Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Alexandra

Nie mogłam uwierzyć, że mnie okłamał. Uwierzyłam mu, ale widać, że nawet jemu nie można wierzyć. Powiedział mi, że moją wypłatę dostaje od jego klubu, a nie od niego samego. To były tylko pieniądze, ale dla mnie dziwne to było pracować dla osoby, która bezpośrednio daje tobie wypłatę, a na dodatek mieszkać z nią i jeść jego produkty. Nie byłam tego nauczona. Zawsze miałam powiedziane, że do wszystkiego należy dojść samemu. Może zbyt mocno to przeżywałam, ale nie na takie warunki się zgadzałam.

Gdyby nie wczorajszy telefon ordynatora, dalej nic bym nie wiedziała. Jednak czasami ten człowiek może się na coś przydać, choć miał dla mnie w tym przypadku dwie złe wiadomości, ale i tak słyszałam w jego głosie radość.

– Do końca roku dzieci, którymi się pani zajmowała, zostają przepisane do kogoś innego. Gdy pani wróci zobaczymy, czy zostanie jeszcze jakieś miejsce, abyś tam wróciła. Musiałem ci to powiedzieć, ale sprawiło mi to wielką przykrość.

Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo, jednak gdy zadzwoniłam do koleżanki, potwierdziła, że w ogóle nie ma nawet na mnie miejsca w grafiku do końca roku. Rozłączyłam się, położyłam telefon obok siebie na łóżku i chwilę myślałam, co zrobić, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Byłam zraniona i to przez człowieka, którego nie znałam.

– Nad czym myślisz? – do kuchni wszedł Archie.

– Nad niczym – westchnęłam i odłożyłam łyżeczkę, którą mieszałam herbatę. – Wypije i będziemy jechać.

– Poczekają na nas. Przecież jesteś najlepsza.

– I najlepiej opłacana – dopowiedziałam o wiele ciszej.

– Mówiłaś coś? – zmarszczył brwi i podszedł bliżej.

– Że masz rację. Jestem najlepsza – wzięłam do ręki kubek. – Jeśli chcesz to sobie też zrób – kiwnęłam głową w stronę czajnika i wyszłam.

– Alexandra! – krzyknął za mną, więc się odwróciłam. – Jednak nic.

– Jak chcesz – przekręciłam oczami i usiadłam na sofie.

Przez następne pół godziny ja piłam herbatę, a Archie chodził po domu. Dzisiaj mieliśmy wizytę kontrolną w szpitalu. Mieli mu zrobić zdjęcia obu nóg, żeby zobaczyć na kości, czy już się zrosły oraz na żebra, które go w dalszym ciągu nieraz pobolewały. Usłyszałam dźwięk otwieranego opakowania, w którym były lekarstwa, więc wstałam i poszłam do jego pokoju.

– Mogę wiedzieć, co robisz? – oparłam dłoń na biodrze.

– Biorę lekarstwa – wzruszył ramionami.

– Bierzesz lekarstwa? – uniosłam jedną brew do góry. – A czemu nie skonsultowałeś tego ze mną? Wiesz, że ja sprawuje nad tobą opiekę, więc powinieneś mi to też powiedzieć. Nie chcę później świecić przed kimś oczami, że nie opiekowałam się tobą należycie.

– Alexa, przesadzasz, a poza tym jestem dorosły i w dodatku starszy od ciebie.

– Ale chwilami wydajesz się głupszy – otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale wcięłam mu się. – Zbieraj się, bo wychodzimy.

Wyszłam z jego pokoju, a na moim ustach pojawił się uśmiech na wspomnienie jego miny. Miałam do niego ogromny żal, że nie powiedział mi wtedy prawdy, gdy poruszaliśmy kwestię zapłaty za jego rehabilitację, ale za to dostawałam też ciekawe doświadczenia, mieszkając z nim.

Wróciłam do swojego pokoju i ubrałam się. Założyłam skórzaną kurtkę, adidasy i wyszłam z pokoju, biorąc po drodze torebkę. Archie czekał już na mnie koło drzwi. Byliśmy niemal ubrani identycznie. Musiał to zauważyć, bo zilustrował mnie wzrokiem, a później podniósł kącik ust do góry. Udawałam, że tego nie widziałam.

Wyszliśmy z mieszkania i poszliśmy do windy. Wzięłam go pod rękę, jakby przypadkiem się zachwiał i miał upaść. Przysunęłam się do niego i poczułam świeże perfumy. Zaciągnęłam się jego zapachem, a później spojrzałam na niego. Patrzył przez cały czas przed siebie i na mnie nawet nie zwracał uwagi. Gdy winda się zatrzymała, odsunęłam się od niego i wyszłam pierwsza, czekając na niego przed drzwiami. Zaczęłam iść dopiero, kiedy Archie był koło mnie.

– Trzymaj – rzucił w moją stronę kluczyki od samochodu.

– Ale ja nie jeżdżę samochodem – szybko zaprzeczyłam. – Masz je z powrotem – wcisnęłam mu w dłoń kluczyki.

– Masz prawo jazdy przecież – zmarszczył brwi i patrzył na mnie uważnie.

– To, że je mam, to nie znaczy, że jeżdżę.

– Alexandra, dzisiaj mam badanie i jakoś muszę się dostać do szpitala. Dlatego nie wymyślaj, tylko bierz kluczyki i jedź.

– Ja nigdzie nie jadę! Ile razy mam ci to mówić?! – westchnęłam i przeczesałam dłonią włosy. – Może pojedziemy autobusem, albo niech ciebie jakiś kolega odwiezie?

– Czy ty się słyszysz? Mam dwie kule, jeszcze nie mogę sam chodzić, a ty mi autobusach mówisz? Do kogo niby mam zadzwonić? Do Willa, żeby z dzieckiem przyszedł, czy może Samuela, który tak samo ma dziecko. Alexa nie wkurwiaj mnie tylko masz te kluczyki i kieruj.

– Nie – odskoczyłam od nich jak poparzona. – A może taksówka? Wiesz, jest dużo miejsca w środku.

– Ja pierdole... – Archie uniósł głowę ku niebu. – Dzwoń po tą pieprzoną taksówkę.

– Dzwonię – szybko wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do korporacji. Nie chciałam zwlekać, bo jeszcze zmieniłby zdanie.

– Zadowolona? – zapytał, gdy się rozłączyłam.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo.

– Kierować się boisz, ale jechać samochodem już się nie boisz?

– Oczywiście, że też się boję, ale gdy jest ze mną ktoś, to tego strachu nie odczuwam. Jak jechałam do ciebie to musiałam nią jechać, bo miałam zbyt ciężki bagaż – wzruszyłam ramionami.

– Ja cię wsadzę do samochodu. Jeszcze zobaczysz – posłał mi spojrzenie, w którym widziałam zawartą obietnicę.

– Będę czekać na ten dzień – przewróciłam oczami i odwróciłam się w stronę ulicy.

Dziesięć minut później już siedzieliśmy w taksówce. Nie obyło się oczywiście bez stękania i przeklinania mnie oraz kul przez Archiego. Paliłam się ze wstydu przed kierowcą i nawet nie patrzyłam w jego stronę.

Po pokonaniu trasy, przez prawie pół miasta, zapłaciłam za kurs i wysiadłam pierwsza. Obeszłam samochód dookoła i podeszłam do drzwi Archiego. Podałam mu dłoń, żeby wsparł się na niej i wysiadł, a dopiero później wziął kulę, ale on się uparł i chciał sam to zrobić, dlatego cofnęłam się do tyłu i obserwowałam go.

Nie wiedziałam ile on jeszcze dodatkowych minut tam spędził, ale gdy w końcu wysiadł, westchnął przeciągle i posłał mi wkurzone spojrzenie. Rozumiałam go, ale co mogłam poradzić na to, że tak bałam się samochodów. Szliśmy bardzo pomału do budynku szpitala.

– Alex! – krzyknęła do mnie Ivona. – Jak miło, że nas w końcu odwiedziłaś.

– Przyszłam tutaj w celach zawodowych – pokazałam jej na Archiego. – Jak będzie na badaniach, to pójdę do dzieci. Możemy tam się spotkać i porozmawiać.

– Jasne. Będę na ciebie tam czekać – odeszła do mnie, ściskając uprzednio moje ramie.

– Jesteście przyjaciółkami? – zapytał mi się Archie, gdy dziewczyna była już dalej od nas.

– Bardziej znajomymi z pracy. A teraz chodźmy na badania.

Wyjechaliśmy windą na odpowiednie piętro i skierowałam się do lekarza, który miał zrobić szereg badań mężczyźnie. Wytłumaczyłam im dokładnie, na co mają zwrócić szczególną uwagę i że nikomu nie mają pokazywać wyników, dopiero mi, jak wrócę po niego. Mogłam liczyć na lekarza, który miał się zajmować Archiem, dlatego nie bałam się, że nagle poleci do ordynatora z wynikami. Pożegnałam się z nim i poszłam na odpowiednie piętro, gdzie były moje dzieci.

– Cześć, kochani – weszłam do jednej z sal, gdzie leżały dzieci, którymi zajmowałam się przed Archiem.

– Alex! – krzyknęła, Betty. – Myślałam, że pani nas opuściła.

– Ja? Nigdy was nie opuszczę. Co tam u was? – usiadłam na krześle, żeby widzieć całą trójkę.

– Nudno bez pani – odpowiedział mi smutniejszym głosem, Nico.

– Domyślam się, ale mam nadzieję, że inne panie są tak samo dobre dla was, jak ja byłam – spojrzałam na nich.

– Są, ale to nie to samo – pozostała dwójka kiwnęła głową w zgodzie.

– No cóż kochani, nikt nie może mnie podrobić – zaśmiałam się. – Idę dalej.

– Niech pani jeszcze do nas przyjdzie– powiedział Mark.

– Pewnie, że przyjdę. Do zobaczenia.

Wyszłam z jednej sali i przeszłam do drugiej. Ogólnie cały mój rajd po salach trwał ponad pół godziny. Gdy wychodziłam z ostatniej sali, dopadła mnie Ivona. Chwyciła pod ramię i przeszłyśmy na taką małą stołówkę, gdzie mogli siedzieć również rodzice.

– I jak tam?

– Dobrze? – zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nią z dość dużym dystansem.

– Ale chodzi mi jaki on jest? Wiesz tak na co dzień.

– Pije, je, śpi, załatwia swoje potrzeby i to by było na tyle – wzruszyłam ramionami.

– Ale czy między wami coś już było, głupia.

– Chciałabym ci przypomnieć, że jestem w pracy. On jest moją pracą – wstałam z krzesła, które zajęłam wcześniej. – A teraz jeśli pozwolisz, pójdę po mojego pacjenta.

Wstałam od stolika i nie odwracając się poszłam do miejsca, gdzie zostawiłam wcześniej Archiego. Będąc bliżej zauważyłam, że siedział już przed gabinetem.

– Długo na mnie czekasz?

– Dopiero wyszedłem – podniósł głowę i spojrzał na mnie. – Lekarz kazał tobie przekazać,że jak przyjdziesz, żebyś do niego zajrzała.

– Okej. Nic cię nie boli? – wolałam się upewnić.

– Nic – pokręcił głową i wrócił do patrzenia przed siebie.

Przewróciłam oczami na jego zachowanie i weszłam do gabinetu. Na środku siedział mój kolega. Gdy mnie zauważył, wstał z miejsca i podszedł do tablicy, na której były już przyczepione zdjęcia obu nóg Archiego.

– I co ciekawego tutaj mamy?

– Jest dobrze i źle – podszedł bliżej i zaczął długopisem wskazywać mi miejsca, o których mówił. – Tutaj mamy lewą nogę. Widzisz, zmiany, które w niej były już są praktycznie nie widoczne. Myślę, że za tydzień będzie mógł już chodzić o jednej kuli, gdyż ta noga już jest praktycznie w pełni sprawna. Wiązadła, które w niej były wróciły na swoje miejsce, dzięki ćwiczeniom. Ale za to tutaj – pokazał teraz prawą nogę. – Jest gorzej. Na pewno o kuli będzie musiał jeszcze chodzić, a o bieganiu może zapomnieć. Widać duży progres między dwoma zdjęciami – włączył następną tablice, na której było jego stare zdjęcie. – Ale to i tak nigdy nie będzie ta sama noga, co wcześniej. Wiemy doskonale, że jesteś najlepsza, ale...

– Ale nawet ja nie dam rady. Wiem... – westchnęłam i usiadłam na krześle, które miał ustawione przy małym stoliku. – Będzie mógł biegać, ale tylko na autobus lub za dzieckiem w czasie zabaw, ale nie na boisku.

– Zgadzam się. Alex, wiesz jak mu to przekazać? – na przeciwko mnie usiadł Olivier.

– Zastanawiam się, ale ordynator mi zagroził, że jeśli mu powiem, to mogę już się pożegnać z powrotem do pracy. Widziałam, że nawet nie jestem ujęta na najbliższe grafiki, więc chyba już się mogę pożegnać – wzruszyłam ramionami.

– Wiesz, że on ma humorki – zaśmiał się lekko. – Musisz mu powiedzieć – kiwnął głową w stronę drzwi. Chociaż to dość dobry piłkarz, powinien znać prawdę, a nie dowiedzieć się od kogoś innego, albo, co gorsza wrócić na boisko.

– Jeszcze z nim chwilę popracuję i dopiero mu powiem – wstałam z krzesła. – Będę już szła. Dzięki, że poczekałeś na mnie.

– Czego się nie zrobi dla najlepszej rehabilitantki – zaśmiał się.

– Jeszcze raz dziękuję – wyszłam z jego gabinetu, a Archie siedział ciągle na tym samym miejscu. – Wracamy do domu.

Poczekałam, aż wstanie, a później wolnym krokiem przeszliśmy do wyjścia ze szpitala. Po drodze zadzwoniłam po taksówkę, żeby podjechała pod szpital. Archie, był zatopiony w swoich myślach, więc nie chciałam mu przeszkadzać. Patrzyłam przed siebie i od czasu do czasu spojrzałam na zegarek.

Gdy taksówka podjechała, pomogłam Archiemu wsiąść i odjechaliśmy spod budynku. Piłkarz podał taksówkarzowi swój adres i to byłoby na tyle jego konwersacji podczas tej drogi. On sobie nad czymś myślał, a ja po prostu siedziałam i patrzyłam na uciekający Londyn za szybą.

– Archie, co się z tobą dzieje? – odezwałam się, gdy wysiedliśmy pod jego apartamentowcem. – Od kiedy wyszedłeś z gabinetu jesteś jakiś dziwny.

– Nic mi nie jest – odburknął tylko i skierował się do wejścia.

– Myślisz, że w to uwierzę? Czemu nie dasz sobie pomóc? Chyba, że to nie jest w pakiecie, za który mi płacisz – powiedziałam szybciej, niż pomyślałam.

– Co? Co masz na myśli? – odwrócił się do mnie przodem.

– Nic. Nie róbmy scen na środku chodnika. Wejdźmy do środka – zaczęłam iść, ale wtedy zagrodził mi drogę kulą.

– Co to znaczy? Odpowiedz mi! – na jego skroni pojawiła się pulsująca żyła.

– A to, że ty mi płacisz, a nie klub! Myślałeś, że się nie dowiem? Czemu mi wtedy nie powiedziałeś, tylko wymyślałeś kłamstwa?

– Samuel ci powiedział?

– On wiedział? – podniosłam brwi w zdziwieniu. – Może jeszcze cały klub wiedział?! Nie od niego się dowiedziałam, ale przynajmniej wiem, że tylko ja nie znałam prawdy.

– Alexandra, nie zachowuj się dziecinnie. Ważne, że zera na koncie się zgadzają, prawda?

– Ty bydlaku – nim pomyślałam, moja ręka zetknęła się z jego policzkiem. – Wierzyłam ci... Muszę pobyć sama.

– Alexa... – chciał mnie chwycić za rękę, ale szybko ją cofnęłam.

– Nie wiem, o której wrócę. Ale spokojnie pamiętam o twojej zasadzie, żeby nikogo do twojego domu nie sprowadzać.

Odwróciłam się na pięcie i odeszłam od niego. Słyszałam jeszcze jak przeklinał, a później dźwięk kul, co znaczyło, że poszedł do domu. Nie mogłam uwierzyć, że mi to zrobił, a jeszcze bardziej w jego słowa. Wziął, że jestem chciwa na pieniądze, co nie było prawdą. Nigdy ich nie chciałam. Chciałam jedynie mu pomóc, a potraktował mnie jak nic nie wartego człowieka.

– Przepraszam – odezwałam się, gdy w kogoś weszłam.

– Nic się nie stało – podniosłam głowę i zobaczyłam twarz tej samej kobiety, co ostatnio widziałam na zakupach z babcią.

– Znamy się? Wydawało mi się, że już panią gdzieś widziałam.

– To musiała być pomyłka. Do widzenia – odeszła ode mnie bardzo szybko.

Zmarszczyłam brwi, ale obserwowałam ją, dopóki nie zniknęła mi w tłumie ludzi. Nie przyjemny chłód przeszedł mi po plecach, ale nie wiedziałam czym to mogło być spowodowane. Odwróciłam i poszłam przed siebie, ale poczułam wzrok na swoich plecach. Spojrzałam za siebie i zauważyłam, że kobieta mnie obserwuje. Przełknęłam nerwowo ślinę i zmieniłam mój pomysł przejścia się na szybki powrót do domu Archiego.

Moje kroki niemal wyglądały tak, jakbym przed kimś uciekała. Będąc pod apartamentowcem Archiego, odwróciłam się i zobaczyła tą kobietę. Szybko weszłam do środka, a później do windy. Drżącą ręką otworzyłam drzwi mieszkania i się o nie oparłam, głęboko oddychając.

– Alexandra... – zaczął Archie podchodząc do mnie, ale pod wpływem emocji, podeszłam do niego i się przytuliłam. Poczułam jak jego ciało całe się spięło i nie zrobił choćby małego ruchu. – Coś się stało? Wyglądasz na przerażoną.

– Nic, po prostu ktoś szedł za mną i wydawało mi się, że mnie śledzi – odpowiedziałam mu dopiero po dłuższej chwili ciszy.

– Może zadzwonimy na policję?

– Nie! Nie chcę w to nikogo mieszać. Mogło mi się tylko zdawać – odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego oczy. – Przepraszam.

– Nie przepraszaj. Idź odpocznij, a ja zajmę się sobą. Jakbyś chciała o tym pogadać, to będę u siebie.

Zauważyłam, że podniósł dłoń, żeby mnie dotknąć, ale ostatecznie z tego zrezygnował. Spojrzał na mnie jeszcze współczująco i odszedł w stronę swojego pokoju. Moje serce dalej biło szybko i przyłożyłam do klatki piersiowej dłoń, aby spróbować się uspokoić. Przerażała mnie ta sytuacja. Bałam się, że ta kobieta może zrobić coś mi, albo babci... a nawet i Archiemu.

Zdjęłam odzież wierzchnią i przeszłam do kuchni. Znalazłam tabletki uspokajające Archiego, więc wzięłam jedną. Położyłam dłonie na blacie i głęboko starałam się oddychać i uspokoić, ale to dalej nic nie dawało. Poszłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku. Chwilę później po tabletkach stałam się senna i zamknęłam oczy, udając się w krainę snów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro