Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział ósmy: "Historia tchórza"

Im nerwowo patrzył na wciąż dzwoniący telefon. Nie były to próby dodzwonienia się Wietnam do Koreańczyka - dziewczyna odpuściła sobie już po dziesiątym nieodebranym połączeniu.
Teraz w kółko dzwonili do niego Japonia, Tajwan, a nawet Hongkong.
Sam ciemnowłosy nie potrafił określić czy próbują z nim porozmawiać przez to, że nie wiedzą gdzie jest Yao, czy może przez to, że boją się o samego Yong Soo. A może wszystko na raz?
Chłopak prawdopodobnie nigdy się o tym nie dowie.
Kiedy doszedł do siebie, szybkim krokiem wyszedł z parku. Nie oglądał się na boki, nie zwracał uwagi na dźwięki i obrazy dookoła niego. Po prostu szedł przed siebie.
W błedzie byli ci, którzy uważali, że wróci do domu, gdzie czekali na niego prawdopodobnie przerażeni Kiku, Lien, Leon i Mei.
Im po prostu dobrze wiedział, że wracając tam, przyniesie wraz z sobą jeszcze więcej problemów.
Dlatego szedł ulicami Pekinu, licząc, że znajdzie w miarę tani hotel, gdzie mógłby przenocować. Spędzi tam jedną noc, a później pomartwi się co dalej.
Zdawało mu się, że był na nogach godziny.
Wszystkie jego spięte mięśnie powoli się rozluźniały, co tylko potęgowało jego zmęczenie.
W końcu, po niewiadomo jakim czasie znalazł hotel.
Przed wejściem do niego, starał się wyglądać i zachowywać normalnie. Nie chciał, aby jego niepokój zbudzał u innych poczucie niebezpieczeństwa, a przez to mógłby mieć wiele problemów.
Otworzył drzwi i podszedł do recepcji.
Przywitał się z kobietą za ladą i spytał o wolne pokoje.
Im doskonale słyszał, jak drży mu głos. Widział też wzrok recepcjonistki, który nie wskazywał na nic dobrego - pracownica hotelu patrzyła na niego nieufnie.
Po chwili wachania, kobieta powiedziała, że są jeszcze wolne pokoje.
Yong Soo zapłacił jej, nie patrząc już w oczy recepcjonistki. Odebrał klucz do pokoju i ruszył na wskazany przez pracownicę hol, gdzie miał znaleść zamek w drzwiach pasujący do klucza.
Kobietę jeszcze bardziej zaniepokoił fakt, że chłopak nie miał żadnego bagażu.
Ale Korea nie zwracał już na to większej uwagi.
Aktualnie chciał zamknąć się tylko w pokoju, aby, patrząc się w sufit, przemyśleć co powinnien zrobić dalej.
Im tak bardzo chciałby znać najlepsze rozwiązanie tego problemu. Tak bardzo chciał, aby te wszystkie zdarzenia tego dnia zupełnie się nie wydarzyły.
Otworzył drzwi.
Bezbarwnym wzrokiem obejrzał pokój.
Na środku dostrzegł idealnie łóżko. Poszewka na kołdrę oraz poduszkę zgrywała się ze ścianami, ponieważ wszystkie te rzeczy były w tym samym odcieniu jasnegożółtego. Zaraz przy wejściu chłopak zauważył kolejne drzwi, prawdopodobnie prowadzące do łazienki. Im kompletnie je zignorował i od razu położył się na łóżku. Na przeciwnej ścianie zawieszony był telewizor, a obok niego drobny stolik i dwa krzesła. Za oknem nie było zbyt ładnego widoku - zobaczyć stamtąd można było tylko chodnik pełen ludzi i kilka sklepów, czyli nic co zasługuję na specjalną uwagę. Od razu zasłonił je pomarańczowymi zasłonami.
Korea wciąż nie wiedział co powinnien ze sobą począć.
Dział inpulsywnie.
Tak naprawdę to robił, a później myślał, ale dzisiaj przeszedł sam siebie.
Popełnił dzisiaj trzy błędy.
Po pierwsze: jak głupi pobiegł za Yao.
Po drugie: niezareagował, kiedy widział śmierć Chin.
Po trzecie: uciekł jak tchórz z miejsca zdarzenia i nie daje znaków życia innym.
Mógł sobie tylko wyobrażać jak czuje sie jego kochane "rodzeństwo".
Ale robił to dla ich bezpieczeństwa.
Yong Soo był absolutnie pewien, że morderca zauważył, go czającego się za drzwem. Korea czuł na sobie zimny wzrok osoby, która wrzuciła Wanga do jeziora.
Wydawało mu się też, że postać popełniła tą zbrodnię tylko dlatego, aby Im ją zobaczył. Zakapturzona postać ruszała się na moście tak, aby cały moment śmierci Yao był idealnie widoczny dla Koreańczyka. Jedną z rzeczy, którą nauczył się brązowooki z filmów kryminalistycznych, było to, że zwykle bandyci popełniają morderswa szybko i sprawnie, tak aby nie pozostał po nich żaden ślad.
Tymaczem Im miał odczucie, jakby postać na moście specjalnie wydłużała czas dokonywania swojej zdbrodni.
Yao należał do silnych osób, to fakt, ale nawet niego dałoby się zaatakować z zaskoczenia i powalić jedym ciosem. Ale morderca wolał bawić się w przepychankę. Może i nie napadł na Chiny od razu, ale Im czuł, że długowłosy chłopak wie o tym, że jest przez kogoś obserwowany. Chyba żadna osoba planująca zbrodnie nie wpatruje się w swoją ofiarę kilka minut przed dokonaniem morderstwa, prawda?
Przynajmniej takie wnioski mógł wynieść Im po obejrzeniu kilku filmów i seriali kryminalistycznych.
Tylko teraz pojawia się pytanie:
Dlaczego morderca chciał, aby Korea zobaczył dokonywaną przez siebie zbrodnię?
Tego właśnie chłopak nie mógł pojąć.
Na chwilę obecną były tylko dwie żywe osoby, które widziały zakapturzoną postać - on i Norwegia.
Jednakże sytuacja Lukasa różniła się od tej Yong Soo.
Teorytycznie granatowooki miał pięćdziesiąt procent szansy, że nie przeżyje spotkania z napastnikiem. Wtedy Matthias musiał wybierać czy woli uratować siebie, czy Lukasa. Można powiedzieć, że Bondevik stał się częścią tej przekletej gry.
Korea nie wiedział, czy też do niej należał.
Tak naprawdę, oprócz tego, że widział śmierć Chin, nie miał żadnego wpływu na jego śmierć.
Nic nie mówił, nikt nie kazał mu wybierać, nie rozmawiał z mordercą.
Był tylko obserwatorem.
Nie miał bladego pojęcia co pocznie z nim teraz zakapturzona postać.
Może go zabić.
Może go zostawić w spokoju.
Może się zemścić na o wiele większą skalę.
Właśnie przez tą trzecią opcję obawiał się spotkania z Japonią, Wietnamem, Tajwan i Hongkongiem. Niewykluczone było to, że morderca jest w okolicy, a nawet go śledzi. Im po prostu nie chciał mieć kolejnej martwej osoby na sumieniu. Jedna mu spokojnie wystarczy.
To definitywnie było za dużo dla Yong Soo. Zwykle był lekkoduchem, starał nie brać niczego na poważnie, ale teraz jego mentalność może nie wystarczyć.
Znow zaczął rozmyślac nad swoim dalszym losem.
A jakby zadzwonił do kogoś i powiedział co się stało, nie mówiąc, gdzie jest? Inni zasługiwali na świadomość co się stało z Yao.
Oczywiście, Korea pojawiłby się dopiero wtedy, gdy byłby pewny, że mu ani nikomu innemu nic nie zagraża.
Wyjął swój telefon z kieszeni.
Nie musiał nawet wybierać numeru, ponieważ ktoś już się do niego dodzwaniał.
Nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył komórkę do ucha.
- Odebrał! - rozległo się po drugiej stronie. Byl to głos Mei. Im dopiero teraz zauważył, że nie spojrzał, kto do niego dzwonił. - Yong Soo czy wszys... - zaczęła, jednak ktoś inny zabrał jej telefon.
- Co ty sobie wyobrażasz? - mówił kolejny damski głos z wyrzutem. - Czemu od nas nie odbierałeś od kilku dobrych godzin? - mówiła zdenerowana Wietnam. - Myśleliśmy, że... - zamilkła przez chwilę. - Po prostu powiedz, gdzie jesteś - poprosiła delikatniejszym tonem.
Im nawet się nie odezwał.
- Halo? - mruknęła Lien, nie słysząc głosu Korei. - Czy wszystko dobrze?
Brązowooki przykryzł dolną wargę.
- Tak - odparł drżącym głosem, lekko przymykając oczy. - U mnie wszystko dobrze - dodał.
Chciałby powiedzieć, że brzmiał wiarygodnie, ale doskonale słyszał jak bardzo nienaturalny był jego głos.
Dziewczyna za słuchawką również nie nabrała się na tę słabą grę aktorską.
- Mów co się dzieje - rzekł ktoś inny, prawdopodobnie Leon.
Czyli był na głośniku.
Im jeszcze raz zebrał w sobie całą swoją odwagę i siłę.
- Yao nie żyje - wyznał. Głos przestał mu drżeć.
Po drugiej stronie zabrzmiała głucha cisza.
- Co? - spytała Lien, próbując zachować zimną krew. - Jesteś pewien?
Chłopak przełknął ślinę.
- Tak - odparł, siadając na łóżku. - Widziałem to - dodał po chwili.
Rozległo się cichę łkanie - pewnie Mei puściły nerwy.
- Ale... - kontynuowała Wietnam.
- Nie szukajcie mnie - powiedział jeszcze, po czym się rozłączył.
Nie czekał na ich odpowiedź.
Im wypuścił powietrze z płuc i bezwładnie rzucił telefon na łóżko.
Zrobił to co powinnien. Jego poczucie winy się trochę zmniejszyło.
Ale co dalej?
Korea zbyt długo męczył się tym pytanie.
Będzie co będzie.
Chłopak jakimś cudem powoli uspakajał swoje skołatałe nerwy.
Wszystko przecież będzie kiedyś dobrze, prawda?
Po deszczu zawsze wychodzi słońce.
Ale nie miał czasu na dłuższe rozmyślenia.
- Pif paf - powiedział ktoś w tym pokoju.
W stronę Yong Soo poleciały dwie kule od pistoletu.
Chłopak nie zdążył zareagować.
Dostał śrutem w głowę.
Nim spotał się w cztery oczy ze śmiercią, zauważył jeszcze kogoś siedzacego na parapecie przy otwartym oknie. Dobrze wiedział kto to jest.
Później nie widział już nic.
Napastnik poczekał chwilę, aż krew chłopaka wsiąknie w pościel, tworząc ogromną czerwoną plamę.
Morderca odgiął jeszcze delikatnie swój płaszcz, chowając pistolet. Była to niezawodna broń, która nie raz mu już pomogła. Zostało jeszcze kilka nabojów w magazynku, które z pewnością się jeszcze przydadzą.
Postać zeskoczyła z parapetu, sprawnie ladując na dwóch nogach na podłodze.
Sceneria nie wygladała za ciekawie. W pomieszczeniu powoli zaczęło pachnieć krwią.
Napastnik podszedł do łóżka, na którym leżało bezwładne ciało Im Yong Soo. Chwilę się w niego wpatrywał.
- Nie zamknął oczy - mruknał morderca. - Jaka szkoda - zadrwił, lekko się uśmiechając.
Faktycznie, Korea oczy miał szeroko otwarte. Nie wyglądał jakby nie żył. Gdyby ktoś nie zauważył dziury w jego czole po broni palnej, mógłby po prostu uznać, że chłopaka zamroczyło przez jakiś wielki szok.
Ponownie wyjął coś z wnętrza płaszcza. Był to długopis i jeszcze jeden większy przedmiot.
Istota podwineła czarny rękaw i na nim coś napisała bądź narysowała.
Jeszcze raz przyjżała się swojemu dziełu.
Zostało zrobić jeszcze tylko jedną rzecz.
Gdyby Korea miałby świadomość tego, co się właśnie stało, chciałby, aby ten sam los nie spotkał Norwegię.

°~•●•~°

Policjan dziarskim krokiem przemierzał hotelowy korytarz.
Rozglądał się na boki, szukając konkretnych drzwi.
Tego wieczoru w hotelu szwędało się wielu funkcjonariuszy w mundurach.
Znalezienie ciała chyba powinni robić dookoła siebie takie zamieszanie, prawda?
Mężczyzna w końcu znalazł podany przez kolegę po fachu pokój.
Otworzył je i od razu uderzył go smród krwi. Całe pomieszczenie było pełne policjantów. Słychać było błysk fleszy - ktoś robił zdjęcia ciała.
Był krótko na wydziale zabójstw, więc powinnien teraz porozmawiać z kimś bardziej doświadczonym, ale postanowił zignorować tę część planu, a zamiast tego rozejrzeć się po pokuju.
Na łóżku leżało ciało martwego chłopaka. Wyglądał na młodego. Miał dziurę w głowie po naboju z broni palnej. Brązowe oczy ofiary były szeroko otwarte, a krew wciąkła w pościel. Kilka kropel czerwonej cieczy skapnęło mu też z czoła, brudząc przód ubrania chłopaka.
Z tego co wiedział, jego rodzina została już poinformowana o jego śmierci. Chociaż nikt nie używał tego określenia, każdy mówił tylko o dodzwonieniu się do bliskich osób ofiary.
Policjant cieszył się, że to nie on powiadamiał rodzinę ofiary - nigdy tego nie lubił i nie przywykł jeszcze do płaczu po drugiej stronie słuchawki, gdy przedstawiał złe wieści.
Cała sprawa też była dziwna. Regionowi policjanci mieli tylko zbadać miejsce zbrodni i ewentualnie wykluczyć samobójstwo. Wszystkie zebrane dowody mieli przeznaczyć komuś dalej. Nikt nie pytał komu dokładniej, ponieważ każdy uważał, że dalej sprawa będzie na ramionach wyżej postawionych funkcjonariuszy.
Pokój wyglądał jak z horroru, ale nie należał do tych najgorszych, które widział. Nigdzie nie walały się szczątki ciał czy organów wewnętrznych.
Nagle zatrzymał się i wpatrzył się w ścianę. Obok niego staną fotograf policyjny i zaczął robić zdjęcia.
Znajdował sie tam pewien ślad, który mógłby w przyszłości pomóc w indyfikacji mordercy. Szczerze to mężczyzna wątpił, ze było to samobójstwo - nigdzie nie było broni. Jego pewność w to, że to było celowe zabicie człowieka dodawał fakt, że na ścianie namalowana była liczba cztery. Do napisania jej została użyta krew ofiary. Czyżby morderca zostawił swoją wizytówkę?
Policjant przyglądał się znakowi jeszcze chwilę, po czym odszedł.
Powinnien porozmawiać z kimś wyżej postawionym.

*

Przepraszam, że tak długo nie było akualizacji tej książki.

Wena to okruta osoba.

I jeszcze takie małe pytanko bez kontekstu, które wcale nie będzie mieć wpływu na przyszłość:

Lubicie Austrię z Hetali?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro