Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Druga Strona Hollywood 1


— Nie jestem przekonany co do tego miejsca — mówi Reggie, wzdychając głośno, kiedy nasza czwórka przygląda się ludziom na dole, którzy wydają się przeżywać najlepsze chwile swojego życia, śmiejąc się i rozmawiając ze sobą.

— Cóż, jeśli się boisz, możesz… Zawsze możesz się za mną schować — mówi Alex. 

Okej, teraz to jest dziwne. Zwykle Alex jest tym najbardziej przerażonym w grupie. 
Myślę, że zarówno z twarzy Reggiego, jak i mojej własnej widać, że jesteśmy bardzo zdezorientowani. 

— Ja będę chował się za Luke'iem — kończy. 

Przewracam oczami na wybryki i paranoję moich braci. 

— Musicie dorosnąć, wiecie o tym? — mówi Luke surowo, patrząc na tą dwójkę.

— Zgadzam się — mówię, spoglądając na swoje paznokcie. — Jesteście mięczakami.

— Okej, to nie było zbyt miłe — mówi smutno Reggie. 

Wzruszam ramionami, wracając do badania naszego otoczenia.

— Wrócimy do Bobby'ego — przypomina nam Luke. — Musi zapłacić za to, co nam zrobił.

— Okej, książę — mówię, chichocząc. — Rozumiem, że nie możesz się doczekać powrotu do Bobby'ego — mówię Luke'owi, kładąc dłoń na jego ramieniu.  — Ale możesz stłumić agresję, tak tylko odrobinę? — drażnię się, ściskając razem kciuk i palec wskazujący. 

Chłopak ściska moje palce między swoimi, przyciągając do mnie twarz, a następnie zbliżając mnie do siebie.  Czuję, jak rozluźniam się w jego objęciach i nie mogę powstrzymać się od lekkiego uśmiechu na mojej twarzy.

— Nadal będę się za nim chował — szepcze Alex do Reggiego.  Chichoczę z niego i kręcę głową.

— Wszystko w porządku — mówi Willie, siadając obok nas i opierając się o poręcz.

— Och, uh, super — zaczyna Alex. — Hej, chcę żebyś wiedział, że mamy około godziny, ponieważ mamy koncert z Julie  — wyjaśnia mu Alex. 

— Och, tak. Bez obaw — mówi Willie z uśmiechem na twarzy. 

— Super — mówię, odsuwając się od Luke'a, żeby zamiast tego złapać go za rękę.

— Chodźmy — mówi nam Willie, kierując się w stronę spiralnych schodów. Następnie zsuwa się z reszty poręczy, gdy wszyscy nadal stoimy i gapimy się na scenę poniżej nas.

— Wow — szepczę, moje oczy wychwytują wszystko, co nas otacza.  To takie... ekscentryczne.  — Czy widzicie to, co ja? — pytam chłopaków, nie mogąc oderwać wzroku od wydarzeń przede mną.

— Myślę, że chyba wyróżniamy się z towarzystwa — mówi Luke, poprawiając marynarkę. 

Wszyscy schodzimy po schodach, aby spotkać Williego na dole, który prowadzi nas na skraj sali balowej, gdzie wszędzie stoją stoły i krzesła.  Para przechodzi przez Luke i mnie, co wywołuje u mnie dziwne wrażenie. 

— Whoa! Myślałem, że ci ludzie będą duchami  — Reggie mówi zdezorientowany do Williego.

— To żyjki — mówi Willie, uśmiechając się do nas.  W tym momencie zdałam sobie jak bardzo Alex jest wpatrzony w Willie'go.  — Och, uh, żyjki to właściwie… — zaczyna.

— Żywi ludzie — mówi Reggie, przerywając mu. — Słuchałem.

To duże osiągnięcie. Z wahaniem klepię go po ramieniu, starając się sprawiać wrażenie, że nie byłam całkowicie rozczarowana faktem, że moi przyjaciele są idiotami.

— Ale to jest bardzo ekskluzywny tłum — mówi nam Willie. — Każdy tutaj dużo zapłacił, żeby zajrzeć do życia pozagrobowego — wyjaśnia nam. 

Więc ludzie mogą nas zobaczyć? Nie wiem, co o tym myśleć.

— Zawsze wiedziałem, że bogaci robią dziwne rzeczy — mówi tęsknie Reggie. 

— Stary — syczę, klepiąc go w ramię. — Spróbuj nikogo nie urazić, dobra? 

Chłopak jednak  wygląda na zdezorientowanego. Wzdycham i ponownie zwracam uwagę na Williego.

— Panowie.

Facet w białym garniturze podchodzi do nas, tak cicho, ze mnie wystraszył. 

— Mam dla was stolik. Proszę za mną — mówi, idąc w kierunku środka sali balowej. 

Prowadzi nas do stołu znajdującego się z przodu i na środku sali balowej, dając nam doskonały widok na zespół. 
Alex, Willie i ja siadamy pośrodku, Luke na lewo ode mnie i Reggie obok niego.

— Okej, więc. Kto uczyni nas widocznymi, żebyśmy mogli skonfrontować się z naszym starym kolegą z zespołu? — pytam go, opierając łokieć na stole, gdy na niego patrzę.

— Wow, jeszcze w życiu nie spotkałem laski, która wali prosto do rzeczy. Nie chcę wiedzieć co robisz, jak jesteś zdenerwowana — mówi Willie, a ja posyłam mu sarkastyczny uśmiech.

— Nie, ale poważnie. Kto? — naciskam.

— Och, nie, nie. Żaden z nich nie ma takiej mocy. — tłumaczy. 

Czy on jest poważny? Więc zaciągnął nas po to, żeby powiedzieć, że nie mogą tego zrobić? 
Nagle światła przygasają i zbliżam się do Luke'a, bojąc się tego, co ma nadejść.

— Ale oto nadchodzi duch, który potrafi— mówi Willie z radosnym uśmiechem. 

Duch? Czekaj, więc duch uczyni nas widocznymi? 

— Panie i panowie, żywi i martwi!  Powitajcie Caleba Covingtona! — mówi z góry jakiś mężczyzna. 

Światła lekko gasną i zaczyna się prawdziwy pokaz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro