Rozdział 8
Alexandra
Wczorajszy dzień zleciał nam dość szybko, pomijając humorki pana Davisa. Po tym jak poszedł do swojego pokoju, wyszedł dopiero na powtórne ćwiczenia, a później zjeść zapiekankę, którą babcia przyniosła. Nic się do mnie nie odzywał przez ten czas, tylko odpowiadał monosylabami, gdy ćwiczyliśmy. Jeśli tak dalej miała wyglądać nasza współpraca, to jeszcze po pracy u niego będę musiała iść do logopedy, żeby nauczył mnie od nowa mówić.
Wiedziałam, że ceni sobie swoją prywatną przestrzeń, ale mógł się coś do mnie odezwać. Nawet o głupiej pogodzie porozmawiać, ale on nic. Oboje byliśmy osobami, które stroniły od kontaktów z innymi, ale chciałam mieć do kogo się odezwać.
Pani, która przychodziła dwa razy sprzątać oraz robiła zakupy właśnie weszła do mieszkania, więc ubrałam sweter oraz buty i byłam gotowa do wyjścia. Chciałam iść zanieść babci naczynie i przy okazji pooddychać świeżym powietrzem.
– Archie jest dzisiaj trochę nie w humorze, dlatego proszę nie brać do siebie jakby podniósł głos.
– Dziękuję za ostrzeżenie. Mama nadzieję, że jednak, aż tak źle nie będzie.
– Ale lepiej uważać – odpowiedziałam jej i poszłam do pokoju Archiego. Leżał na łóżku, miał zamknięte oczy, a w uszach słuchawki. – Archie – powiedziałam i liczyłam, że mnie usłyszy, lecz kiedy tak się nie stało, poruszyłam najpierw lekko jego ramieniem, a później mocniej. Dopiero wtedy na mnie popatrzył i wyciągnął słuchawki.
– Coś się dzieje? – w jego wzroku była niechęć.
– Idę do babci, a do domu przyszła pani sprzątająca.
– I to było tak ważne, żeby mi powiedzieć?
– Tak. Nie chcę, żebyś narobił wstydu przed kobietą. Nie wiem, o której wrócę, ale na pewno wykonamy chociaż jedne ćwiczenia.
– Yhy. Jak tyle, to możesz za sobą zamknąć drzwi.
– Jesteś bardzo miły – rzuciłam i wyszłam z pokoju.
Pożegnałam się jeszcze z panią i wyszłam z domu. Kiedy stanęłam przed jego apartamentowcem wciągnęłam powietrze nosem i mentalnie się uspokoiłam. Potrzebowałam mieć chwilę dla siebie, a że dom był kawałek drogi stąd idealnie się na to składało. Był już koniec września, ale jak na Londyn to pogoda była dość ładna, chociaż na niebie pojawiły się już charakterystyczne chmury, które zwiastowały deszcz oraz depresyjną pogodę.
Do domu dotarłam po prawie pół godzinie. Był to idealny czas la mnie, żeby przewietrzyć myśli oraz przygotować się na spotkanie z babcią. Podeszłam do drzwi i zapukałam kilka razy w ich powłokę, ale nikt mi nie otwierał. Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i popatrzyłam na zegarek, ale babcia powinna być teraz w domu. Mój puls nieco przyśpieszył, bo bałam się, że coś złego mogło się jej stać. Wyjęłam klucze z torebki i zaczęłam otwierać drzwi. Kiedy przestąpiłam próg domu dalej była głucha cisza.
– Babciu, jesteś?! – zaglądnęłam do kuchni, ale tam jej nie było. – Babciu! – krzyknęłam znowu i przeszłam całe wnętrze, ale jej nie było.
Położyłam więc torebkę na krzesło, a naczynie schowałam na jego miejsce. Nie wiedziałam za ile babcia wróci, dlatego zdjęłam buty i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i zatrzymałam na jakimś programie typu talk show. Nie było to nic twórczego, ale na tą chwilę mi wystarczyło.
Co chwilę patrzyłam na zegarek, czy babcia albo Archie do mnie nie dzwonią. Martwiłam się o niego, gdyż miewał jeszcze ataki bólu, a nie chciałam, żeby jeszcze coś gorszego mu się stało, gdy mnie nie będzie przy nim. Był dorosły, ale w kwestii leków nie mogłam mu ufać. Wystarczyło, że w szpitalu podali mu za dużą dawkę leków uspokajających.
Dobiegł do mnie dźwięk wkładanego klucza do zamka, a później skrzypnięcie drzwi. Wstałam z kanapy i podeszłam do wejścia do salonu. Zobaczyłam, jak babcia wchodzi sobie jak gdyby nigdy nic do domu. Nawet nie wyglądała na zdziwioną, że miała otwarty dom.
– A gdyby to był złodziej, a nie ja? – odezwałam się w końcu. – Też byś tak sobie spokojnie wchodziła?
– Alexandra, nie przesadzaj. Musisz mniej filmów oglądać.
– Ja mówię prawdę. Wiesz, że takie rzeczy się zdarzają.
– To bym go patelnią uderzyła, a później zadzwoniła na policję – wzruszyła ramionami. – A tak właściwie, co tutaj robisz?
– Przyszłam ci odnieść naczynie po zapiekance.
– Nie potrzebnie się trudziłaś. Poszłabym do was po nie.
– I właśnie dlatego je przyniosłam. Poza tym nie do nas, tylko do domu Archiego – nie ściągając butów przeszła do kuchni po naczynie, więc ruszyłam za nią. – Babciu, narobiłaś mi przed nim wstydu. Nie powinnaś mówić takich rzeczy.
– A czy ja powiedziałam jakieś kłamstwo, bo mi się wydaje, że nie.
– Nie wchodź z butami do kogoś życia. Archie, jest po prostu miły, bo jest moim pacjentem i to wszystko – zauważyłam, że chciała coś dodać, dlatego wycelowałam w nią palec. – Nie zaprzeczaj, ani nie wymyślaj czegoś dziwnego. To relacja pacjent – rehabilitant i to wszystko.
– No dobrze – westchnęła. – Jak już skończyłaś, to się ubieraj. Pójdziemy razem na zakupy, bo ja sama tego wszystkiego dźwigać nie będę.
– To gdzie teraz byłaś? – zapytałam, idąc ubrać buty.
– Na randce z przystojnym piłkarzem – jej sarkazm był, aż nadto wyczuwalny. – Byłam u sąsiadki. Co mam innego do roboty, jak już tutaj nie mieszkasz?
– Tylko bez sarkazmu, proszę. Nie wiem. Zawsze chodziłaś na różne kółka.
– Dopóki nie rozchorował się ksiądz, to chodziłam. Dobra dość gadania, tylko chodźmy.
Wyszła pierwsza z domu, a ja zaraz za nią. Zamknęłam swoimi kluczami, które później wsadziłam do torebki i poszłyśmy do najbliższego sklepu, który był oddalony na piechotę o piętnaście minut. Podczas naszego spaceru od razu babcia mi skróciła cały tydzień, co u kogo się działo. Połowa rzeczy była interesująca, ale druga już mniej. Jakoś nie interesowało mnie to, że sąsiadki wnuczka ledwo przekraczając osiemnaście lat zaszła w ciążę. Każdy ma swoje życie i nie powinno się w nie ingerować, a szczególnie moja babcia, która musiała być ze wszystkim na bieżąco.
Będąc w sklepie chodziłyśmy od półki do półki, coraz bardziej zapełniając wózek. Myślałam, że to będą małe zakupy, a nie zapasy, jakby miała być za chwilę klęska żywiołowa. Nasze zakupy wyglądały tak, jakby babcia chciała wykarmić całe wojsko, a czym dłużej byłyśmy w sklepie, tym więcej tylko produktów brała.
– Babciu, masz na uwadze, że mieszkasz teraz sama? – zapytałam w końcu, gdy zaczynałam mieć tego dość.
– Tak. I co? – odwróciła w moją stronę głowę, gdy akurat była zajęta czytaniem składu ciasteczek.
– Przecież to wygląda, jakby mieli cię zamknąć w domu na miesiąc.
– Nie przesadzaj. Przyszłaś do mnie, to jakoś musiałam cię wykorzystać. Już i tak kończymy, więc przestań narzekać.
– Ja będę to musiała wszystko nieść do domu.
– Jakbyś nie bała się jeździć samochodem, to byś nie musiała.
– Nie zaczynaj znowu. Chodźmy już do kasy – dodałam już głośniej i skierowałyśmy się w tamto miejsce.
Oczywiście tak jak myślałam, wszystkie pięć toreb ja musiałam nieść. Jakbym teraz miała porównać się do jakiegoś zwierzęcia, byłby nim zdecydowanie osioł, który nosi większość rzeczy na sobie. Nie były te torby jakoś bardzo ciężkie, ale do lekkich też się nie zaliczały. Gdyby nie to, że odkąd mój brat zginął w wypadku samochodowym, pewnie bym normalnie teraz jeździła samochodem.
– Idę jeszcze do apteki, a ty na mnie poczekaj – odezwała się babcia, gdy byłyśmy naprzeciwko drzwi do apteki.
– Bardzo chętnie – odpowiedział. Ten przestój był jak zbawienie dla moich rąk.
Położyłam torby na ziemi i odwróciłam się w stronę jezdni, żeby zająć czymś czas. Patrzyłam na przejeżdżające samochody, dopóki mój wzrok nie trafił na kobietę po drugiej stronie ulicy. Wydawało mi się jakby mnie obserwowała. Stała naprzeciw mnie, ubrana w czarny długi płaszcz. Nie chciałam na nią patrzeć, ale mimowolnie i tak to robiłam. Miała długie blond włosy, które rozwiewał wiatr.
– Alexi, idziemy – z transu wyrwał mnie głos babci. Popatrzyłam na nią i schyliłam się po torby.
– Widzisz tę kobietę? – zapytałam, gdy się wyprostowałam.
– Jaką kobietę?
– Tę – pokazałam jej ręką na drugą stronę ulicy, ale kobiety już nie było. Pomrugałam parę razy i zaczęłam się za nią rozglądać, ale nigdzie jej nie widziałam.
– Tam nikogo nie ma. Nie wiem, co widziałaś, ale widocznie ci się przywidziało.
– Chyba masz rację.
Musiałam zacząć szybciej iść, gdyż babcia wyglądała tak, jakby ktoś ją gonił. Bardzo dziwiło mnie jej zachowanie, ale może miała już dość i dlatego przyśpieszyła kroku. Idąc za nią, przez cały czas miałam przed oczami obraz tej kobiety. Może tylko mi się zdawało, że się na mnie patrzyła? Sama już nie wiedziałam.
Gdy doszłyśmy do domu, pomogłam babci rozpakować zakupy i pochować. Spędziłam u niej jeszcze dwie godziny, ale wydawało mi się, że była gdzieś bardzo daleko. Na dworze zaczęło się robić ciemno, gdy byłam mniej więcej w połowie drogi do Archiego. Zaczął dzwonić mój telefon, więc sięgnęłam do kieszeni jeansów i go wyciągnęłam. Na wyświetlaczu pojawiło się jego imię.
– Proszę.
– Alexandra, tu Archie – usłyszałam niepewnie jego głos.
– Wiem. Coś się stało, że dzwonisz? – zaczęłam się bać, że znów zaczęła go boleć noga i zjadł wszystkie tabletki.
– Nic, tylko już jest ciemno, a ciebie nie ma. Wiesz, że może być niebezpiecznie. Takie chodzenie po zmroku szczególnie dla kobiety nie może być dobre.
– Przestań. Jestem w połowie drogi, a poza tym wracałam jeszcze później z pracy po dyżurze.
– To chociaż weź taksówkę, to będziesz szybciej.
– Nie jeżdżę taksówkami. Za dziesięć minut będę, więc nie dramatyzuj, jak księżniczka – przekręciłam oczami, choć wiedziałam, że i tak tego nie zobaczy.
– Weź tą taksówkę. Zwrócę ci za nią.
– Teraz jeszcze myślisz, że mnie nie stać? Za chwilę będę o ile oczywiście nikt mnie nie zabije po drodze, a mojego ciała nie wrzuci do Tamizy, a Elżbieta je nie wyciągnie. Do zobaczenia, Archie.
Rozłączyłam się i wyciszyłam dźwięk. To było dla mnie dziwne zachowanie z jego strony. Nie wydawał się być taki. Zawsze był obojętny, albo dość cichy, a teraz się o mnie martwił. Nawet go nie znałam zbyt dobrze, żeby wiedzieć, jaki może miał mieć w tym cel. On był tylko moim pacjentem i to wszystko. To zachowanie nie było zbyt dobre dla nas.
Dokładnie po dwunastu minutach weszłam do jego domu. Kiedy odwróciłam się od drzwi, napotkałam zdenerwowany wzrok Archiego. Stał oparty na dwóch kulach, a jego wzrok był centralnie wlepiony w mój. Przełknęłam nerwowo ślinę i starałam zachować się pozory, że to mnie nie rusza. Nigdzie nie mieliśmy zapisanych godzin, o których można wychodzić lub wracać do domu.
– Dość późno wróciłaś, a mamy jeszcze ćwiczenia.
– Byłam u babci – nie za bardzo wiedziałam, o co może mu chodzić. – Mówiłam ci.
– Ale to tak długo? I jeszcze wracałaś, gdy zrobiło się ciemno na dworze. Dzwoniłem do ciebie później, ale nie odbierałaś.
– Wyłączyłam dźwięk – wzruszyłam ramionami i zaczęłam się rozbierać.
– Nie powinnaś tak robić. Te twoje żarty też były głupie.
– Jezu, Archie przestań już – powiedziałam w końcu i skierowałam się do kuchni. Za sobą słyszałam dźwięk uderzanych kul o podłogę.
– Nie przestanę. Ty o sobie nie myślisz.
– Nie myślę? – odwróciłam się gwałtownie do niego.– Wracam tak od kilku lat ze szpitala, który jest położony dalej i żyję do tej pory. Nie będziesz wtrącał się w moje życie i mój sposób bycia. Znamy się tylko na chwilę, a później już każdy rozejdzie się w swoją stronę. Dla siebie będziemy jak historia i tyle, dlatego nawet nie opowiadaj mi, co złego może się stać. Poradzę sobie.
– Doprawdy? W takim razie dobrze. Nie chcę mi się ćwiczyć. Nadrobimy jutro – odwrócił się i wyszedł z kuchni.
– Nie zachowuj się jak obrażone dziecko! – krzyknęłam za nim, po czym wyszłam z pomieszczenia.
– Ja się tak zachowuje? – stanął do mnie przodem. – Jeśli masz problem, to nie trzeba było brać mnie jako swojego pacjenta.
– Musiałam się zgodzić, bo inaczej bym została wyrzucona z pracy.
– Co takiego?
– To, co słyszałeś. A teraz współpracuj ze mną, bo nie mam zamiaru całej kariery spędzić tylko przy tobie – ominęłam go i poszłam do swojego pokoju.
Trzasnęłam drzwiami i usiadłam na łóżku, chwytając całą twarz w dłonie. Nie tak wyobrażałam sobie ten czas, który muszę tutaj spędzić. Myślałam, że jeśli Archie był spokojny, to nie będzie robił problemów przy rehabilitacji, ale bardzo się przy tym pomyliłam. Nie rozumiałam go. Raz mnie przyciągał do siebie, by za chwilę prawie zmieszać mnie z błotem. To bolało. Byłam tylko człowiekiem, który zasługiwał na dobre zachowanie od drugiego człowieka. Mojego brata już straciłam, który był dla mnie motywacją to życia. Zawsze mogłam na niego liczyć. Wiedziałam, że już nigdy nikogo takiego nie spotkam w swoim życiu, dlatego on dalej był dla mnie najważniejszy. Nie mogłam sobie pozwolić, aby jakiś piłkarz zniszczył to, nad czym pracowałam ciężko przez ostatnich kilka lat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro