Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[20] Bunkier z tajemnicami

Łowcy zakończyli nieszczęśliwy pobyt w liceum. Zapewne gdyby mieli spędzić tam dodatkowe kilka minut, Dean musiałby odciągając Gwen od niestosownych docinek w stronę jednego z byłych uczniów ogólniaka. Bez zbędnych ceregieli udali się w ponad trzygodzinna podróż do Lebanon, która nie mogła się odbyć od komentarzy Winchestera odnośnie jej zachowania wobec rówieśników z klasy. I oczywiście zapytał o szylkretowe kocury. Odrobinę go to zaciekawiło, lecz nie na tyle, żeby przestał drążyć temat szkoły średniej.
Gdy znajdowali się kilka mil od celu, zatrzymali się przy przydrożnym zajeździe. Było to spowodowane chęcią Deana na wielkiego burgera, którego nie mógł sobie odmówić. Gwen, od początku podróży, wreszcie miała szansę wyprostować kończyny. Po skonsumowaniu hamburgera z wszystkimi dodatkami przez Deana i frytek przez Wright, podążyli szczęśliwi, wolnym krokiem na sam koniec parkingu. Gdy rozchodzili się do wejść samochodu za sobą usłyszeli znajomy dźwięk skrzydeł, więc odwrócili się szybko na pięcie, a Castiel bez słowa dotknął ich klatek piersiowych.

- Co, do cholery, Cas?! - krzyknął, dotykając się po żebrach.

- Pieczęć chroniąca przed aniołami. Z nimi żaden anioł was nie znajdzie. A w szczególności Michał i Lucyfer. Sam też jest bezpieczny.

- Czyli ktoś będzie musiał zainwestować w telefon. A tym ktosiem jesteś ty, Castielu - dodała na rozluźnienie Gwen, która również sprawdzała mostek.

- Mogę sprawdzić czy nic Ci nie jest - Winchester wyciągnął dłoń w stronę piersi Gwen, ale ta szybko chwyciła go za nadgarstek.

- Wszystko dobrze, Dean - wypuściła z ucisku rękę. - Dzisiaj szukaj nas na terenie Lebanon.

Łowcy spisali aniołowi na kartce swoje numery, po czym od razu się z nim pożegnali i ruszyli dalej w drogę. W międzyczasie Gwen wysłała Samowi SMS, w którym zawarła informacje o położeniu najbezpieczniejszego miejsca na Ziemi i o tym, żeby zjawił się tam jak najszybciej, jak to będzie możliwe.

Stanęli przed wielką dziurą w ziemi z równie wielkimi metalowymi drzwiami.

- Nie wejdę tam pierwszy.

- Ani ja!

- Jest na to jedno rozwiązanie.

- Zamieniam się w słuch - Dean wyciągnął dłonie przed siebie, szykując je do gry w "kamień, papier, nożyce". - Przegrasz, Winchester.

- Pokonam cię w jednym ruchu, Wright... Na trzy.

- Raz, dwa, trzy - Dean wybrał nożyce, Gwen kamień. - Padło na Ciebie, nieszczęśniku.

- Zamiast na Barrym, wyzywasz się na mnie - odparł szeptem, otwierając drzwi za pomocą klucza.

Przeszli przez niewielki hol, który prowadził do kolejnych drzwi, lecz tym razem były zamknięte na wajchę. Dean stanął po jednej stronie i zaczął ciągnąć, zaś Wright popchnęła ją. Skrzydło zaskrzypiało niemiłosiernie, kiedy wreszcie udało im się przez nie przejść. Niestety za wiele nie udało im się zobaczyć, więc szybko chwycili za telefony i włączyli latarki. Podążyli w dół po metalowych schodach, które wyraźnie podkreślały każdy ich krok. Łowca podszedł do niewielkiej skrzynki wiszącej na ścianie, otworzył ją i ostrożnie pociągając za jedną z dźwigienek, która włączyła prąd w całym bunkrze.

Ponad godzinę zajęło im odkrycie większości pomieszczeń. Ich uwagę przykuła strzelnica, siłownia, biblioteka a przede wszystkim kuchnia, przez którą Winchesterowi zaczęły świecić się oczy. Chwilę później łowczyni odebrała telefon od Sama, który oznajmił jej, że miał sprawę w Seattle i niestety nie zdążyłby przyjechać tego samego dnia.

Dean zaprzestał swojego zwiedzania i zajął się dekoracją swojego nowego pokoju. Wright kontynuowała zwiedzanie bunkru. W wielkiej bibliotece dorwała się do spisu ludzi, którzy żyli w tym miejscu kilkadziesiąt lat temu.

- Ludzie Pisma... skoro mama miała klucz znaczy, że musi być tu jej tata... Dziadku Calvinie Walkerze znalazłam Cię. Ale chwila... - wzięła księgę pod pachę i ruszyła do pokoju łowcy, który był wyraźnie zaskoczony stojąca przy framudze Gwen.

- Przyszłaś podziwiać jak się urządzam czy... - na jego twarzy zagościł jednoznaczny wyraz.

- Nie, Deano. Czy twój dziadek nazywał się Henry Winchester? - zapytała bez owijania w bawełnę.

- Jeśli mężczyzna, który opuścił naszego ojca, gdy miał kilka lat, można tak nazwać. Tak, to mój dziadek. Czemu pytasz?

- Ponieważ on jak i mój dziadek byli Ludźmi Pisma.

- Ludźmi czego?

- To do nich należał ten bunkier! Nie był otwierany od dziesiątek lat! Jesteśmy ich dziedzictwem - stwierdziła rozweselona, co zdziwiło Deana.

- Czemu się tak cieszysz?

- Z tym miejscu znajduje się największy zbiór wiedzy na temat wszystkiego, co nadprzyrodzone. Co znaczy, że w tych księgach znajdziemy jak odesłać Lucyfera, a nawet jak go zabić.

- Nie tylko o Lucyferze, ale i... - wypowiedział to, co pierwsze przyszło mu na myśl.

- O nas! O naszej roli! - podskoczyła radośnie. Odchrząknęła. - To ja jeszcze się rozejrzę - wyszła zadowolona z pokoju.

Minęło zaledwie kilka minut, gdy Gwen znalazła jedno z archiwów Ludzi Pisma. Jej uwagę przykuła księga, więc chwyciła za nią, lecz okazała się nieciekawa. Gdy zamierzała odłożyć ją na półkę zauważyła wnękę w przestrzeni między książkami. Bez zastanowienia nacisnęła ją, a po sekundzie okazało się, że półka jest również drzwiami. Za nimi znajdowało się pomieszczenie z wymalowaną na podłodze pułapką na demony. Na ścianie pokrytej cegłami wisiały kajdanki, na której wygrawerowane były różnorakie pieczęcie. Prawdopodobnie osłabiające zdolności demonów... a może i samego diabła.

- Dean! - Wright zawołała melodyjne łowcę, trzymając i przyglądając się kajdankom.

- O co chodzi? - zajrzał przez drzwi archiwum, a gdy zobaczył kolejne przejście to podszedł bliżej. - Zajebista pułapka - skomentował dokładne wykonanie pentagramu przez wcześniejszych Ludzi Pisma, po czym skierował wzrok na Wright. - Ło, ktoś tu lubi na ostro.

- Mam nadzieję, że lubisz mocno zaciśnięte na nadgarstkach - odłożyła rzecz na miejsce i powolnym krokiem zaczęła kierować się w stronę wyjścia. Tuż obok ramienia Winchestera zatrzymała się i spojrzała na niego niewinnym wzrokiem. - Nie żartowałam - wyszła, próbując powstrzymać się od śmiechu.

Dean nie mógł nie skorzystać z zasobów broni, które miał do zaoferowania arsenał bunkru. Zaś Gwen chciała się skupić na rozwoju umiejętności, a właściwie to na wykorzystaniu ich w jakiś sposób w walce. Nauczenie się łapania i przesuwania przedmiotów za wykorzystaniem mocy.

W pomieszczeniu z wielką podświetlaną mapą, na której postawiła plastikową butelkę, długopis i wykałaczkę, próbowała wykorzystać swój dotychczasowy potencjał. Na samym początku wykorzystała butelkę po wodzie, z którą poradziła sobie bez problemu. Gorzej było z długopisem, ale również podniosła przedmiot. Niestety wykałaczka okazała się najtrudniejsza, złapać fizycznie taki przedmiot to trudność, a za pomocą niespotykanej mocy to był dopiero wysiłek.

Wyobraziła sobie chmurkę, która podnosi rzecz niewiele większą od drzazgi. Gdy w końcu udało się to podnieść za sobą usłyszała szmer, więc szybko obróciła całe swoje ciało jak i dłoń, panującą nad przedmiotem. Wykałaczka poleciała niczym strzała i trafiła w ścianę tuż obok Deana, który miał zamiar wejść do sali.

- Kiepski strzał, Katniss - wyciągnął drewienko ze ściany. - Chodź, musisz to zobaczyć.

***

- Czemu twój sztylet lewituje? - wskazała palcem na znajdującą się przed jej twarzą broń.

- Najdziwniejsze jest to - wyciągnął dłoń, próbując złapać sztylet, lecz ten odsunął się od niego. Gwen nie mogła się powstrzymać od cichego parsknięcia śmiechem. - W takim razie ty spróbuj.

- Czy to jest wyzwanie? - Dean pokiwał twierdząco. - To o co się zakładamy?

- Jeśli nie uda ci się złapać, to pieczesz placek, a jeśli dasz radę to...

- Dasz mi poprowadzić Impalę.

- Co? Nie! - stwierdził z oburzeniem.

- Zgadzasz się, albo polecisz - Winchester prychnął pod nosem nie wierząc w jej słowa, lecz dziewczyna skumulowała na nim moc, przez co jego nogi oderwały się od posadzki.

- No, dobra, dobra! Przekonał mnie twój argument, a teraz odłóż mnie z powrotem na podłogę - łowczyni odstawiła go na miejsce.

Gwen podeszła do sztyletu. Z zamkniętymi oczyma, jednym szybkim ruchem, chwyciła za rączkę. Była w większym szoku niż Dean, któremu oddała broń.

- Jednak jesteś wyjątkowa - stwierdził, gdy trzymał rzecz, która pomimo jego obaw, nie zniknęła ani nie uciekła z jego rąk. Dziewczyna stanęła bokiem do Deana, po czym stanęła na czubkach palców i cmoknęła go w policzek.

- Musimy kupić nieco jedzenia, a do sklepu z bogatszym asortymentem jest kawałek drogi. Ja poprowadzę.

🍻🍻🍻
Jeszcze dzisiaj udało mi się zredagować i dodać. Chciałam bardzo, abyście widzieli jak historia Gwen i Deana idzie do przodu. Czuję, że mnie zabijcie przy finale ;_;. Albo zamkniecie mnie w bunkrze bez możliwości wyjścia. Nasz fandom ma swoje uroki i żarty, na które niektórzy dziwnie patrzą...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro