Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Archie

Skończyłem rozmawiać z Alexandrą i odłożyłem telefon obok. Omawialiśmy właśnie jaki program mógłbym wprowadzić w swojej szkole. Nazwisko, jakie sobie wypracowałem to było trochę za mało. Podjęliśmy decyzję, że najpierw zaczniemy od takich prostych ćwiczeń, abym mógł sprawdzić ich ogólną kondycję oraz rozeznać się, kto w czym był dobry. Siedząc tyle lat w piłce nożnej wiedziałem na co zwracać uwagę, a jeśli miałbym problem, to zawsze, któryś z chłopaków mógł mi pomóc.

– Proszę – Rose, podała Willowi oraz Deanowi piwo, a mi wodę.

– Dzięki – odpowiedziałem i wziąłem kilka łyków. – Alexa, tutaj przyjdzie. Mówiła, że chciałaby z wami porozmawiać.

– Jak miło – ucieszyła się. – Mi już zaczyna być coraz ciężej, a z Juls, to już w ogóle wyprawa prawie jak na Mont Everest – dotknęła się po wystającym brzuszku.

– Powinna być za jakieś dziesięć minut.

– Powiem Rhiannon – odwróciła się i poszła z powrotem do kuchni, bo ja z chłopakami siedziałem w salonie.

– A właśnie, gdzie Sam? – zapytałem się, bo miał dołączyć, ale się nie zjawiał.

– Pojechali z Emmą za miasto – powiedział, Dean. – Naprawiają więzy rodzinne, czy jakoś tak mi mówił.

– Niech naprawiają. Dobra, wracajmy do tematu.

Pokazałem im plan budynku w środku po zakończeniu remontu. Spotkał się z ich uznaniem, przez co byłem zadowolony. Chciałem mieć uznanie również z ich strony, gdyż to było dla mnie ważne. Alexa, widziała już to pierwsza, ale jednak to byli moi przyjaciele, z którymi spędziłem kilka lat razem.

Gdy składałem plany, zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i uśmiechnąłem się na widok imienia Alexy. Co prawda miała być już dwadzieścia minut temu, ale widocznie pojechała jeszcze do sklepu. I tak nie śpieszyliśmy się do domu, więc mogliśmy dłużej posiedzieć u moich przyjaciół.

– Za ile będziesz? – zapytałem się od razu po odebraniu.

– Dzień dobry. Z tej strony Theresa James. Pani Alexandra Baker miała wypadek samochodowy. W ciężkim stanie trafiła do szpitala.

– Ale jaki wypadek? – powiedziałem w szoku, a przyjaciele się na mnie popatrzyli. – Gdzie jest Alexa?

– W tej chwili, pani Alexandra przechodzi operację.

Poprosiłem ją o adres i szybko zacząłem się zbierać od przyjaciół. Kurwa, nie mogłem jej stracić w taki sam sposób, jak straciłem Maye. Kurwa, nie mogłem...

– Stary, co się stało? – podbiegł do mnie Will.

– Alexa, miała wypadek. Muszę jechać do szpitala. Ja jej nie mogę stracić.

– Pojedziemy za tobą – pokazał do Deana, żeby do niego podszedł i zaczęli również się ubierać.

Wsiedliśmy wszyscy do mojego samochodu i pojechaliśmy do szpitala. Nawet nie pamiętałem w jaki sposób udało mi się tam dotrzeć. W głowie miałem tylko jedną myśl, aby nic jej nie było. Nie zasługiwała na to. Dopiero, co byliśmy szczęśliwi. Planowaliśmy, co będziemy robić, a tu miała wypadek. Powtórzyła się historia sprzed kilku lat. Znów pierdolony wypadek i znów byłem zakochany. Pierdolony Bóg, nie chciał, żebym był szczęśliwy.

Wbiegłem do szpitala i pod recepcję, która stała na środku.

– Alexandra Baker. Miała wypadek ktoś do mnie dzwonił.

– Proszę się uspokoić – zganiła mnie. – Kim pan jest dla poszkodowanej? – spojrzała na mnie znad okularów.

– Narzeczony – wiedziałem, że inaczej mnie nie wpuszczą do środka.

– Blok operacyjny na prawo – pokazała dłonią. Zaczęliśmy iść, ale wtedy znów się odezwała. – A panowie to, gdzie?

– Jesteśmy jej braćmi – odezwał się Will i przepchnął do przodu Deana.

Szedłem przed siebie, dopóki nie stanąłem przed mlecznymi drzwiami, które były zamknięte. Zacząłem chodzić wkoło i ciągnąć za końcówki włosów. Kurwa, nie tak mogła zakończyć się nasza historia. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Kochałem ją tak kurewsko mocno. Maya odeszła ode mnie w taki sam sposób.

– Będzie dobrze – podszedł do mnie Dean i zamknął w uścisku.

– Nie mogę jej stracić – przytuliłem się do niego, jak do brata, którego nigdy nie miałem i zacząłem płakać.

– Nie stracisz. Alex, jest bardzo silną dziewczyną – poklepał mnie po plecach.

Pieprzone życie zatoczyło koło po dziewięciu latach. Znów płakałem za kimś, komu oddałem całe swoje serce. Jakieś pierdolone fatum nade mną wisiało. Nigdy nie będę mógł być szczęśliwy z tą, z którą chcę. Miałem wielką nadzieję, że ona z tego wyjdzie. Tak na prawdę nic nie widziałem na temat jej stanu. Zostało mi teraz tylko czekać, aż operacja się skończy.

Po pół godzinie z sali operacyjnej wyszła najpierw pielęgniarka, a później lekarz. Podniosłem się z krzesła i podszedłem do niego chwytając za rękaw fartucha.

– Co z nią? Żyje? – patrzyłem na niego z nadzieją, że usłyszę dobre wiadomości.

– Pan jest z rodziny?

– Zgadza się. Panie doktorze, proszę mi powiedzieć, co z nią. Proszę... – byłem na krawędzi załamania. Musiałem wiedzieć, że wszystko z nią w porządku.

– Przejdźmy do mojego gabinetu – wskazał kierunek i zaczął iść.

– Za chwilę przyjdę – powiedziałem do chłopaków i poszedłem za lekarzem.

Czułem się dokładnie tak jak wtedy. Też szedłem za lekarzem, a tam niestety nie otrzymałem dobrej wiadomości. Znów byłem tym dwudziestoletnim chłopakiem, który stracił dziewczynę.

Weszliśmy do jego gabinetu i lekarz zajął swoje miejsce. Wskazał na miejsce przed nim, ale pokręciłem głową. Czym ta cisza dłużej trwała, tak coraz bardziej byłem pewien, że nie dostanę dobrych wiadomości. Ciągle nie wiedziałem, czy Alexa żyje.

– Stan pani Baker po przewiezieniu do szpitala był bardzo ciężki. Ciężarówka uderzyła prosto w jej stronę. Doznała bardzo mocnych urazów głowy, okolic serca oraz górnej partii ciała. Na miejscu okazało się, że ma krwotok wewnętrzny. Podjęliśmy próbę ratowania jej życia, która zakończyła się sukcesem, ale następne dwadzieścia cztery godziny będą decydujące, czy przeżyje. Na razie jest wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej.

– Czyli wyjdzie z tego, prawda? – musiałem to wiedzieć, bo to, co mówił nie brzmiało dobrze.

– Panie... – spojrzał na mnie.

– Davis.

– Panie Davis, mam niestety też kilka złych informacji dla pana. Może lepiej niech pan usiądzie – wskazał krzesło. Jego ton głosu mówił, że lepiej będzie jak to zrobię. – Niestety nie mogliśmy uratować dziecka. Bardzo mi przykro. Jedna z części w samochodzie, niestety wbiła się w okolice brzucha, gdzie był umiejscowiony zarodek. Trzeci tydzień, to niestety za mało, aby go uratować. Teraz druga rzecz. Pani Baker, podczas wypadku uderzyła dość dużą siłą głową. Najprawdopodobniej był to słupek oraz kierownica. Z jej głowy lała się krew. Nawet jeśli pani Baker się obudzi, niestety nie będzie pana pamiętać. Być może to będzie stała amnezja, albo krótkotrwała. Na ten moment nie jestem panu w stanie powiedzieć na sto procent. Jednak proszę być na to przygotowanym.

– Ale o czym pan mówi? Jak może mnie nie pamiętać, do cholery?!

– Proszę się uspokoić. Nasz umysł, nie jest w stanie też być przez cały czas sprawny. A podczas takiego wypadku, to cud, że pani Baker przeżyła. Umysł, jest niestety częścią, gdzie medycyna już nie ma prawa działać. Teraz będzie zależało wszystko od pani Baker i jej zdrowia. Jednak proszę być na to przygotowanym.

– Kiedy ona się obudzi?

– Jeśli przeżyje, to już od niej będzie zależało. Każde ciało jest inne. Proszę przygotować się na tydzień, miesiąc, albo nawet rok.

– Pan powiedział też coś o dziecku.... – spojrzałem na niego.

– Pani Baker, była w ciąży. Trzeci tydzień – to było jak nóż w moje serce.

– Jak się obudzi. Proszę jej tego nie mówić. Za milczenie dostanie pan tyle, ile będzie chciał.

– Ale tak nie można.

– Wiem, że można, panie doktorze i pan to zrobi. Alexandra, nigdy nie dowie się, że była w ciąży. To by ją załamało. Gdzie teraz będzie?

– Na oddziale intensywnej terapii. Jeśli pan będzie chciał się z nią zobaczyć, to pielęgniarka przygotuje panu odpowiedni strój.

– Oczywiście. Ja już pójdę.

Pokazałem na drzwi i wyszedłem z jego gabinetu. Po zamknięciu drzwi dałem upust łzom i zjechałem po ścianie na ziemię. Płakałem i ciągnąłem palcami za końcówki włosów. Kurwa, nie mogła umrzeć. Była w ciąży... Ja pierdole. Kurewski Bóg znów nie pozwolił mi być ojcem. Mój anioł, teraz był złamany. Nie mogła tak łatwo się poddać. Ledwo, co przeżyła wypadek, ale dziecko już nie. Najgorsze uczucie, jakie mogło być, to dowiedzenie się, że może mnie nie pamiętać. Tak mocno ją kochałem, ale teraz wszystko zależało tylko od jej samej. Mieliśmy zostać rodzicami... Uderzyłem kilkukrotnie otwartą dłonią o podłogę, aby dać upust emocjom. Moja Alexa. Mój anioł...

Wstałem z ziemi i dalej zapłakany poszedłem w stronę, gdzie byli moi przyjaciele. Gdy ich zobaczyłem, zauważyłem, że dołączył do nich Samuel. Widziałem na ich twarzach ból, gdy mnie dostrzegli. Tak bardzo ich teraz potrzebowałem.

– Archie, co jest z Alex? – podszedł do mnie pierwszy, Sam, a zaraz reszta przyjaciół.

– Dwadzieścia cztery godziny będą decydujące – podniosłem na nich mój zapłakany wzrok. – Mieliśmy mieć dziecko... – rozpłakałem się od nowa i przytuliłem do Samuela. – Kurwa, miałem mieć dziecko...

– Ja pierdole – usłyszałem od strony Willa i zagarnął mnie w uścisk. – Musisz być twardy, stary. Dla was to będzie trudny czas.

– Alex, się o tym nie dowie. Nie chcę, żeby wiedziała. Ona może mnie nie pamiętać – dodałem po chwili. – Za duże obrażenia głowy. Co ja mam teraz, kurwa zrobić.

– Na pewno będzie dobrze. Alex, to bardzo silna dziewczyna. Obudzi się i wszystko będzie dobrze.

– Drugi wypadek. Ja nie mogę być szczęśliwy... – spojrzałem na Sama, który jako jedyny będzie wiedział, o co mi chodziło. – Ja nie mogę być ojcem.

– Możesz być, do cholery i nim będziesz.

– Idę do niej.

Odszedłem od nich i poszedłem w stronę sali, gdzie leżała Alex. Na tym piętrze były trzy sale, więc przez szybę widziałem dokładnie, gdzie mam się udać. Stanąłem przed jedną z nich i położyłem na jej powłoce ręce. Moja Alexa, nie wyglądała jak ona. Głowę miała zabandażowaną, jedną dłoń również, a na jej twarzy była maska, która pomagała jej w oddychaniu.

– Może pan wejść – otworzyła drzwi pielęgniarka, która była w środku.

– Dziękuję – podała mi odpowiedni strój ochronny, który nałożyłem na swoje ciuchy i usiadłem na krześle obok jej łóżka.

Dotknąłem delikatnie jej dłoni, która była niezabandażowana, a łzy same znów zaczęły lecieć. Jedną dłonią, trzymałem jej dłoń, a drugą położyłem na brzuchu, gdzie jeszcze kilka godzin temu było życie. Rozpłakałem się jeszcze bardziej. Życie było w chuj nie fair. Znów w prawie ten sam sposób straciłem ukochaną. Mój anioł był teraz złamany. Leżała taka spokojna, piękna i niczego nieświadoma.

– Proszę cię, nie zostawiaj mnie samego – przytuliłem policzek do jej dłoni. – Jestem pewien, że z tego wyjdziesz. Uratowałaś mnie. To ty jesteś człowiekiem, który ratuje, a nie ciebie mają ratować. To ty dałaś mi wielką nadzieję, więc proszę, nie odbieraj mi teraz jej. Kocham cię bardzo mocno... Miałaś być ze mną przy otwarciu mojej szkoły, a teraz leżysz tutaj. Mój aniele, nie zostawiaj mnie teraz samego. Mieliśmy mieć dziecko... Teraz nawet jeśli ode mnie odejdziesz, nic już nie zostanie. Pozostawisz po sobie pustkę. Nawet jeśli miałabyś się obudzić i mnie nie pamiętać, to i tak otwórz te swoje piękne oczy. Alexa, wróć do mnie – zamknąłem oczy, a przed nimi zobaczyłem jej uśmiech, którym mnie obarczyła zanim ode mnie odjechała. – Proszę – mówiłem przez łzy.

– Alexi – do sali wpadła jej babcia. Była cała zapłakana, tak samo jak ja. – Boże, chroń moje dziecko – mówiła przez łzy. – Archie, my nie możemy jej stracić – wstałem i przytuliłem ją do siebie.

– Nie możemy, Amelio – odpowiedziałem jej również przez płacz.

Tę noc, spędziłem razem z jej babcia na szpitalnym krzesełku przed salą Alexy. Starsza kobieta była o mnie oparta i usnęła, gdy ja przez cały czas byłem czujny. Choć byłem bardzo śpiący, to jednak ten najważniejszy czas chciałem być i patrzeć na Alexe. Wygoniłem moich przyjaciół do domu, mówiąc, że i tak w nocy będzie pani Amelia. Po dłuższych namowach dopiero postanowili wyjść. Przetarłem zmęczone oczy, gdy nagle z sali zaczął dobiegać piszczący dźwięk. Patrzyłem na nią przez szybę, ale Alexa się nie poruszała.

– Archie, co to za dźwięk? – spojrzała na mnie przestraszona Amelia.

– Nie... – nie dokończyłem, bo zauważyłem kilka pielęgniarek oraz lekarza, którzy biegli prosto do sali mojej dziewczyny.

Zerwaliśmy się się z krzeseł i podeszliśmy do szyby. Pielęgniarki zaczęły biegać koło jej łóżka, a lekarz wyjął respirator, a jedna z kobiet odsunęła kołdrę z klatki piersiowej Alexy. Ona umierała. Patrzyłem na to, ale czułem się tak, jakbym był gdzieś daleko stąd. Spojrzałem na monitor, który śledził akcję serca Alexy, ale była tam tylko prosta linia. Wróciłem wzrokiem na lekarza, a z każdym przyłożeniem respiratora do jej klatki piersiowej czułem, jak moje serce umiera. Jedna z pielęgniarek zauważyła, że im się przypatrujemy, więc podeszła i zasłoniła szybę.

– Ona nie może umrzeć – powiedziała przez płacz jej babcia. – Dopiero, co umarła jej mama. Nie może Gabriela jej tak szybko wziąć do siebie. Ja nie chcę zostać sama – poczułem jak kobieta prawie wypada mi z rąk, dlatego wróciłem z nią na krzesło.

– Alexa, jest silna. Na pewno da radę. Musi żyć... – na końcu mój głos się załamał, dlatego zamilknąłem. Musiałem teraz być oparciem dla starszej pani oraz dla samego siebie.

– Archie, jeśli ona... – wiedziałem, co chciała powiedzieć, ale nie dałem jej dokończyć.

– Ona otworzy oczy, Amelio. Obudzi się, uśmiechnie, jak zawsze i wróci do domu – zapewniałem ją, choć sam nie wiedziałem, czy w to wierzę.

Drzwi od sali dziewczyny otworzyły się i wyszły najpierw z nich pielęgniarki, a później lekarz. Powiedział coś jednej z kobiet i przyszedł do nas. Schował ręce do kieszeni fartucha i wziął głęboki oddech.

– Przywróciliśmy czynności oddechowe pani Baker, dopiero za trzecim razem. Dla kogoś bardzo walczy. Podaliśmy odpowiednie leki pacjentce i na tą chwilę nic jej nie zagraża.

– Będzie żyć? – zapytałem, bo nie bardzo wyczytałem z jego odpowiedzi jasną wiadomość.

– Noc jeszcze się nie skończyła.

Odpowiedział jedynie i odszedł do swojego gabinetu. Przytuliłem do siebie jeszcze bardziej kobietę, która nie przestawała płakać. Jej wnuczka, a mój anioł właśnie teraz walczyli o to, by być z nami jak najdłużej na świcie. Alexa, była silna, ale teraz zacząłem się zastanawiać, czy aby na tyle, żeby żyć dalej z nami.

***

Mijały dni, tygodnie i miesiące, a Alexa dalej się nie obudziła. Co prawda nie oddychała już za nią aparatura, ale dalej nie dawała żadnych znaków życia. Codziennie do niej przychodziłem, mówiłem, tuliłem, płakałem. Prosiłem Boga, żeby w końcu się obudziła, ale to nic nie dawało. Moi rodzice przyjechali i zamieszkali ze mną na kilka tygodni, ale nie chciałem ich dłużej męczyć i kazałem wrócić do Liverpoolu. Moja szkoła, którą otworzyłem dwa miesiące temu przynosiła mi spore zyski oraz zajmowała czas, jaki nie spędzałem w szpitalu. W czasie mojej pracy do Alexy przychodziły dziewczyny. Emmie i Rose, było coraz ciężej tu przychodzić, gdyż miały już dość pokaźnych rozmiarów brzuszki. Kiedy patrzyłem na nie, zastanawiałem się, jakby w takim wyglądała Alexa.

– Jeszcze jedno kółko! – krzyknąłem do chłopców.

Samuel, pomagał mi najwięcej w szkole. Will, już miał pożegnanie z naszą drużyną i nawet zaliczył dwa treningi z reprezentacją. To był dla niego wielki skok w karierze, na jaki zasłużył. Już kończyliśmy trening, gdy rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, na którym był numer babci.

– Już wystarczy! – gwizdnąłem. – Jesteście wolni – chłopcy zeszli z boiska i dopiero wtedy odebrałem. – Coś się stało?

– Obudziła się, Archie. Moja Alexi się obudziła – mówiła szczęśliwa, pociągając nosem.

– Już jadę – byłem tylko tyle w stanie powiedzieć.

Nie patrząc na to, że byłem ubrany w dres, wybiegłem z budynku prosto do samochodu. Odjechałem z piskiem opon, gnając prosto do szpitala. Po trzech miesiącach moja Alexa w końcu się obudziła. Byłem tak szczęśliwy, że miałem ochotę przytulić każdego.

Zaparkowałem pod szpitalem i wbiegłem do środka. Przywitałem się kiwnięciem głowy z ochroniarzem, który już mnie znał i pokonując po dwa stopnie poszedłem pod salę Alexandry. Wszedłem do środka, gdzie przy jej łóżku siedziała babcia, ściskając ją za dłoń. Gdy Amelia mnie zobaczyła, wstała z krzesła, robiąc mi miejsce.

– Obudziłaś się w końcu – nachyliłem się i pocałowałem w policzek. – Tak bardzo cię kocham, Alexa. Wiedziałem, że mnie nie opuścisz – mówiłem przez łzy. Dziewczyna, tylko patrzyła na mnie i delikatnie wyciągnęła dłoń z mojego uścisku.

– Bardzo się cieszę. Ale kim pan jest?

Wtedy właśnie spełnił się najgorszy scenariusz. Nie pamiętała mnie, a wzrok wyrażał jedynie pustkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro