Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2. - Bezimienny

Istota spojrzawszy ledwie na Stripes, ustawiwszy ogon pod lekkim kontem, w taki sposób, jak skorpion, zaczęła okrążać arenę w zupełnej ciszy, ważąc na każdy szelest, oraz uporczywie się wpatrując w wilczycę.

Tygrysica tasmańska nerwowo przęłknęła ślinę, wpatrując się w nieprzerwanie skanujące ją receptory i kamery.

Zdecydowanie bała się walki z tym czymś.

Bestia zamarła w zupełnym bezruchu, a jej źrenice przez kilka sekund, zdawały się rozlewać na białych ślepiach.

Wilczyca szybko urwała kontakt wzrokowy, skupiając się na ostrym końcu ogona robota i tym, jak szybko potrafiłby wbić jej go w aortę.

Wszelkie jej wyliczenia zakładały, że to kwestia sekund. Nie było to szczególnie pocieszające.

Mimo wszystko, Stripes, wiedząc, że nic jej od tego nie ocali, spojrzała na krótką chwilę, natychmiast opuszczając wzrok i warknęła cicho, odsłaniając zęby i wysuwając uszy do przodu w wyraźnym, wyzywającym geście.

Wysunęła ostre, błyszczące, idealnie ostre zęby i pazury. Gotowała się do walki. Patrzyła w kierunku szyi, drżąca z podniecenia do skoku. Czekała na jaki kolwiek ruch przeciwnika, lecz ten ku jej zdumieniu, nie następował.

Żadnego ataku, bólu, czegoś, przed czym można się bronić... Właśnie wtedy nadeszło jedno, szybkie, niespodziewane uderzenie.

Cios, chyba ogonem w łapy, zwalił ją z nóg.

Gąbka oplotła razem z trawą pazury Stripes, uniemożliwiając jej podniesienie się.

Robotyczny wilk, wpatrywał się jej chwilę w oczy. Następnie, odezwał się spokojnym, jakby wypranym z emocji głosem:

- Nie próbuj nawet takich sztuczek ze mną. Chyba, że chcesz umrzeć wyjątkowo boleśnie, ze świadomością, że nie skorzystałaś z szansy... - zawiesił efektownie głos - Twoja krew mym zdaniem, będzie cudownie wyglądać na trawie...

Właśnie w chwili, gdy skończył to mówić, jego ogon poszybował w stronę jej ramienia, mijając je o centymetry.

Istota z niesamowitą zwinnością, wskoczyła na tygrysicę tasmańską, wbijając szpony w jej ramiona. 

Stripes syknęła z bólu, usiłując zrzucić z siebie robota, rzucając się na boki i ryjąc ziemię pazurami.

- A więc droga Stripes...

- Skąd ty w ogóle znasz moje imię? - dziwne, uczucie irracjonalnego lęku, znów rozlało się po jej żyłach.

- Cóż, powiedzmy, że usłyszę pisk myszy z odległości równej rozciągłości tego laboratorium. Lubię także zwiedzać pomieszczenia, poprzez obserwowanie je z sieci tuneli, znajdujących się nad pomieszczeniami. I ludzie i psy, są niezwykle interesującymi istotami. Wracając... Wiesz, do czego ONI chcą wykorzystać ciebie i twoją przyjaciółkę? Będziecie bronią. Mają was za nic, jedyne, czego od was potrzebują, to mocy...

Przez chwilę wilczyca nie mogła dojść do tego, skąd ta przedziwna istota może wiedzieć tyle o planach istot dwunożnych. Wkrótce jednak, zdała sobie sprawę, że musi to być to stworzenie, którego aurę odczuwała od kilku dni. Co do magicznych talentów, nie wiedziała dokładnie o co chodzi, lecz przeczuwała, że chodzi o umiejętności, którymi dysponowała Scintilla. Wilczyca wielokrotnie jej tego zazdrościła. Lisica walczyła niesamowicie, zawsze jakby będąc o krok przed przeciwnikiem. Potrafiła również wysuwać swoje pazury na wzór kota. Zaś, jeśli takie było jej życzenie, bez problemów przywoływała ogień, w dowolnym rozmiarze i kształcie. 

- O... Czym ty mówisz? - rzekła niewiele głośniej od szeptu - Nie rozumiem tego wszystkiego...

- To zrozumiałe. Jesteście tylko zwyczajnymi narzędziami i zwierzętami... Za nic macie wszystko, jeśli tylko coś daje wam względne, ułudne poczucie bezpieczeństwa...

- Ej! Odszczekaj to! Kim ty niby jesteś, że tak się wywyższaż?! - syknęła, jerząc sierść - Też jesteś tylko, jak to powiedziałeś "głupim zwierzęciem"!

- Może tak, może nie - odparł tamten bez zbędnych emocji, wypuszczając Stripes ze szponów, a następnie podchodząc w miejsce, gdzie został kilka chwil wcześniej pozostawiony - W każdym razie, gdy się namyślisz, czy życzysz sobie wolności, czy uwięzienia tu, jako drogocenna zabaweczka, uderz trzy razy w rurę po najwyższej.pozycji księżyca tego wieczoru... Skonsultuj się też z tą lisicą, chyba, że chcesz ją opuścić... Mogę was stąd zabrać...

- Poczekaj.... Powiedz chociaż, jak ci na imię...

- Imiona są rzeczą całkowicie zbędną. Tym bardziej dla takich istot, jak ja

Szkielet podszedł do ciemnej płachty i zarzucił ją sobie na grzbiet, niczym pelerynę.

Wtem drzwi się rozwarły.

Na arenę weszło dwoje ludzi, wyraźnie niezadowolonych z wyników starcia, którzy szybko zabrali metalową istotę, a następnie Stripes zatopioną w myślach.

Czy powinna zaufać tajemniczej istocie?

Postawić na szali wszystko, co dotąd znała?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro