Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ból Teraźniejszości

Alex wpadł na genialny pomysł by iść przytulić Julie, ale szybko go powstrzymałam. Teraz całą czwórką siedziny tuż przed studiem.

- Och, siora, dlaczego mnie powstrzymałaś? Julie potrzebuje przytulasa! - krzyczy Alex, gdy patrzę na drzwi studia.

- Bo stary, to nie jest dobry moment. Bracie, uścisk ducha nie jest dobrym momentem, o którym myślisz, że jest. W porządku? - Luke mu mówi delikatnie.

- Ma racje - mówię, podchodząc, by stanąć przy Luke'u. - Julie potrzebuje teraz, odrobiny prywatności.

- Wiesz co, wkurzyłaś mnie. Płakałem w nicości przez 25 lat i nikt z was nie chciał mnie przytulić! - mówi wyraźnie zdenerwowany Alex.

- W porządku. No to kto chce przytulasa? - Pyta Reggie, idąc do przodu, by przytulić blondyna.

- Nie dotykaj mnie! - Alex warczy, a Reggie wycofuje się.

- Sam się o to prosiłeś - mówi cicho.

Chichoczę i idę do mojego brata.

- W porządku, Alex. Jestem tu dla ciebie - mówię, przytulając go z boku. Mogę śmiało powiedzieć, że docenia to, ponieważ się odpręża.

- Okej... - zaczyna niezręcznie Luke. - Myślę, że pierwszą rzeczą, którą powinniśmy zrobić, kiedy już zdobędziemy się na odwagę, by tam wejść, jest zapytać Julie... Dlaczego kłamała na temat gry na pianinie.

- Tak, może powiedz jej, jaka jest niesamowita - dodaje Alex.

- Myślę, że poczułaby się lepiej - dodaję.

- Jest bombowa. Aż mam ciarki" mówi Reggie z podziwem.

Wszyscy tylko się na niego gapimy, a on próbuje nam to udowodnić.
Brama się otwiera i jakąś płacząca dziewczyna zbiega po schodach.

- O mój Boże, czy ona też płakała? - Pyta Alex, a ja unoszę ręce w górę.

- Tak! - Luke syczy. - A jedyne, co jest bardziej przerażające od płaczu jednej dziewczyny, to płacz dwóch - mówi.

Kpię z ich głupiego zachowania, chodząc po ogrodzie.

- Mogę sprawić, że zaraz będą płakać trzy dziewczyny... - śpiewam cicho. Wszyscy głośno protestują, a ja się śmieję. - Wyluzujcie, chłopaki. Poza tym powinniście się do tego przyzwyczaić. Jak długo mieszkacie ze mną?

- Tak, ale dorastaliśmy z tobą. To się nie liczy - mówi mi Reggie, a ja przewracam oczami na te uwagę.

- Luke! - wołam, a ten odwraca się do mnie. - Złap mnie - Odwracam się do tyłu i pozwalam sobie upaść, czując, jak łapie mnie para silnych ramion. - Wciąż w formie - mówię, czesząc jego włosy.

- Zdecydowanie nie możemy teraz tam wejść - mówi Luke, ignorując moje dziecinne zachowanie.

- Ale możemy podsłuchać! - Mówi Reggie. Wszyscy trzej zakradają się do drzwi i zaglądają ponad nimi.

- Cóż, ja wchodzę do środka, bo jestem dziewczyną i dam sobie radę - mówię im powoli.

Wszyscy kiwają na mnie głową. Wchodzę i siadam na skraju kanapy, słuchając czegoś, co wydaje się być końcem ich rozmowy.

- ...Znowu żywa! - Dziewczyna mówi.

- Racja? To tak, jakbyś wypiła siedem napojów gazowanych - dokucza Julie.

Wow, ta dziewczyna potrafi komuś dogryźć. Lubię ją.

- Co sprawiło, że znowu zagrałaś?

- Znalazłam tę piosenkę, którą napisała mi mama - mówi Julie, przejeżdżając opuszkami palców po klawiszach fortepianu.

- Whoa - mówi drugą dziewczyna, zszokowana tym wyznaniem.

- Wiem - szepcze Julie. - Tak bardzo bałam się zagrać. Wszystko, co wiąże się z muzyką, przypomina mi mamę. A dziś obudziłam się... I zdałam sobie sprawę, że dlatego powinnam to zagrać. Aby zachować jej pamięć.

- Aw! Chodź tutaj - mówi dziewczyna, otwierając ramiona przed Julie. Obie się przytulają, ale nagle drugą dziewczyna drywa się z westchnieniem. - Musimy powiedzieć pani Harrison, że znowu grasz. Wtedy wrócisz na profil, a moje życie nie będzie tym smutnym obrazem, który właśnie ci przedstawilam!

Julie chichocze z jej zachowania.

- Double Trouble znowu żyje!

- To nie nazwa naszego zespołu - mówi jej Julie.

- Dałam ci koszulkę z logo. To już o czymś świadczy!

Łapię wzrok Julie, gdy przechodzi obok i uśmiecham się do niej, co ona odwzajemnia.
Wychodzą przez drzwi garażowe, a ja wreszcie mam czas by rozejrzeć się po pomieszczeniy. Wszystko się zmieniło, odkąd tu ostatnio byłam.

Chłopcy przechodzą przez drzwi garażu, nieświadomi faktu, że wciąż tu jestem.

- Zastanawiam się, dlaczego Julie nie powiedziała nam, że może tak wymiatać na fortepianie? - pyta Reggie, delikatnie uderzając Luke'a w ramię.

- I śpiewa! Ta dziewczyna potrafi śpiewać! - Luke dodaje.

Kiwam głową w porozumieniu. Prawdopodobnie mogłaby dołączyć do Luke'a i mnie jako liderów.

- To prawdopodobnie ma coś wspólnego z jej mamą. Wiesz? - Alex dodaje.

- Nienawidzę się do tego przyznawać, ale mój brat ma rację. - mówię

- Nie wiem, czy powinienem się obrazić, czy nie - narzeka Alex

- Nie obrażaj się. Właśnie zaszczyciłam cię swoją obecnością - ćwierkam, podchodząc do nich.

-Julie teraz odzyskała muzykę w swoim życiu. Tak jak my - mówi Luke, a ja przewracam oczami z małym uśmiechem na twarzy.

- Czy coś innego niż muzyka zajmuje twoją głowę? - Pytam go.

Chłopak wzrusza ramionami.

- Może - mówi, uśmiechając się do mnie. Odwracam wzrok.

- Nie jestem pewien, czy można nazwać to, co mamy głową - mówi Alex z poddasza.

Mamroczę niezrozumiale pod nosem i dołączam do niego.

- O, ej, niektóre ubrania, które zostawiliśmy, wciąż tu są - wołam do Luke'a i Reggiego.

Alex i ja rzucamy czarne worki na dół, uważając żeby nie trafić w głowy tych baranów. Przynajmniej Alex starał się uważać.

- Świetnie! - mówi Luke, zdejmując kurtkę. - Och, te same ciuchy od 95. - mówi Luke, zdejmując koszulkę i szukając nowej.

O mój...

Musiałam się za długo na niego gapić, bo patrzy na mnie.

- Hej, Als, wszystko w porządku? - pyta.

Otrząsa. się i kiwam głową.

- Tak... - mamroczę.

Alex szturcha mnie w bok.

- Nie bądź taka oczywista następnym razem - szepcze.

Odpycham go, gdy się śmieje i zbiegam po schodach.

- Idę do łazienki się przebrać - mówię, zabierając, wybrany strój.

Kiedy wreszcie wychodzę, Luke i Reggie płaczą.

- Płaczecie? - Pytam ich, ale nie dostaję odpowiedzi. Alex tylko wzrusza ramionami.

- Okej i to ja jestem ten emocjonalny? - pyta.

- M-Możemy iść zobaczyć moją rodzinę ię czują? - Pyta Reggie.

- Jasne... - mówię, podchodząc do nich. - Tak, słuchanie tego wydaje się... Niewłaściwe

Następnie ojciec Julie przechodzi do rozmowy o czasie, kiedy byli tu sami z matką Julie i moje oczy się rozszerzają.

- Tak. Nie, zdecydowanie powinniśmy iść - mówi Luke.

Stoję w szoku, dopóki nie chwyta mnie za nadgarstek, przez co znikam razem z nim.

Wszyscy lądujemy na plaży tuż obok domu Reggiego. Miło było tu przyjechać. Jego rodzice zawsze byli bardzo mili dla mnie i Alexa, zwłaszcza po naszym małym konflikcie z rodzicami.

Jednak domu nie było.

- Wypożyczalnia rowerów w miejscu, gdzie kiedyś był mój dom... - mówi Reggie, kiedy wszyscy stoimy i się na nią gapimy. - Tutaj...

- Przykro nam Reg --mówię, klepiąc go po ramieniu.

- Zamienili mój dom na jakieś niepotrzebne gowno - podkreśla. - Dlaczego nie mogli zrobić pizzerii czy czegoś takiego?

Jeszcze raz klepię go po ramieniu

- Zburzyli całą okolicę - mówi Alex.

Rozglądam się. Faktycznie. Wszystko się zmieniło.

- Myślę, że moich rodziców już nie ma - mamrocze Reggie ze smutkiem.

- Nie koniecznie - mówi Alex, zwracając się do Reggiego. - Minęło dopiero dwadzieścia pięć lat...

Tak. Dziękuję za przypomnienie, że moje życie nigdy nie będzie już takie samo i że moi rodzice mnie nienawidzą.
Też cię kocham, bracie.

- Przyjaciele, rodzina. Bobby, wszyscy.

- Bobby, właśnie - mówię, właśnie przypominając sobie o nim. - Ten pseudo wegetarianin miał szczęście. Jak myślicie, co się z nim stało? - pytam

- Prawdopodobnie zestarzał się jak wszyscy i ruszył dalej - mówi Luke, brzmiąc na trochę wściekłego.

- Zjedz go, tygrysie - mamroczę, osłaniając się za Alexem.

- Naprawdę? To cię w tym wszystkim najbardziej interesuje? - Pyta Alex. - Nie chcesz dowiedzieć się, co się stało?

- Bądźmy przez chwilę szczerzy - mówi Luke - Nikt z nas nie był blisko z rodzicami.

Jeszcze raz dziękuję za kolejne bolesne przypomnienie.

- Moi rodzice zawsze żałowali, że kupili mi tę gitarę - wyjaśnia. - Reggie, twoi rodzice byli dosłownie o krok od rozwodu - podkreśla.

Patrzę na zbolały wyraz twarzy Reggiego. Nikt z nas nie miał łatwo.

- Alex... Twoi rodzice nie byli zadowoleni, jak powiedziałeś im, że jesteś gejem - mówi.

Mój brat kręci się niezręcznie.

- A Als, twoi rodzice praktycznie się cię wydziedziczyli, kiedy dołączyłaś do zespołu. Nie chcieli, aby ich córka grała w zespole rockowym, więc udawali, że nie istniejesz.

W tym momencie staram się, subtelnie ukryć zbierające się łzy.

- Okej, nikt z nas nie miał łatwo - mówi do niego Alex. - Ale przynajmniej teraz coś mamy. Wiecie, co? - pyta. - I zanim powiecie umiejętności teleportacyjne, po prostu wiedz, że mi to też nie odpowiada, dobrze? To mrowi. W dziwnych miejscach. - kończy.

- Ew. Nie musiałam tego wiedzieć -mamroczę, klepiąc brata po plecach.

- Cóż, powiem ci, co zyskaliśmy, od pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy - mówi Luke.

- Mamy siebie nawzajem - mówię, wychodząc zza pleców Alexa, by stanąć obok Luke'a. Uśmiecha się do mnie i obejmuje mnie z boku. - Jesteśmy jedyną rodziną, jakiej będziemy kiedykolwiek potrzebować. Wiecie, co jeszcze mamy? - Pytam.

- Zgaduję, że jest to doświadczenie śmierci - mówi Reggie. Widzę, że Alex się z nim zgadza.

- Naszą muzykę, głupku - mówię, wskazując na niego

- Als ma rację. Mamy swoją muzykę, chłopaki. Ludzie, prawdziwi ludzie, mogą nas usłyszeć! Nie widzą nas, dobrze, ale mogą nas usłyszeć. Gdybym miał swoją gitarę, grałbym dla wszystkich tych ludzi w tej chwili! - mówi, wskazując na tłum zgromadzony na plaży.

- Tak jak za dawnych czasów, na molo - mówię im wszystkim.

Co za wspaniałe wspomnienia. Pamiętam, jak zapraszałam mamę i tatę, ale odmówili przyjścia. Gdyby tego nie zrobili, mogliby zobaczyć, że to właśnie chciałam robić.

Łza spływa mi po twarzy, kiedy o nich myślę.
Czy opłakiwali nas?
Czy w ogóle obchodziło ich, że umarliśmy?
Czy nadal nas kochają?

W końcu idę do naszego starego domu, który na szczęście wciąż tam stoi. Przechodzę przez ściany i patrzę na posklejane zdjęcia zaśmiecające ściany.

Jedno było z moich urodzin, kiedy dostałam gitarę. Wyglądałam na bardzo szczęśliwą. Moja mama podarła to zdjęcie tuż przede mną w dniu, w którym wyszłam z domu.

Miło widzieć, że nadal o nas dbają.

Patrzę na kalendarz. Jeszcze tylko kilka dni do moich urodzin. I Luka. Tak, mamy w ten sam dzień urodziny.

Słyszę głosy w kuchni. To moi rodzice. Nie wyglądają już tak wesoło.

Siedzę na kuchennym blacie i ich obserwuję, łzy swobodnie spływają im po twarzy. Wyglądają ponuro.

- Tęsknisz za nimi? - Pyta mój ojciec. Moja mama kiwa głową.

- Codziennie - mówi, a pod koniec jej głos się załamuje. - Chciałabym tylko, żeby Ally i ja się pogodziliśmy.

- Wiem. Wszyscy byśmy chcieli - mówi tata.

Podnoszę kolana do klatki piersiowej i przytulam je do siebie.

- Tak myślałem, że tu będziesz - słyszę za sobą.

Luke. Nawet nie muszę się odwracać, żeby go usłyszeć. Ignoruję go, wciąż obserwując moich rodziców.

- Tęsknią za wami - mówi.

Wzdycham delikatnie, próbując się opanować.

- Wiem. Chciałabym tylko móc ich znowu zobaczyć - przyznaję.

Chłopak zatrzymuje się obok mnie, a ja opieram o niego głowę.

- Wszyscy byśmy tego chcieli - szepcze.

Chwytam go za rękę i stoimy razem, w ciszy, po prostu będąc ze sobą.

Zauważam, że Alex, Reggie i Julie nas obserwują. Uśmiecham się do nich słabo, ale tylko Alex to zauważa. Podnosi kciuk, a ja mrugam do niego. Uśmiecha się do mnie i wszyscy odchodzą.

Zamykam oczy, wspominając dobre czasy. Luke ściska moją dłoń.

- Chodź. Spotkamy się z chłopakami.

- Kocham was - szepczę do rodziców, ściskając mocno dłoń Luke'a.

Następnie razem znikamy. razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro