Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Godzina Nawiedzenia

Niemal w ułamku sekundy pojawiamy się w domu Bobby'ego.  Nie mogę się powstrzymać od kpiny z tego. 

Ma swój własny plakat. W środku domu! Dziś słowo "egoistyczny" zostało zamienione na Bobby. 

Rozdzieliliśmy się, rozglądając się po jego różnych płytach.

— Dom Bobby'ego jest śmieszny — stwierdza Alex.

— Naprawdę? — pytam go sarkastycznie.— Nie zauważyłam.

— Widzieliście te platynowe płyty? —odzywa się po chwili ponownie blondyn.

— Platyna? — pyta Reggie, idąc do przodu.

— Nagrał „My name is Luke” — mówi Luke z niedowierzaniem. — Ja jestem Luke! I najwyraźniej ,,Beautiful Girl" dotyczy jego cudownej córki Carrie — mamrocze. 

To wzbudza moje zainteresowanie.  Podchodzę do miejsca, w którym stoi Luke i czytam mały akapit.

'Moja córka. Najsilniejsza osoba, jaką znam.  Ta piosenka jest dedykowana tobie.  Moja piękna dziewczyno'

— To egoistyczny, zaabsorbowany sobą, do niczego, kłamliwy, śmieć — warczę, zaciskając szczękę. 

Luke pocieszająco pociera moje ramiona. Nagle otwierają się drzwi i wchodzi sam diabeł.  Ubrany w skórzaną kurtkę i okulary przeciwsłoneczne.  Wewnątrz domu.

— To on! — Wykrzykuje Reggie. 

— Hej, Carrie. Idę medytować! — krzyczy Bobby.

— On nawet nosi okulary przeciwsłoneczne w domu — mamrocze Reggie z obrzydzeniem.

— Jestem w salonie! — woła Carrie z innego miejsca w domu.

— Fajne! — Bobby wrzeszczy, wchodząc po schodach.

— Nie znoszę go — szydzę.

— Czas, by dopadła go własna przeszłość — mamrocze obok mnie Luke.

— Dokładnie — dodaje Reggie. 

Wymieniamy wkurzona spojrzenia i wbiegamy po schodach.

— Czekajcie! — Alex mówi, zatrzymując nas na schodach.  wszyscy odwracamy się twarzą do niego. — Nie spieszmy się. Wiecie, to mój... Mój pierwszy raz, kiedy kogoś nawiedzam.

Patrzę na Luke'a, który po prostu wygląda na zdezorientowanego.

— Chcę żeby było to wyjątkowe — kończy Alex.

— Błagam cię, Alex — mamrocze Luke, idąc po schodach.

— Stary, co to było? — pytam go.

— To było dziwne. Wiem — mówi, doganiając mnie.  Ruszamy za Reggiem i Luke'em. 

W końcu trafiamy do czegoś, co wydaje się być pokojem Bobby'ego, który medytuje. 
Luke uśmiecha się figlarnie i wsadza Bobby'emu mokry palec w ucho.  To oczywiście przyciąga jego uwagę, ponieważ zatrzymuje się, dotykając ucha. Ignoruje to i kontynuuje swoje poczynania. 
Alex i Reggie zdmuchują świeczki, a ja podchodzę do radia, wciskając przycisk, żeby włączyć muzykę. 

Zdezorientowany mężczyzna wstaje i wyłącza je, ale ja włączam ponownie do momentu, aż wyrwie wtyczkę. 

W tym czasie Luke poszedł do łazienki i włączył prysznic. Podążam za nimi, podchodząc do zlewu.  Bobby z wahaniem wyłącza prysznic, a ja zaczynam pisać, upewniając się, że wydaje charakterystyczny pisk.  Bobby odwraca się, by spojrzeć w lustro i ujrzeć napis

Cześć, Bobby
~ Piękna Dziewczyna

Specjalnie narysowałam „Y” tak, aby przypominało koniec logo naszego zespołu. 

Mężczyzna blednie i wybiega z łazienki, tylko po to, by wbiec w drzwi, które trzyma Alex. 
Pojawiam się po drugiej stronie, śmiejąc się z tego jak to wyglada.

— W życiu się tak nie bawiłam — mówię do Alexa, który w odpowiedzi się smieje.

— Wypuść mnie! — woła Bobby. 

Alex ucieka od drzwi, gdy Bobby przez nie wyskakuje.  Zatrzymuje się przed nami.

— Cicho — mówię, kiedy patrzymy, jak mężczyzna wariuje i zbiega po schodach szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. 

Luke wyciąga ręce i wszyscy przybijamy piątkę. 

— Chodźcie na zewnątrz — mówi Luke, chwytając mnie za rękę, abyśmy się po chwili znaleźli na zewnątrz. 

Lekko potykam się przy lądowaniu, ale poza tym wszystko jest w porządku. Marszczę brwi widząc, że Bobby ucieka swoim helikopterem.

— Szybko, pomóżmy mu tyłki, zanim ucieknie — mówi podekscytowany Reggie.

— On nas nie widzi — podkreśla Alex.

— Och, to nie dla niego. To dla nas — mówi Luke. 

Odchodzę, nie zwracając uwagi na ich rozmowę, podziwiając otoczenie.

— Więc chłopaki, myślałam...  Ah! — Odwracam się.  Żałuję, że to widziałam.  Krzyczę, natychmiast zakrywając oczy.  — O mój Boże, to obrzydliwe —mamroczę, przykucając, jednak już po chwili słyszę kroki.

— Więc dobrze się tam bawiliście? — pyta Julie, a ja w samą porę słyszę jak chłopaki ubierają spodnie.

— Zrobiłabyś dokładnie to samo, gdyby ukradł wszystkie twoje piosenki — mówi Luke. 

— Skończyliście? Proszę, powiedzcie mi, że to koniec. Skończyli? Żałuję, że się  odwróciłam. Proszę, proszę, proszę, powiedz mi, że podciągnęli spodnie —pytam, nadal mocno zakrywając oczy ręką.

— Um... Tak? — mówi Julie, brzmiąc na bardzo zdezorientowaną.

Rozsuwam palce i spoglądam przez nie.  Julie miała rację.

— Och, dzięki ci Panie Boże — mówię, wstając ponownie.  Zwracam się do chłopców. — To było obrzydliwe. Nigdy więcej tego nie róbcie. Nigdy, czy przy mnie. Proszę? 

Nie dostaję odpowiedzi.  To wywołuje u mnie dreszcz obrzydzenia.

— W każdym razie macie nowe piosenki. Ze mną — mówi Julie. — Najlepszym sposobem na zemstę jest to, żeby ten zespół świetnie sobie radził. A żeby być świetnym, musimy grać na dyskotece, a potem w klubach — mówi nam. 

— Wiem — mówi Luke.

— Do zobaczenia w szkole. Zaczynamy o 9. Proszę, nie spóźnijcie się. Będzie tam dużo ludzi — błaga Julie.

— Będziemy, J. Nie martw się — mówię jej, wyciągając rękę.  Przenika przez jej, a moja twarz lekko opada.

— Nie martw się — mówi Alex, potwierdzając moje poprzednie stwierdzenie. 

Dziewczyna jedynie wzdycha ciężko i odchodzi.

— Nie obchodzi mnie, co myśli Julie. Cieszę się, że przestraszyliśmy Bobby'ego — przyznaje Reggie. — Powinniśmy byli zrobić więcej, jak... Jak napisać mu na czole "złodziej".

— Alex, jak zamknąłeś drzwi? Ledwo mogłeś otworzyć drzwi garażu — pyta Luke. 

To bardzo interesujące pytanie, na które sam chciałabym znać odpowiedź.

— Nauczyłeś się tego od Williego, prawda? — mówi Reggie porozumiewawczym głosem.

— Oh! — mówię podekscytowana.  — Alex ma chłopaka. Alex ma chłopaka — drażnię się, podchodząc bliżej. 

Blondyn popycha mnie, co powoduje, że wpadam na Luke'a, który na szczęście chwyta mnie i podtrzymuje, więc nie upadam.

— Nauczył mnie kilku rzeczy, kiedy byliśmy w muzeum — mówi zawrotnie.  —To długa historia.

— Myślisz, że ma kilka innych sztuczek do zaoferowania? — pyta Luke

— Dowiedzmy się — mówi Alex, lekko wzruszając ramionami.

— Poczekaj, zanim cokolwiek zrobimy… Co jest z wami nie tak? — pytam, kładąc ręce na biodrach.

— Co zrobiliśmy? — pyta Luke. 

Czy on jest poważny?

— Och, no nie wiem. Co takiego robiłeś dosłownie 5 minut temu! — krzyczę.

— Oh — mówi cicho, pocierając kark.  Nerwowy nawyk.

— Oh — kpię. — Wasza trójka jest obrzydliwa. To było obrzydliwe. Nie chciałam tego widzieć, ale niestety tak było. Macke szczęście, że Julie tu nie było i nikt inny was nie widział.

— Przepraszam, Ally — Wszyscy mamroczą.

— Dziękuję — mówię, kiwając głową.  Wyciągam rękę do Luke'a.  — A teraz idziemy poznać chłopaka Alexa? — pytam.

— Ally — ostrzega mnie blondyn.

— To znaczy Williego — poprawiam. 

Cała trójka uśmiecha się do mnie i znikamy.  W końcu ponawiamy się w parku, gdzie zbliża się do nas chłopak na deskorolce.  Willie.

— Hej! — mówi, chichocząc, gdy podchodzi do nas. — Co słychać, stary? Przyprowadziłeś przyjaciół.

— Tak. To są moi koledzy z zespołu, uh, Luke i Reggie — mówi, wskazując na nich. — A to moja siostra, Ally — kończy, wskazując na mnie.  Macham wolną ręką.

— Jest pomocą techniczną, czy co? —Willie pyta Alexa, a moje spojrzenie twardnieje.

— Jestem w zespole. Gram na gitarze, frajerze — warczę. 

Luke kładzie ręce na moim ramieniu, ściskając je delikatnie, żeby mnie uspokoić.

— Okej... — mówi Willie. — Jestem Willie. Więc… Jesteście tu, żeby nauczyć się kilku „sztuczek”? — pyta. 

Wskazuje rękami na dwa policyjne quady, powodując, że syreny się załączają, a deskorolkarze uciekają.  Moje usta otwierają się.  Boże, to jest chore!

— Zrób to jeszcze raz! Zrób to jeszcze raz! —  Reggie go błaga, a ja walę go w brzuch.

— Właściwie myśleliśmy o czymś bardziej efektywnym— mówię mu. — Okradł nas stary kolega z zespołu. Chcemy stawić mu czoła twarzą w twarz — wyjaśniam.  — Ten kłamliwy, samolubny śmieć zasługuje żeby dopadły go sidła sprawiedliwości — mamroczę pod nosem, krzyżując ramiona.

— Jest trochę zirytowana — szepcze Alex do Willie'go.

— W porządku. Czy was stary przyjaciel to żyjek? — pyta Willie. 

O Boże, czy on nie potrafi mówić w języku ludzi?

— Och, to wyszukany slang duchów, oznacza żyjący — mówi mój brat. 

Oh. Racja, teraz to ma sens.

— Ach! Więc tak — mówi Reggie z rękami w kieszeniach. — On jest żyjkiem.

— A poza tym to kłamliwy, głupi, nie nadający się do niczego, łajdak, który... —
Po raz kolejny przerywa mi dłoń Luke'a zakrywająca moje usta, aby powstrzymać mnie przed dokończeniem zdania. 

Nie rozumiem.  Co jest nie tak w tym, że wyrażam swoją opinię?

— Oh nie pomogę wam — Willie zaczyna. 

Chwila, co? Cóż, kolejny bezużyteczny frajer się znalazł na mojej drodze życiowej. 

— Rozmawianie z żyjkami jest nawet poza moją ligą.

Oczywiście.  Wszyscy wymieniamy rozczarowane spojrzenia, co Willie musiał zauważyć.

— Wiecie, ale jest jeden duch, który może wam pomóc — dodaje. To przyciąga moją uwagę.

— Kontynuuj — mówię, zwężając oczy.

Chłopak przełyka i patrzy na chłopaków.

 — On jest… On jest kimś ważnym.

— Liczy się każda pomoc — dodaje Luke, podchodząc obok mnie.

— Och, w porządku. Cóż, um, muszę zająć się niektórymi sprawami, ale spotkamy się tam, gdzie spotkaliśmy się z Alexem, o ósmej — instruuje. 

Kiwam głową, notując w pamięci, żeby to wszystko zapamiętać. 

— Do zobaczenia — mówi, odjeżdżając.  Alex patrzy na mnie.

— Czy możesz, och, nie wiem, nie odstraszać każdego faceta, którego spotykam? Czy ja proszę o tak wiele?  — pyta mnie z rękami w kieszeniach.  Chowam się za Lukiem.

—  Po prostu się tobą opiekuję. Na tym polega moja praca. Jeśli jest aż mięczakiem, żeby do niego zagadać, to daj chłopakowi spokój — mówię.

— Ally!

— Już idę! — Biegną przed siebie, starając się unikać mojego brata.

~ ~ ~

Dokładnie o ósmej, nasza czwórka zostaje odprowadzona do tego dziwnego budynku przez Williego.

—Właśnie to tutaj — mówi, prowadząc nas przez hol. Wchodzimy na antresolę i przez chwilę się rozglądam.

— Whoa — mówi Luke. — Więc to tutaj mieszka ten utalentowany duch? — pyta, rozglądając się po ścianach.  Willie posyła nam mały uśmiech.

— Śmieszne, przeszliśmy obok tego hotelu jakieś milion razy — mówi Alex.

— Właśnie, dlaczego nigdy nie zauważyliśmy ani o nie słyszeliśmy o tym? — pytam, wychodząc zza chłopaków.

— To dlatego, że ten obszar był od dziesięcioleci zamknięty — mówi Willie, wskazując na wszystko za sobą. — Chodzi mi o to, że nawet nie wiedziałabyś, że to miejsce istnieje, chyba że jesteś zaproszona.

Alex uśmiecha się do niego, a mi serce puchnie widząc, jak bardzo jest zauroczony tym chłopakiem.

— Muszę już iść i upewnić się, że wszystko jest w porządku, ale zaraz wracam. — mówi Willie, odchodząc.

Wychodzimy na balkon.

— Hollywood Ghost Club? — pyta Reggie. — To miejsce jest przerażające, jak na klub.

— No cóż, innej opcji nie mamy — mówi niedbale Alex. 

Rozglądam się. Reggie ma rację.  To miejsce jest przerażające.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro