Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[4] Bajka nabiera sensu

Zbiorowisko reporterów i policjantów skupiło swoją uwagę na dwójkę ludzi, zmierzających w ich kierunku. Okazało się, że interesowali się tą samą sprawą co wszyscy - zamarzniętym ciałem.

Gdy pokazali swoje odznaki wzrok funkcjonariusza, który odpowiadał na pytania dziennikarzy i prowadzący poszukiwania w sprawie "morderstwa", zaczął gorączkowo uciekać, aby nie złapać kontaktu wzrokowego z Agentem Page'm. Dean spokojnym tonem oznajmił, że zajmą się sprawą, a oni mogą zrobić sobie wolne. Nie musiał długo mówić, aż w końcu wszyscy pracownicy policji oddalili się, lecz reporterzy nie chcieli opuścić nowo przybyłych, aż do wejścia wielkiego domu.

- EMF jest wysokie, ale tylko w obrębie pierwszego piętra.

- W latach 80' ten budynek nie miał pierwszego piętra... Żarówki nie świecą, prawdopodobnie przez ten nagły spadek temperatury - stwierdziła Gwen, naciskając pstryczek od lampy. - Masz coś jeszcze?

- Oprócz szronu na oknie to nic. Hmm... od zabójstwa minęło kilka dni, a szyba zaszroniona. Chyba Duszek Kacperek daje o sobie znać. Musimy się dowiedzieć, gdzie został pochowany i spalić jego kości.

Wright poprosiła Deana, aby zatrzymał się przy najbliższym supermarkecie, a ten bez żadnych ogródek podjechał pod sklep. Starała się iść jak najszybciej mogła na obcasach i przekroczyła drzwi wejściowe, a kilka minut później minęła je ponownie, trzymając dwie siatki, w których znajdowały się zupki chińskie, parę jabłek i dwa placki. Gdy wsiada z powrotem do Impali, od razu położyła kierowcy reklamówkę na kolanach. Wyszeptał tylko krótkie "Dzięki", któremu towarzyszył uśmiech. Gwen nie została mu dłużna i odwdzięczyła gest.

***

- Jesteś pewny, że ten duch nazywa się James Clark? - Zadała pytanie, gdy w godzinach wieczornych dojechali na cmentarz, gdzie rzekomo miał być pochowany.

- Jeśli chcesz, możemy dla pewności sprawdzić dom - odpowiedział z nutką niezadowolenia w głosie.

Dean jako pierwszy wbił szpadel w ziemie, Gwen zrobiła to samo i zaczęli kopać. Otaczała ich nieswoja cisza przerywana mocniejszym podmuchem wiatru. W końcu udało im się dotrzeć do trumny, której zawartość spalili. Gdy promień ognia się unosił, postanowiła zapytać o jego brata.

- Zatem Sam?

- Nie, nie rozmawiamy o nim. Każdy poszedł w swoją stronę i koniec historii.

Do samochodu wrócili nie wypowiadając kolejnych słów, chociaż Dean chciał komuś się wyżalić, to jego świadomość nie pozwalała mu na to. Bał się uzewnętrzniać jakiekolwiek współczucie względem brata.

***

- Jak widzisz jest tu bezpiecznie jak w żłobku - stwierdził opierając się o futrynę.

- EMF spadło, ale wciąż jest poza skalą, a więc...

Nie zdążyła dokończyć, ponieważ Dean został rzucony na drugi koniec pokoju przez niewidzialną siłę. Chcąc podbiec w stronę mężczyzny, również została przygwożdżona do ściany. Dlaczego on tu jeszcze był? O czym zapomnieli? Te pytania krążyły im w głowach. Mściwy Duch James'a zaczął szybko zbliżać się w stronę Winchestera, który próbował znaleźć jakieś żelazo, lecz na marne. Cała siła nadnaturalnego stworzenia skupiła się na Deanie, dlatego Gwen miała wystarczająco ułatwione zadanie, aby wydostać się i poszukać żelastwa. Była wystarczająco blisko kominka i zachwyciła grzebacz, po czym ruszyła szybkim, ale cichym krokiem w stronę Winchestera, który z każdą sekundą zaczął drżeć z zimna. Zapewne moc ducha skupiała się tylko na jednej, wymagającej skupienia, czynności. Stara podłoga zaskrzypiała pod ciężarem ciała łowczyni, przez co duch zaprzestał zabawy z jej kolegą po fachu i rzucił ją o ścianę na końcu pokoju, dlatego też z jej dłoni wypadła jedyna broń.

Lodowate powietrze zaciskało się coraz to mocniej na jej gardle. Ostatkiem życia raz patrzyła na Deana, który próbował wstać, lecz kończyny odmawiały mu jakiegokolwiek posłuszeństwa i na grzebacz, leżący kilkanaście centymetrów od jej dłoni, aż nagle przesunął się ku jej palcom, więc resztkami sił uderzyła w ducha, który tymczasowo zniknął.

Gorączkowo próbowała złapać kolejne hausty powietrza. Kątem oka zauważyła Deana, któremu udało się wstać, lecz wciąż dygotał się z zimna. Wielka ściana posłużyła Gwen za podparcie, więc z jej pomocą postanowiła stanąć na równe nogi i podejść w stronę bardziej poszkodowanego. Przez całą drogę do samochodu przyglądał jej się. Można było zauważyć, że dziewczyna czuje się nieswojo przez ciągłe gapienie się Winchestera, aż w końcu zagaiła rozmowę.

- Tak samo jak Ty, nie wiem jak to się stało.

- Zapewne są to początki twoich zdolności - powiedział, zgrzytając zębami z zimna, co nie poszło mimo uszu dziewczynie.

- Jedźmy już do motelu, tam poszukam kolejnych informacji o James'ie. I przy okazji dam Ci ciepłej herbaty.

***

- Jak to zrobiłaś? Widziałem na własne oczy, że grzebacz przesuwa się prosto w twoją dłoń.

- Po raz kolejny mówię, że nie wiem. Po prostu stało się. Zapewne Castiel coś mógłby nam powiedzieć.

- Lepiej nie. Ostatnio powiedział parę słów za dużo - dodał, biorąc kolejny łyk gorącej herbaty.

- Chodzi Ci o fakt, że...

- Tak. Sam.

- Wiesz co? Zmieńmy temat. Już raz doszło między nami do niepotrzebnej wymiany zdań. Nie chcę tego powtarzać - Winchester pokiwał twierdząco głową, czekając na kontynuację. - Hmm... ciekawe. Wdowa po Jamesie jeszcze żyje. Ma ponad 50 lat i mieszka w tym mieście. Jak mogliśmy tego wcześniej nie zauważyć?

- Hmm... Może dlatego, że... - kichnął kilka razy, przez to nie kończąc zdania, Gwen wstała po koc i położyła go na ramionach mężczyzny.

- Herbata musi Ci wystarczyć. Nie możesz się rozchorować.

***

- Agentka Rose i Agent Page. Jesteśmy tu w sprawie...

- Morderstw w moim starym domu? Zapraszam do środka.

- Od czasu pańskiej... - zaczął Dean, lecz zostało to przerwane przez kichnięcia. - Od czasu pańskiej wyprowadzki i śmierci męża nikt w tym domu nie mieszkał dłużej niż miesiąc.

- Sądzicie, że mam związek z zabójstwami?

- Sprawdzamy każdą możliwość - odpowiedziała Gwen. - Jak długo pani jeszcze mieszkała po śmierci małżonka?

- Mniej niż 4 tygodnie... jak wiecie miałam wtedy... pozamałżeński związek z moim szefem i on zaczął chorować, więc postanowiłam znaleźć nowy dom.

- Chorować?

- Tak, ciągle było mu zimno i był lodowaty w dotyku. Zapewne gdybyśmy zostali dłużej w tym domu, wymroziłby się.

- Zostawiła tam Pani jakieś rzeczy? - Zapytał Dean, pociągając nosem.

- Po co FBI takie informacje?

- Podejrzewamy sabotaż. Więcej nie możemy powiedzieć.

- Ahm. Rozumiem. W piwnicy przesiadywał całe dnie. Miał tam swoją pracownie malarską, nie zdążyłam wziąć z niej wszystkich jego obrazów. Czy to możliwe, że ktoś chce je ukraść?

- Niestety nic nie wiemy. Zbieramy poszlaki. Dziękujemy za pomoc.

***

- Dean... masz wysoką gorączkę i naprawdę chcesz iść do tego domu? Jak ty nawet kroku nie potrafisz zrobić.

- Byłem postrzelony, dźgnięty nożem, zaciągnięty przez Wendigo do jaskini. Jakieś byle przeziębienie mnie nie powstrzyma.

- Eh... a Castiel nie może Cię uleczyć? Jest aniołem, zapewne potrafi.

- To ja już wolę być chory.

- Jaka z ciebie baba, Dean - wymawiając te słowa, usiadła na łóżku i zaczęła się modlić. Minęło kilka sekund i Castiel zjawił się tuż przed nią. - Chyba nie przyzwyczaję się do tego nagłego pojawiania się. Czy potrafisz uleczyć Deana?

- Potrafię, ale Ty również.

- Dzięki, że schlebiasz, ale herbatą i kocem go nie uleczę zbyt szybko.

- Nie o tym mówiłem. Skoro w twojej krwi płynie Boże światło, to uzdrawianie jest tylko początkiem zdolności jakie w tobie tkwią.

- Ale ja nie potrafię.

- W chwili zagrożenia życia udało Ci przesunąć drąg siłą woli to zapewne uzdrowisz Deana - łowcy się zdziwili skąd wiedział o wydarzeniach z nawiedzonego domu. - Jestem aniołem stróżem, wyczuwam nagłe zmiany aury i energii.

- To co mam zrobić, aby... - Castiel zniknął pozostawiając pytanie bez odpowiedzi. - ...go uleczyć. On tak często?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro