenia?! — wykrzyczałam. — Umarliśmy, mając tylko 17 lat! Nasze życie ledwie się zaczęło! A co z moimi rodzicami? Nigdy nie udało mi się... — wzięłam drżący oddech, a łzy prawie uwolniły się z moich oczu. — Nie chcę być martwa. — wstałam i ruszyłam do rogu pomieszczenia. Przynajmniej tak mi się wydawało. Usiadłam i spoglądałam na każdego z osobna, ignorując to, co się dzieje.

Nie byłam w stanie tego pojąć. Byliśmy martwi. I naprawdę żałuję, że się nie przebrałam, bo utknęłam w tym niezbyt wygodnym stroju.

O mój Boże! Koncert! Orpheum! Nigdy tam nie zagraliśmy. I nigdy więcej nie zagramy. Co my zrobiliśmy...

Oczywiście, ten jeden pieprzony raz zjadłam hot doga i o ironio przez niego umarłam.

Powoli wykręcałam palce, próbując wziąć głęboki oddech, ale to nie działało. W końcu owinęłam ramiona wokół kolan i zaczęłam kołysać się w przód i w tył.

— Nie żyję... — wyszeptałam do siebie. — Nie żyję. Jestem martwa. Nie żyję. Nie mogę być martwa!

— Ace? W porządku? — zapytał Alex, korzystając z kolejnego pseudonimu, który w zasadzie miał się nijak do mojego prawdziwego imienia. — As, wszystko w porządku?

— Nie żyję! Jak ma być w porządku, Alex? Nie zdążyłam przeprosić rodziców. Nigdy nie zaznam uczucia, jak to jest mieć chłopaka, ukończyć szkołę, albo zagrać w Orpheum! — zawołałam, stojąc przed nimi. — Oczywiście, kiedy raz zjadłam hot doga, to musiałam umrzeć. — wymamrotałam.

— Cóż... Przynajmniej jesteśmy razem. — powiedział Alex, starając się zachować optymizm.

— Masz rację. — odparłam po chwili ciszy. — Nie wiem, czy zdołałbym żyć bez was. — przyznałam z małym uśmiechem na twarzy.

— No i jest uśmiech, za którym tak bardzo tęskniliśmy. — powiedział mój brat, pocierając moje włosy.

Przez kolejne minuty siedzieliśmy w okręgu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Wyjątkiem pozostał Alex, który popadł w histerię, gdy dotarł do niego sens sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Oparłam głowę na ramieniu Luke'a i nawet przez chwilę udało mi się zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło.

Jednak mój spokój został przerwany, nie przez narastający płacz mojego brata, a przez cichą muzykę wydobywającą się znikąd.

— Słyszycie to? — zapytałam, podnosząc się na równe nogi i marszcząc brwi.

— To brzmi jak... — zaczął Luke.

— Now or Never! — wykrzyczałam.

To nasza piosenka. Ale jakim cudem mogliśmy ją usłyszeć? Kiedy chciałam się podzielić swoimi myślami z resztą, nagle cała trójka zniknęła w kłębach dymu.

— Chłopaki?! — wykrzyczałam, rozglądając się po pomieszczeniu. — Alex? Reggie? Luke?

Nic, zero odpowiedzi. Znowu zostałam sama w ciemnym i pustym pomieszczeniu. Jednak nie minęła chwila i również zniknęłam, krzycząc strasznie głośno.

Nagle powoli i jak przez mgłę mogłam dojrzeć formowanie się gruntu, a po kilku sekundach z całej prędkości uderzyłam w podłogę. Kaszląc i sapiąc, otworzyłam oczy, rozpoznając drewnianą podłogę. Podniosłam się na kolana i ku mojemu zadowoleniu dojrzałam moich ćwoków stojących za mną, ale wyglądali na zdezorientowanych.

— O mój Boże. Tak się martwiłam! — zawołałam, zrywając się na równe nogi. Ci jednak milczeli, wpatrując się w coś za mną. — Uch, chłopaki? Co wy...? — zapytałam i odwróciłam się. Moim oczom ukazała się dziewczyna mniej więcej w naszym wieku, która zaczęła krzyczeć.

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy również nie odpowiedzieli krzykiem. W dodatku wskoczyłam na plecy Luke'a, chowając twarz za jego ramieniem, prawie ściągając nas w dół. Kontynuowaliśmy tę wrzaskliwą walkę, strasząc się nawzajem, aż w końcu dziewczyna wybiegła z garażu. Wyjrzałam z miejsca, w którym ukryłam twarz, a moje nogi nadal były ciasno owinięte wokół talii bruneta.

— Poszła sobie? — wyszeptałam niepewnie.

Po chwili uważnego nasłuchiwania, westchnęliśmy niemal synchronicznie z ulgą, że zostaliśmy sami. Nie wiedząc dokładnie jak, zniknęliśmy na chwilę, przez co pojawiliśmy się przed garażem. Po chwili znów byliśmy w środku, słysząc, jak dziewczyna będąc w garażu, mówi coś do siebie.

— Wszyscy jesteśmy trochę walnięci. — zauważył Luke, który najwyraźniej zrozumiał jej mruczenie. Dziewczyna znowu zaczęła się drzeć.

— O mój Boże! Proszę, przestań krzyczeć! — Alex błagał, zakrywając uszy.

Ja również przestaje krzyczeć, chowając się za ramieniem Luke'a. Z przerażeniem zauważam, że dziewczyna trzyma przed sobą krzyż. Po chwili pozwoliłam moim stopom ponownie dotknąć podłogi, wciąż chowając się za Luki'em.

— Kim jesteście i co robicie w studiu mojej mamy? — zapytała zdenerwowana dziewczyna, wyciągając krzyż przed siebie.

— Studiu twojej mamy? — powtórzył zdziwiony Luke.

— To jest nasze studio — powiedziałam, idąc nieco do przodu. Dziewczyna wyciąga w moją stronę krucyfiks, który staram się uniknąć, chodząc wokół pianina. — Naprawdę, mój... Fortepian jest nowy... — dodałam, przechodząc po instrumencie, unikając krzyża.

— I... I... O Jezu, moja kanapa! — Luke zawołał radośnie, chichocząc i wskakując na mebel, podczas gdy ja patrzyłam na dziwny przedmiot wiszący na ścianie.

— To zdecydowanie nie jest moja gitara — powiedzieliśmy razem.

— Czy możesz dać nam sekundę? — zapytał Luke, chwytając mnie za ramię i ciągnąc do reszty. Dziewczyna ponownie wyciągnęła w naszą stronę krzyż. — Po prostu... Daj nam chwilę. Dziękuję.

Wszyscy odwróciliśmy się twarzą do siebie, tworząc mini okrąg.

— Co tu się dzieje? — zapytał brunet, widząc, że nie tylko on jest zmieszany i zdezorientowany.

— Może... Może jest czarownicą — zaproponował Reggie, przez co spojrzałam na niego, jak na debila. — Na suficie wiszą krzesła — wskazuje.

Nie wierząc w jego słowa, podniosłam głowę i sprawdziłam. Hm, no w sumie dziwna sytuacja.

— Okej, nie ma czegoś takiego jak czarownice — zauważył zirytowany Alex.

— Jesteś pewien? — dopytał Reggie. — Bo myślałem, że duchy nie istnieją. A proszę, oto i jesteśmy.

Cholera, ma rację.

— No w sumie... — wyszeptał zrezygnowany Alex.

— To, kto idzie na ofiarę, dla widzimy? — zapytał Luke, patrząc wymownie między mną a Reggiem.

— Ale jesteś głupi — powiedziałam, klepiąc go w ramię. — Ona nie jest czarownicą. Spójrz. Po prostu się boi. Niech ktoś... — odparłam, wskazując na Alexa — Łagodniejszy się tym zajmie.

— Dlaczego jesteś w naszym studio? — zapytał głośno blondyn, podchodząc do dziewczyny.

Poważnie? Uniosłam ręce w irytacji. Dziewczyna wbiła mu krzyż w klatkę piersiową, który przez nią przeszedł.
Wszyscy wymieniliśmy zszokowane spojrzenia. To tak można?

— O ty w życiu! Jak to zrobiłeś?! — wykrzyczała zdezorientowana.

— Nie rozumiesz... Dziewczyna tego nie łapie — powiedział zrezygnowany blondyn, odwracając się do nas. Wzruszyłam ramionami i wyszłam zza Luke'a.

— Okej, ja to powiem. Jesteśmy duchami, no nie? — zaczęłam — Jesteśmy czterema duchami, które cieszą się, że wróciły do domu. Więc dziękuję za kwiaty. Naprawdę rozweselają pokój — skończyłam, posyłając jej szeroki uśmiech.

— Właściwie jesteśmy zespołem o nazwie Sunset Curve — poprawił mnie Luke.

— Powiedz znajomym — dodał Reggie, mrugając do niej.

— Ostatnia noc miała nam zagwarantować nowy start. Miało się wszystko zmienić — zaczął Luke.

— No i jak widać, wszystko się zmieniło...— wyszeptał Alex, nachylając się do głównego gitarzysty.

Zachichotałam, słysząc jego komentarz.

— To mnie przeraża — odparła dziewczyna, oddychając gwałtownie.

— Witaj w klubie! — zawołałam, ale natychmiast unikałam, widząc, jak wszyscy dziwnie się na mnie gapią — Co?

Ponownie zwracam uwagę na dziewczynę, która wyciągnęła z kieszeni cienki prostokątny przedmiot. Nie zapominając o tym, by dalej grozić nam krzyżem.

— Co to jest? Co z tym robisz? — zapytał Luke, na co przewróciłam oczami. Czy on zawsze musi wszystko wiedzieć?

— To mój telefon — wyjaśniła.

— To... — wskazałam na przedmiot. — Jest telefon? O rany, jak oni to zrobili z dnia na dzień? — zapytałam zdezorientowana.

— No tak jakby... Nie! Przestań z nimi rozmawiać. Oni nie są prawdziwi — upominała się dziewczyna. — Nie ma czegoś takiego jak urocze duchy.

— Och, myślisz, że jesteśmy uroczy?

Pytania Reggiego czasami sprawiają, że zaczynam wątpić w tego człowieka. Mulatka jednak ignorowała naszą obecność i nadal pisała w tajemniczym okienku o nazwie "telefon".

— Do kogo dzwonisz? — zapytał mój brat, zerkając na jej telefon.

— Szukam w Google Sunset Swerve. — odparła, przewracając oczami.

— Sunset Curve! — Poprawiamy ją i przybijamy sobie piątki za synchronizację.

— Oł, jest coś o Sunset Curve — odparła po chwili dziewczyna, na co się uśmiechnęłam. — Umarliście. Ale nie zeszłej nocy... — zaczęła ze zmarszczonymi brwiami. — Dwadzieścia pięć lat temu?

— Co? Nie. Nie, nie, nie. T-To... To niemożliwe! — wykrzyczał Reggie. — Po tym, jak wylecieliśmy z karetki, znaleźliśmy się w dziwnym ciemnym pokoju, w którym Alex płakał, a Ally panikowała.

— No... — zaczął Alex naprawdę wysokim głosem. — Myślę, że wszyscy byliśmy bardzo zdenerwowani.

Ta informacja sprawiła, że zaczęłam wariować. Powoli chodziłam tam i z powrotem, przeczesując palcami włosy, aż w końcu zatrzymałam się.

— Więc. Mówisz mi, że nie żyje od 25 lat?! — wykrzyczałam, ale nie dostała odpowiedzi.

Niemal natychmiast wpadam w hiperwentylację, aż w końcu dłoń zostaje przyklejona do moich ust, ciągnąc mnie lekko do tyłu i kołysząc delikatnie na boki.

— Ale to trwało najwyżej godzinę — odezwał się Luke zza moich pleców. Więc to on mnie trzymał...

— Słuchaj, mówię tylko, co mówi mi mój telefon — wyjaśniła dziewczyna, a wszyscy spojrzeliśmy na jej ekran. — Widzicie? Umarliście w 1995 roku, kiedy mieliście 17 lat. Mamy rok 2020.

— Więc to jest przyszłość? — zapytał Alex z szeroko otwartymi oczami. — Czekaj, czekaj. Więc minęło 25 lat? A ja płakałem przez ten cały czas? Jak to jest w ogóle możliwe!

Zdjęłam dłoń Luke'a z ust, żeby poklepać brata po ramieniu.

— Cóż, jesteś bardzo emocjonalną osobą — odparłam, wzruszając ramionami.

— Nie jestem! — wykrzyczał blondyn, a jego głos lekko się załamał.

— Myślałem, że boisz się tu wejść — powiedział młodszy od nas chłopak, stojąc w drzwiach.

Znowu zaczęłam krzyczeć, wskakując na Luke'a.

— Als! Zamknij się! — upomniał mnie Alex.

Ucieszyłam się i ostrożnie wyjrzałam przez ramię bruneta.

— Rozmawiasz ze swoim przyjacielem-duchem? Jak on wygląda? — zapytał młodszy chłopak.

Przepraszam bardzo? Czy on mnie nazwał chłopakiem? Co za brak poszanowania.

— On cię widzi — Alex powiedział kpiąco do Reggiego.

— Nie, nie może — odparła dziewczyna, na co młodszy chłopak rozejrzał się zdezorientowany.

— Co?

— Uh... Czego chcesz?

— Na początek normalności — odparł bezczelnie. — Przestań zachowywać się jak wariatka i chodź jeść — powiedział, po czym wyszedł z garażu.

— On was nie widział — powiedziała zdziwiona dziewczyna.

— Tak, no... To zwykle z duchami jest... — wymamrotałam, po raz kolejny zeskakując z pleców Luke'a.

— Dokładnie — poparł mnie Reggie.

Mulatka westchnęła ciężko i przeszła obok nas.

— Słuchajcie, bardzo mi przykro z powodu tego, co się z wami stało, ale to już nie jest wasze studio. Musicie odejść.

— Ale czekaj. Nie... Nie ujawniłaś swojego imienia — zaczął nieśmiało Luke, idąc do przodu.

— Jestem Julie.

— Super. J-jestem Luke — kontynuował, robiąc krok do przodu. Dziewczyna podniosła krzyż, przez co brunet zatrzymał się przerażony — To tak przy okazji. A to jest... — zaczął, wskazując na nas.

— Reggie. Jestem Reggie. Hej — przywitał się.

— I... — Luke szturchnął Alexa.

— Alex. Jak leci?

— A to jest... ? — zapytał Julie, wskazując na mnie. Zrobiłam krok do przodu.

— Cześć, um... Jestem Ally - siostra Alexa. — odparłam z małym uśmiechem.

— Ta-da... — zaśpiewał cicho Luke.

— Okej — powiedziała dziewczyna, jakby nie widziała sensu w tej wymianie zdań i opuściła garaż.

— Wydaje się miła — odparł Reggie.

Alex jęknął zrezygnowany i spojrzał na basistę.

— Przegapiłeś, jak nas wyrzuciła, czy co? — zapytał. Reggie zastanawiał się przez chwilę, patrząc w sufit, choć wyglądał, jakby myślał o czymś zupełnie innym. — Tak, właśnie — odparł Alex, odchodząc.

Wymieniłam spojrzenie z Lukiem, wiedząc, że to, co się zaraz może wydarzyć będzie interesujące.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro