Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Alexandra

To był on. To jego rodzinę zabił mój brat, a teraz mnie nienawidził. Nie mogłam tam dłużej zostać, dlatego, gdy upewniłam się, że śpi, wstałam z łóżka i poszłam się pakować. Nie mogłam tutaj dłużej zostać. Kochał go, ale nie mogłam. Zaświeciłam latarkę w telefonie i wszystkie swoje ciuchy rzucałam na oślep do walizek, które miałam ze sobą. Gdy upewniłam się, że wszystko zabrałam, poszłam do łazienki i zamówiłam taksówkę. Łzy spływały mi po policzkach, ale tak musiało być.

– Przepraszam, Archie. To moja rodzina zabrała twoją – powiedziałam, gdy weszłam do jego pokoju i ostatni raz na niego spojrzałam. – Zawsze będę cię kochać.

Zaczął się kręcić, dlatego wyszłam z pokoju. Wzięłam walizki i wyszłam z jego mieszkania. Zamknęłam je i zostawiłam klucz pod wycieraczką. Pociągnęłam za sobą walizki i zeszłam na dół. Taksówka już stała. Kierowca pomógł mi zapakować bagaże i podałam mu adres mojego domu.

Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Zapłaciłam za kurs i wysiadłam, zabierając walizki. W torebce poszukałam odpowiednich kluczy i weszłam do domu. Położyłam klucze na stole w kuchni i wzięłam jedną walizkę, chcąc iść z nią na górę, ale wtedy jedno ze świateł się zaświeciło.

– A masz złodzieju! – zobaczyłam moją babcie w wałkach na głowie, które leciała w moją stronę z patelnią.

– Babciu, to ja! – krzyknęłam i zaczęłam się bronić.

– Co ty robisz o tej porze w domu?

– On mnie nienawidzi – zaczęłam płakać. Już nie hamowałam łez. – To jemu zabił rodzinę Charles.

– Moje, dziecko – babcia przytuliła mnie do siebie i pozwoliła wypłakać się w swoje ramię. Teraz rozumiałam znaczenie tatuażu, który miał na ręce.

Opowiedziałam babci dokładnie wszystko, tak jak on mi. Nie musiałyśmy robić dochodzenia, żeby wiedzieć, że to on był sprawcą tego wypadku. Pieprzona impreza... Nie dość, że zabił siebie, to jeszcze dziewczynę w ciąży. Jaki los był kurewsko niesprawiedliwy. Gdy znalazłam w kocu tego jedynego okazało się, że nie możemy być razem. Wiedziałam, że jak się dowie, nie będzie chciał mnie znać.

Całą noc nie spałam. Najpierw wypłakałam się w babci ramię, a później poszłam się rozpakowywać. Siedziałam na swoim łóżku pół nocy i płakałam, przytulając zdjęcie brata. Nie mogłam się z tym tak łatwo pogodzić. Dopiero, co się zakochałam i byłam szczęśliwa, a teraz płakałam z tej miłości. Mogłam odmówić przyjęcia tej umowy, ale chęć zarobienia większych pieniędzy do domu, była większa. A teraz przez to siedziałam i płakałam.

Było po trzynastej, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Nie musiałam mieć nagrody Nobla, aby wiedzieć kto to był. Wstałam z kanapy z salonu i poszłam otworzyć. Za drzwiami stał Archie z nieodgadnioną miną. Spojrzałam w stronę schodów na górę, ale nigdzie nie zauważyłam babci.

– Cześć – powiedziałam cicho, nie patrząc na niego.

– Dlaczego uciekłaś?

– Może wejdziesz do środka? – wskazałam ręką na salon.

– Dobrze – wszedł do środka i usiadł na kanapie. Ja za to stałam po drugiej stronie stolika i zaczęłam chodzić w kółko. – Możesz mi powiedzieć, dlaczego uciekłaś?

– Bo mnie nienawidzisz – powiedziałam, dalej na niego nie patrząc.

– Co to znaczy?

– Nienawidzisz – do moich oczu znów napływały łzy. – Jestem siostrą tego, który spowodował wypadek. Charles, był tym chłopakiem, który pod wpływem alkoholu wjechał na środek ulicy. Dwudziesty piąty listopad. Widziałam ciebie wtedy na cmentarzu, ale nie chciałam uwierzyć, że to byłeś ty. Najprawdopodobniej byliśmy w tym samym szpitalu. Mi umarł brat, a tobie Maya z córką. Tak mi przykro, Archie. Ja nie wiedziałam – w końcu byłam w stanie na niego spojrzeć. Patrzył się w jeden punkt na ścianie. Nawet nie mrugał. – Dopiero wczoraj, gdy mi to powiedziałeś, to elementy historii mi się poskładały. Tak bardzo mnie nienawidzisz – podeszłam do niego i położyłam swoje dłonie na jego.

– Alexandra... Ja... Ja muszę zostać sam – wstał i poszedł w kierunku drzwi. – Najlepiej będzie jeśli już nie będziemy się widywać. Nie mogę utrzymywać z kimś kontaktu, kto jest rodziną mordercy mojej dziewczyny i córki. Chyba za szybko powiedziałem, co do ciebie czuję.

– Proszę, nie mów tak – chciałam go chwycić za dłonie, ale cofnął je do tyłu.

– A jak mam nie mówić? Jesteś rodziną mordercy, do cholery! On zabił moją rodzinę!

– Nie wiedziałam – poczułam gulę w gardle. – Nie rozstawajmy się w taki sposób.

– Zostaw mnie w pieprzonym spokoju!

– Archie... – próbowałam go zatrzymać, ale wystawił dłoń w moją stronę, żebym nawet nie szła za nim.

Wyszedł z domu, trzaskając głośno drzwiami. Usłyszałam kroki na schodach, a później zobaczyłam babcię. Zaczęłam płakać, ale przez łzy podeszłam do okna i zauważyłam, że przyjechał samochodem. Dał radę. Uśmiechnęłam się przez płacz. Dałam radę go wyleczyć. Byłam dla niego złamanym aniołem. Pieprzony los musiał akurat jego postawić na mojej drodze. Znalazłam miłość, która była moim zgubieniem. Widocznie taki był mój los, aby być już samą.

– Słońce, na pewno wszystko będzie dobrze – powiedziała babcia, gdy stanęła obok mnie.

– Jakie dobrze, babciu? – spojrzałam na nią. – Mój brat zabił mu dziewczynę w ciąży. On mnie nienawidzi.

– Jeśli bardzo mocno kocha, to nawet nienawiść, nie będzie w stanie zakryć mu oczu.

– A jak nie, to będę już wiecznie sama – westchnęłam. – Idę do szpitala – dotknęłam jej ramienia i skierowałam się do swojego pokoju.

Ubrałam cieplejszy sweter i zeszłam na dół. Założyłam na siebie kurtkę oraz buty, przejrzałam się w lustrze i wytarłam ślady łez i wyszłam z domu. Szłam dość pomału i nad wszystkim rozmyślałam. Kochałam go i to bardzo, ale między nami był za duży dół. Ja też byłam zła. Ale nie na siebie, czy Archiego, ale na brata. Charles, rozbił się dziewięć lat temu, a skutki muszę teraz ja przeżywać tego wypadku. Miałam wielką nadzieję, że Archie mi wybaczy. Najpierw on musiał się z tym pogodzić, aby mógł zacząć ze mną nową kartę. Wiedziałam, że nigdy nie zastąpię miejsca Mai, ale wiedziałam, że będę dla niego równie ważna, co ona.

Gdy dotarłam do szpitala, przywitałam się z kilkoma innymi lekarzami na oddziale i poszłam do gabinetu ordynatora. Zapukałam i czekałam, aż pozwoli wejść do środka. Chodziłam tam i z powrotem, bo nie umiałam sobie znaleźć miejsca. Spojrzałam na zegarek w telefonie, a później na drzwi, jakby w magiczny sposób miały się otworzyć.

– Wejść! – usłyszałam jego nieprzyjemny tembr głosu. Westchnęłam i z nadzieję nacisnęłam klamkę w drzwiach.

– Dzień dobry.

– O kogo moje oczy widzą. Panna Baker, przyszła na stare śmieci. Słucham – oparł się o fotel, aż zaskrzypiał.

– Skończyłam leczenie u pana Davisa. Kartotekę wypełnię za chwilę. Leczenie, jak i rehabilitacja przebiegała bardzo dobrze. Obie nogi są już sprawne na poziomie normy. Leki jeszcze pacjentowi zostały.

– Ale domyślam się, że to nie wszystko, po co pani przyszła – zaplótł ramiona na piersi.

– Ma pan rację. Z tego, co widziałam, nie było już mnie wpisanej na nowy grafik – poczekałam, aż przytaknie głową. Gdy to zrobił, kontynuowałam. – Dlatego chciałabym się zwolnić. Dziękuję za te kilka lat pracy w tym szpitalu, ale czuję, że mój czas tutaj już się skończył.

– Jest pani tego pewna? – uniósł brwi. – Nigdzie nie dostaniesz takiej wypłaty, jak tutaj.

– Wiem, ale nie chcę już tutaj więcej pracować. Znalazłam dużo lepszą ofertę – powiedziałam kłamstwo, ale on nie musiał o tym wiedzieć. – Mogłabym liczyć od pana na referencje? – spojrzałam na niego z nadzieją.

– Oczywiście – odepchnął się od biurka i wstał z fotela. Przez cały czas stałam, dlatego przyjęłam pozycję zamkniętą. – Zawsze możemy się dogadać – dotknął mojej ręki.

– Co pan robi? – odeszłam od niego na krok.

– Chyba chcesz dobre referencje prawda? – zmrużył oczy. – Myślałaś, że łatwo je dostaniesz? Niestety, ale chyba jeszcze w bajce żyjesz.

– Zacznę krzyczeć – zagroziłam mu.

– Proszę bardzo – uśmiechnął się do mnie, aż mi wszystko podeszło do gardła. – Tylko, że teraz większość pracowników ma przerwę. Więc, co? Chcesz referencje? – przejechał palcem po moim policzku.

– Chyba jednak nie potrzebuję – odwróciłam się z zamiarem wyjścia, ale wtedy chwycił mnie za łokieć i przyciągnął do siebie.

Chcąc się obronić, uderzyłam go łokciem w jamę brzuszną i stanęłam na stopę. Mężczyzna zgiął się w pół i złapał za bolące miejsce.

– Suka – splunął, patrząc się na mnie.

Wybiegłam z gabinetu i będąc dopiero na oddziale dziecięcym, zatrzymałam się. Oparłam się plecami o ścianę i zaczęłam brać głębokie wdechy. Położyłam dłoń na sercu i czułam, jak szybko mi bije. Musiałam się uspokoić, bo nie chciałam, żeby ktoś mnie w takim stanie zobaczył. Zamknęłam powieki, aby mieć choć chwilę spokoju, ale wtedy poczułam dotyk na ramieniu. Podniosłam wzrok i zobaczyłam moją koleżankę.

– Co się stało?

– On.. – pokazałam w stronę schodów. – Ordynator, molestował mnie. Chciał, żebym się pieprzyła za rekomendację.

– Pójdę to zgłosić ochronie – chciała odejść, ale chwyciłam ją za dłoń.

– Nie – pokręciłam głową. – I tak stąd odchodzę.

– Dlaczego? Tak źle tobie tutaj było?

– Już chwilę zastanawiałam się nad tą decyzją. Teraz ją ostatecznie podjęłam – wyprostowałam się, bo mój oddech wrócił do normy. – Dzięki. Pójdę jeszcze do mich pacjentów.

– Została tylko dwójka, które leczyłaś.

– A co się stało zresztą dzieci? – zmarszczyłam brwi.

– Skończyły wcześniej leczenie – wzruszyła ramionami.

– Już wiem, kto za tym stoi. – westchnęłam. – Dzięki za to, że byłaś przy mnie tyle lat. Do zobaczenia.

– Będę tęsknić, Alex – przytuliła mnie i uśmiechnęła.

Podziękowałam jej jeszcze raz i poszłam na piętro, gdzie leżały dzieci, z którymi ćwiczyłam. Najpierw poszłam do sali chłopca, Arthura. Ucieszył się mój widok. Niby miał prawie dwanaście lat, ale lubił, gdy przychodziłam do niego, kiedy jego rodzice byli w pracy, a ja miałam przerwę. Zawsze pokazywał mi grę, w którą aktualnie grał. Tym razem było to samo. Spędziłam u niego na sali prawie pół godziny. Później przeszłam do mojej małej dzielnej pacjentki, z którą miałam rehabilitację, nim zostałam przydzielona do Archiego. Rozmawiałam z nią, malowałam i opowiadałam różne bajki. Kochałam pracę z dziećmi i właśnie to chciałam dalej robić. Dziecko, zawsze będzie dziękowała za coś, co dla dorosłego jest normalnym zachowaniem. Bardzo je kochałam.

Łącznie na oddziałach spędziłam prawie półtorej godziny. Żegnając się z dziewczynką miałam łzy w oczach, gdyż wiedziałam, że już jej więcej nie zobaczę. Choć miała kilka lat, to w zachowaniu wydawała się dużo starsza. Prosto z oddziału, przeszłam do szatni, aby zabrać swoje rzeczy. Wiedziałam, że na pewno w nowym szpitalu dostanę nowy uniform, ale chciałam mieć pamiątkę z mojej pierwszej pracy. Schowałam go do torebki i chwytając za klamkę od drzwi, ostatni raz spojrzałam na to miejsce. Miałam z nim wiele wspomnień... W końcu zamknęłam za sobą drzwi i skierowałam się już do wyjścia ze szpitala. Podeszłam na portiernię i zostawiłam ochroniarzowi moją przepustkę, którą każdy pracownik dostawał. Pożegnałam się z nim i wyszłam z budynku. Spojrzałam jeszcze na niego, ale nie chciałam nad tym za bardzo rozmyślać, więc odwróciłam się i poszłam do domu.

Ciekawiło mnie jedynie, jak babcia przyjmie tą wiadomość.

Będąc w połowie drogi do domu, zadzwoniła moja komórka. Chwilę zajęło mi, aby ją wyciągnąć. Na wyświetlaczu był numer Samuela. Chwilę zastanawiałam się, czy odebrać. Archie, mówił, że nikomu nie zdradził swojej przeszłości, dlatego byłam ciekawa, czego chciał.

– Samuel?

– Alex, nie ma was w domu? Przyszedłem do Archiego, a tu pusto.

– Ja już tam nie mieszkam, Sam. Może spróbuj do niego zadzwonić?

– Już próbowałem i nie odbiera – westchnął. – Nie wiesz, gdzie go znajdę? – wiedziałam, gdzie może być. Archie, potrzebował teraz kogoś, kto go wysłucha. Nie powiedział nikomu o tym, co się stało, ale wiedziałam, że Samowi mógł zaufać.

– Wiem, gdzie go znajdziesz – przygryzłam wargę. – Wiesz, gdzie jest ten park niedaleko mieszkania Archiego?

– Wiem.

– To przyjedź po mnie i zaprowadzę cię do Archiego.

– Już jadę – rozłączył się, a ja stanęłam przy krawężniku i czekałam, aż przyjedzie.

Zaczął się grudzień, a na dworze było już znacznie zimniej, niż jeszcze miesiąc temu. Wsadziłam ręce do kieszeni kurtki i czekałam, aż Sam przyjedzie. Zapomniałam jedynie zapytać się, jakim kolorem samochodu przyjedzie. Po kilku minutach zaczęłam chodzić tam i z powrotem, zastanawiając się, czy on na pewno wie, gdzie znajduje się ten park. Kiedy usłyszałam klakson samochodu, zaczęłam się rozglądać, dopóki nie zobaczyłam chłopaka, który machał z samochodu, który dopiero, co podjechał. Poszłam w jego stronę i wsiadłam do środka.

– Cześć – przywitałam się z nim jeszcze raz.

– Więc? Gdzie jedziemy – spojrzał na mnie, włączając się do ruchu.

– Cmentarz – powiedziałam, patrząc się przed siebie. Zauważyłam, że Samuel posłał mi dziwne spojrzenie, jakby nie mógł w to uwierzyć. – Poważnie. Cmentarz.

Nawet się nie odezwał i zaczął jechać przed siebie. Po przejechaniu kilku metrów, podałam mu dokładniejszy adres naszego celu. Cmentarz, nie był zbytnio oddalony od parku, z którego wziął mnie Samuel. Wjechaliśmy na parking i od razu zauważyłam jego samochód.

– Jest tutaj – wskazałam na auto.

– On już może jeździć? – zapytał w szoku jego przyjaciel.

– Widocznie tak – wzruszyłam ramionami. – Poczekaj na niego, aż wróci, a ja pojadę taksówką do domu.

– Co się między wami stało? – zapytał, gdy łapałam za klamkę.

– Jestem mordercą – odpowiedział mu, patrząc się pustym wzrokiem przed siebie. – Na pewno on ci więcej powie. Na razie – wysiadłam z samochodu i wróciłam do drogi głównej.

Pamiętałam, że gdzieś tutaj powinien być postój taksówek, ale nie potrafiłam go odnaleźć. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Po paru minutach samochód już stał przy krawężniku. Gdy odjeżdżaliśmy, zauważyłam Archiego, który wychodził z cmentarza. Wiedziałam, że tam będzie, bo gdybym była na jego miejscu, zrobiłabym dokładnie to samo. Przed pójściem w to miejsce, uratowała mnie tylko babcia, z którą zawsze mogłam porozmawiać. Zraniłam nieświadomie osobę, która mnie kochała i to ze wzajemnością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro