Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Preparation

− Dobra, możecie przestać na siebie tak dziwnie patrzeć? − Tony chwycił za ramię córki, która nawet nie drgnęła pod delikatnym naciskiem.

Jeden z pracowników T.A.R.C.Z.Y, ubrany w mundur moro, pociągnął żwawo od tyłu łokieć Lokiego, niechętnie chcącego oderwać się od wnikliwej obserwacji. Dopiero wtedy opornie zerknęła na ojca i pułkownika, czekających na jakiekolwiek słowo.

− Wiecie, że stać go na więcej? Chciał zostać złapany − stwierdziła, zakładając ręce na piersi.

Fury potaknął.

− Zaprzestał walki, gdy tylko na ciebie spojrzał − wywnioskował. − Jesteś kluczem.

Kłamca przyglądał dziejącej się sytuacji z fotela jednego z helikopterów Agencji. Jego twarz ciągle błyskała szeregiem białych zębów, które okrywał chytry uśmieszek, budzący w niej wewnętrzny niepokój, ale również nieposkromioną chęć zadania mu zbyt oczywistych pytań, będących dla niej niewiadomą przez dwadzieścia lat.

− To on − pomyślał Tony, wychodząc ze swojej metalicznej zbroi, która została przejęta przez Jarvisa. − Zmiana koloru kwiecistego wianuszka na niebieski. Znał Megan zanim stała się... Megan.

− O godzinie dziewiątej rano przyleci po panią nasz helikopter, panno Stark − rzekł Fury; para brwi kobiety uniosła się ze zdziwienia, lecz jej policzki i usta tkwiły w bezruchu.

− Jak to po nią?! − wtrącił, wbijając się między dwójkę milczących ludzi. − Nie ma szans, nie puszczę jej samej na tę misję samobójczą − ostatnie dwa słowa wypowiedział zniżając ton głosu.

− Tony. − Ciągle patrząc w daleki punkt na gwieździstym niebie, zaczęła myśleć o tym, że to, co miało miejsce sekundy temu to szansa jedna na milion. − Ten Loki, on mnie znał za dzieciaka. A jego oczy mówiły, wręcz krzyczały, że wie, kim jestem − odpowiedziała nieśmiale, przypominając sobie obraz, kiedy to lata temu wręczył jej malutką różyczkę. − Kim byłam − dodała dla sprostowania.

− Nie skończyłem, pan również leci. Pańskie doświadczenie techniczne przyda się jak nigdzie indziej.

Chciał cokolwiek powiedzieć, lecz każda próba wyduszenia z siebie słowa kończyła się na wypowiadaniu pojedynczych liter. Nie wiedział czy jego reakcja powinna być profesjonalna czy autentyczna, która nie kryła zdziwienia. Półświadomie dokonał tego drugiego wyboru, wywołując subtelny uśmiech u rozmówców.

− Tego się nie spodziewałeś. − Wątle, z powodu spadającej w krwi stężenia adrenaliny, szturchnęła Tony'ego łokciem. − Jakie plany macie z nim związane? − Skinęła brodą w stronę Lokiego, który nie przestawał czytać każdego jej ruchu. − On naprawdę dał się złapać, bo inaczej dałby już nogę − parsknęła pod nosem.

− Wiesz dlaczego to zrobił. − Fury wykonał krok w przód, potem następny, zaczął uciekać w stronę helikoptera, którego śmigła go znacząco zagłuszały. − Rano dowiecie się sami.

− Ale j... − Maszyna wzbiła się w powietrze, za nią kolejna.

Czarnowłosy podniósł spięte kajdankami dłonie, machając jedną z nich w stronę Meg. Ta niechętnie odwzajemniła jego gest, wysilając się na nieszczery uśmiech.

− Młoda, czemu się uśmiechasz? − rzekł skonfundowany.

− W dwudziestą rocznicę w końcu zdecydowałeś, żeby pokazać mi to miejsce. Co za wyczucie czasu! − Na pięcie obróciła się w lewo, następnie twardo stawiając kolejne kroki w stronę ich środka transportu. − Wiesz, że mogłeś odlecieć, gdy iluzje cię otaczały? − zapytała retorycznie po dłuższej chwili, wciąż z uniesionymi kącikami ust.

− Jeszcze by się wystraszyły i odpędziłbym naszego gościa − dodał zadziornie, dorównując do jej ramienia.

Tony oderwał maszynę od podłoża tak gwałtownie, że Meg niemalże uderzyła kaskiem w boczną szybę. Usłyszała ciche przepraszam, na co tylko obróciła teatralnie oczami i obdarzyła Tony'ego niewinnym uśmiechem.

Wskazówki zegarka wskazywały kilka minut przed drugą w nocy, gdy dwójka ludzi znalazła się na szczycie wieży. Nie okazywali oznak zmęczenia, które jeszcze godzinę temu sprawiało, że głowa dziewczyny co chwila opadała. A wtedy, w momencie, kiedy dotarła do nich informacja o przybyszu będącym Księciem i osobą znającą pierwotne imię Meg, na chwilę zapomnieli czym jest senność. Postanowili ten krótki odcinek czasu jakoś spożytkować i zaczęli pakować przydatne pierdoły.

Budzik w telefonie zaczął głośno buczeć równo o godzinie siódmej trzydzieści rano, sprawiając, że właścicielka tego urządzenia dosłownie stoczyła się z łóżka zawinięta w pościel jak naleśnik. Sunęła do kuchni w skarpetkach jak łyżwami po lodzie, po czym nastawiła kawę.
Ten poranek nie zaszczycił ją migreną, niestrawnością czy utratą panowania nad mięśniami. Może ostatnie w małym stopniu jej dokuczało, ale to tylko z powodu stresu, który wybił poza skalę niczym termometr w najgorętszy dzień w roku.

− Dobry. − Z paskiem zawiniętym przy szlafroku ospale wszedł Tony. Na sam zapach kawy zaczął się rozbudzać. − Jesteś typem człowieka, który specjalnie staje wcześniej, aby dłużej się lenić?

− Nowy poziom lenistwa. − Powoli zaczynała się rozkoszować ciepłą cieczą, spływającą po przełyku.

Stark pociągnął nosem i jakby od niechcenia chwycił za uchwyt od ekspresu. W międzyczasie Meg przyglądała się spokojnej tafli cieczy w swoim ulubionym kubku, będącego prezentem od ojca na jedne z niedawnych urodzin. Wydawało jej się, że napój zaczynał bulgotać. Kilkukrotnie mrugnęła, a bąble robiły się coraz większe i częstsze. Odłożyła powoli naczynie na okrągłą, bambusową podstawkę, wmawiając sobie, że była to halucynacja lub nazbyt rozkojarzone myśli połączone z małą dawką ukochanego snu.

− To tylko wyobraźnia − powtarzała w kółko w myślach, patrząc na płaską już taflę. − To tylko wyobraźnia... − westchnęła, ocierając dłonią oczy.

Dziesięć minut przed ustalonym czasem stała już u szczytu wieży, czekając na helikopter i Tony'ego, który zjawił się zaledwie chwilę później.

− Pamiętaj, jak jest się na czas, to tak naprawdę jesteś spóźniony. − Wyprostowała się, zakładając sztywno dłonie za plecy. − Trener sztuk walki mi to powiedział i od tego czasu mam odchyły − dodała z chichotem na ustach.

− Na zegarku mam za pięć dziewiątą. − Podciągnął rękaw koszuli, zerkając na urządzenie na nadgarstku. − To nie ja się sp...

Zaczął, lecz nie było mu dane zakończyć ze względu na rozbrzmiewający się donośny dźwięk wirujących śmigieł helikoptera.

− Coś mówiłeś? − krzyknęła rozbawiona.

− Meg, Tony − Fury kolejno podał im dłoń. − Widzę, że jesteście na czas. To się ceni − zaakcentował dla rozluźnienia atmosfery.

W trakcie trwania przywitania, pracownik T.A.R.C.Z.Y chwycił za torbę i wrzucił ją do maszyny.

− Gdzie przetrzymujecie Lokiego? − zapytała z poważniejszym tonem, obserwując jak jej bagaż został haniebnie potraktowany.

− W takim luksusowym pomieszczeniu, na jakie sobie zasłużył przez kopniak w żebra − stwierdził dosadnie.

− W celi? − dopytał Tony.

− Nie wyraziłem się jasno? − zaśmiał się tak głęboko, aż Meg poczuła nieprzyjemną wibrację w kościach.

− Hej, przepraszam, ale to nie cały mój bagaż − wtrącił nonszalancko Stark, wskazując kciukiem na marmurową ścianę tuż za nim.

− Przecież nic tam nie ma, proszę pana − rzekł podwładny Fury'ego.

− Daj mu chwilę, lubi budować napięcie. − Odwróciła się skocznie bokiem do ojca.

Kamienne płyty zaczęły powoli rozsuwać się na boki, ukazując ich oczom czerwono-złotą zbroję należącą do Iron Mana, na którego twarzy zagościł zwycięski uśmiech.

💚💚💚
Jak tam początek roku szkolnego?
Nie bójcie się, Loki będzie z nami na dłużej. Znacznie, znacznie dłużej 8)

Takie cudeńka pojawiają się na moim Instagramie, na który serdecznie zapraszam!

IG: martlina_watt

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro