3. Shooting Star
Kilometry nad powierzchnią ziemi, na tle wyszytego przez gwiazdy nieba leciał niewielkich rozmiarów helikopter. Meg z przerażeniem przyglądała się Tony'emu za każdym razem, kiedy niebezpieczne przechylał maszynę. Gdy tego nie robił patrzyła w dół, podziwiając tworzące się ze świateł kształty. Z czasem zaczęły pojawiać się na potęgę, sprawiając wrażenie, że byli kolejnym punktem na sklepieniu niebieskim.
− Wiesz gdzie lecisz? − wykrzyczała w mikrofon, znajdujący się tuż przy ustach. - Nie ufam ci jak jeździsz samochodem, a co dopiero, gdy sterujesz czymś latającym.
− Zaufaj mi, za mniej niż pięć minut dotkniesz ziemi.
− Żywa? − Zaśmiała się histerycznie, nie wierząc do końca w jego słowa, gdy ponownie zagrzechotało maszyną jak marakasem.
Ze szczęścia niemalże zaczęła całować kamyki, gdy z hukiem uderzyła o nie traperami.
− Niedowiarek − ledwo wykrztusił przez unoszące się w powietrzu kawałki piasku. − Masz, to dla ciebie. − Okrążył środek transportu podając szarą teczkę z dużym "S" na froncie.
Spojrzała na mężczyznę spode łba, jedynie podejrzewając, jaki rodzaj dokumentów znajdował się w środku. Z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki wyjęła telefon, który posłużył jako latarka. Ostrożnie roztworzyła akta, środek opierając o zgięcie łokcia.
"Dnia 15 maja, na koordynatach podanych poniżej, o godzinie 23:46 ze sklepienia niebieskiego wyłoniła się pionowa łuna światła. Pasma skierowane ku skorupie ziemskiej mieniły się kolorami tęczy.
Z obecnym lotnikiem śmigłowca wylądowaliśmy kilka metrów przed jasną wiązką, która zdążyła zniknąć, zanim dobiegłem do epicentrum zdarzenia.
Na ziemi znajdował się okrąg o średnicy dwudziestu stóp, zaś w jego środku nieznane mi runy. Było tam również dziecko. Odziane było w długą, granatową sukienkę, która była w strzępach i pokryta kurzem. Spojrzało na mnie. Nie byłoby nic niezwykłego w oczach tego kilkulatka, gdyby nie żywy ogień będący w tęczówkach.
Struga światła była autostradą, która sprowadziła to niewielkie stworzenie ze środka wszechświata na Ziemię".
Spojrzała na zdjęcia przypięte spinaczami do krańców zapisanej ręcznie strony. Na jednych z nich dostrzegła siebie w owym ubraniu. Było niecodzienne nawet jak na tamte czasy. Szaty wyjęte z czasów Oświecenia w Europie. Na kolejnej fotografii znajdował się obraz kręgu. Runy wydawały się znajome, lecz nie potrafiła zrozumieć ich treści. Z opóźnieniem zaczęło do niej docierać, że nie była stąd. Nie z Ziemi.
− N-nie. − Pokiwała przecząco głową. − Jakim cudem spadłam stamtąd. − Wskazała palcem w górę. − I przeżyłam?!
− Byłaś jak gwiazdka z Nieba − wyszeptał, jakby chciał te słowa przekazać samemu sobie. − Nie wiem skąd jesteś, ani kim byłaś, ale wiem kim się stałaś.
Otworzyła usta pomalowane fioletowo-różową szminką, aby od razu je zamknąć, nie mówiąc ani słowa. Zapewne uznała, że to, co wtedy czuła nie mogło zostać trafnie ubrane w jakiekolwiek wyrazy.
Ponownie obróciła głowę w stronę teczki, przyglądając się losowym literom.
Tony przyglądał się jej z wymalowanym skupieniem na twarzy. Nie ograniczała swojej mimiki przy słowach kluczowych w tekście. Brwi przybliżyła do siebie, przez co na czole zjawiła się charakterystyczna bruzda. Z czasem zaczęła znikać, a dało to szansę pojawieniu się kolejnemu objawowi - intensywnemu mruganiu, którym starała się zatrzymać łzy na swoim miejscu.
− Kontynuuj − rzekł, gdy zetknęła się z jego niepewnym wzrokiem pełnym skrajnych uczuć. − To jest notatka sporządzona na szybko tamtego dnia. Reszta powinna nieco bardziej klarowna.
Potaknęła na znak zgody, na co on przerzucił kilka stron w przód.
"Za zgodą Megan ruszyły badania na jej umyśle. Ich wynikiem miał okazać powrót części wspomnień z lat zanim znalazła się na Ziemi.
Pierwsza próba skończyła się niepowodzeniem? Częściowym sukcesem? Słysząc krzyk rozdzierający gardło, wyłączyłem maszynę. Odpiąłem kable od jej ciała, które bezwładnie opadło wprost w moje ramiona. Nie minęła nawet sekunda, a oderwała się gwałtownie. Nienaturalnie szybko otworzyła oczy, towarzyszyło temu delikatne przekrzywienie głowy lewo. Patrzyła na wskroś pustym wzrokiem. Z jej ust wydobyły się litery, które zapewne tworzyły słowa. Zapisałem kilka z nich: Nauthiz, Mannaz, Gebo, Hagalaz oraz Perthro."
Dziewczyna zesztywniała, zaczęła tak powoli oddychać, że z perspektywy Tony'ego wyglądała jakby jej płuca przestały pracować.
− Przebiegłość, pamięć, dar, poświęcenie i przeznaczenie, sekret, magia, dzieciństwo. − Zerknęła kątem oka na swojego ojca. − Oraz szczęście. Ostatnie ma wiele znaczeń. − Zamknęła dokumenty, towarzyszyło tej czynności charakterystyczne klaśnięcie.
− Skąd t-t...
− Lubię czytać książki, wszelakie, nie tylko naukowe − przerwała.
Chwilę ich niezręcznej ciszy przerwał straszliwe głośny dźwięk dochodzący znad ich głów. Znajdowały się tam kolejne dwa helikoptery. Paraliż dotknął również umysłu Meg przez co nie wiedziała, co mogłaby zrobić. Za to Tony przejął inicjatywę niezwykle prędko. Chwycił za teczkę, chowając ją pod jednym z foteli, po czym krzyknął...
− Jarvis!
− Tak, panie Stark? − usłyszeli głos dochodzący z radia.
− Zbroja!
− Do usług, paniczu. − W powietrzu rozległo się jedno kliknięcie, jak w długopisie, gdy uderza się nim o drewnianą ławkę.
− Jarvis, anuluj polecenie. Po jednej rękawicy na naszą dwójkę − stwierdziła bez zawahania, co nie spodobało się ojcu.
− Megan, co ty robisz?! − wykrzyczał, poprawiając broń przy nadgarstku. − To ma mi wystarczyć?! − ponownie z wysokim tonem w głosie; wskazał dłonią na kawałek zbroi.
− Ona ma służyć za plan awaryjny. − Po kolei zgięła i wyprostowała palce, sprawdzając czy metal nie zsunie się z górnej kończyny. − Zaufaj mi − powiedziała równie głośno, a to głównie przez wyłączające się śmigła. − Gotowy? − skierowała wierzch dłoni, która rozświetliła się, w stronę środka transportu na prawo od niej.
Tony skupił się na tym po lewej, lecz z niego nikt nie wychodził, tylko z tego po drugiej stronie. Postura stawała się coraz to większa, zbliżała się pewnym krokiem, nie zwalniając tempa.
− Cholera − warknął starszy ze Starków, wahając się nad zmianą celu.
− Rób swoje − odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie. − Prawdopodobnie jest uzbrojony, ale nie kieruje żadnej lufy prosto w nasze oczy, jak robimy to my − wypowiedziała swoje myśli na głos, chcąc, sprawdzić czy nabrały one sensu, gdy usłyszała ich wydźwięk.
Stopniowo zaczynała opuszczać rękę. Nie podobało się to Tony'emu i od razu chwycił ją i ponownie podciągnął. Poirytowana jego zachowaniem, pociągnęła żwawo w dół.
− Mówiłam, zaufaj mi − postawiła dwa kroki przed siebie, czując jak koszulka przestaje falować od wpływu wirującego powietrza. − Ty zapewne nas znasz - stwierdziła, czując ma sobie dwie pary oczu. Ojca i nieznanego jej mężczyzny.
− Inaczej by mnie tu nie było, panno Megan Stark. − Zacisnęła mocniej szczęki, słysząc jak donośny głos akcentuje jej imię. − I Anthony Stark.
Gdy do jego uszu dotarł wydźwięk jego nazwiska, zmienił cel na faceta, stojącego sześć stóp od Meg.
− Kim jesteś? − zapytał beznamiętnie.
− Nazywam się Nick Fury i wiem, co stało się w tym miejscu dwadzieścia lat temu.
💚💚💚
Ktoś tu się spodziewał tego Pana?
Mogę was zapewnić, że upragniona postać pojawi się w następnym rozdziale 😘
Wiem, że na to czekacie 😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro