Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. True Name

Znajdując się kilometry nad powierzchnią ziemi mogli podziwiać mile przepięknych krajobrazów pełnych w łąki, lasy czy nawet szerokie pasma wyasfaltowanych dróg, a jedyne, co widzieli to niezbyt ciekawe pustkowie.

− Kiedy lądowanie? − zapytała zniecierpliwiona, patrząc znudzona w stronę żwiru na ziemi.

− Za maksymalnie minutę − stwierdził Fury, z ciekawością przyglądając się obydwóm Starkom, którzy gwałtownie obrócili twarze w jego stronę.

− Przecież jesteśmy pośrodku niczego − fuknęła z niezadowolenia.

− Jeszcze tak mało wiecie o T.A.R.C.Z.Y. − Nagle skierował się z powrotem w stronę przedniej, ubrudzonej od ptasiej kupy, szyby.

W powietrzu rozniósł się dźwięk nieznany, niezwykle satynowy. Towarzyszyło temu stopniowe odsłanianie czegoś w rodzaju tarczy, której zadaniem było sprawić, że wszystko wewnątrz niej stawało się niedostrzegalne dla osób poza nią. Jako jedni z nielicznych poznali to, co kryło się pod kopułą.

− Muszę sobie sprawić takie coś na samochód. Nigdy więcej mandatów − rzekła ze zdziwieniem, dostrzegalnym również u Tony'ego.

− Totalnie − potwierdził, ledwo poruszając ustami.

Śmigła helikoptera, tnące powietrze niczym masło, powoli przestawały się kręcić, co umożliwiło wszystkim opuścić środek transportu. Meg od razu zaczęła się rozglądać z wymalowanym zachwytem dziecka. Ale nie patrzyła tęskno w stronę nieciekawych pustkowi, tylko starała się ujrzeć całość modernistycznego budynku, kryjącego w sobie wiele tajemnic, które pragnęła poznać. Jedną i najbardziej wyczekiwaną było ponownie spotkanie z Lokim.

− Waszymi kodami dostępu są skany identyfikatorów, które umożliwią wam korzystanie z koniecznych pomieszczeń − wyjaśnił Fury, klikając guzik od windy, aby przywołać ją na partner, gdzie czekali. − Tylko ty. − Skinął głową w stronę Meg. - Ja oraz kilku strażników może dostać się bezpośrednio do Lokiego.

− Co ze mną? − spytał Stark bez żadnego wstępu. − Byłem na miejscu dzisiaj i dwadzieścia lat temu − poświadczył.

− Tak jak Megan. − Ciężkie metalowe drzwi, rozsunęły się, ukazując im wnętrze windy. − Mamy pewne obawy, co do twojej konfrontacji z...

− Tym czymś, co prawie chciało nas zabić? − dopytał nie kryjąc poirytowania, ani pośpiechu, kiedy mózg nie zdążył przetworzyć pytania i bezwładnie wydostającego się z jego ust, przerywając Afroamerykaninowi w środku jego wypowiedzi.

− Kimś. − Stanęła w obronie Księcia Asgardu. − On czyścił sobie drogę.

Dwójka Starków oparła się o przeciwległe ściany windy, obłożone lustrami, a między nimi na baczność stanął Agent Fury, który zawczasu ponownie kliknął przycisk, ale tym razem ten miał ich zaprowadzić w podziemia.

− Że co zrobił? − ponownie zadał pytanie.

− Gdy tylko mnie zobaczył, nie chodzi mi o posturę, lecz oczy, to... − Szybko starała się poskładać myśli, aby z gardła nie wyszedł pospolity bełkot. − Dla niepoznaki pozwolił się złapać. Nie mógł pokazać, że poddał się jakiejś słabszej jednostce.

− Słabszej? Ja? Słaby? − prychnął.

− Ona ma rację − wtrącił Fury, zaprzestając oglądania czubków swoich czarnych butów, na których zauważył plamę z błota. − Przybył tu w konkretnym celu.

− Nie chcę zabrzmieć egoistycznie, lecz tym celem mogę być ja.

− Dlatego właśnie masz do niego wstęp − sprostował.

− Skoro ty nie jesteś celem. − Bez zahamowań wskazał palcem w mężczyznę stojącego pośrodku. − To dlaczego masz tam wstęp?

− Jest szefem wszystkich szefów − wtrąciła, nie przestając patrzeć w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.

− Młoda szybko się uczy.

Ponownie metaliczne drzwi rozsunęły się, prowadząc gości wzdłuż stanowisk komputerowych. Zadaniem osób pracujących przy nich było sprawowanie pieczy nad całym piętrem, również z weryfikacją ludzi przybywających z innych działów. Czym dokładnie się zajmowali? Obsługą wszystkich mechanizmów ochronnych i obronnych bazy, w tym niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza, w którym przebywał przybysz z Asgardu.
Ściana obita czarnym, ciężkim metalem, z którego zrobione były również drzwi, chroniły pracowników przed tym, co się za nimi kryło.
Z wewnętrznej kieszeni długiego, ciemnego płaszcza Fury wyjął trzy identyfikatory - dwa przeznaczone dla Starków, a jeden jego własny. Kant plastikowej karty przysunął tuż obok świecącego na niebiesko ekraniku. Po krótkiej analizie danych zabłysnął na zielono, sprawiając, że drzwi zaczęły buczeć i otwierać się na zewnątrz.
Znaleźli się w całkiem sporym przedsionku, gdzie stało dwóch strażników, którzy widząc swojego szefa w trymiga wykonali komendę na baczność. Na lewo od nich znajdowało się sporych rozmiarów szare, nowoczesne biurko, a na nim komputer stacjonarny wraz z całym potrzebnym do niego osprzętem.

− Panie Stark to jest pańskie stanowisko pracy... jedno z wielu. Musi je Pan polubić − stwierdził szorstko Fury.

− A to dlac...

− Spójrz, to jest weneckie lustro − przerwała Meg, stojąca już za biurkiem.

− Nie było pytania − odrzekł na jednym wydechu.

Ochroniarze uzbrojeni w broń palną i białą pilnowali kolejnego wejścia, którego Tony niestety nie mógł legalnie przekroczyć. Fury stanął przed nimi, czekając aż jeden ze Starków się uspokoi i pozwoli przejść córce do docelowego miejsca. Chwycił ją za ramię, gwałtownie przyciągając w swoje ramiona, w których Meg czuła się najbezpieczniej. Bez żadnego słowa, co było do niego niepodobne, wypuścił ją z uścisku, obdarowując delikatnym jak piórko kanarka uśmiechem.

− Ufam tobie. − Wskazał na nią wymownie palcem. − Co mam właściwie robić?

− Będzie mógł pan zobaczyć wraz ze mną przez weneckie lustro jak Megan próbuje dogadać się z więź... Księciem Asgardu − sprostował Fury.

− Chwila, co? Idę tam sama? − Zmarszczyła brwi tak mocno, że między nimi utworzyła się mała zmarszczka. − Samiusieńka?

− Milczał, gdy słyszał moje pytania. Musisz zdobyć jego zaufanie.

− Skoro on nie idzie to może... − Postawił dumnie krok ku strażnikom, między którymi stała Meg.

− Nie − stwierdził stanowczo.

Tony starał się wypowiedzieć kolejne słowa, aby dokończyć zamierzone zdanie, ale Agent T.A.R.C.Z.Y z kamiennym wyrazem twarzy ciągle mu przerywał, mówiąc krótkie "nie".

− Nic nie szkodzi, będziesz mógł korzystać z lustra weneckiego, które aktualnie... − Wychyliła się, żeby na nie spojrzeć. − ... nie działa? Jak?

− Wyłącznie twój identyfikator ma możliwość... jak to kolokwialnie powiedzieć? − Zwrócił się w stronę Tony'ego. − Uruchomienia jego wbudowanych parametrów tak, aby wiązki światła z większym natężeniem mogły przedostać się tutaj. − Wskazał palcami wskazującymi na podłogę, a każde słowo wymawiał nader powoli i głośniej.

− Wow, faktycznie nad wyraz pospolicie powiedziane. − Odchrząknął Stark. − Zmodyfikowana wersja definicji z Wikipedii.

Zachichotała, pochylając głowę przed siebie, aby mężczyźni nie zobaczyli jej śmiechu. Z powrotem ponownie ją uniosła, lecz na jej twarzy gościła maska powagi, za którą kryła mieszankę niepokoju oraz ogromną chęć poznania swoich korzeni. Wyprostowane palce u dłoni przyłożyła do czoła, salutując. Tony odpowiedział dygnięciem, Fury zrobił to samo, co ona. Bez żadnych zbędnych słów przekroczyła próg, za którym ujrzała znaną sylwetkę Księcia, przyglądającemu się dumnie każdemu jej ruchowi. Pewnie uniósł podbródek, w tym samym czasie krzyżując ręce na prostujących się plecach.

− Witaj, Loki − zaczęła, ukazując przywitaniem słowną wyższość nad rozmówcą.

− Witaj, Megan. − Pochylił się w jej stronę, ukazując rządek białych zębów otoczonych opętańczym uśmiechem − Mój błąd. Witaj, Sigrid.

💚💚💚
Edytuję ten tekst w samochodzie, więc za jakieś drobne błędy przepraszam. Wracam z krótkiej wycieczki, także dlatego nie było rozdziałów.

I jak? Jaka relacja łączyła Lokiego i Meg?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro