Godzina Nawiedzenia
Niemal w ułamku sekundy pojawiamy się w domu Bobby'ego. Nie mogę się powstrzymać od kpiny z tego.
Ma swój własny plakat. W środku domu! Dziś słowo "egoistyczny" zostało zamienione na Bobby.
Rozdzieliliśmy się, rozglądając się po jego różnych płytach.
— Dom Bobby'ego jest śmieszny — stwierdza Alex.
— Naprawdę? — pytam go sarkastycznie.— Nie zauważyłam.
— Widzieliście te platynowe płyty? —odzywa się po chwili ponownie blondyn.
— Platyna? — pyta Reggie, idąc do przodu.
— Nagrał „My name is Luke” — mówi Luke z niedowierzaniem. — Ja jestem Luke! I najwyraźniej ,,Beautiful Girl" dotyczy jego cudownej córki Carrie — mamrocze.
To wzbudza moje zainteresowanie. Podchodzę do miejsca, w którym stoi Luke i czytam mały akapit.
'Moja córka. Najsilniejsza osoba, jaką znam. Ta piosenka jest dedykowana tobie. Moja piękna dziewczyno'
— To egoistyczny, zaabsorbowany sobą, do niczego, kłamliwy, śmieć — warczę, zaciskając szczękę.
Luke pocieszająco pociera moje ramiona. Nagle otwierają się drzwi i wchodzi sam diabeł. Ubrany w skórzaną kurtkę i okulary przeciwsłoneczne. Wewnątrz domu.
— To on! — Wykrzykuje Reggie.
— Hej, Carrie. Idę medytować! — krzyczy Bobby.
— On nawet nosi okulary przeciwsłoneczne w domu — mamrocze Reggie z obrzydzeniem.
— Jestem w salonie! — woła Carrie z innego miejsca w domu.
— Fajne! — Bobby wrzeszczy, wchodząc po schodach.
— Nie znoszę go — szydzę.
— Czas, by dopadła go własna przeszłość — mamrocze obok mnie Luke.
— Dokładnie — dodaje Reggie.
Wymieniamy wkurzona spojrzenia i wbiegamy po schodach.
— Czekajcie! — Alex mówi, zatrzymując nas na schodach. wszyscy odwracamy się twarzą do niego. — Nie spieszmy się. Wiecie, to mój... Mój pierwszy raz, kiedy kogoś nawiedzam.
Patrzę na Luke'a, który po prostu wygląda na zdezorientowanego.
— Chcę żeby było to wyjątkowe — kończy Alex.
— Błagam cię, Alex — mamrocze Luke, idąc po schodach.
— Stary, co to było? — pytam go.
— To było dziwne. Wiem — mówi, doganiając mnie. Ruszamy za Reggiem i Luke'em.
W końcu trafiamy do czegoś, co wydaje się być pokojem Bobby'ego, który medytuje.
Luke uśmiecha się figlarnie i wsadza Bobby'emu mokry palec w ucho. To oczywiście przyciąga jego uwagę, ponieważ zatrzymuje się, dotykając ucha. Ignoruje to i kontynuuje swoje poczynania.
Alex i Reggie zdmuchują świeczki, a ja podchodzę do radia, wciskając przycisk, żeby włączyć muzykę.
Zdezorientowany mężczyzna wstaje i wyłącza je, ale ja włączam ponownie do momentu, aż wyrwie wtyczkę.
W tym czasie Luke poszedł do łazienki i włączył prysznic. Podążam za nimi, podchodząc do zlewu. Bobby z wahaniem wyłącza prysznic, a ja zaczynam pisać, upewniając się, że wydaje charakterystyczny pisk. Bobby odwraca się, by spojrzeć w lustro i ujrzeć napis
Cześć, Bobby
~ Piękna Dziewczyna
Specjalnie narysowałam „Y” tak, aby przypominało koniec logo naszego zespołu.
Mężczyzna blednie i wybiega z łazienki, tylko po to, by wbiec w drzwi, które trzyma Alex.
Pojawiam się po drugiej stronie, śmiejąc się z tego jak to wyglada.
— W życiu się tak nie bawiłam — mówię do Alexa, który w odpowiedzi się smieje.
— Wypuść mnie! — woła Bobby.
Alex ucieka od drzwi, gdy Bobby przez nie wyskakuje. Zatrzymuje się przed nami.
— Cicho — mówię, kiedy patrzymy, jak mężczyzna wariuje i zbiega po schodach szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Luke wyciąga ręce i wszyscy przybijamy piątkę.
— Chodźcie na zewnątrz — mówi Luke, chwytając mnie za rękę, abyśmy się po chwili znaleźli na zewnątrz.
Lekko potykam się przy lądowaniu, ale poza tym wszystko jest w porządku. Marszczę brwi widząc, że Bobby ucieka swoim helikopterem.
— Szybko, pomóżmy mu tyłki, zanim ucieknie — mówi podekscytowany Reggie.
— On nas nie widzi — podkreśla Alex.
— Och, to nie dla niego. To dla nas — mówi Luke.
Odchodzę, nie zwracając uwagi na ich rozmowę, podziwiając otoczenie.
— Więc chłopaki, myślałam... Ah! — Odwracam się. Żałuję, że to widziałam. Krzyczę, natychmiast zakrywając oczy. — O mój Boże, to obrzydliwe —mamroczę, przykucając, jednak już po chwili słyszę kroki.
— Więc dobrze się tam bawiliście? — pyta Julie, a ja w samą porę słyszę jak chłopaki ubierają spodnie.
— Zrobiłabyś dokładnie to samo, gdyby ukradł wszystkie twoje piosenki — mówi Luke.
— Skończyliście? Proszę, powiedzcie mi, że to koniec. Skończyli? Żałuję, że się odwróciłam. Proszę, proszę, proszę, powiedz mi, że podciągnęli spodnie —pytam, nadal mocno zakrywając oczy ręką.
— Um... Tak? — mówi Julie, brzmiąc na bardzo zdezorientowaną.
Rozsuwam palce i spoglądam przez nie. Julie miała rację.
— Och, dzięki ci Panie Boże — mówię, wstając ponownie. Zwracam się do chłopców. — To było obrzydliwe. Nigdy więcej tego nie róbcie. Nigdy, czy przy mnie. Proszę?
Nie dostaję odpowiedzi. To wywołuje u mnie dreszcz obrzydzenia.
— W każdym razie macie nowe piosenki. Ze mną — mówi Julie. — Najlepszym sposobem na zemstę jest to, żeby ten zespół świetnie sobie radził. A żeby być świetnym, musimy grać na dyskotece, a potem w klubach — mówi nam.
— Wiem — mówi Luke.
— Do zobaczenia w szkole. Zaczynamy o 9. Proszę, nie spóźnijcie się. Będzie tam dużo ludzi — błaga Julie.
— Będziemy, J. Nie martw się — mówię jej, wyciągając rękę. Przenika przez jej, a moja twarz lekko opada.
— Nie martw się — mówi Alex, potwierdzając moje poprzednie stwierdzenie.
Dziewczyna jedynie wzdycha ciężko i odchodzi.
— Nie obchodzi mnie, co myśli Julie. Cieszę się, że przestraszyliśmy Bobby'ego — przyznaje Reggie. — Powinniśmy byli zrobić więcej, jak... Jak napisać mu na czole "złodziej".
— Alex, jak zamknąłeś drzwi? Ledwo mogłeś otworzyć drzwi garażu — pyta Luke.
To bardzo interesujące pytanie, na które sam chciałabym znać odpowiedź.
— Nauczyłeś się tego od Williego, prawda? — mówi Reggie porozumiewawczym głosem.
— Oh! — mówię podekscytowana. — Alex ma chłopaka. Alex ma chłopaka — drażnię się, podchodząc bliżej.
Blondyn popycha mnie, co powoduje, że wpadam na Luke'a, który na szczęście chwyta mnie i podtrzymuje, więc nie upadam.
— Nauczył mnie kilku rzeczy, kiedy byliśmy w muzeum — mówi zawrotnie. —To długa historia.
— Myślisz, że ma kilka innych sztuczek do zaoferowania? — pyta Luke
— Dowiedzmy się — mówi Alex, lekko wzruszając ramionami.
— Poczekaj, zanim cokolwiek zrobimy… Co jest z wami nie tak? — pytam, kładąc ręce na biodrach.
— Co zrobiliśmy? — pyta Luke.
Czy on jest poważny?
— Och, no nie wiem. Co takiego robiłeś dosłownie 5 minut temu! — krzyczę.
— Oh — mówi cicho, pocierając kark. Nerwowy nawyk.
— Oh — kpię. — Wasza trójka jest obrzydliwa. To było obrzydliwe. Nie chciałam tego widzieć, ale niestety tak było. Macke szczęście, że Julie tu nie było i nikt inny was nie widział.
— Przepraszam, Ally — Wszyscy mamroczą.
— Dziękuję — mówię, kiwając głową. Wyciągam rękę do Luke'a. — A teraz idziemy poznać chłopaka Alexa? — pytam.
— Ally — ostrzega mnie blondyn.
— To znaczy Williego — poprawiam.
Cała trójka uśmiecha się do mnie i znikamy. W końcu ponawiamy się w parku, gdzie zbliża się do nas chłopak na deskorolce. Willie.
— Hej! — mówi, chichocząc, gdy podchodzi do nas. — Co słychać, stary? Przyprowadziłeś przyjaciół.
— Tak. To są moi koledzy z zespołu, uh, Luke i Reggie — mówi, wskazując na nich. — A to moja siostra, Ally — kończy, wskazując na mnie. Macham wolną ręką.
— Jest pomocą techniczną, czy co? —Willie pyta Alexa, a moje spojrzenie twardnieje.
— Jestem w zespole. Gram na gitarze, frajerze — warczę.
Luke kładzie ręce na moim ramieniu, ściskając je delikatnie, żeby mnie uspokoić.
— Okej... — mówi Willie. — Jestem Willie. Więc… Jesteście tu, żeby nauczyć się kilku „sztuczek”? — pyta.
Wskazuje rękami na dwa policyjne quady, powodując, że syreny się załączają, a deskorolkarze uciekają. Moje usta otwierają się. Boże, to jest chore!
— Zrób to jeszcze raz! Zrób to jeszcze raz! — Reggie go błaga, a ja walę go w brzuch.
— Właściwie myśleliśmy o czymś bardziej efektywnym— mówię mu. — Okradł nas stary kolega z zespołu. Chcemy stawić mu czoła twarzą w twarz — wyjaśniam. — Ten kłamliwy, samolubny śmieć zasługuje żeby dopadły go sidła sprawiedliwości — mamroczę pod nosem, krzyżując ramiona.
— Jest trochę zirytowana — szepcze Alex do Willie'go.
— W porządku. Czy was stary przyjaciel to żyjek? — pyta Willie.
O Boże, czy on nie potrafi mówić w języku ludzi?
— Och, to wyszukany slang duchów, oznacza żyjący — mówi mój brat.
Oh. Racja, teraz to ma sens.
— Ach! Więc tak — mówi Reggie z rękami w kieszeniach. — On jest żyjkiem.
— A poza tym to kłamliwy, głupi, nie nadający się do niczego, łajdak, który... —
Po raz kolejny przerywa mi dłoń Luke'a zakrywająca moje usta, aby powstrzymać mnie przed dokończeniem zdania.
Nie rozumiem. Co jest nie tak w tym, że wyrażam swoją opinię?
— Oh nie pomogę wam — Willie zaczyna.
Chwila, co? Cóż, kolejny bezużyteczny frajer się znalazł na mojej drodze życiowej.
— Rozmawianie z żyjkami jest nawet poza moją ligą.
Oczywiście. Wszyscy wymieniamy rozczarowane spojrzenia, co Willie musiał zauważyć.
— Wiecie, ale jest jeden duch, który może wam pomóc — dodaje. To przyciąga moją uwagę.
— Kontynuuj — mówię, zwężając oczy.
Chłopak przełyka i patrzy na chłopaków.
— On jest… On jest kimś ważnym.
— Liczy się każda pomoc — dodaje Luke, podchodząc obok mnie.
— Och, w porządku. Cóż, um, muszę zająć się niektórymi sprawami, ale spotkamy się tam, gdzie spotkaliśmy się z Alexem, o ósmej — instruuje.
Kiwam głową, notując w pamięci, żeby to wszystko zapamiętać.
— Do zobaczenia — mówi, odjeżdżając. Alex patrzy na mnie.
— Czy możesz, och, nie wiem, nie odstraszać każdego faceta, którego spotykam? Czy ja proszę o tak wiele? — pyta mnie z rękami w kieszeniach. Chowam się za Lukiem.
— Po prostu się tobą opiekuję. Na tym polega moja praca. Jeśli jest aż mięczakiem, żeby do niego zagadać, to daj chłopakowi spokój — mówię.
— Ally!
— Już idę! — Biegną przed siebie, starając się unikać mojego brata.
~ ~ ~
Dokładnie o ósmej, nasza czwórka zostaje odprowadzona do tego dziwnego budynku przez Williego.
—Właśnie to tutaj — mówi, prowadząc nas przez hol. Wchodzimy na antresolę i przez chwilę się rozglądam.
— Whoa — mówi Luke. — Więc to tutaj mieszka ten utalentowany duch? — pyta, rozglądając się po ścianach. Willie posyła nam mały uśmiech.
— Śmieszne, przeszliśmy obok tego hotelu jakieś milion razy — mówi Alex.
— Właśnie, dlaczego nigdy nie zauważyliśmy ani o nie słyszeliśmy o tym? — pytam, wychodząc zza chłopaków.
— To dlatego, że ten obszar był od dziesięcioleci zamknięty — mówi Willie, wskazując na wszystko za sobą. — Chodzi mi o to, że nawet nie wiedziałabyś, że to miejsce istnieje, chyba że jesteś zaproszona.
Alex uśmiecha się do niego, a mi serce puchnie widząc, jak bardzo jest zauroczony tym chłopakiem.
— Muszę już iść i upewnić się, że wszystko jest w porządku, ale zaraz wracam. — mówi Willie, odchodząc.
Wychodzimy na balkon.
— Hollywood Ghost Club? — pyta Reggie. — To miejsce jest przerażające, jak na klub.
— No cóż, innej opcji nie mamy — mówi niedbale Alex.
Rozglądam się. Reggie ma rację. To miejsce jest przerażające.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro