Rozdział 20
Alexandra
Zaczęłam pomału otwierać oczy, ale zawroty głowy, jakie mnie chwytały były za silne. Zamknęłam znów oczy i przyłożyłam dłoń do oczu. Nagle wszystkie obrazy stanęły mi przed oczami, a szczególnie osoby, której nie chciałam już widzieć. Mojej matki. Usiadłam na kanapie i spojrzałam po salonie. Na fotelu obok siedział Archie, a przy oknie stała moja babcia z matką. Poderwałam się na nogi i podeszłam do kobiety.
– Jakim prawem tu przychodzisz?! Gdzie byłaś wtedy, kiedy cię potrzebowaliśmy z bratem? Gdzie byłaś, do cholery! – popchnęłam ją do tyłu. – Nienawidzę cię. Co musiałaś się wyszaleć, a później przypomniałaś sobie, że córka została? Po co mnie śledziłaś? Chciałaś jak najwięcej się dowiedzieć o mnie? Na marne to wszystko, bo ja nie chcę cię znać! Nigdy nie byłaś dla mnie matką! Nigdy! Możesz wracać tam, gdzie byłaś przez ostatnie dwadzieścia lat.
– Alexia, proszę wysłuchaj mnie... – powiedziała błagalnym tonem.
– Nie nazywaj mnie tak! Nie zbliżaj się do mnie więcej. Umarłaś dla mnie w dniu, gdy nas opuściłaś z Charlesem. Nie przyszłaś nawet na jego pogrzeb, a nagle teraz się znalazłaś.
– Alexandra, może trochę się uspokój – poczułam dotyk dłoni Archiego na ramieniu, ale akurat nie chciałam go blisko siebie.
– Archie, nie wtrącaj się – mruknęłam w jego stronę. – Zawiodłam się na tobie, babciu – popatrzyłam na starszą kobietę. – Doskonale wiedziałaś, że to wtedy o nią chodziło, ale nic się nie odezwałaś. Byłaś jedyną osobą, której ufałam bardziej, niż sobie.
– Alexi, proszę. Porozmawiaj z mamą, na pewno sobie wszystko wytłumaczycie.
– Babciu, nie mam żadnego wspólnego tematu z tą panią, a teraz jeśli mogłybyście, to wyjdźcie z domu – pokazałam palcem na drzwi.
– Alexia, mam raka. Chciałam przed śmiercią zobaczyć ciebie ostatni raz – prychnęłam na jej słowa.
– I co? Może jeszcze pomyślałaś, że magicznie wpadnę tobie w ramiona i będziemy żyć, jakbyś w ogóle od nas nie odchodziła? – moja ironia była, aż nadto wyczuwalna. – Przepraszam, że rozwiałam twoje nadzieje. Zobaczyłaś mnie, ja ciebie też i rozejdźmy się na następną wieczność.
– Mogłam się spodziewać, że tak zareagujesz. Jakbyś chciała kiedyś porozmawiać...
– Raczej nigdy to się nie zdarzy – weszłam jej w słowo. – Do widzenia, pani – podeszłam do drzwi, które otworzyłam na oścież. – Nie wpada się do kogoś z wizytą o tej porze, chciałabym pani przypomnieć.
– Do widzenia – spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym żalem, po czym wyszła.
– Czy mi kiedyś wybaczysz, że ukrywałam to przed tobą? – stanęła przede mną babcia. Chciała dotknąć moich dłoni, ale cofnęłam je.
– Kiedyś na pewno. Babciu.... Nie spodziewałam się tego po tobie – mruknęłam cicho i spuściłam wzrok. Widziałam, jak czubki jej butów znikają.
Po chwili zamknęłam z trzaskiem drzwi i patrzyłam się na nie pustym wzrokiem. Ponad dwadzieścia lat jej nie było, a teraz sobie przypomniała o córce tylko przez to, że miała raka. Nie na tym polegała chęć pogodzenia się, bo gdyby chciała to zrobić, przyszłaby kilka lat po odejściu, ale nie, aż tyle. W pewnym momencie upadłam na kolana i zaniosłam się szlochem. Nie wiedziałam, czym on był spowodowany, ale łzy nie chciały przestać płynąć.
– Cii, jestem przy tobie – przytulił mnie do siebie Archie, który koło mnie klęknął.
– Dlaczego ona musiała przyjść? – zapytałam się przez łzy, chwytając się kurczowo jego koszulki.
– Jest chora i dlatego chciała cię zobaczyć – zaczął głaskać mnie po włosach. – Wiem, że bardzo jej nienawidzisz, ale może chociaż z nią porozmawiaj?
– Nie. Nie chcę być blisko niej. Nie było jej, kiedy tak naprawdę potrzebowałam matki w swoim życiu. Zniknęła z niego, zostawiając małe dzieci dziadkom. Nie chcę jej znać – zaczęłam od nowa płakać, mocząc mu koszulkę.
– Spokojnie, Alexa – mówił do mnie tonem, jak do dziecka. – Jestem blisko ciebie. Pamiętaj o tym.
– Dziękuję. Ja naprawdę nie chcę jej widzieć.... Tylko szkoda, że moja babcia to ukryła przede mną.
– Spróbuj postawić się na jej miejscu. Myślę, że zrobiłabyś tak samo.
– Ja na pewno bym nie opuściła swoich dzieci. Archie – podniosłam głowę z jego piersi i popatrzyłam prosto w oczy. – Kocham cię. Wiem, że nie jesteś gotowy to usłyszeć, ale naprawdę to czuję. Chciałabym, żebyś to wiedział. Nie musisz odwzajemniać moich uczuć, ale przez ten czas, co byłam tutaj, coś zaczęło się we mnie dziać. Przepraszam za to – spuściłam wzrok i zamknęłam powieki. Nie chciałam widzieć złości, którą na pewno teraz poczuł.
– Alexandra – powiedział, ale nie zareagowałam. – Alexa, spójrz na mnie – podniosłam niepewnie na niego wzrok. – Daj mi czas, dobra? Wiem, że do ciebie coś czuję, ale moje serce jest poranione przez przeszłość i muszę sam się do tego przyzwyczaić.
– Dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebować.
– Dziękuję – przytulił mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. – Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się ostatnio trafiła.
Pozwoliłam, aby te słowa zawisły między nami. Nie potrzebowaliśmy teraz innych słów, niż te które powiedział. One były wystarczające, żebym upewniła się w tym, że mnie kocha. Nie powiedział tego, ale wiedziałam, że tak właśnie jest.
Gdy mój oddech unormował się, a łzy przestały lecieć, wstaliśmy z podłogi. Ten wieczór był dla mnie na tyle męczący, że Archie zaprowadził mnie do mojego pokoju i położył do łóżka. Obserwowałam go, dopóki moje powieki się nie zamknęły i udałam się w krainę Morfeusza.
– Alexandra... Alexandra... nie bądź na nią zła jest tylko naszą mamą. Ona nas urodziła. Może daj jej szansę?
– Charles, ja nie dam rady. Nie jestem na tyle silna...
– Jesteś, bo jesteś moją siostrą. Alex Baker. Moją małą kochaną siostrzyczką....
Usiadłam gwałtownie na łóżku i zaczęłam się rozglądać. Obraz brata był tak naturalny, że musiałam do siebie dopiero dojść, że to był sen. Chwyciłam twarz w dłonie i zaczęłam delikatnie pociągać za włosy oraz kołysać się do przodu i do tyłu. Nie mogłam tego zrobić. Nie umiałam... Ale, Charles... Mój brat nigdy się nie mylił.
Spojrzałam na zegarek w telefonie i zobaczyłam, że dopiero była trzecia w nocy. Odkryłam się i wstałam z łóżka. Zaglądnęłam do pokoju Archiego, gdzie zobaczyłam go śpiącego. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok i poszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i bardzo pomału piłam. Musiałam pomyśleć, a moment, gdy byłam sama, wydawał się idealnym momentem.
Nawet jej dobrze nie pamiętałam... Próbowałam sobie przypomnieć jakiekolwiek wspomnienie, ale moje wysiłki szły na marne. W ogóle jej nie pamiętałam. Charles, może bardziej by ją pamiętał, bo jednak był starszy, gdy nas opuściła. Jak mogłam wybaczyć i zobaczyć się z tą osobą, jeśli nawet dobrze jej nie pamiętałam? Była moją matką, ale jak dla mnie tylko na papierze. W życiu realnym jej nie było. Wiedziałam, że mogę źle postępować, ale w ogóle nie chciałam jej już więcej widzieć, ale ten sen... Może on coś oznaczał? Może lepiej będzie, gdybym się na to zgodziła?
– Alexa – usłyszałam głos za sobą.
– Cholera jasna! – krzyknęłam i podskoczyłam w miejscu, wylewając wodę.
– Nie chciałem cię wystraszyć.
– To nie trzeba było skradać się, jak złodziej – dotknęłam dłonią serca, które chciało wyrwać się z piersi. – Wezmę ręcznik i to zetrę.
– Ja to zrobię, a ty się uspokój – wyjął mi z dłonie ręcznik i starł wodę, która była na podłodze. – Nie możesz spać? – oparł się o blat naprzeciwko.
– Brat mi się śnił. Może masz rację, żeby się z nią spotkać? Ale u mnie w domu. Chciałabym mieć przy sobie coś, co mnie uspokaja.
– Alexa, to musi być twoja decyzja. Jakby nie patrzył, ona jest twoją mamą. Zrobiła, co zrobiła, ale dalej nią jest. Ona umiera... Idź chociaż na dziesięć minut, aby dać jej szczęście, jakie chciała doświadczyć, nawet, gdybyście miały na siebie przez ten cały czas tylko patrzeć.
– Rano zadzwonię do babci. Może ona będzie jeszcze, gdzieś niedaleko i babcia będzie mogła ją przyprowadzić.
– Jak usłysz, że chcesz się z nią spotkać, to ona znajdzie się szybciej u ciebie w domu, niż ty – położył swoją dłoń na mojej. – Jak ma na imię twoja mama?
– Gabriela... prawie jak anioł – prychnęłam i spuściłam głowę.
– I urodziła anioła – podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do Archiego.
Mężczyzna obszedł blat i stanął zaraz naprzeciwko mnie, dając mi parę kosmyków za ucho. Później popatrzył się głęboko w moje oczy i połączył nasze wargi razem. Całował mnie nieśpiesznie, lecz z pasją. Ten pocałunek, to było potwierdzenie jego słów. Dla niego byłam aniołem, który go uratował, ale i podłamał skrzydła. Byłam zepsutym aniołem.
Zaplotłam dłonie na jego szyi i przybliżyłam do siebie. Archie, położył dłonie na moich biodrach i przysunął do siebie jeszcze bliżej. Jęknęłam mu w usta, gdyż było to bardzo erotyczne. Przygryzł mi delikatnie wargę, abym bardziej otworzyła usta i mógł całować głębiej. Spełniłam jego prośbę, ale gdy poczułam dłonie pod moją bluzką, którą dalej miałam na sobie, odsunęłam się od niego.
– Myślę, że na tym skończymy – położyłam dłoń na jego piersi. – Dobranoc, piłkarzu – posłałam mu uśmiech i wróciłam do swojego pokoju.
Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki się przebrać. Zauważyłam, że w kuchni dalej się świeciło, ale już tam nie wracałam. Zamknęłam za sobą drzwi, rozebrałam się z normalnych ciuchów i ubrałam piżamę. Nie chciało mi się teraz brać prysznic, dlatego zostawiłam to na rano. Umyłam tylko zęby i wyszłam z łazienki, zabierając swoje rzeczy. W kuchni nie świeciło się już światło, więc Archie musiał już pójść spać. Weszłam do swojego pokoju i po odłożeniu ubrań, położyłam się do łóżka. Tym razem już nic mi się nie śniło. Charles, już do mnie nie przyszedł.
***
Rano, obudził mnie dzwonek telefonu. Nie chętnie obróciłam się na drugi bok i zaczęłam po omacku szukać telefonu. Gdy w końcu go znalazłam, odebrałam, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
– Słucham – powiedziałam jednocześnie ziewając.
– Obudziłem cię? – usłyszałam zdziwiony głos Willa. – Jest po trzynastej, ale mniejsza z tym. Rozmawiałem z trenerem i wszystko jest załatwione. W sobotę, Archie będzie grał swój ostatni mecz o szesnastej na naszym stadionie.
– Bardzo ci dziękuję! – pisnęłam ucieszona. – Jak mam ci podziękować?
– Wystarczy flaszka – zaśmiał się. – Nie no, nic nie musisz kupować. Trener też był zadowolony z takiego pomysłu. Za chwilę będę dzwonił do Archiego. Na razie.
– Cześć, Will.
Od razu dzień stał się piękny. Po chwili usłyszałam dzwonek telefonu Archiego. Nie musiałam wiedzieć, kto dzwonił, bo doskonale wiedziałam. Wstałam z łóżka i przeszłam przez salon do kuchni, aby nalać wody. Jeśli chciałam porozmawiać z matką, to musiałam teraz zadzwonić, bo czym później tym mniej zdobędę się na odwagę, aby to zrobić.
Wróciłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Wybrałam numer babci i czekałam, aż odbierze.
– Alexi – zaczęła babcia. – Przepraszam cię za to...
– Babciu, zostawmy to na razie. Czy ona jest w domu?
– Jest. Możesz dzisiaj przyjść do domu.
– Dopóki ona tam jest, to ten dom, nie jest moim domem, babciu. Niestety, ale do życia z powrotem jej nie wpuszczę. Przekaż jej, że za chwilę będę.
– Przekaże. Czekam, wnusiu – rozłączyłam się, nie siląc się na pożegnanie.
Wzięłam czyste ciuchy oraz bieliznę i przeszłam do łazienki. Z pokoju Archiego dalej dochodziły odgłosy rozmowy, dlatego nawet nie chciałam mu przeszkadzać. Weszłam do łazienki, puściłam wodę i poczekałam chwilę, aż się zagrzeje. Gdy była dostatecznie ciepła, weszłam pod nią. Dość szybko się wykąpałam, gdyż nie chciałam stracić swojej odwagi, którą nabrałam. Gotowa, wyszłam z łazienki.
– Alexa, trener razem z Willem wymyślili, żebym na ostatnim meczu zagrał połowę meczu – powiedział szczęśliwy, gdy na siebie wpadliśmy w salonie.
– Na prawdę? Bardzo się cieszę – przytuliłam go. Wiedziałam, że bardziej się ucieszy, gdy dowie się, że to od nich wyszedł pomysł, niż ode mnie. – Zgodziłeś się?
– Tak – kiwnął głową, nie przestając się uśmiechać. To był najszczerszy uśmiech, jaki widziałam. – Dam radę z tą nogą? – wskazał na kończynę.
– Oczywiście, że tak. Pojedziemy jeszcze pojutrze do szpitala i tylko się upewnimy.
– Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy. Choć już nie zagram, to jednak ostatnie minuty spędzę jako zawodnik.
– Zawsze będziesz dla mnie zawodnikiem, Archie – dotknęłam jego policzka. – Muszę już iść, bo umówiłam się z babcią, że do niej wpadnę na rozmowę.
– Będzie tam twoja matka?
– Zgadza się, dlatego chcę iść póki mam odwagę.
– Odwieźć cię, albo zamówić taksówkę?
– Nie, dziękuję. Przejdę się – pocałowałam go w policzek i poszłam się ubrać.
Gdy byłam w pełni ubrana, pomachałam mu i wyszłam z mieszkania. Stojąc przed budynkiem, wzięłam głęboki oddech, aby się uspokoić i nabrać jeszcze większej wiary w siebie. Zaczęłam iść dość szybkim, żeby chęć zawrócenia była coraz mniejsza. Schowałam ręce do kieszeni kurtki i bawiłam się drobnymi, które tam znalazłam. Wydawało mi się, że dobrze robiłam, idąc tam, ale będąc przed domem babci, zaczęłam wątpić w siebie i swoją odwagę, która praktycznie zniknęła.
– Alexi – otworzyła drzwi babcia, która musiała stać za firanką. – Wejdź do środka – otworzyła szerzej drzwi.
– Cześć – mruknęłam cicho, przechodząc koło starszej kobiety. Zdjęłam kurtkę i odwróciłam się w jej stronę. – Gdzie ona jest?
– W kuchni – kiwnęła głową. Widziałam po jej minie, że bardzo ciężko jej było.
Weszłam do pomieszczenia i zauważyłam matkę, która siedziała przy stole i sączyła pomału herbatę. Była zadbana. Nie widać było po niej, aby źle jej się teraz powodziło. Usiadłam naprzeciwko niej i czekałam, aż się odezwie, ale ona tylko na mnie patrzyła. W jej oczach, widziałam swoje i brata. Charles, był bardziej do niej podobny, niż ja.
– Chciałaś porozmawiać, więc jestem, ale tym razem chciałabym ja tobie zadać pierwsze pytanie.
– Słucham – mruknęła pokonana.
– Dlaczego? – to jedno słowo wyrażało więcej, niż mogłoby się wydawać.
– Przerosło mnie to. Zostałam sama z dwójką małych dzieci. Wiedziałam, że mama bardziej poradzi sobie z opieką nad wami, niż ja, dlatego tak postąpiłam. Później nie miałam już odwagi wrócić. Dowiedziałam się kilka miesięcy temu, że mam raka. To była wiadomość, która całkiem zniszczyła moje życie. Wtedy zobaczyłam ciebie w gazecie z jakimś piłkarzem, któremu pomagałaś. Musiałam ciebie śledzić, żebym wiedziała, gdzie mieszkasz. Chciałam zobaczyć ciebie ostatni raz.
– Gdybyś chciała mnie wcześniej widzieć, nabrałabyś odwagi i przyszła na pogrzeb swojego syna. A tak mój brat miał mały pogrzeb. Charles, najprawdopodobniej by tobie szybciej wybaczył, niż ja, ponieważ tak na dobrą sprawę nawet ciebie nie pamiętam. Jak mogę wybaczyć komuś, kto dla mnie nie istniał? Jak? – pokręciłam głową. – Czy ty mnie w ogóle kochałaś? Mnie, brata?
– Oczywiście, że tak, ale może nie byłam zbyt dobra, żeby być matką. Byliście moimi dziećmi, więc jak mogłam was nie kochać, Alexia? Do tej pory mocno cię kocham, jako matka.
– A ja ciebie nienawidzę. To jest jedyne, co czuję, gdy cię widzę. Może na papierze jesteś moją matką, ale w rzeczywistości jesteś obcą osobą, taką samą, którą mijamy na ulicy każdego dnia – powiedziałam to, co czułam. Nie umiałam się przemóc i jej wybaczyć. Spuściłam wzrok na jej dłonie i zauważyłam obrączkę. – Masz męża – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
– Mam. Kilka lat temu wyszłam za mąż – prychnęłam na te słowa.
– Kogoś innego zdołałaś poślubić, ale do dzieci nie było odwagi, żeby wrócić? – pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Może lepiej by nam było, gdybyś nie wróciła. Przynajmniej dalej z babcią żyłybyśmy w zgodzie. To właśnie tamta kobieta przejęła twoją rolę, w której nie umiałaś się znaleźć. To ona będzie dla mnie jedyna mamą, Gabrielo – powiedziałam dobitnie jej imię.
– Córeczko, proszę.... – chciała dotknąć moją dłoń, ale ją odsunęłam.
– Pani już nie ma córki, ani syna – wstałam od stołu. – Ale spokojnie, przyjdę na twój pogrzeb w powinności za to, że jednak mnie urodziłaś. Mam nadzieję, że w ostatnich dniach, Bóg będzie dla ciebie łaskawy.
Odeszłam od stołu, a później wyszłam z kuchni. Zauważyłam babcię, która siedziała w ogrodzie na huśtawce, którą zrobił dziadek. Chciałam wyjść już stamtąd, ale jednak coś mnie powstrzymało i poszłam do babci. Usiadłam obok niej i chwilę po prostu siedziałyśmy w ciszy i patrzyłyśmy na drzewa w ogrodzie.
– Wybaczyłaś jej? – odezwałam się, nie patrząc na babcię.
– Tak, bo jest moją córką. Alexi, nie bądź na mnie zła za to, co powiem, ale ona się o was martwiła. Raz w roku zawsze dzwoniła i się o was wypytywała. Nie umiała wrócić, ale jej serce zawsze było przy was, a teraz matka będzie musiała chować dziecko, a nie na odwrót.
– Babciu, ale ja nie umiem jej wybaczyć. Bardzo bym chciała, ale nie umiem... Za dużą mi krzywdę zrobiła tym, że jej nie było.
– Nikt nie zmusza cię do wybaczenia, drugiemu człowiekowi. Czy to będzie za tydzień, za miesiąc, czy za rok, a może nawet i po śmierci, to ty musisz być na to gotowa – podniosła rękę i przytuliłam się do niej.
– Dziękuję ci. Przepraszam, babciu za te słowa, które ci powiedziałam. Nie chciałam...
– Ale wiem, że to było prawdziwe. Gdybyś powiedziała, że nic się nie stało, to bym się zdziwiła – zaśmiała się lekko, przez co się uśmiechnęłam. – Kocham cię, wnuczko.
– Ja ciebie też, babciu. Kocham go – wypaliłam nagle.
– Wiedziałam, że moja jedyna wnuczka się w nim zakocha. Widziałam to po tobie, gdy pierwszy raz przyszłaś i to powiedziałaś. Co on na to?
– Chciał czas. On jest złamany, babciu.
– Jak każdy z nas, dziecko... Jak każdy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro