Rozdział 6
Archie
Po wyjściu z kuchni, usiadłem na sofie i włączyłem konsolę. Starałem zachowywać się normalnie, ale to było dość trudne, gdyż wiedziałem, że obca kobieta jest w moim mieszkaniu. Zanim zamieszkałem z chłopakami w poprzednim domu musiałem ich poznać. Od kilku lat stałem się typem samotnika. Oczywiście zdarzały się się imprezy nim Will poznał Rose, na którym chciałem zapomnieć, ale kończyło to się na piciu, wciągnięciu paru kresek i pójściu do swojego pokoju. Każdy z nas był inny, ale w pewien sposób się uzupełnialiśmy. Byli moją rodziną, którą jakiś czas temu straciłem.
Zauważyłem, jak Alexandra wychodzi z kuchni i przystanęła na chwilę. Patrzyła się na na mnie, to na pokój. W końcu weszła do salonu, gdzie siedziałem i usiadła na fotelu. Byłem zdziwiony, że nie wyszła jeszcze do babci, o której mówiła. Czułem się przy niej nieco spięty. Wolałem być sam, niż z nią. Włączyłem Fifę, aby się czymś zająć.
Po około dwudziestu minutach, wstała z fotela i wyszła z pokoju, kierując się do swojego. Oddychnąłem z wielką ulgą i mogłem bardziej się skupić na grze. Spojrzałem na kule, które stały oparte o sofę i westchnąłem. Nigdy nie chciałem ulec żadnemu wypadkowi, a tym bardziej zawiesić swojej kariery. To było jedyne, co mi pozostało i mogłem oderwać się od smutnej rzeczywistości.
Z tego transu wybudził mnie dopiero dźwięk z telewizora. Wróciłem z powrotem wzrokiem na telewizor i odłożyłem pada na bok. Chwyciłem twarz w dłonie i przetarłem ją rękoma. Cholernie źle się z tym czułem, że byłem teraz uzależniony od kogoś. Nigdy nie chciałem być taki. Na szczęście to nie miało potrać długo. Miałem nadzieję, że za miesiąc już będzie po wszystkim.
– Źle się czujesz? – usłyszałem zaraz przy sobie jej głos.
– Nie – odburknąłem. – Potrzebujesz jeszcze czegoś? – popatrzyłem na nią.
– Chciałam powiedzieć, że wychodzę. Nie martw się, wrócę na czas, żeby dać tobie lekarstwa.
– Nie musisz – prychnąłem. – Tylko pamiętaj, żeby tutaj nie sprowadzać nikogo.
– Ty.... – jej twarz robiła się czerwona, a jej dłonie zaciskały się w pięści. – Wychodzę – odwróciła się na pięcie.
Wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem głośny trzask zamykanych drzwi. Postąpiłem jak chuj, ale niestety musiałem. Nie chciałem, żeby się ze mną zaprzyjaźniła. Wystarczyło, żebyśmy się tolerowali. Moja grupa przyjaciół, którą stworzyłem, a teraz się powiększała w zupełności zaspokajała moje życie towarzyskie.
Sięgnąłem z powrotem po pada i wróciłem do gry. Musiałem czymś się zająć, a jak na razie to była jedyna moja rozrywka na następne tygodnie. Włączyłem nową rundę, ale wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi.
– Kurwa – zakląłem pod nosem i nieudolnie wstawałem, przytrzymując się kul. Musiałem zapamiętać, żeby dać jej do dorobienia klucze. – Zapomniałaś czegoś? – zapytałem otwierając drzwi.
– O ile dobrze pamiętam, niczego – odezwał się Samuel, który stał za drzwiami.
– To ty stary. Myślałem, że to Alexandra – odsunąłem się, żeby mógł wejść do środka.
– Blondynka wypadła z budynku, o mało mnie nie przewracając. Coś ty jej, do cholery zrobił? – wszedł za mną do salonu, po czym usiadł na kanapie.
– Nic. Powiedziałem tylko, żeby miała na uwadze, że mój dom, to nie hotel – wzruszyłem ramionami.
– Poważnie mówisz? Przecież widać, że to nie taka dziewczyna – przewrócił oczami. – Macie spędzić ze sobą jakiś czas, więc lepiej ugryź się w język, jeśli masz zamiar wrócić na boisko.
– Sam, nie przesadzaj. W końcu to ja ją utrzymuje.
– To lepiej, żeby się nie dowiedziała. Byłoby jej na pewno głupio.
– Wiem, dlatego powiedziałem, że to klub za mnie płaci. W końcu dobrze wiemy, ile mamy wszyscy kasy na koncie.
– Patrz na nią, jak na Emmę. One są bardzo podobne do siebie.
– Tu się zgodzę – kiwnąłem głową. – Jak chcesz czegoś do picia to się nie krępuj.
– Pójdę po colę, a ty przygotuj rozgrywkę dla dwóch – wstał i poszedł do kuchni.
Włączyłem tryb dla dwóch graczy, ale nie chciałem się ruszać z kanapy, dlatego pada musiał już sam sobie wziąć. Popatrzyłem na zegarek w telefonie, który leżał obok mnie i zauważyłem, że nie było już go dziesięć minut. Nie wiedziałem, co on tam robił, ale nawet nie miałem chęci, aby wstać z kanapy i tego zobaczyć. W końcu usłyszałem jego kroki i spojrzałem w jego stronę. W jednej ręce niósł puszkę coli, a w drugiej paczkę chipsów. Nawet nie wiedziałem, że mam je w domu.
– Twoja fizjoterapeutka zostawiła ci numer przypięty na lodówce – pomachał mi kawałkiem kartki w ręce.
– Ona nie jest moja, tylko państwowa – przekręciłem oczami. – Siadaj i grajmy – poklepałem miejsce obok siebie.
– Ale wiesz, że zostałeś ostatni wolny z nas? – powiedział, gdy usiadł. – Nawet jeśli nie jestem w tej chwili z Emmą, to nie znaczy, że jestem wolny.
– A ja wolę nikogo nie mieć – spojrzałem na niego poważnym wzrokiem. – Nie drąż więcej tego tematu.
– Sorry, już nie będę – podniósł dłoń, w której miał chipsa, a drugą sięgał po pada.
– Już nie chcę nikogo mieć.... – mruknąłem już o wiele ciszej.
– Mówiłeś coś? – rzucił mi szybkie spojrzenie przyjaciel.
– Nie, grajmy – pokazałem padem na telewizor.
Wzruszył ramionami, ale już nic więcej nie mówił. Zaczęliśmy rozgrywkę. Z naszej dwójki, Samuel był lepszy ode mnie, choć to ja więcej czasu spędzałem przed telewizorem i z padem w ręce. To była dla mnie forma odcięcia się od świata oraz spędzania wolnego czasu. Nie mogłem jeszcze grać, ale dzięki Fifie w jakiś sposób dalej miałem kontakt z piłką.
– Kiedy macie następne treningi? – zagadnąłem, gdy wbiłem pierwszego gola, Samuelowi.
– Mamy jeszcze cztery we wrześniu, później chyba z dziesięć w październiku, a dalej nie pamiętam. Jeszcze trener wymyślił sobie dwa mecze. Jeden w listopadzie, a drugi w grudniu przed świętami – zauważyłem, że chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamilknął.
– No mów. Przecież widzę, że coś ukrywasz.
– Pamiętasz był taki chłopak, który grał za Krystiana w jednym meczu.
– Vincent? I co z nim? – posłałem mu szybkie spojrzenie.
– Trener wyznaczył go na twoje miejsce. Wiesz, tymczasowo, gdy ciebie nie ma. Jak wrócisz, to on znów wraca jako rezerwowy.
– Zajebiście – ścisnąłem mocniej pada.
– Archie, wiesz, że tak musi być. Tak to byłoby nas o jednego mniej.
– Rozumiem. Przecież takie są zasady, prawda? – rzuciłem ironicznie. – Gorzej jak się okaże, że jest lepszy ode mnie i już na mnie nie będzie miejsca.
– Na ciebie zawsze będzie – poklepał mnie po ramieniu w przyjacielskim geście.
– Mam taką nadzieję.
Rozparłem się wygodniej na kanapie i nieco bardziej wkurwiony dokończyłem grę. Wiedziałem, że tak musiało być, ale w jakimś stopniu mi się to nie podobało. Grałem, żeby zapomnieć. Czułem, że w momencie, gdy przestanę grać zawodnik drużyny, to źle się dla mnie skończy. Nie umiałem przestać myśleć o Mai, a w ciągu tych dziewięćdziesięciu minut byłem wolny. Tylko wtedy tak naprawdę żyłem.
Samuel, siedział u mnie już dwie godziny, a sądząc po jego zachowaniu zbytnio nie śpieszył się do domu. Nie dziwiłem mu się, bo teraz przeżywał trudny czas z Emmą, ale jednak jego towarzystwo zaczynało mnie lekko męczyć, a znając ich opiekuńczość, to jutro ktoś następny przyjdzie sprawdzić, czy dalej żyję. Jedna noga zaczynała mnie lekko boleć, dlatego wziąłem kule i wstałem z kanapy.
– Pomóc ci? – Samuel, chciał wstać z kanapy, ale pokręciłem głową.
– Poradzę sobie.
Poszedłem do kuchni i starałem się znaleźć tabletki, które przepisał mi lekarz. Wiedziałem, że nawet moja gosposia kupiła trochę więcej opakowań, niż trzeba było. Zaglądałem do każdej szafki, ale nie mogłem ich znaleźć. Wydawało mi się, że mogą być u Alexandry w pokoju, dlatego tam poszedłem. Zajęło mi to nieco dłużej, niż zwykle, ale dotarłem do celu. Stanąłem w progu i zacząłem się rozglądać. Mój wzrok padł na mały woreczek na szafce nocnej, dlatego wspomagając się kulami podszedłem do niego.
– Zgubiłeś się? – usłyszałem jej głos za plecami.
Wyprostowałem się gwałtownie, a później spojrzałem na moją rękę, w której była mała reklamówka. Czułem się, jakby rodzice nakryli mnie na wyjadaniu słodyczy w środku nocy. Cholera, zacząłem się bać jakieś dziewczyny, która jest tylko moją fizjoterapeutką. Odchrząknąłem i odwróciłem się do niej przodem.
– Zaczęła mnie boleć noga, więc przyszedłem po lekarstwa.
– A czemu one miałyby być u mnie w pokoju? – zmarszczyła brwi i uważnie mi się przyjrzała. – Na pewno nie są w tym, co trzymasz w dłoni.
– W kuchni ich też nie ma, więc pomyślałem, że to one.
– I na pewno schowałabym je przed tobą w reklamówce – przekręciła oczami i wyszła z pokoju. – No chodź za mną! – jej głos był bardzo donośny. Chociaż już jej nie widziałem, to słyszałem tak, jakby była zaraz koło mnie.
– Idę – odpowiedziałem, ale i tak miałem przeczucie, że tego nie usłyszała.
Wspierając się dwóch kul, wyszedłem z pokoju. Zwróciłem uwagę na kanapę, na której siedział Samuel i śmiał się ze mnie. Pokazałem mu środkowego palca i poszedłem dalej, gdy wszedłem do kuchni o blat opierała się Alexandra i miała założone dłonie na piersi. Popatrzyłem no miejsce obok niej, gdzie leżały cztery opakowania lekarstwa.
– Gdzie były? – podszedłem do nich i otworzyłem jedno, biorąc tabletkę.
–Jak bardzo boli, weź dwie – przez cały czas mnie obserwowała, gdy brałem lekarstwo. – Były w szafce u góry – pokazała ręką.
– Ale ja tam sprawdzałem dwa razy – starałem się obronić, bo to była prawda.
– Na pewno.
Posłała mi sztuczny uśmiech i wyszła z kuchni. Oglądnąłem się za nim i zmarszczyłem brwi. Coś w jej zachowaniu się bardzo zmieniło. Wydawała się kimś innym, a nie Alexandrą, która kilka godzin temu opuściła moje mieszkanie. Sam nie byłem dla niej miły, gdy opuszczała moje mieszkanie, ale ona teraz dla mnie była, aż zbyt chłodna.
Wziąłem z szafki szklankę i nalałem do niej wodę. Wziąłem dwie tabletki i popiłem. Popatrzyłem na kule i miałem ochotę je rzucić na drugi koniec mieszkania. Cholernie mnie męczyły i czułem się jak niepełnosprawny z nimi. Miałem nadzieję, że moje leczenie będzie przebiegało na tyle dobrze, że za miesiąc już nie będę ich potrzebował.
Wyszedłem z pomieszczenia i wróciłem do salonu. Na kanapie siedziała już Alexandra z moim padem w dłoni, a obok niej Sam, z którym aktualnie grała mecz. Podniosłem brwi w podziwie, że umiała grać. Nie każdej dziewczynie podobały się gry, a szczególnie piłka nożna.
– Nie wiedziałem, że grasz – odezwałem się, gdy usiadłem w fotelu.
– Bo się nie znamy – wzruszyła ramionami.
– Też prawda – zwróciłem uwagę na telewizor, a później kiwnąłem w podziwie głową. Miała remis 2:2 z Samem.
– Archie, Alex jest naprawdę niezła – odezwał się przyjaciel, który był cały czas skupiony na meczu, aby nie przegrać. – Musicie razem zagrać.
– Jak zajdziemy czas między ćwiczeniami, to czemu nie – odezwała się szybciej ode mnie.
– Ile będziemy ćwiczyć?
– Nie dużo. Jakieś trzy godziny w ciągu dnia. W szpitalu pewnie by to dłużej zajęło – spojrzała na mnie i posłała bardzo mały uśmiech.
– Wygrałem!
– Co?! Jak to jest możliwe? – Alexandra, wróciła wzrokiem na bruneta. – Przecież tak mi dobrze szło.
– Gdybyś nie gapiła się na inwalidę, to byś wygrała.
– Na nikogo się nie gapiłam – obruszyła się. – Musimy to powtórzyć, ale może już nie dzisiaj, bo pacjent musi mieć chwilę spokoju.
– Jasne, rozumiem. Jak coś zostawiłem ci przypięty mój numer telefonu na lodówce – pokazał na kuchnię.
– Przyda się. Dzięki, że przyszedłeś.
Alexandra, poszła odprowadzić Sama, a ja za to myślałem nad jej słowami. To możliwe, że znaliby się wcześniej? To było dla mnie dość dziwne zachowanie. Była tutaj dopiero jeden dzień, a wydawało mi się, że złapała ze wszystkimi lepszy kontakt, niż ja. Być może przez to, że pracowała ze starszymi oraz dziećmi, a ja ich unikałem, jak ognia. Wolałem siedzieć sam wcześniej w pokoju, a teraz we własnym mieszkaniu. Teraz wolałem...
– Znacie się? – zagadnąłem, gdy wróciła do salonu.
– Tak, od kilku minut – usiadła na poprzednim miejscu. – Nie chciałam ciebie zostawiać samego, gdy mnie nie będzie, dlatego zadzwoniłam do Deana, ale on nie mógł przyjść i powiedział, że przyśle Samuela – wzruszyła ramionami.
– Wiesz, że nie jestem dzieckiem, które potrzebuje opieki?
– Wiem, ale byłam spokojniejsza.
– Masz za dobre serce.
– Już to słyszałam kilkukrotnie. Wolę mieć dobre serce, niż kogoś oceniać z góry.
Nasze oczy spotkały się na kilka sekund i coś dziwnego zadziało się w moim ciele. Poczułem się, jak wtedy, te kilka lat temu. Odnosiłem jeszcze głupie wrażenie, że już wcześniej się spotkaliśmy, ale nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy to było i w jakich okolicznościach. W jej oczach było jakby światło, do którego mnie przyciągało i nie tylko mnie sądząc po tym, że każdy kogo spotka od razu był przy niej uśmiechnięty.
Musiałem pomrugać parę razy, żeby wrócić do rzeczywistości. Nie umiałem już z nikim być. Wybrałem tryb życia jako osobnik i tego musiałem się trzymać do samego końca.
– Łazienka jest za tamtymi drzwiami – pokazałem jej kulą, wstając z fotela. – Idę do siebie.
– Oh, dobra – była zaskoczona moją zmianą tematu, ale już nic więcej się nie odezwała tylko zaczęła szukać jakiegoś programu w telewizji.
Kiedy w końcu doszedłem do pokoju, położyłem kule obok swojego łóżko, a następnie na nim się położyłem. Włożyłem ręce pod głowę i odchyliłem ją do tyłu, zamykając przy tym oczy. Nie chciałem już jej tutaj. Czułem się dość obco przy niej, choć udawałem, że było inaczej. Jeszcze ta insynuacja Samuela, całkiem mnie wkurwiła. Nigdy nikogo już nie chciałem mieć. Wystarczyła mi rana po stracie Mai. Ona jedyna mogła zająć miejsce w moim kiedyś buntowniczym sercu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro