Rozdział 4
Archie
Patrzyłem oniemiały na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła dziewczyna. Fakt, faktem nie pomagałem jej, ale wybuch złości był dla mnie nieco zabawny, szczególnie na jej wyrazie twarzy. Miała blond włosy, które wpadały chwilami w rudość. Pokręciłem głową, przykryłem z powrotem nogi kołdrą i ułożyłem się wygodniej na łóżku. Miałem dość już tego nieustającego leżenia, ale nie zapowiadało się, że szybko wyjdę o swoich siłach. Za pięć dni miałem wyjść ze szpitala i wrócić do mieszkania. Chciałem do tego czasu chociaż przejść kilka kroków samodzielnie, ale jeśli nasza praca będzie dalej tak wyglądać, słabo to widziałem. Jeszcze dobijał mnie fakt, że ona będzie ze mną mieszkać. Nie mieszkałem z dziewczyną odkąd skończyłem siedemnaście lat. Z chłopakami przynajmniej nie miałem problemów, bo przeważnie każdy zajmował się sobą.
– Coś ty zrobił tej kobiecie? – do sali z powrotem wszedł Will, pokazując na korytarz.
– Właśnie nic. Może trochę nie współpracowałem, ale tak to nawet się do niej nie odezwałem.
– Wiesz, że wszyscy chcemy, żebyś wrócił na boisko, więc współpracuj. Trener powiedział, że będzie dla ciebie trzymał miejsce, dopóki nie wrócisz do siebie.
– Podziękuj mu ode mnie – popatrzyłem na niego i wróciłem do mojej stałej czynności, jaką było patrzenie się za okno.
– Archie, my naprawdę się o ciebie martwimy.
– Nie potrzebnie – wzruszyłem ramionami. – Tyle dawałem sobie radę sam, więc teraz też. Wracaj już do Rose i córki. Na pewno się za tobą stęskniły – wiem, że teraz postępowałem jak chuj, ale musiałem zostać sam.
– Jak chcesz – westchnął, przyjaciel. – W razie czego dzwoń, do któregoś z nas. Trzymaj się – pożegnał się ze mną, po czym wyszedł z sali.
Opuściłem ramiona i popatrzyłem na drzwi, które przed chwilą zamknął za sobą Will. Ciężko mi było znieść to, że nie mogłem uczestniczyć w treningach, czy nawet normalnym życiu. Odkąd wyprowadziliśmy się do siebie, moje dnie zawsze wyglądały tak samo. Był trening, później przejście po mieście i zrobienie zakupów, a następnie długie godziny spędzone na Xboxie. Nie wyobrażałem sobie tego, że nagle jakaś nieznana mi kobieta ma ze mną mieszkać. Nie wiedziałem o niej kompletnie nic. A, co jeśli to jakaś złodziejka? Nigdy nic nie wiadomo. Wyglądała na miłą i bardziej domatorkę, ale nie wiadomo było, co kryło się pod tym strojem.
Chciałem poruszać delikatnie chociaż kostką, ale sprawiało mi to niemiłosierny ból. Moje żebra były całe posiniaczone, co było dość bolesne przy nawet najmniejszym ruchu. Próbowałem się poprawić, ale nie dawałem rady, więc zrezygnowany znów wróciłem do poprzedniej pozycji. Od czasu, kiedy się obudziłem, patrzyłem tylko za okno oraz zegarek na ścianie. Nawet nie chciało mi się zbytnio zaglądać do internetu. Po prostu leżałem i leżałem całe dnie. Najbardziej pocieszający fakt był taki, że za pięć dni mogłem wrócić do domu. Prawdę mówić z kimś obcym, ale to jednak mój dom.
Kiedy byłem zatopiony w swoich myślach, drzwi do mojej sali otworzyły się, a w nich ujrzałem moją matkę. Całe moje ciało się spięło i niebezpiecznie moje palce u rąk zaczęły drżeć. Starłem się to ukryć i chwyciłem róg kołdry. Powiedziałem jej ostatnim razem, że nie chcę jej widzieć, ale widocznie nic sobie z tego nie zrobiła. Kilka lat temu pokazała mi tak naprawdę, co dla niej znaczę. Ojca zobaczyłem tylko raz, zaraz po przebudzeniu, a tak przychodziła sama.
Starałem się unikać jej wzroku, ale nie dawałam rady. Szczególnie, gdy usiadła na krześle zaraz obok mojego łóżka. Spojrzałem na nią, ale mój wzrok z pewnością był pusty. Czekałem, aż się odezwie, ale ona tylko siedziała i nic nie mówiła. Westchnął głośno, żeby dać jej do zrozumienia, aby w końcu coś powiedziała. Musiała zrozumieć mój przekaz, gdyż nabrała powietrza i chciała chwycić mnie za rękę, ale szybko ją wziąłem.
– Archie, ja naprawdę się martwię. Wiem, że już w to nie wierzysz, ale jestem twoją mamą i zawsze będę się o ciebie troszczyć.
– Przestań. Już widziałem twoją troskę, gdy tego potrzebowałem. Ty i ojciec wtedy odwróciliście się ode mnie. Chciałem, żebyście byli przy mnie. Przytulili, albo nawet powiedzieli dobre słowo, ale was nie było. Wróciliście do Liverpoolu, jakby nic się nie stało.
– Synku, naprawdę jest mi z tym źle...
– Kiedy wracacie? – wszedłem w jej słowo. Może miała rację z tym, że żałowali, ale za duży ból już był we mnie.
– Pojutrze. Archie, proszę zrozum również i nas... To, co się wydarzyło prawie dziewięć lat temu dalej w nas siedzi. Maya...
– Nie wspominaj jej imienia! Nigdy więcej!
Maszyna, która stała obok mojego łóżka nagle zaczęła głośno pikać. Starałem się do niej dosięgnąć i wyłączyć, ale nie udawało mi się. Do sali wpadł lekarz oraz pielęgniarka i spojrzeli na mnie, a później na maszynę. Kobieta, podeszła do niej i coś zaczęła naciskać do momentu, aż się nie uspokoiła.
– Lepiej będzie, jak pani już pójdzie. Pani syn potrzebuje teraz spokoju, żeby wrócić do codzienności.
– Rozumiem – westchnęła i z ociąganiem wstała z krzesła. – Pamiętaj, że zawsze możesz do nas zadzwonić i przylecimy – wyciągnęła rękę i chciała mnie dotkną, ale w ostatniej chwili ją opuściła. Spojrzała jeszcze na mnie smutnym wzrokiem i wyszła z sali.
– Wiem, mamo – odpowiedziałem cicho, gdy pielęgniarka zaczęła coś wstrzykiwać w kroplówkę.
– To środek uspokajający. Za chwilę poczuje się pan już odprężony i pójdzie spać – uśmiechnęła się i poszła stanąć obok lekarza.
– Wie pan, że musi teraz dużo odpoczywać i nie denerwować się. Za kilka dni pan już nas opuszcza, a wtedy już tak szybko nie będziemy mogli być przy panu. Alex, na pewno będzie wiedziała, co robić, ale nie jest w stanie pomóc panu tak szybko. Proszę się oszczędzać.
– Robię to. Po prostu czasami się zdenerwuję i tyle – wzruszyłem ramionami i poczułem, jak moje mięśnie zaczynają się rozluźniać.
– Miłego snu – powiedział lekarz i zaraz zniknął z mojego punktu widzenia.
Poczułem jak moje powieki zaczynały robić się coraz bardziej ciężkie i chciały całkiem się zamknąć, ale nie pozwalałem im na to. Miałem już dość spania. Po prostu patrzyłem w sufit i starałem się nie zasypiać. Słyszałem ruch, jaki był za drzwiami do sali, ale jakby był gdzieś daleko. Myślałem nad tym, jak teraz potoczy się moja kariera. Czy będę miał jeszcze w ogóle, gdzie wracać. Wiedziałem, że trener by nie przyjął nikogo na moje miejsce, ale też sam nie wiedziałem ile zajmie mi powrót do wcześniejszego stanu. Próbowałem poruszyć nogą, która była tylko poobijana, ale sprawiało mi to ból. Usłyszałem, jak drzwi się otwierają, a później kroki. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem, że była to moja fizjoterapeutka, Alexandra.
Zauważyłem, jak zmarszczyła brwi, widząc mój stan. Podeszła do kroplówki, a później do stolika, z którego pielęgniarka wzięła strzykawkę. Przypatrywała jej się chwilę, a później znów podeszła do mnie. Opadły jej ramiona i dotknęła mojego ramienia. Chciałem zrzucić jej rękę, ale nie miałem na to siły.
– Co oni ci dali... – westchnęła, po czym poszła i usiadła na fotelu, który był na końcu sali. – Będę przy tobie, jakby coś się stało. Możesz iść spać.
– Nie musisz tutaj być – powiedziałem cicho. Nie byłem pewny, czy nawet mnie usłyszała.
– Muszę. Jesteś moim pacjentem.
Pokręciłem głową, ale nie miałem sił by więcej się spierać. Przymknąłem na chwilę powieki, bo czułem, że stają się coraz cięższe. Docierały do mnie szmery, które działy się dookoła mnie, ale byłem zbyt zmęczony, żeby cokolwiek zrobić. Dobiegł mnie głos Emmy, która rozmawiała z Alexandrą, jednak nie mogłem ich zrozumieć. W pewnym momencie wszystko ucichło i znów wróciłem do krainy snu. Tak bardzo chciałem, żeby Maya znów się pojawiła, ale tego nie zrobiła. Wołałem ją, rozglądałem się, ale jej już nie było. Nie chciałem, znów jej stracić. To był pierwszy raz od kilku miesięcy, gdy ją zobaczyłem.
– Babciu, nie wrócę teraz do domu... Mam ważnego pacjenta...Tak, to on... Podali mu podwójną dawkę morfiny i przekroczyli granicę... Nie wiem, może coś mu się stać... Też cię kocham.
Słowa dziewczyny rozbudziły mnie, ale nie na tyle, żeby otworzyć powieki. Byłem świadomy, ale za razem nie chciałem się obudzić. Dobrze mi było tak jak teraz. Miałem jedynie nadzieję, że moi rodzice już wyjechali i nie będę musiał z nimi się znów widzieć. Tolerowałem ich, ale od kilku lat już nie nie byliśmy rodziną. Jedyna osoba, jaka nas scalała odeszła ode mnie. Usłyszałem jeszcze ciche zamknięcie drzwi, a później z powrotem zmorzył.
***
Kiedy znów się obudziłem, przez okno wpadały promienie słoneczne. Rozejrzałem się po sali i zobaczyłem dziewczynę na fotelu. Była zwinięta w kłębek i wtulała się w oparcie fotela. Dłużej, niż to było potrzebne zawiesiłem na niej wzrok. Wydawało się, że była młodsza ode mnie, ale niewiele, a jej włosy opadły na twarz. Wyglądała na kogoś bardzo spokojnego. Bardzo przypominała mi Emmę. Koło niej na stoliku stały dwa papierowe kubki po kawie.
Alexandra, zaczęła się ruszać, dlatego szybko odwróciłem głowę i skupiłem wzrok na drzwiach do sali. Kątem oka przez cały czas ją obserwowałem. Najpierw się przeciągnęła, a później spojrzała w moją stronę. Gwałtownie wstała i zaczęła poprawiać swoje ciuchy.
– Przepraszam. Nie powinnam była usypiać. Miałam ciebie pilnować, a sama zasnęłam – zaczęła się nerwowo tłumaczyć. – Pójdę po pielęgniarkę, żeby dała tobie wszystkie potrzebne lekarstwa i wrócę później na ćwiczenia.
– Dziękuję – powiedziałem cicho, patrząc na dziewczynę, która zaczęła iść w kierunku drzwi. Moje słowa zatrzymały ją w pół kroku z dłonią na klamce.
– Za co?
– Za to, że byłaś tu ze mną, a nie zostawiłaś za moje wcześniejsze zachowanie.
– Jesteś moim pacjentem. O wszystkich swoich pacjentów troszczę się jak o rodzinę – nasze spojrzenia się spotkały.
Chociaż było to kilka sekund, poczułem coś dziwnego. Miała coś takiego w oczach, jak jeszcze nikt inny. Zobaczyłem w nich delikatność, jak u anioła. Też musiała sobie coś pomyśleć, bo zaczęła gwałtownie mrugać oczami, a później spuściła wzrok.
– Za godzinę będę z powrotem – powiedziała, nawet na mnie nie patrząc.
Zdziwiło mnie jej zachowanie, ale nic nie powiedziałem. Wydawała się inna spośród kobiet, jakie spotkałem, ale też inna nawet od dziewczyn w naszej „paczce". Też była spokojna jak Emma, ale miała w sobie to coś, co Rose. Podniosłem dłoń i potarłem czoło. Nad czym ja do cholery myślałem? To jest moja fizjoterapeutka, która będzie ze mną mieszkać przez kilka miesięcy, choć wolałbym miesiąc. Wierzyłem, że ona da radę przywrócić mnie do drużyny. Plusem tej sytuacji było to, że sezon już się kończył, a oprócz paru meczy towarzyskich, tak naprawdę zaczynaliśmy w marcu. Miałem pół roku, aby wrócić pełen sił do zespołu.
Kiedy myślałem nad swoim zdrowiem oraz tym, czy naprawdę trener będzie trzymał dla mnie miejsce do sali weszła bardzo młoda dziewczyna razem z jedzeniem. Przysunęła do mojego łóżka stolik, a później położyła pojemniki.
– Wiem, że nie wypada teraz, ale jestem pana ogromną fanką. Czy mógłby mi pan dać autograf? – z kieszeni uniformu wyciągnęła mały zeszyt z długopisem.
– Ty tak całkiem serio pytasz? – podniosłem w zdziwieniu brwi. – Dopiero, co wybudziłem się ze śpiączki, całe ciało mnie boli, ale ty chcesz autograf?
– Ma pan rację nie powinnam... – zaczęła chować wszystko z powrotem do kieszeni.
– Jak już przyniosłaś ze sobą, to daj – wystawiłem w jej kierunku dłoń. Dziewczyna nieśmiało podała mnie najpierw zeszyt, a później długopis. – Dla kogo?
– Dla Valerii. Naprawdę pana jeszcze raz przepraszam.
– Nie przepraszaj – powiedziałem, oddając jej rzeczy.
– Dziękuję – posłała mi blady uśmiech, a później wyszła z sali.
W drzwiach minęła się z Emmą oraz Cassidy. Szukałem wzrokiem Samuela, ale nigdzie go nie było. Westchnąłem, bo szkoda mi go było. Dalej nie mogli dojść do porozumienia. Samuel mieszkał w domu, który dla nich kupił, a Emma wraz z córką u koleżanki Rhiannon. Rozumiałem ich, ale jednocześnie nie rozumiałem. Oboje się musieli odnaleźć, ale to chyba jeszcze nie było teraz.
– Wujek! – krzyknęła dziewczynka i podbiegła do mnie. Szybkością akurat uderzyła w moje żebra, które dalej mnie pobolewały.
– Cassidy, uważaj – zganiła ją Emma, gdy zobaczyła, jak wykrzywiłem się z bólu.
– Spokojnie – uspokoiłem ją gestem dłoni, że wszystko jest dobrze. – Co to jest? – pokazałem na kartkę, którą trzymała w dłoni.
– Dla ciebie. Tutaj jesteś ty – omawiała rysunek, pokazując na poszczególne obrazki. – Tutaj tata, wujek Dean, wujek Will i kopiecie piłkę. Mama powiedziała, że niedługo wrócisz do domu. A wiesz, że nie długo moje urodziny?
– Wiem, mała – pogłaskałem ją po włoskach. – Jak wujek będzie już mógł chodzić to pójdziemy po prezent.
– Chcę lalkę. Taką dużą – pokazała rękami nad siebie. – Wujek Dean i ciocia mi kupili Barbie, a chcę teraz jeszcze Chelsea.
– Cassidy, nie męcz wujka. Urodziny masz dopiero za trzy miesiące – zganiła ją, Emma.
– Nie męczysz – zwróciłem się do dziewczynki. W sali rozniósł się dźwięk telefonu, a później Emma sięgnęła do torebki i spojrzał na wyświetlacz.
– Przepraszam, ale muszę odebrać. Możesz chwilę na nią spojrzeć?
– Pewnie.
Dziewczyna podziękowała mi uśmiechem, a później wyszła z sali. Westchnąłem i wróciłem wzrokiem na dziewczynkę. Była naprawdę ładnym dzieckiem, ale czułem, że w przyszłości może mieć konkurentkę w postaci Julii, która też była ładną dziewczynką.
– Wujku, póki nie ma mamy mogę się o coś ciebie spytać? – spojrzała na mnie wielkimi, zielonymi oczami.
– Pytaj – przesunąłem się na łóżku, aby zrobić jej więcej miejsca.
– Dlaczego mama i tata nie mieszkają razem? Wiesz w przedszkolu wszystkie dzieci mają rodziców w jednym domu... Może ja jestem nie dobra i dlatego?
– Cassidy, to nie twoja wina. Po prostu czasami dorośli tak mają. Ale daje ci moje słowo, że mama i tata zamieszkają razem, dobrze?
– Dobrze – wystawiła w moim kierunku mały palec. – Przysięgnij na małego palca. Z tatą tak robimy.
– Przysięgam – złączyliśmy nasze małe palce.
– Jennifer, rodzi! – z okrzykiem wróciła do sali brunetka. – Kurde, nie chcę brać małej do innego szpitala. Mogłaby tutaj zostać na chwilę? Dosłownie parę minut. Zadzwonię po Samuela, żeby przyjechał i ją zabrał. Archie, jesteś moją deską ratunku.
– Ale to jest szpital.
– Wiem... Dobra, zapomnij. Wezmę ją ze sobą. Chodź, Cass – wystawiła w jej kierunku dłoń.
– Nie, no. Zostaw ją, tylko zadzwoń po Sama, żeby tutaj szybko przyjechał. Nie wiem, jak lekarz na nią zareaguje.
– Spadłeś mi z nieba – podeszła i pocałowała mnie w policzek. – Tata, niedługo przyjedzie po ciebie, kochanie – pocałowała w głowę córkę i wyszła z sali.
– To, co? Zostaliśmy sami.
Popatrzyłem na talerz, który przyniosła mi pielęgniarka i sięgnąłem po kanapki. Wziąłem jedną i pokazałem na drugą dziewczynce, ale nie chciała. Zacząłem jeść, a Cassidy patrzyła się na rysunek, który mi przyniosła i machała do tego nóżkami. Oparła się o mnie tak, że sprawiało mi to lekki ból, ale nie chciałem jej o tym mówić. Oprócz kanapki, miałem jeszcze zbożowe ciastko, sok pomarańczowy i muffinkę. Babeczkę dałem brunetce, co przyjęła z uśmiechem i zaczęła jeść. Wziąłem telefon do ręki i spojrzałem na zegarek. Emmy nie było już piętnaście minut i ani słychu, ani widu nie było za Samuelem.
– Wróciłam do ciebie. Możemy zacząć ćwiczenia – Alexandra, przystanęła, gdy zobaczyła obok mnie dziecko. – Jej wcześniej nie było, prawda? – pokazała na Cassidy, palcem.
– Nie. Czekamy, aż tata po nią przyjedzie, bo jej ciocia zaczęła rodzić.
– Rozumiem – kiwnęła głową. – Cześć, jestem Alex – podeszła do niej i podała dłoń.
– A ja Cassidy. To mój wujek – pokazała na mnie kciukiem.
– Domyśliłam się – Alexandra, zerknęła na rysunek, a później z powrotem na dziewczynkę. – Lubisz rysować?
– Bardzo. W przedszkolu rysuję najładniej – uśmiechnęła się dumnie.
– To ja coś dla ciebie przyniosę. Tylko mi nie odchodź – mrugnęła do niej i wyszła z sali.
– Dobrze – pokiwała głową i z zaciekawieniem patrzyła na kobietę, jak wychodziła z sali. – Miła jest ta pani.
– Dla ciebie tak – mruknąłem cicho. – Dla wujka już mniej.
– To jej nie denerwuj, bo będzie jak z mamą i tatą. Ona jest naprawdę fajna. Może będzie moją ciocią? – odwróciła się w moją stronę. – Bo brakuje mi tylko jednej cioci.
– Nie zapędzaj się, młoda.
Na myśl o innej kobiecie zabolało mnie serce. Nie byłem na to gotowy. A ściślej mówiąc, nie byłem gotowy na związek. Rany bardzo długo się u mnie goiły po stracie najbliższej i najukochańszej osoby. Nawet nie wiedziałem, czy kiedykolwiek będę w stanie kogoś innego pokochać tak samo, jak Maye.
– Już jestem z powrotem. Dobrze, że mi nie zniknęłaś. Przyniosłam ci kilka kartek i kredki. Dopóki czekasz na tatę, będziesz mogła coś namalować dla niego, albo dla wujka.
– Dziękuję! – zeskoczyła z mojego łóżka i pobiegła do stolika, gdzie Alexandra położyła jej przybory do malowania. – Wow, ile kolorów! – krzyknęła, gdy usiadła już na fotelu.
– To ja wam nie będę przeszkadzać. Wrócę, gdy będziesz już sam – chciała wyjść, ale Cassidy ją zatrzymała.
– Nie idź! Patrz, jak rysuje – popatrzyła na nią tym wzrokiem, gdy patrzyła na nas wszystkich, gdy coś chciała.
– Jak się wujek zgodzi, to mogę zostać – wzruszyła ramionami, ale cały czas stała do mnie tyłem.
– Nie mam nic przeciwko – rzuciłem i zauważyłem, jak nieznacznie jej ramiona się spięły.
– Siadaj – Cassidy, wzięła ją za rękę i kazała usiąść na drugim fotelu.
Przez następne pół godziny dziewczynka rysowała, a Alexandra przez cały czas przy niej siedziała. Nie musiała, ale byłem wdzięczny, że to zrobiła, gdyż dalej nie czułem się pełen sił. Obserwowałem je i wspomnienia wracały. Były bolesne. Nie chciałem tego wspominać, ale kiedy na nie patrzyłem samo przychodziło mi to do głowy. Alexandra, miała bardzo dobre podejście do dzieci. Widać było, że dużo z nimi pracuje. Miałem nadzieję, że będzie tak dobra, jak mówili i dzięki niej znów wrócę na boisko. Poruszyłem lekko lewą nogą, ale gdy chciałem ją zgiąć, poczułem ból, więc odpuściłem. Zauważyłem, jak rehabilitantka, obserwowała mnie kątem oka, a później na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Chciała go zamaskować, dlatego położyła dłoń na ustach.
Chwyciłem za telefon i miałem zadzwonić po przyjaciela, ale w tym samym momencie drzwi do mojej sali otworzyły się, a w nich stanął brunet. Był lekko zdyszany, jakby tutaj biegł. Najpierw popatrzył na mnie, a później na córkę.
– Przepraszam, że to tyle trwało, ale telefon mi się rozładował – spojrzał na mnie, a później skinieniem głowy przywitał się z kobietą. – Chodź, księżniczko. Idziemy do domu.
– Nie! – mała krzyknęła i położyła czoło na stoliku. – Mi tutaj jest dobrze. Mam kredki i rysuje.
– Cassidy, tutaj jest szpital. Przyjdziemy jeszcze do wujka.
– Ale ja chce malować – upierała się przy swoim. – Alex, ze mną malowała. Jest bardzo fajna. Moje ciocie też są fajne. Może będziesz moją nową ciocią? – odwróciła głowę w stronę Alexandry.
Dziewczyna popatrzyła szeroko otwartymi oczami najpierw na mnie, a później a Samuela. Widziałem przerażenie na jej twarzy. Musiałem nie lepiej wyglądać. Sam, spojrzał najpierw na mnie, a później na córkę.
– Cassidy, już wystarczy. Nie mówi się takich rzeczy. A teraz chodź idziemy, bo wujek musi wrócić do formy i wygrać jeszcze kilka meczy.
– No, dobrze....
– Następnym razem, jak przyjdziesz, będą czekały na ciebie kredki. Obiecuję – Alexandra, uśmiechnęła się do niej i wyciągnęła rękę.
– Będę pamiętać – uścisnęła jej dłoń, a później podeszła do mnie i się przytuliła. – Pamiętaj o lalce.
Kiedy razem z Samuelem wychodzili z sali, usłyszałem jeszcze, jak zaczęła mówić o Emmie. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, co musiał czuć Samuel. Wiedziałem, że mu zależy, ale to chyba jeszcze nie był czas dla nich. Dziecko, niczego nie może uratować na siłę.
– Więc, co panie piłkarzu? Zabieramy się za pracę, żeby nogi wróciły do wcześniejszego stanu – podeszła do mnie i zaczęła delikatnie uciskać nogę, która była mniej kontuzjowana. – Jakby zaczęło boleć, to mów od razu.
– Dasz radę mnie przywrócić na boisko? – zapytałem i obserwowałem ją. Jej dłonie na chwilę się zatrzymały, ale później wznowiła ruch.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak się stało – odpowiedziała, nie patrząc na mnie.
Ufałem jej, że to zrobi. W ciągu tych kilku dni, usłyszałem już nie jedną opinię, że panna Baker jest najlepsza. Nawet od samego ordynatora. Jednak przerażał mnie niesamowicie fakt, że będę musiał dzielić z nią mój azyl przed światem. Moje mieszkanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro