Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Archie

Dzisiejszy mecz był dla mnie bardzo ważny. Chciałem na nim zagrać jak najlepiej umiałem, gdyż ostatnio i tak zostałem opieprzony przez trenera, że odstaje od innych kolegów z drużyny. Nic nie mogłem na to poradzić, że oni bardziej to czuli, niż ja. Dla mnie to była forma zapomnienia, która działała, ale chwilami i tak było dość trudno. Nawet Samuel, który miał problemy w domu bardziej się przykładał, niż ja. Chwilami naprawdę trudno było mi się skupić na tym, co robiłem, gdyż miałem nerwową naturę. Nikt tego nie widział, ale naprawdę tak było.

– Jutro robimy sobie z chłopakami męskie spotkanie. Przyjdziesz? – zapytał mi się Will, który stanął obok mnie w szatni.

– Raczej nie – wzruszyłem ramionami.

– A co będziesz robił sam w domu? Znów grał na Xbox? Archie, nie daj się prosić.

– A co z dziećmi?

– Dziewczyny biorą ze sobą. Że się ożeniłem, to nie znaczy, że już nie będę z wami spędzał czasu – przewrócił oczami. – To jak? Zgadzasz się?

– Nie odpuścisz mi? – popatrzyłem na niego kątem oka.

– Znasz mnie.

– Przyjdę – westchnąłem ciężko.

Nie lubiłem tego typu spotkań. Wiedziałem, że głupio byłoby ich zostawić, bo jednak z nimi mam najbliższy kontakt i praktycznie jedyny. Will, poklepał mnie po ramieniu i wrócił do chłopaków powiedzieć im, że się zgodziłem. Byłem jedyny, który nie korzystał z życia tak, jak oni, ale nie miałem na to zapotrzebowania.

Trener wygłosił nam ostatnią mowę motywacyjną przed rozpoczęciem meczu i wyszliśmy z szatni. Udało nam się, że wszyscy akurat graliśmy przez cały mecz. Czułem się pewniej, gdy miałem przyjaciół przez cały mecz. Z innymi kolegami z drużyny nie zawsze się rozumieliśmy. Gdy cała procedura przygotowawcza się zakończyła, zajęliśmy swoje miejsca. Długo nie graliśmy tak trudnego meczu. Trener mówił, żeby się nie przejmować tymi z Walii, ale podczas meczu wyszło coś całkiem innego.

Odebrali nam kilka piłek, przez co, ani Will, ani trener nie byli zadowoleni. Will i Dean zawsze mieli najlepszy atak, dlatego coraz częściej inni podawali do nich. Kilku młodych, którzy świeżo, co byli przyjętych do zespołu, nie poradziło sobie i trener musiał ich zdjąć. Po pierwszej połowie w ogóle nie widziałem dla nas światełka na końcu tunelu. Bardziej próbowaliśmy się bronić, niż wejść bliżej nich. Krystian, strzelił nam jednego gola, ale jak tak dalej pójdzie, to tylko z nim skończymy ten mecz.

– Davis! – krzyknął do mnie trener, gdy weszliśmy do szatni. – Kurwa, staraj się szybciej biegać za tą piłką. Nieraz przeleciała tobie niemal koło nóg, a ty jak staruszka się zabierałeś do niej – usłyszałem cichy śmiech i zobaczyłem, że to Dean. – A ty Parker z czego rżysz? Też mógłbyś szybciej biegać! Odkąd się zakochałeś, zachowujesz się jak facet w spódnicy. Tutaj tylko Scott i Krystian odwalają całą robotę, a reszta się opierdala! Mówiłem wam, że nie ma czego się bać, ale kurwa jest. Musicie zapierdalać jak maszynki z pierdolonym wiatraczkiem koło tyłka! Albo my, albo oni. Ale pamiętajcie, że jeśli taka zła Walia wygra, będziecie przychodzić na mecze w różowych strojach, jak to kiedyś zrobił Scott. Rozumiecie mnie?!

– Tak jest, trenerze! – odpowiedzieliśmy wszyscy chórem.

– To, kurwa idźcie i mi to pokażcie!

Wstaliśmy z ławek i wróciliśmy z powrotem na murawę. Dziewczyny z naszej paczki machały do nas i podnosiły kciuki w górę, że wygramy. Miałem nadzieję, że tak będzie. Gdy rywale zaczęli mecz, szybko rozpoczęliśmy atakować, doprowadzając do kilku sytuacji, które dałyby nam bramkę. Will, kopnął piłkę do Bena, a tamten do mnie, gdy już miałem oddać strzał, nagle poczułem, jak ktoś na mnie wpada, a później jeszcze kopie w głowę. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Przeturlałem się jeszcze kilka metrów i ostatnim, co zapamiętałem był kogoś głośny krzyk i pełno nóg lecących w moją stronę.

Nagle znalazłem się w jakieś próżni i ciemności. Nic nie widziałem i traciłem kontakt ze światem. Ciemność dookoła mnie była przerażająca. Chciałem, aby ktoś mnie z niej wypuścił, ale nie wydobywał się ze mnie żaden dźwięk. Czułem jedynie, że z moim ciałem coś się dzieje, ale nie byłem w stanie powiedzieć, co. Wydawało mi się, że ta ciemność zaczyna mnie coraz bardziej pochłaniać. W pewnym momencie dobiegły mnie słowa, które były wyrwane z kontekstu.

– Odchodzi nam!

W dalszym ciągu nie wiedziałem, co się ze mną działo. Zamazane głosy, które tworzyły jedność, aż w pewnym momencie wszystko przestałem czuć i słyszeć. Wydawało mi się, jakby moja dusza opuściła ciało i stała gdzieś obok. Zobaczyłem, jak przede mną nagle pojawia się łąka i wszystko zalewa się w bieli. Próbowałem zobaczyć kogoś z moich przyjaciół, ale byłem sam.

– Archie!

Usłyszałem swoje imię i zacząłem się obracać dookoła, aż w końcu ją zobaczyłem. Chciałem do niej podbiec, ale wtedy wyciągnęła rękę w moim kierunku i mnie zatrzymała. Widziałem na jej twarzy uśmiech, którym zawsze mnie obdarowywała. Kochałem go najbardziej, bo tylko ona potrafiła nim poprawić mój zły nastrój w sekundę.

– To jeszcze nie czas.

Odwróciła się ode mnie i odeszła, ku światłu. Krzyczałem, ale żaden dźwięk nie opuszczał moich ust. Chciałem za nią biec, ale nie mogłem. Po prostu stałem i patrzyłem za nią, jak znika, a ciemność wraca. Poczułem, jak nagle spadam i nie mogłem niczego się chwycić. Leciałem w dół, który nie miał końca. Wziąłem głęboki wdech i znów zacząłem słyszeć, co się koło mnie działo.

Słyszałem moich przyjaciół, lekarza, a nawet moich rodziców i płacz matki. Chciałem się poruszyć, otworzyć oczy i im powiedzieć, żeby się nie martwili, ale powieki były zbyt ciężkie. Jeśli właśnie tak wygląda śmierć, to ja ją przeżyłem. Nigdy nie chciałem wylądować w szpitalu. One kojarzyły się tylko ze śmiercią i stratą. Czułem, jak coś mi robią, ale nie umiałem powiedzieć, co. Leżałem i czekałem, czy się kiedykolwiek obudzę.

– Archie, stary wracaj do nas – usłyszałem głos Willa. – Martwimy się o ciebie. Xbox na ciebie czeka i nawet on się za tobą stęsknił – usłyszałem śmiech, ale też łzy. – Drużyna na ciebie czeka. Jesteśmy tutaj wszyscy. Ja, Rose, Dean, Rhiannon, Sam i Emma. Wszyscy jesteśmy i czekamy, aż się obudzisz. Cassidy, się o ciebie pyta, czy długo będziesz jeszcze spał. Wracaj do nas.

Po chwili dotyk jego dłoni na mojej zniknął, tak samo, jak i mój powrót do rzeczywistości, bo znów zacząłem lecieć w dół. Starałem się czegoś przytrzymać, ale nie dawałem rady. Nie umiałem obudzić się z tego stanu.

– Synku, wróć do nas – usłyszałem wyrwane z kontekstu słowa.

Nie wiedziałem ile znów byłem nieświadomy, ale czułem, że to trwała już za długo. Chciałem do nich wrócić i zobaczyć przyjaciół, którzy zostali częścią mojej rodziny.

– Archie wróć do nas. Kochamy cię – łkała mama. – Nie zostawiaj nas. Nie ty...

Znów zobaczyłem, jak ciemność zbliżała się do mnie coraz szybciej. Miałem zbyt ciężkie powieki, aby je podnieść i wyrwać się z tego letargu, który mnie spotkał. Bardzo chciałem poruszyć dłonią, ale to było na nic, gdyż byłem zbyt słaby.

Nie wiedziałem, ile już tak leżałem bez kontaktu ze światem rzeczywistym. Ciągle słyszałem głosy moich bliskich, albo lekarzy, ale nie mogłem im odpowiedzieć, przez co czułem wielki ból. Nagle poczułem, jakby cała moja siła wróciła. Najpierw zacząłem poruszać palcami, a później podniosłem ciężkie powieki. Zalał mnie strumień światła i musiałem przymknąć z powrotem oczy. Po chwili znów je otworzyłem i zacząłem rozglądać po sali. Byłem w niej tylko ja, a wystrój przypominał bardziej jednoosobowy apartament. Mój wzrok padł na osobę, która była przy moim łóżku. Był to Will. Chciałem unieść rękę i go dotknąć, ale byłem za słaby, dlatego z mocno wysuszonym gardłem zacząłem do niego mówić.

– Will – najpierw wyszło z tego charczenie. – Will – powiedziałem jeszcze raz nieco głośniej.

Przyjaciel podniósł głowę i zaczął się rozglądać, aż w końcu jego wzrok padł na mnie. Najpierw spojrzał na mnie nieco zaspanym wzrokiem, ale za chwilę jego wzrok stawał się coraz bardziej zszokowany. Poderwał się nagle na równe nogi, a później przytulił mnie do siebie.

– Archie, ty żyjesz.

– To boli – powiedziałem cicho.

– Przepraszam. Idę po lekarza – odszedł ode mnie i szybko wybiegł z sali.

Zauważyłem przez okno, że na dworze było ciemno. Rozglądnąłem się po sali za zegarkiem, ale go nie było. Starałem się poruszyć dwoma rękoma, ale na początku były one zbyt ciężkie, dopiero za trzecim razem mi się udało. Popatrzyłem na nie i przeliczyłem palce. Wszystkie były na miejscu. Chciałem unieść nogę, ale nie mogłem. Raz, drugi, trzeci, ale nic się nie działo. Miałem spróbować jeszcze raz, lecz do sali wszedł Will z lekarzem.

– Witam panie Davis. Jak się pan czuje?

– Dobrze, ale doktorze nie czuje nóg. Szczególnie prawej – zauważyłem, jak wymieniali między sobą spojrzenie. – Co mi jest? – zapytałem wprost.

– Panie Davis, miał pan wstrząśnienie mózgu spowodowane dość mocnym kopnięciem w głowę oraz krwotok wewnętrzny. Pana lewa noga została jedynie mocno stłuczona, ale niestety prawa doznała w kilku miejscach pęknięcia, przez co, aby doszła do wcześniejszego stanu będzie musiał pan mieć codzienną rehabilitację.

– Będę mógł jeszcze wrócić na boisko?

– Panie Davis...

– Prosto z mostu doktorze – przerwałem mu.

– Na tą chwilę nie. Zobaczymy, jak będzie przebiegała rehabilitacja, ale niestety proszę przygotować sobie plan B.

– Ale jak to nie będę mógł grać?! Ty chyba nie wiesz, co mówisz! To moje całe życie! Co ja będę niby miał później robić?! Co, do cholery?!

– Archie, spokojnie – Will, położył dłoń na moim ramieniu.

– Will, nie będę spokojny! To całe moje życie! Ja nie mogę przestać grać! – zaczął się rzucać po łóżku i jeszcze głośniej krzyczeć.

– Siostro! Siostro! – lekarz zaczął kogoś wołać, a po chwili do sali wpadła pielęgniarka. – Szybko musimy panu podać leki uspokajające!

Pielęgniarka podeszła do wózka z lekami, który stał pod ścianą i wzięła z niego jakąś fiolkę, a później podeszła do kroplówki i go wstrzyknęła. Jeszcze chwilę krzyczałem, aż poczułem, jak moje powieki robią się coraz cięższe. W pewnym momencie znów przeniosłem się w ciemną nicość.

Obudziłem się, gdy na dworze był już dzień, a koło mnie siedział Samuel razem z Rhiannon. Gdy dziewczyna na mnie spojrzała uśmiechnęła się i dotknęła delikatnie mojej dłoni. Sam, popatrzył na nią, a później na mnie i wyszedł z sali po lekarza. Gdy oboje wrócili, lekarz uśmiechnął się do mnie i przyświecił mi latarką w oczy.

– Mam nadzieję, że teraz pan już będzie spokojny.

– Więc, co będzie ze mną teraz?

– Tak, jak już panu powiedziałem, musi pan dojść do siebie, co nie będzie łatwe. Alex się panem zajmie. Gwarantuje, że będzie pan zadowolony.

– Ale i tak nie wiadomo, czy będę mógł wrócić na boisko – westchnąłem.

– Zawsze można mieć nadzieję, ale podczas przewozu pana do szpitala już nam pan odszedł na tamten świat, a później zapadł w śpiączkę na trzy tygodnie. Raczej może sobie pan sam odpowiedzieć na swoje pytanie. Jak na razie wszystko idzie w bardzo dobrym kierunku, aby mógł pan nas za chwilę pożegnać – mruknął, gdy przeglądał moją kartę. – Za chwilę przyjdzie pielęgniarka do pana.

– Do widzenia – pożegnała się z nim Rhiannon, gdy wychodził z sali. – Ale nas nastraszyłeś – westchnęła. Nawet wasz trener za tobą płakał.

– To prawda – wciął, Sam. – Twoi rodzice tutaj byli. Martwili się, że już się nie obudzisz. Jadą już do ciebie.

– Kto do nich zadzwonił?

– Trener – kiwnąłem głową, ale nie skomentowałem tego.

– Przepraszam was, ale jestem zmęczony i chciałbym zostać sam na chwilę.

– Jakby coś cię działo to krzycz. Będziemy za drzwiami – Rhiannon, pokazała na korytarz,a później wyszli z sali.

Byłem zły na trenera. Widywałem się z moimi rodzicami tylko przy wyjątkowych okazjach, a te nie zdarzały się zbyt często. Nasz kontakt zepsuł się kilka lat temu i od tamtej pory się nie poprawił. Nie wiedziałem, dlaczego oni teraz przyjechali. Nawet jakbym umarł, to pewnie by jeszcze zatańczyli taniec szczęścia na moim grobie. Nie czułem z nimi rodzinnych więzi, jak niektórzy ze swoimi rodzicami. Po prostu wiedziałem, że istnieją i to mi wystarczyło. Liczyłem na to po cichu, że jednak nie dojadą i nie będę musiał z nimi rozmawiać.

Do sali otworzyły się drzwi, a później weszła do środka młoda kobieta i podeszła do tego samego wózka, co w nocy. Posłała mi przyjazny uśmiech i zaczęła mi mierzyć temperaturę, ciśnienie oraz sprawdzała inne czynności.

– Niech pan się nie martwi. Alex, wie, co robi.

– Mam taką nadzieję – odpowiedziałem i wróciłem do swoich rozmyśleń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro